Zasada numer jeden: „Znasz moje imię, ale nie moją historię.”
Zasada numer jeden: „Znasz moje imię, ale nie moją historię.”
Mam dość oddychania, bo boli. Nie mam siły na wstawanie, bo wiem, że znowu nic nie poczuję. Mam dość przywiązywania się do ludzi, którzy nie zwracają na mnie uwagi. Mam dość wszystkiego, przepraszam.
Stałam się pusta. Mój wzrok nic nie mówił. Ciało dawało małe znaki. Włosy wypadały. Mniej jadłam.
W oczach pojawiły się łzy, a w piersi rosło duszące napięcie. Panika. Rozglądała się po łazience jak zwierzę w klatce. Wzrok zatrzymał się na toalecie. Serce zaczęło łomotać. Ręce zadrżały.
Mówili zaufaj procesowi. Tyle, że to już za długo trwa, za długo czekam na spokój, który nie przychodzi. Czuję, że czasu mam coraz mniej. Boję się, że tym razem to się uda.
Bo kim ja jestem? Drugą opcją. Tą niechcianą i najcichszą osobą. Tą, która przygląda się z boku. Tą, którą zasypują pytaniami „Jak się czujesz” i „Co u Ciebie”, a ja nie wiem co u mnie.
Bo prawda jest taka, że jeśli nie kochasz samego siebie, to nie nauczysz innych, jak mają Cię kochać. Jeśli nie czujesz własnej wartości, będziesz wiecznie prosić o jej potwierdzenie.
„Bo gdzieś tam, między wersami moich notatek i w pustych spojrzeniach o trzeciej nad ranem, ona nadal tańczy. W brokacie. W ciszy. W mojej pamięci.”