[…] Ostry, chaotyczny, jakby niebo samo nie mogło zdecydować, czy chce się wypłakać, czy zrobić z miasta jedną wielką rzekę. […]

[…] Sześć miesięcy. Tyle minęło, odkąd to wszystko się zaczęło – odkąd opuściła go. […]
[…] Otaczała ją ciemność, nie tylko ta na zewnątrz, ale ta, którą czuła w sobie. W dłoniach trzymała czarną różę. […]
Najpierw łzy i smutek. Potem blask i radość. Opowieść o tym, co boli… i co leczy.











