
Wrzesień ciągnął się niemiłosiernie. Był dopiero dwudziesty, a ja już straciłam jakiekolwiek chęci do życia. Właściwie, nie wiem co mnie trzymało na świecie.
Siedzenie w fioletowym pokoju sprawiało mi dziwną radość. Miałam poczucie bezpieczeństwa i byłam wręcz pewna, że przesiadywałam tu częściej niż w dormitorium, co akurat trudne nie było, zważywszy na makabryczny wystrój wnętrza. Oczywiście gdybym to ja go ozdobiła, wyglądało by olśniewająco, ale jako że sama tam nie mieszkam, musiałam pójść na kompromis z tymi wywłokami.
Schyliłam się, by poprawić czarny dywan, który wcześniej wyczyściłam. Niczego tu nie robiłam czarami. Nie chciałam. Jestem półkrwi, ale magia nie jest czymś, co lubię. Zdecydowanie wolę zachowywać się normalnie, jak mugole. Dlatego też, cały brud ze ścian, podłogi i lampy wypolerowałam na błysk rękoma.
Przetarłam oczy dłońmi i oceniłam swoje dzieło. Drewniana podłoga była już całkowicie czysta, to samo z oknem. Fioletowe ściany już wyczyściłam, ale trzeba odnowić kolor. Wymieniłam zasłonę z czarnej na białą, żeby było trochę jaśniej, ale poprzednią mimo to zachowałam. Pod lewą linią dzielącą pokój od innych, stała góra jasnych desek, które wygrzebałam z szafy Megan.
Nie oceniam.
Planowałam zrobić z nich coś, w rodzaju szafy, ale zastanawiam się, czy nie zrobić po prostu kilku półek. To byłoby łatwiejsze, ale szybciej się zepsuje.
Rany, myślę jak krukonka.
Trzeba wykombinować więcej świeczek.
Normalnie bym poszła do pokoju i zgarnęła kilka swoich, ale tego nie zrobię, bo mi się nie chce.
Chwyciłam za różdżkę znajdującą się na marmurowym parapecie i przeklinając siebie sprzed dziesięciu sekund, wyczarowałam cztery zapachowe świeczki.
Tak, Flo, wcale nie magikujesz.
Rozstawiałam je po czterech kątach i zapaliłam, wdychając cynamonowo waniliowy aromat. Usiadłam na kocu rozkładając maksymalnie nogi.
Byłam już zmęczona, ale pokój prezentował się naprawdę nieźle. Stare zdjęcia dałam jakimś pierwszoklasistą, ale kilka ładnych zachowałam. Jeśli chodzi o kartki i zdjęcia, które znajdowały się tu od samego początku, poskładałam je w dwie kupki. Listy czytałam, a zdjęcia oglądałam. Starałam się to robić tak, by były po kolei i jak na razie, udawało mi się to. Codziennie potrafiłam przeczytać z dziesięć długich tekstów, chyba, że któryś był ciężki.
Wtedy rozmyślałam godzinami nad swoim egzystowaniem.
Westchnęłam cicho zakładając ręce na biodra. Dzisiaj już raczej nic nie zrobię, bo robi się jasno.
Tak, jasno.
Całą noc malowałam drzwi z wewnętrznej strony, bo farba odpadała w wielu miejscach, a musiałam jeszcze wybrać odpowiedni kolor.
Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Schowałam go do biustonoszu, bo, serio, to najlepsza kryjówka. Chowam tam galeony na czarną godzinę.
Po cichu, aczkolwiek szybko, przeszłam przez dobrze mi już znany korytarz i zeszłam po schodach, bez przeszkód. Od razu przeszłam do Wielkiej Sali, gdzie niektórzy już jedli. Zapewne jest koło szóstej. Usiadłam byle gdzie biorąc pięć gofrów. Polałam je syropem klonowym, a na wierzch wyłożyłam wiśniową konfiturę z kawałkami owoców. Zaczęłam jeść śniadanie rokoszując si smakiem ciepłego ciasta.
— Flo.
I się skończyło.
— Nie psuj mi humoru, czuję się wyjątkowo zjawiskowo dzisiaj. — Mruknęłam kontem oka patrząc na mojego brata.
— Też miło cię widzieć. Rodzice podobno chcą z nami pogadać. — Powiedział, siadając obok mnie. Zabrał łyżeczkę i nałożył na nią konfiturę, którą od razu zjadł. — Lepsza niż babci.
— My nie mamy babci. — Parsknęłam i usłyszałam śmiech Severusa. Tak naprawdę go kochałam. Jasne, denerwował mnie, a widok który zobaczyłam, gdy weszłam przez przypadek do łazienki, gdy tam był wyrył chęć skoczenia z okna, ale nie wyobrażam sobie życia bez tego gówniarza.
I pomińmy fakt, że to on był straszy o kilka minut.
— Ale gdybyśmy mieli, to ta konfiturka byłaby lepsza. — Uśmiechnął się zabierając jeszcze trochę.
— Gdybyśmy mieli babcię, nie śmiał byś tak o niej mówić, zważywszy na charaktery rodziców. — Chrząknęłam zasładzając się syropem.
— Właśnie. Wracając do tematu. Przyjadą w sobotę, o trzynastej, więc bądź gotowa. — Spoważniał, jednak delikatny uśmiech nadal błąkał się na jego ustach.
— Ale zawsze ja mówię!
— Florcia, mamusia z tatusiem napisali do swojej córeczki, zapominając, że mają jeszcze syna, więc chyba nie będę wam przeszkadzał. — Mruknął i odszedł do stołu ślizgonów.
Severus był dobrym bratem. Nasi rodzice mnie faworyzują. Wiem to i on też to wie. Wie to tak naprawdę większość osób którymi się otaczamy, a po tym, jak trzy lata temu tata nazwał Seva moim kolegą z roku, wiedzieli już wszyscy.
Naprawdę było mi go szkoda, ale próbowałam już wszystkiego, by wyrównać nasze relacje z rodzicielami. Głównie dla niego zaczęłam rozrabiać. Miałam nadzieję, że jeśli będę łamać zasady, to mnie też będą traktować jak jego. Myliłam się bardzo. Stwierdzili, że dopóki nikogo nie zabiję, jest okay, bo to młodzieńczy bunt. Jak na złość ich oświadczeniu, tydzień później Severus przez przypadek, rozlał eliksir profesora Slughorna. On sam wiedział, że mój brat nie zrobił tego specjalnie i mu odpuścił karę, jednak musiał powiedzieć Dumbledore'owi dlaczego w lochach śmierdzi sikami smoka. I o to już się złościli. Nie pobili go, nie. Oni go wyzwali. Wyzwali od najgorszych. Dużo wtedy płakał. Byłam przy nim cały czas. Byłam, gdy krzyczał i wrzeszczał na swoje odbicie w lustrze, byłam jak robił sobie eliksir bólu, byłam z nim, gdy stał na krawędzi tego pieprzonego wzgórza. I omal nie spadł. A on naprawdę tego chciał. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Nie pojawił się na lekcjach. Nie było go na obiedzie, ani kolacji, a gdy przyszłam do lochów drzwi otworzył mi Evan Rosier mówiąc, że nie widział go od rana i bardzo długo się żegnał. Podobno prosił, o opiekę nade mną. Wtedy zaczęłam go szukać. Lily o niczym nie wiedziała, a z Octavią nie miałam wtedy przyjemnej relacji, jednak poszłam do niej po pomoc. Znalazłam go stojącego chwiejnie nad przepaścią przy Wrzeszczącej Chacie. Cały dygotał, nie wiadomo czy z zimna, czy ze strachu. Podeszłam wtedy do niego patrząc, gdzie on. Nie pytałam dlaczego. Ja wiedziałam. Wiedziałam, że nie chciał żyć. Wiedziałam to dłuższy czas, jednak nie dlatego, że mi nie powiedział. Po prostu znałam go na wylot, zawsze wiedziałam co czuje i kiedy. Byliśmy w końcu bliźniakami.
Gdy na mnie spojrzał widziałam tylko strach. Powiedział wtedy chyba najpiękniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek, ktokolwiek skierował w moją stronę. "Chciałem to zrobić, Florence. Chciałem się zabić, ale jesteś zbyt dobra, by to widzieć. Nie możesz oglądać strasznych rzeczy na żywo. Nie powinnaś. Jesteś zbyt dobra. Zbyt dobra Florence."
Potem dużo przepraszał. Przepraszał mnie za dosłownie najmniejszy błąd, często nawet za te, które nie były związane ze mną. Widziałam jak powoli naprawiał się na moich oczach i przysięgam, że nic bardziej mnie nie cieszyło. Trwało to bardzo długo, ale teraz, po prawie trzech latach mogę śmiało stwierdzić, że Severus Snape jest ogólnie szczęśliwy. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Wstając od stołu w sobotni poranek wiedziałam, że ten dzień będzie ciężki. Ubrałam się jak najmniej przyzwoicie jak tylko moje sumienie pozwoliło, przez co miałam na sobie krótką, obcisłą sukienkę z dużym dekoltem układającym się w V. Wiedziałam, że zwracam uwagę wielu osób, i choć przeszkadzało mi to niesamowicie, nic z tym nie zrobiłam. Octavia dała mi tylko swoją bluzę, którą chętnie założyłam, bo jednak nie muszę świecić cyckami przed Dumbledore'em.
I tak właśnie, spóźniona po dziesięć minut, wleciałam do gabinetu dyrektorcia gotowa na obelgi.
— Jesteś wreszcie! — Piskliwy głos mojej matki wypełnił pokój, i niemal widział grymas na twarzy siwobrodego właściciela szkoły siedzącego na przeciw drzwi. Kobieta wstała z krzesła i przytuliła mnie mocno. — Moje ty skarbie! Jak się czujesz? Severyn ci nie dokucza?
Auć.
Wyswobodziłam się z uścisku rodzicielki obdarzając ją pogardliwym spojrzeniem.
— Mój brat, a wasz syn ma na imię Severus, a wasze przezwiska nie są śmieszne. — Warknęłam, chcąc złagodzić pomylone imię. Spojrzałam na swojego bliźniaka, który uśmiechał się do mnie delikatnie. Niesłyszalnie poruszył ustami na "odpuść".
— Nieważne. — Mruknęła poprawiając burzę czarnych loków. — Przeprowadzamy się.
Co?
— Co? — To samo pytanie padło z ust Severusa, jednak ojciec uciszył go gestem ręki.
— Nie mamy pieniędzy, Severynie.
— Severusie. — Poprawiłam ją, co niebywale denerwowało tatę.
Brunet gwałtownie wstał i podszedł do mnie.
— Opowiesz mi potem.
i wyszedł. Znowu. Znowu jestem sama z nimi.
— Więc? O co chodzi?
— Jak wiesz z Tobiaszem...
— Z ojcem, chciałaś powiedzieć. Tobiaszem jest tylko dla ciebie i dla tych dziwek które mu płacą pięćdziesiąt za godzinę działalności.
— Kochanie. — Warknął ostrzegawczo dawca plemnika.
— Kochanie? Tak mówisz do klientek?
Padło wiele zdań. Chcianych i tych mniej. Tak naprawdę, jedyną dobrą rzeczą jakiej się dowiedziałam, był fakt, że jednak mamy babcię.
Potem wszystko opowiedziałam Severusowi, spacerując po błoniach. Patrzył smutno w szumiącą wodę z dłońmi schowanymi w kieszenie.
— Nie musisz mnie przed nimi bronić, Flo. — Powiedział spokojnie przerywając mój wywód na temat rodziców z mózgiem wielkości oka wiewiórki.
— No jednak muszę, bo ty jesteś takim ciapciakiem, że nie potrafisz.
Brunet zaśmiał się pod nosem spoglądając na mnie kątem oka.
— Jesteś totalnym dziwadłem, Florence. — Szepnął zatrzymując się na chwilę w miejscu.
— Powiedział ten, co dostał puchar za odbywanie cygańskich modłów. — Parsknęłam popychając go lekko w lewo.
— Puchary od Pottera i spółki się nie liczą. — Warknął, a ja poczułam, jak automatycznie atmosfera się zagęściła.
Spuściłam głowę.
Kocham Severusa, a to co huncwoci nie jest dobre. Jasne, gdy pofarbują mu włosy, bądź wyleją wodę na głowę, to jest zabawnie, ale zawieszanie go za kostkę do góry nogami nad wodą nie jest fajne.
— Nieważne. Chodź, zaraz skończy się kolacja. — Mruknął chwytając mnie za rękę.
Dałam mu się prowadzić prosto do zamku.
SweetWitch
Szkoda, że zawiesiłaś, bo mega dobrze mi się czytało:( Historia ciekawa i dobrze napisane.
Morsmordre.
• AUTOR@SweetWitch (:(
Sweet_monster
prawie rok temu napisas ta ksiazke, czemu nie wiecej
zawiesilas ją?
Morsmordre.
• AUTOR@Avocado_Girl tak
Sweet_monster
@Morsmordre. o jejku szkoda bo to fajne było :((