Noc pachniała wodą, mchami i mlekiem. Morsik, drobna srebrzysta kotka, tuliła się do brzucha matki. Serce biło jej spokojnie — tak spokojnie, jak tylko mogło w bezpiecznym legowisku karmicielek, gdzie

Otworzyłam oczy i zaczęłam niuchać. Moje ciało było jeszcze mniejsze, a nade mną pochylała się szara kocica, prawdopodobnie moja matka.
Nade mną pochylał się kruczoczarny wojownik, ten, który przed sekundą zatopił kły w moim karku. Patrzył, jak z karmicielki uchodzi życie, którego mnie pozbawił.









Klan_Wiatru