
Crystal to piękna dziewczyna, która mogłaby mieć każdego chłopaka. Ale niestety, żaden nie dorównuje jej wymaganiom. Co się stanie, gdy dziewczyna napotka na swojej drodze Shawna Mendesa?
Będę musiał czekać cierpliwie na dzień, kiedy chmury będą posępne, a nieba krwawe. Wtedy będę czuć Twoją miłość nade mną.
Czuję jakbym tonął… Ty trzymasz mnie i trzymasz… Zabijasz powoli, tak powoli… Czuję jakbym tonął…
— Wood, umówisz się ze mną? — powiedział uśmiechnięty James, a Adelaide parsknęła śmiechem.
Wykorzystana. Upokorzona. Zraniona. Naiwna. Ale jakże w Tobie zakochana…
Ponoć stara miłość nie rdzewieje. Boję się, że znowu się w Tobie zakocham, Cameron. Boję się, że jeśli to zrobię, nie będę potrafiła obdarzyć Cię uczuciem równie mocnym, jakim Ty obdarzysz mnie.
Co się w ogóle stało, że on mnie obronił? Znaczy rzeczywiście, spędziliśmy wczoraj jeden dzień razem, ale to się stało przez przypadek. Nie byłam, nie jestem i nie będę dla niego nikim specjalnym.
— Uwierz w siebie Skarbie. Jesteś jedną z piękniejszych kobiet jakie widziałem w swoim życiu, ale po prostu ty nie potrafisz dostrzec swej urody.
A teraz, kochanie, zapłacisz za swoją naiwność, która dzielnie dotrzymywała Ci kroku.
Jestem zły w miłości i wiesz, że skłamałbym, gdybym powiedział, że jesteś tą, która mogłaby mnie naprawić.
Byłeś jedynym chłopakiem, który mógłby mnie w jakiś sposób zranić i bezbłędnie to wykorzystałeś.
Delilah, mogę Ci obiecać, że przez ten czas, jak się połączymy świat nie będzie kiedykolwiek taki sam i Ty jesteś temu winna.
Twój pocałunek sprawia, że wierzę, że mnie teraz ocalisz. Wyglądam na szalenie zakochaną! Sprawiasz, że wyglądam na szalenie zakochaną.
Rodzice Tarryn rozwiedli się. Dziewczyna chcąc połączyć ich znów razem zmieniła się na grosze. Na swojej drodze spotyka jednak kogoś, kto potrafi wprowadzić ją znów na dobrą drogę.
– Zmarł. To było piętnaście lat temu, nie przeżył wypadku, był jeszcze niemowlęciem. – Ale jak…? – Odnalazł mnie. Jest we mnie. Jest częścią mnie…
– Trzymaj dystans, księżniczko. Cokolwiek się zdarzy nie pozwól, by cię złamało. Możesz się bać, masz prawo, ale nie pozwól sobie upaść.
– Żartujesz? Ty mnie kochasz? – popatrzyłam na niego chłodno. On tylko uśmiechnął się i chwycił delikatnie mój policzek. Popatrzył mi w oczy i złączył nasze usta. Najgorsze… że podobało mi się to.
– Po prostu , daj mi spokój – mówię wyraźnie zrezygnowana. Niech już ten idiota da mi święty spokój. – Nie mogę – I wpił się w moje usta, a mi się to… podobało?











































