I on tu zawsze mówił mi „mała” Chciałam być duża, nie rozumiałam Szpilki nosiłam, by być wyższa Chciałam być dorosłości bliższa
Tańczy razem z tobą w deszczu? Jej nie okłamujesz, nie zdradzasz, nie ranisz? Mam to wszystko w dupie!
Chciałabym, żeby wróciła Żeby świat na nowo odmieniła Jak wiosna całe życie okwieciła Ale moje uczucia zraniła
Opowiem pani trochę O ludziach i o rodzinie Z czego ci pierwsi ciągle ranią A ci drudzy to debile
Wszystkie okruchy zbieram Przegrałam, jak mniemam Moja flaga faluje pokonana Moja nadzieja leży skonana
Poddam się całkiem Nikt mnie nie uratuje Będę na was patrzeć z góry, obiecuję
Tak wiele chciałbym powiedzieć Tak wiele chciałbym zrobić…
Najgorsze w chorobach psychicznych jest to, że wszyscy oczekują, byś zachowywał się, jakbyś ich nie miał. A ja muszę z tym żyć na codzień.
Czy wokoło tak zimno, czy to we mnie coś umarło? Od płaczu boli mnie już gardło Tęskno mi do starej mnie
Siedzę Pod samotnym Drzewem wisielców Cicho piszę Ustrojona w delikatną Czerwoną sukienkę
Mała, usiądź i posłuchaj. Nie mam do ciebie nic, zrozum, to nic personalnego. Ale widzę, jak on na ciebie patrzy. Jak rozmarzony spogląda w twoje oczy,
Choć chcę zacząć od nowa Nigdy nie zapomnę tego twojego słowa „Jutro” – używanego zawsze, gdy czegoś chciałam Gdy płakałam, lub cię potrzebowałam
Chciałem ją wtedy złapać za rękę, tak, jak ona mnie. Spojrzeć w oczy i pocałować.
Czasami dziwię się, że nadal tu jesteś, pomimo, że ja sama mam czasami siebie dosyć.
Nie odrzucaj mnie znowu Tylko dlatego, że księżyc w nowiu
Zwykłam bać się ludzi, ich dotyku. Jeszcze bardziej bałam się zmiany obecnego stanu rzeczy. Ale ciebie chcę mieć blisko, jak najbliżej.
Ten czas… te miejsce… te pomyłki, które ludzie wokół niej popełniali… te miłe słowa, na które musiała czekać za długo…
Ucieczka