Zasada numer jeden: „Znasz moje imię, ale nie moją historię.”

Mówili zaufaj procesowi. Tyle, że to już za długo trwa, za długo czekam na spokój, który nie przychodzi. Czuję, że czasu mam coraz mniej. Boję się, że tym razem to się uda.
Mam dość oddychania, bo boli. Nie mam siły na wstawanie, bo wiem, że znowu nic nie poczuję. Mam dość przywiązywania się do ludzi, którzy nie zwracają na mnie uwagi. Mam dość wszystkiego, przepraszam.
Bo kim ja jestem? Drugą opcją. Tą niechcianą i najcichszą osobą. Tą, która przygląda się z boku. Tą, którą zasypują pytaniami „Jak się czujesz” i „Co u Ciebie”, a ja nie wiem co u mnie.
Stałam się pusta. Mój wzrok nic nie mówił. Ciało dawało małe znaki. Włosy wypadały. Mniej jadłam.
Moje usta znowu dotknęły butelki z procentami. Obiecałam sobie, że więcej tego nie zrobię. Gorzki smak czuję w gardle. Tak bardzo nie lubię tego smaku. Zawsze chce mi się po tym wymiotować.
Bo prawda jest taka, że jeśli nie kochasz samego siebie, to nie nauczysz innych, jak mają Cię kochać. Jeśli nie czujesz własnej wartości, będziesz wiecznie prosić o jej potwierdzenie.
W oczach pojawiły się łzy, a w piersi rosło duszące napięcie. Panika. Rozglądała się po łazience jak zwierzę w klatce. Wzrok zatrzymał się na toalecie. Serce zaczęło łomotać. Ręce zadrżały.
Nie płakała już. Nie dlatego, że nie bolało — wręcz przeciwnie. Łzy przestały płynąć, bo wszystko w niej wyschło. Została tylko cisza.
„Bo gdzieś tam, między wersami moich notatek i w pustych spojrzeniach o trzeciej nad ranem, ona nadal tańczy. W brokacie. W ciszy. W mojej pamięci.”
„Kolejny beznadziejny dzień. Kolejne krople łez. Kolejne smutne myśli. Wszystko zatrzymywane w jednym ciele. Nikomu o tym nie mówiła. Nie mówiła o bólu. O tym co myśli.”















Nashwa