Oczy, jasnoniebieskie jak lód, patrzyły na mnie z dziką czujnością. A pod powierzchnią wody… ogon. Długi, biały, lśniący. Syrena.

Z krwi Hiacynta wyrósł kwiat — purpurowy, jak miłość, która nie zna przebaczenia.
To dotyk nieskończoności na skraju serc i święta, które rozkwita w nas skromnym płomieniem.
I tak minęły lata. Klasztor zapadł się w ruinę, wioska znikła, a wzgórze zarosło lasem. Nikt już nie pamiętał imion tamtych dwóch. Tylko róża wciąż kwitła.
I wtedy zrozumiałem, że to nie on był upadły. To ja. Tylko że przy nim – po raz pierwszy – upadek nie wydawał się taki zły.
I tak zaczyna się moja opowieść – opowieść o mnie, o chłopcu, który przyjechał do Grecji, by odnaleźć siebie, i o Olivierze, który stał się światłem w jego mroku.
A jeśli kiedyś zapyta mnie, kim może być, powiem jej: „Kimkolwiek zechcesz, bo już teraz jesteś aniołem.”
Bo w świecie, w którym wszyscy udają, że chodzi o miłość do koni – ja wiedziałem, że chodzi o władzę.
I zostaje po nas coś, czego oboje nie znaliśmy: cisza głębsza niż czas, miękkość, której nikt nie potrafi wytłumaczyć.































.Dionysus.