Zaczynała wtedy tańczyć rozganiając dłońmi echo Krzyku. Tańczyła niemego walca w bezgłośnych, śnieżnobiałych tiulach swojej sukni. Temu tańcu przypatrywał się Krzyk.

Niewidzialna – jej ludzie nie wskazują palcami, przemyka cicho w tej samej kawiarni z książkami.
Czułam się jakbym była jedną z wron. Jedną z jaskółek uciekających przed zimą. Bo zawsze przed czymś uciekałam.
Nocy pocałunki na skroniach nieba, księżyc odbiciem w kałuży się rozciera.
Wieczorem, gdy przychodziłam tam po pracy podlewając ziemię łzami, pocieszały mnie piosenki świerszczy i cykad. Patrzyłam wtedy na zachód słońca i myślałam że ona patrzy na mnie w tym samym czasie.
Wiatr wygina szkielet parasola do góry, a ja czuję jak zimno oplata mnie swoimi mackami. Zrezygnowana, poddaję się i puszczam jego rączkę.
Witamy w więzieniu. Placówce edukacyjnej stworzonej do bezpośredniej tortury młodych umysłów, i rozpłaszczania marzeń młodocianych poetów i artystów.






















aventurine.