-Zakmnij się! Przestań bronić tego przeklętego bękarta! - gdy tylko weszłam do domu usłyszałam krzyki. Uświadomiłam sobie, że nadszedł czas, żeby ojciec ostatecznie zrozumiał, że jego córka nie jest w Slytherinie. Jak tylko mnie zobaczył, skierował na mnie pełen gniewu wzrok - Jak śmiesz w ogóle tu wracać?!? Spodziewałem się, że nie wylądujesz w Slytherinie, ale Gryffindor?!? Zostałaś Gryfonką i masz czelność wracać do tego domu?!? Jesteś skazą na rodzinnym nazwisku, Lea! - stałam i wpatrywałam się w niego wzrokiem pełnym pogardy. Ani trochę nie zdziwiły mnie jego słowa - Cruc..
-Expelliarmus! - wymierzyłam w ojca, a jego różdżka wyleciała mu z ręki. Złapałam ją w locie. Ojciec patrzył na mnie zdziwiony - Co? Myślałeś, że twoja przeklęta córeczka nie zna zaklęć? Mylisz się - podeszłam bliżej niego i przestawiłam mu różdżkę do serca - Już nigdy nie skrzywdzisz mnie i mamy!
-Teraz to ty się mylisz - uderzył mnie w twarz przez co zapomniałam o różdżce i ją wypuściłam. Wziął ją do ręki - Crucio! - poczułam okropny, przeszywający ból. Nagle ustał. Zobaczyłam mamę, która zacięcie walczyła z ojcem.
-Już nigdy nie skrzywdzisz naszej córki - powiedziała. Wykorzystałam sytuację i rozbroiłam ojca za pomocą swojej ręki. Jednak ta umiejetność na coś się przydała. Mama rzuciła na niego nieznane mi zaklęcie. Ojciec był bezbronny.
-Wynoś się! Wynoś się z tego domu, natychmiast! - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Ty i twoja szlamowata matka będziecie mnie kiedyś błagać o wybaczenie - parsknął śmiechem i zniknął. Zrobiłam to. W końcu pozbyłam się ojca.
-Szlamowata? Mamo, przecież ty jesteś…
-Daj spokój, Lea. Pamiętaj dla twojego ojca tylko ślizgońska krew jest czysta - powiedziała.
-Dlaczego w ogóle związałaś się z kimś takim? - zapytałam. Nigdy nie rozumiałam jak można było chcieć mojego ojca za męża.
-Kiedyś taki nie był. W Hogwarcie od czwartego roku o mnie zabiegał. Powodowało to rozgoryczenie wśród innych uczniów, ale jego to nie obchodziło. Udało mu się na szóstym roku. Zakochałam się, umówiliśmy się i zostaliśmy parą. Po szkole wzięliśmy ślub i urodziłaś się ty. To zazdrość. Zazdrość i wpływ twojej babki go tak zmieniły. Stał się agresywny… Z resztą dalszą część historii znasz - opowiedziała o tym wszystkim z ogromnym smutkiem w głosie. Myślę, że naprawdę go kochała - Proszę cię, wyjedź stąd. On tu jeszcze wróci, a ja chcę, żebyś była bezpieczna. I nawet nie próbuj odmawiać. To dla twojego dobra - nie miałam ani ochoty, ani siły na sprzeczki z mamą i posłusznie spakowałam kufer i byłam gotowa.
-Będę u Jamesa. Tylko obiecaj, że gdy tylko coś się będzie działo poinformujesz mnie.
-Spokojnie, kochanie, dam radę. Trzymam kciuki za ciebie i Syriusza - uśmiechnęła się - Powodzenia. Pamiętaj, kocham cię i zawsze będę cokolwiek się nie wydarzy - po jej policzku spłynęła łza.
-Mamo, przecież nie żegnamy się na zawsze. Kocham cię.
-Idź już - podeszłam do kominka i wypowiedziałam adres Jamesa.

Znalazłam się w domu Jamesa. Jego mama natychmiast do mnie podbiegła.
-Lea, nic ci nie jest? Czy coś poza tym okiem ci dolega? - kobieta zapytała mnie z troską. Zaprzeczyłam i wyraźnie jej ulżyło - Przepraszam, nie przedstawiałam się. Euphemia, mama Jamesa. Cieszę się, że w końcu cię poznałam. James bardzo dużo o tobie opowiadał.
-Ciekawe… Gdzie on jest? Chciałabym się z nim zobaczyć - jak na zawołanie w salonie pojawił się mój przyjaciel.
-Mamo, ja się już nią zajmę. Dziękuję - powiedział, a jego mama zostawiła nas samych. James przytulił mnie zanim w ogóle coś do mnie powiedział - Lea, skarbie, ty krwawisz! - spojrzał na moje zsiniałe krwawiące oko.
-Spokojnie, to nic nowego. Przyzwyczaiłam się - usiłowałam zebrać się na uśmiech, ale zbyt bardzo chciało mi się płakać. W końcu nie wytrzymałam i z moich oczu zaczęły spływać łzy.
-Lea, nie płacz - James mocno mnie przytulił - Co się stało, skarbie?
-Wyrzuciłam go z domu… Powiedział, że jestem skazą na rodzinnym nazwisku… I… - trudno mi było o tym mówić, ale chciałam, żeby mój przyjaciel znał całą historię.
-Spokojnie, jak nie chcesz to nie mów. Do niczego cię nie zmuszam.
-Chcę. Po prostu mi ciężko - wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam Jamesowi w szczegółach co się stało. Słuchał mnie z uwagą.
-Twój ojciec to naprawdę tyran - powiedział jak skończyłam opowiadać - Chodź musimy ci opatrzyć oko - poszliśmy do kuchni. Mama Jamesa zajęła się moim okiem. Po chwili moja rana się zrosła i został tylko siniak. Podziękowałam i udałam się z Jamesem na górę.

-To od teraz twój pokój. Czuj się jak u siebie - uśmiechnął się i wszedł do wskazanego pokoju. Był naprawdę duży. Ściany były pokryte piękną farbą w kolorze burgundu. Znajdowały się tam drewniane meble i dwuusobowe łóżko.
-Wow… Nie sądziłam, że dostanę swój pokój.
-Myślałaś, że pozwoliłbym ci spać na kanapie? Prędzej oddałbym ci swój pokój, ale na szczęście ten dom jest na tyle ogromny, że trafił ci się własny. Możesz go urządzić jak tylko chcesz. Zostawię cię pewnie jesteś zmęczona. Łazienka jest obok, a mój pokój naprzeciwko jakbyś potrzebowała towarzystwa swojego wspaniałego przyjaciela - podeszłam do Jamesa i pocałowałam go w policzek.
-Dziękuję za wszystko.
-Odpocznij, mamy na jutro plany.
-Jakie plany? - zapytałam zaskoczona.
-Zobaczysz - uśmiechnął się cwaniacko i wyszedł. Postanowiłam pójść do łazienki i wziąć szybką kąpiel. Później wykończona położyłam się do łóżka.

Byłam w domu. Przede mną stał ojciec. Bił mamę, a ja stałam i nie mogłam nic zrobić. Ojciec zauważył mnie i przybliżył się.
-Wiedziałem, że wszystko skończy się po mojej myśli - przystawił mi różdżkę do gardła - Avada Kedavra!
Obudziłam się z krzykiem. Do mojego pokoju wpadł przestraszony James.
-Wszystko w porządku? - zapytał zatroskany.
-To był tylko koszmarny sen. Wszystko jest OK - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego - Jamie, moglibyśmy się przejść? Potrzebuję świeżego powietrza.
-Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się i wyszedł się ubrać. Zrobiłam to samo i chwilę później spotkaliśmy się na korytarzu. Po cichu wyszliśmy z domu i poszliśmy przed siebie.
-Chodź, zaprowadzę cię w pewne miejsce. Miałem to zrobić jutro, ale skoro teraz jest okazja to pójdziemy tam teraz - wziął mnie pod rękę i poszliśmy - Jak mnie nazwałaś w pokoju?
-Z tego co pamiętam to Jamie.
-Właśnie, nie znoszę tego, ale jesteś moją najlepszą przyjaciółką i… - przerwałam mu.
-Daj mi zgadnąć. Mogę tak na ciebie mówić ze względu na to, że jestem twoją ulubioną i jedyną najlepszą przyjaciółką.
-Dokładnie to zamierzałem powiedzieć - zaśmiał się - Już jesteśmy.
Zatrzymaliśmy się przy średnich rozmiarów jeziorze. James zaproponował żebyśmy usiedli na pomoście. Zgodziłam się i tak też uczyniliśmy. Siedzieliśmy w ciszy. Nie przeszkadzało mi to. Wystarczyło mi towarzystwo Jamesa. W szkole też zdarzało nam się siedzieć w ciszy, tylko wtedy towarzyszył nam Syriusz. Tęskniłam za tym rozbawionym cwaniakiem. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Jamesa.
-O czym tak myślisz? Tylko błagam, nie mów, że o Syriuszu.
-Co? - zapytałam trochę rozkojarzona.
-Czyli chyba o nim myślałaś - trącił mnie z rozbawieniem łokciem - Nie martw się. Jako wasz najlepszy przyjaciel, szczerze wam kibicuję.
-O czym ty mówisz? Przecież my się przyjaźnimy.
-Ależ oczywiście. Na pewno tylko się przyjaźnicie - zaśmiał się James i uśmiech nie znikał mu z twarzy.
-Nie wiem o co ci chodzi, ale skoro już jesteśmy w temacie, Syriusz wybiera się do ciebie na wakacje?
-Przyjedzie do nas w sierpniu i zostanie do końca wakacji - uśmiechnęłam się na te słowa - Tak się stęskniłaś za naszym Blackiem?
-Wracajmy już - zignorowałam pytanie i ruszyliśmy z powrotem. Szliśmy w ciszy do momentu, gdy James ją przerwał.
-Lea, wiem, że za nim tęsknisz.
-Przestań się tak szczerzyć - trąciłam go ze śmiechem łokciem - Tylko nie pisz do niego, że tu jestem. Chcę mu zrobić niespodziankę.
-Dla ciebie wszystko - dotarliśmy do domu Jamesa, który z zewnątrz był ogromny. Poszliśmy na górę.
-Dobranoc, Jamie.
-Dobranoc, skarbie.
Poszłam do swojego pokoju i położyłam się spać.

Następnego dnia obudziłam się wypoczęta. Poszłam do łazienki odświeżyć się i ubrałam się w jeansowe szorty i przydużą koszulę. Włosy związałam w rozwalonego koka. Nigdy nie przywiązywałam szczególnej wagi do moich włosów. Często były w nieładzie, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Nieraz słyszałam od chłopaków, że dzięki nim wzrasta poziom mojej atrakcyjności. Zajrzałam do pokoju Jamesa. Dalej spał. Postanowiłam zejść na dół i zrobić śniadanie.
-Dzień dobry - powiedziałam wchodząc do kuchni, ale nikogo w niej nie było. Rozejrzałam się po całym domu. Wszędzie pusto. W kuchni na stole znalazłam list. Zobaczyłam na nim napis: "Do Lei i Jamesa". Już chciałam go otworzyć kiedy pojawił się skrzat domowy.
-Witam panienkę Sparks. Życzy sobie coś panienka? - zapytał.
-Jeśli to nie kłopot poprosiłabym soku pomarańczowego - nie byłam przyzwyczajona do usługiwania. W domu nie mieliśmy skrzata i wszystko robiłam sama lub z pomocą mamy. Skrzat przyniósł mi sok pomarańczowy, a ja wzięłam się za czytanie listu. "Drodzy Leo i Jamesie,
Musieliśmy pilnie wyjechać. Lea, czuj się u nas jak u siebie. James, opiekuj się Leą. Jeśli tylko będzie się coś działo, piszcie. Nie wrócimy do końca wakacji, więc sami musicie udać się na zakupy potrzebne do szkoły. Pozdrówcie od nas Syriusza. Powodzenia w szkole. Całujemy"
W takim razie cały dom dla nas. Wzięłam się za robienie śniadania. Z pomocą skrzata znalazłam wszystkie potrzebne produkty i zaczęłam robić naleśniki. W samą porę, gdy skończyłam James zszedł na dół.
-Co tak ładnie pachnie?
-Śniadanie, siadaj jest gotowe - James usiadł naprzeciwko mnie i zaczął jeść - Twoi rodzice zostawili list. Był zaadresowany też do mnie, więc uznałam, że nie stanie się nic złego jak go przeczytam - podsunęłam list bliżej Jamesa. Przeczytał go.
-Nic nowego. Często wyjeżdżają. Dobre te naleśniki.
-I zostajesz wtedy sam?
-Czasami zostaję sam, czasami ktoś do mnie wpadnie. Różnie to bywa. Ale teraz jestem skazany na ciebie - zaśmiał się. Po śniadaniu poszedł się przebrać.
-Jakie mamy plany na dziś? - zapytałam.
-Zobaczysz - uśmiechnął się tajemniczo.

James zawiązał mi oczy, wziął za rękę i ruszył w nieznanym kierunku. Nie miałam pojęcia gdzie idziemy i wlokłam się za nim. Musieliśmy wyjść na dwór, bo poczułam przyjemny letni wiatr. James zdjął mi opaskę z oczu.
-Hmm… I co w tym takiego niezwykłego?
-Oj, Lea. Myślałem, że jesteś bystrzejsza. Co powiesz na mały mecz Quidditcha?
Spojrzałam na niego zaskoczona. Trzymał w ręce miotły. Swoją i tą, którą podarował mi na gwiazdkę.
-Chętnie, Potter - wzięłam od niego miotłę i wzbiłam się w powietrze. James zrobił to samo. Gra była całkiem wyrównana. Po długim czasie postanowiliśmy skończyć.
-Wydaje mi się, że wygrałam.
-Mi się tak nie wydaje, ale nie sądziłem, że jesteś taka dobra.
-Jak mogłeś - podeszłam na niego i rozczochrałam jeszcze bardziej jego wiecznie potargane włosy - Powinniśmy startować do drużyny. Byłbyś świetnym ścigającym, a ja startowałabym na szukającą.
-Daj spokój…
-James! Żadne daj spokój. Jesteśmy naprawdę dobrymi graczami. Powinniśmy spróbować!
-Zobaczymy.
-Cieszę się, że się zgadzasz - uśmiechnęłam się i wróciliśmy do domu. Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu filmów. Kilka dni później udaliśmy się na Pokątną. Kupiliśmy wszystkie potrzebne rzeczy i wróciliśmy. Czas szybko mijał. Sierpień nadszedł bardzo szybko.

1 sierpnia obudziłam się bardzo wcześnie. Wzięłam szybki prysznic i nałożyłam sukienkę Hiszpankę. Delikatnie się pomalowałam, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Po co w ogóle się tak przejmuję? To tylko Syriusz. Znając go i tak powie, że pięknie wyglądam. Zeszłam na dół zjadłam śniadanie i wróciłam do siebie. Drzwi do pokoju otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Stanął w nich James i zlustrował mnie wzrokiem.
-Dalej jesteś zdania, że tylko się przyjaźnicie?
-O co ci znowu chodzi? - zaczęłam się śmiać - Przyznaj, że zwyczajnie jesteś zazdrosny, bo to nie dla ciebie się tak wystroiłam. Z resztą dla Syriusza też nie. Dziewczyny po prostu lubią ładnie wyglądać bez powodu.
-Masz rację, zmyślaj dalej - puścił mi oczko. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Oboje zeszliśmy na dół. James otworzył drzwi, a ja stałam oparta o ścianę przy schodach. Syriusz w nieludzki sposób wskoczył na Jamesa i się z nim przywitał. Cały Syriusz. Chwilę patrzyłam na nich rozbawiona aż w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
-A ze mną już się nie przywitasz?
-L…Lea… Co… co ty tu robisz? - Syriusz zaczął się jąkać.
-Aktualnie mieszkam. Długa historia. Kiedyś ci opowiem - podeszłam do chłopaka, rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam. Poczułam zapach jego perfum, które uwielbiałam od kiedy tylko go poznałam. James miał rację, tęskniłam za Syriuszem, co wcale nie oznaczało, że byliśmy kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Dalej przytulałam Syriusza, kiedy usłyszałam chrząknięcie Jamesa.
-Słuchajcie, ja wiem, że długo się nie widzieliście, ale nie możecie się ściskać cały dzień!
-Tęskniłem, Lea. Pięknie wyglądasz - wiedziałam, że to powie. Komplementuje mnie nawet w zwykłych szatach Hogwartu lub w piżamie. Zostawiłam chłopaków na chwilę samych i poszłam pokroić ciasto, które udało mi się wcześniej upiec mimo braku zdolności do pieczenia. O ile gotowanie dobrze mi szło, to pieczenie jakichkolwiek ciast szło mi o wiele gorzej. Stojąc w kuchni, usłyszałam ich rozmowę.
-Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ona tu jest? Wtedy nie robiłbym z siebie pajaca! - powiedział oburzony Syriusz.
-Syriusz, przyjacielu, przecież ona wie, że nim jesteś. I za to cię uwielbia. Weź się w końcu w garść i się z nią umów! Widzę jak na siebie patrzycie. To na pewno nie jest zwykła przyjaźń.
-Przestań prawić mi kazania.
Postanowiłam przerwać ich rozmowę.
-Panowie, zapraszam do kuchni - po chwili oboje przyszli - Upiekłam ciasto - uśmiechnęłam się dumnie.
-Zatrułaś je? - zapytał James.
-Ty umiesz piec? - zawtórował mu Syriusz.
-Nie, moje umiejętności są raczej marne, a co do zatrucia. Szczerze, nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że nie -zaśmiałam się i siadłam do stołu. Okazało się, że mój wypiek był smaczny, bo został zjedzony szybciej niż myślałam. W międzyczasie opowiedziałam Syriuszowi dlaczego się tu znalałam. Gdy skończyłam, uderzył pięścią w stół i wstał.
-Miałaś do mnie pisać jak będzie się coś działo! - krzyknął.
-I co byś zrobił? Przyjechałbyś i pobił mojego ojca? Daj spokój. Musiałam poradzić sobie z tym sama. Na razie jest już po wszystkim - powiedziałam.
-Mam nadzieję, że opiekowałeś się nią przez ten miesiąc - Syriusz uspokoił się i powiedział, patrząc na Jamesa.
-Nie martw się. Zapewniłem jej świetne towarzystwo - odpowiedział James, uśmiechając się.
Z Jamesem i Syriuszem nie można było się nudzić. Dni mijały bardzo szybko i zanim się spostrzegliśmy nadszedł 31 sierpnia. Syriusz wrócił do domu i następnego dnia mieliśmy się spotkać na dworcu King's Cross.

-James! Wstawaj, bo się spóźnimy! - weszłam do jego pokoju i usiłowałam go obudzić. Ja byłam gotowa od godziny. Miałam na sobie spodnie mom jeans i moją ulubioną przydużą koszulę. Na nogach miałam moje trochę już znoszone białe conversy - Chciałam po dobroci, ale skoro wolisz siłą…
-Dobra! Już wstaję. Tylko jest problem. Ja się nawet do końca nie spakowałem.
-Idź się zbieraj, a ja cię dopakuję - przewróciłam oczami i spakowałam pozostałe rzeczy Jamesa. Po pół godzinie był gotowy. Zabraliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się na dworzec. Wpadliśmy do pociągu w samą porę. Znaleźliśmy nasz przedział, w którym siedzieli już nasi przyjaciele.
-Już myślałem, że się spóźnicie - powiedział Syriusz - Lea, ślicznie wyglądasz - wstał i mnie przytulił. Jak zwykle pachniał moimi ulubionymi perfumami.
-Wydawało mi się, że widzieliście się wczoraj. Czy my o czymś nie wiemy? - odezwał się Remus.
-Dobrze cię widzieć, Remus - podeszłam do chłopaka i go przytuliłam - Cześć, Peter - z nim również się przywitałam i usiadłam między Syriuszem, a Remusem.
-Co ty masz napisane na tym bucie? - zapytał Syriusz i wskazał na mój but.
-No te rindas - odpowiedziałam.
-No te co? - dołączył się James.
-No te rindas. Nie poddawaj się. Po hiszpańsku - uśmiechnęłam się - Gdzie jest Lily?
-Poszła gdzieś ze Snapem - odpowiedział Remus.
-To ona nadal się z nim zadaje? Idę jej poszukać - wyszłam z przedziału. Nie musiałam daleko iść. Kilka metrów dalej stała Lily z Severusem. Gdy tylko przyjaciółka mnie zobaczyła, rzuciła mi się na szyję.
-Lea, tęskniłam!
-Cz…cześć Lily… Też tęskniłam, ale dusisz - Lily puściła mnie, a ja się uśmiechnęłam - Cześć, Smark…Severusie. Stęskniłeś się za nami? - popatrzyłam na niego wzrokiem pełnym pogardy. Uwielbiałam robić mu z chłopakami żarty. Z tego co mi mówili, zaczęło się jak tylko się poznali, a gdy zaczęłam się uczyć w Hogwarcie i poznałam Snape'a mi też nie przypadł do gustu. Lily nigdy nie pochwalała naszych żartów - Jak możesz się dalej z nim zadawać? Teraz udaje, że jest twoim przyjacielem, a przy swoich znajomych, o ile w ogóle ich ma, nazywa cię szlamą.
-Nie radzę, Sparks - odezwał się Snape.
-A co mi zrobisz? Postarszysz mnie nic niewartym zaklęciem? Uważaj, bo się boję - prychnęłam - Jesteśmy tam, gdzie zawsze, Lily - zwróciłam się do przyjaciółki i wróciłam do przedziału. Zbliżaliśmy się do szkoły. Nałożyliśmy szaty i wyszliśmy z pociągu. Powozy zawiozły nas pod sam Hogwart. Wszystko jak zwykle wyglądało magicznie. Pierwszoroczni zostali przydzieleni do domów, Dumbledore wygłosił swoją przemowę i rozpoczęła się uczta. Później nadszedł czas, żeby udać się do Pokoju Wspólnego. Rozpakowałam rzeczy, poszłam wziąć prysznic i porozmawiałam z Lily. Przegadałyśmy tak 3 godziny. Nadrobiłyśmy całe wakacje. Lily była zmęczona i poszła spać. Ja udałam się do dormiotorum chłopaków.

Zjedz_owsianke
Boże, ale świetne❤