Otacza mnie grono anonimowych ludzi. Jest ich za dużo. Zdecydowanie za dużo.
Czuję, że patrzą się na mnie, czuję na sobie żar gorącego ognia przerażenia, gdy spojrzenie jakieś osoby spotyka się z moim...
To tylko kolejny wieczór.
Nade mną wyrastają w górę dziesiątki wieżowców - uwielbiam patrzeć, jak łuny rozedrganych reklam, niespokojnych punkcików, barwnych laserów odbijają się w ich subtelnym szkle. Ludzie nie zwracają na nie uwagi. Nie rozumiem ich.
Oni nigdy nie rozumieli mnie.
Aż stałam się cieniem. Myśli stały się nikłym echem, ja umarłam gdzieś w środku. Samotny wrak. Po co mam się tu snuć? Komu jestem tak bardzo potrzebna?
On sprawił, że płuca zaszły mi kwiatami. I mimo ich piękna, nie mogę oddychać.
On sprawił, że drzewa miłości zaczęły rodzić we mnie owoce nienawiści.
On stworzył morze moich łez i nieustannie muszę w nim tonąć, sygnały przestają do mnie docierać, pod taflą wody jest jednocześnie bezpiecznie i strasznie.
A do tego utworzył we mnie takie myśli. Jak w jakiejś artystce. Narodziło się we mnie za dużo... emocji. Nie potrafię ich pokazać.
To chyba najtragiczniejsze w tej historii.
Moje palce są już zupełnie zimne, łzy spływają po policzkach. Zastygam na chwilę w duszącym uścisku ludzi. Tkwiłam w nim od zawsze. Uścisku bezsensownych słów, wymownych spojrzeń, głuchych, pustych wrzasków.
Oddycham głęboko chłodnym powietrzem wieczoru. Muszę dać radę.
Muszę pokazać światu, kim naprawdę jestem.
A na razie siadam na mokrej od deszczu, przenikliwie lodowatej ławeczce. Zamykam powieki.
Daje się ponieść falą myśli i fantazji, przywołując słodycz i rozdarcie ostatnich tygodni.

Miesiąc wcześniej
Idę szkolnym korytarzem, skupiona raczej na czytaniu podręcznika od medycyny. Moje serce jest już wystygłe, boleśnie wystraszone, jakby słabe. Nie wiem, czy to od tego, że nigdy nie rozgrzało je żadne ciepło mocnych uczuć, czy dlatego, że moja powaga każde ciepło gasi.
Tu jestem bezpieczniejsza. W książkach czuję, że jestem sobą.
Ktoś złośliwie przeszywa mnie wzrokiem.
Czuję, jak rozdzierają mnie boleśnie na części ostre szpony nienawiści, ale chowam ją w sobie. Nic nie mówię osobie, odchodzę.
Ktoś rzuca wyzwiskiem.
Nie mogę pozwolić, by wypłynął ze mnie smutek. Chowam go gdzieś głęboko w sobie, choć czuję wybuch frustracji i zniszczenia. Nic nie mówię osobie, odchodzę.
Właściwie, mam wrażenie, że zlewam się z tym korytarzem, zmęczona i zdezorientowana. Jak nic nieznacząca, zatracająca się chmura. Patrzę się tępo w rzeczywistość i próbuję wrócić do mojej medycyny. Do pasji, powołania, bezpiecznej ostoi.
- Hej, wiesz może jak dojść do biblioteki? - słyszę wręcz melodyjny, chłopięcy głos. Chyba nie mówi do mnie. Nie odrywam się od lektury, ale słyszę znów: - Wiesz jak dojść do biblioteki?
Chyba chłopak naprawdę się zgubił. Nie przywołuję uśmiechu czy życzliwości, bo prostu z kamienną twarzą odpowiadam:
- Musisz ominąć stołówkę, korytarzem na lewo, po drodze miń salę do zajęć artystycznych, później prosto i jesteś w bibliotece.
- Dzięki.
Chłopak patrzy się uważnie, uśmiecha zaczepnie, idzie pewny siebie, przegląda leniwie telefon.
Może w nowym uczniu znalazłabym kogoś bliskiego?
Nie, na pewno nie. Prędzej czy później odkryje moją inność. Dziwaczność. Nie mogę chcieć go bliżej spotkać, to źle się skończy. Kto chciałby kolegować się z tak niezrównoważoną, chorą osobą?
Mam problem z zaakceptowaniem siebie samej, więc myśli o zaakceptowaniu przez innych są bezsensownymi marzeniami.
Wracam do układu kostnego człowieka.
Patrzę, jak ciecze w probówce łagodnie zlewają się ze sobą. Zapisuje w notatniku wniosek mojego doświadczenia, po czym kiwam głową i chwilę patrzę na zalane słońcem miasto.
To smutne, że w takie jak te, piątkowe popołudnie, inni nastolatkowie spotykają się ze znajomymi, śmieją, przeżywają przygody, zaś ja tkwię tu samotna, w moim małym pokoiku.
Ale z drugiej strony, czym oni takim są? Częścią płytkiej i pustej masy? Gardzą mną. Nie rozumieją mnie ani trochę. Ja ich nie rozumiem, nie czuję się dobrze w ich towarzystwie.
Może dobrze, że potrafię się uczyć, próbować, że mam ambicje na dokonanie kiedyś czegoś wielkiego. Gdy zanurzam się w świat nauki, jestem kimś innym, lepszym, wolniejszym. Zakochałam się w chemii, fizyce, biologii.
I w czymś, a właściwie kimś jeszcze.
Jęczę cicho. Znów nawiedzają mnie wspomnienia bólu i tęsknoty, piękna i emocji.
Nie umiem sobie poradzić z tym, co się we mnie narodziło, nie umiem tego pokazać, gdy tylko myślę o spleceniu naszych rąk, robi mi się dziwnie niedobrze, coś boleśnie nade mną ciąży.
Więc czemu nie mogę przestać o myśleć?
Czemu chcę, aby on też to czuł?
Czemu tak bardzo tego pragnę?
Boję się siebie, swoich myśli. Nie rozumiem tego.
Patrzę się w sufit, nie wiedząc, czy bardziej nienawidzę chłopaka, czy go uwielbiam.

27 dni wcześniej
Ten dzień nie różni się niczym od pozostałych. Kroczę korytarzem, idę spięta, nerwowa, wystraszona. Moje oczy przypominają dwa ciemne jeziora zimnej powagi, ale jest w nich też kropla emocji. Kropla, która na jakiś sposób się odznacza, ale nikt nie chce jej zauważyć.
- Cześć - ktoś mówi do mnie.
Otwieram usta w niemym wyrazie zdziwienia, zamykam je, marszczę brwi.
- Hej - to ten chłopak. Ten, który zapytał mnie o drogę do biblioteki. Jeden z jego kącików ust delikatnie się unosi. Widzę w spojrzeniu coś pytającego, zdezorientowanego, ale uśmiech nie znika z jego twarzy.
- Coś się stało? - mój głos drży.
- Nie, po prostu... przyszedłem pogadać. To ty powiedziałaś mi gdzie jest biblioteka we wtorek, nie?
- Po co ze mną rozmawiasz? Widziałam, że masz znajomym - szczęka chłopaka zaciska się, jakby usłyszał coś strasznego.
Pojęcia nie mam, co jest niemiłego w moich słowach.
Momentalnie widzę subtelny uśmiech na jego twarzy, a iskierki radości, przerażenia i stresu mieszają się we mnie w pożar. Ale się nie uśmiecham, nie widać we mnie za dużo emocji.
Nie lubię ich pokazywać.
- Jak masz na imię?
- Meghan.
- Ja Dean.
Wtedy słyszę z jego ust jakiś żart. Głupi. Nie śmieję się.
Czuję, jak słowa tkną mi w gardle, ale nie umiem ich wypowiedzieć. Szarpią mną drżące fale stresu, zatapiają każdą myśl, marzę o ucieczce, ale nie umiem.
- Brzydka dziś pogoda, prawda? - Dean próbuje przerwać niezręczną ciszę.
- Mi się podoba.
Patrzy się na mnie chwilę przenikliwie, aż opowiada o tym, co dziś z powodu deszczu przytrafiło mu się na treningu koszykówki.
- Więc... trenujesz - powtarzam bezsensownie.
Później opowiada mi o meczach. O kolegach, zdrowej i niezdrowej rywalizacji, o pocie, łzach, a nawet krwi, którą zostawia się na boisku, ale o tym, jakim wspaniałym wynagrodzeniem są żywe poruszenia i poczucie siły. Jak słodka jest wygrana i gorzka porażka, ale w jakimś stopniu też cudowna, bo przecież uczy nas czegoś.
Podoba mi się, jak o tym opowiada.
Powinnam się odwdzięczyć.
Idealnym tematem będą ciekawostki o kosmosie. To przecież tak ekscytujące! Czytałam o tym tyle razy, zgłębiłam wszystkie tajemnice tej dziedziny.
Nawet nie wiem, ile czasu mija, ale zegar na ekranie telefonu próbuje wyszeptać mi, że naprawdę długo. Zostało zaledwie parę minut do dzwonka.
Nagle przerywa mi w pół zdania, mówiąc:
- Przepraszam, Meghan, ale już muszę iść.
Wydaje się przy tym zimniejszy. Mniej uprzejmy.
- Zaczekaj, chciałam ci jeszcze powiedzieć o Komecie Halleya! - wołam za nim, mój głos drży.
- Jakoś mało mnie to obchodzi.
Czuję się urażona. Smutna. Chciałabym spędzić z nim więcej czasu.
- Kujon - słyszę tylko roześmiany głos kilku dziewczyn.
Leżę na tarasie kolejnego, chłodnego wieczora. Obserwuję, jak spektrum barw posuwa się powoli, łagodnie latają na wietrze obłoki krwistej czerwieni, pastelowego różu, subtelnego fioletu, iskrzącego złota i głębokiego granatu. Szkielety wieżowców majaczą łagodnie, blade lustro księżyca oświetla eleganckie szkło i nowoczesną stal,
Podczas takich chwil czuję... spokojna. Czuję, jak uchodzą ze mnie emocje, czuję, jak panuję nad sobą, kontroluje swoje myśli.
A ich, jak zwykle, jest naprawdę dużo.
Myślę, co pokażę ludziom kolejnego dnia. Kim przy nich będę?
Nie umiem z nimi rozmawiać. To po prostu dla mnie... trudne. Nikt nigdy mnie nie rozumie, nie lubi, nie słucha.
To nie jest tak, że nie chcę mieć przyjaciół. Ja po prostu nie umiem.
Myślę o tym, jak zareaguje na kolejne wyzwisko. Jak to przeżyję?
To okropne. Wszyscy uważają mnie za wariatkę, dziwną, głupią, a nawet niebezpieczną.
To nie jest tak, że jestem zbyt słaba, aby się obronić. Ja po prostu boję się, że nienawiść wybuchnie we mnie w agresję, jeśli przestanę tłumić uczucia.
A później pojawia się we mnie myśl o Deanie. Jak czuję w sobie pożar uczuć, ogień wypala wszystko inne, chce uciec dalej. Ale ja nie umiem przestać go tamować. Chcę pokazać Deanowi, że... go kocham.
Nigdy nie wymawiałam tego słowa. Budzi we mnie dziwne odczucia.
Myśli narastają, chcę od nich uciec, więc znów przymykam powieki...

20 dni wcześniej
Rozmawiamy. Jak codziennie od tygodnia, w którym pojawił się w naszej szkole.
To niesamowite. Od kiedy go poznałam, obraz jego twarzy przysłania każdą myśl. Rodzą się we mnie uczucia tak silne, jakich jeszcze nie miałam.
Ale... kompletnie go nie rozumiem. Jego żartów. Jego spojrzeń. Jego uśmiechów, bezsensownych zagrywek.
Czy czuje to samo? Jeśli czuje, to mógłby mi to powiedzieć!
Od kilku dni chodzę wyczerpana. Wyprana z kolorów poprzedniego życia, zabarwiona tylko pragnieniem i marzeniami o nim.
Jestem w środku niczego.
W środku bezkresnej polany cierpienia, zimnej i martwej. W środku pustki i niezrozumienia.
Czasem wieje tu tylko wiatr Deana - czasem jest to przyjemny, gładzący i słodki powiew, ale częściej wyniszczająca mnie wichura.
Nie umiem mu tego powiedzieć. Zawsze, gdy próbuję przekazać mu moje uczucia, on sprawia wrażenie dalekiego, nieosiągalnego, nie dla mnie.
A może dlatego, że te uczucia nie są takie, jakie powinny być?
Nie potrafię czytać słów innych. Spojrzeń. Uśmiechów. Każda normalna osoba umie.
Trudno mi pokazać co czuję. Odczuwam mocno, ale nie wiem, jak to oddać.
Może uważa mnie za osobę bez uczuć?
Może jak wszyscy, uważa mnie za zbyt dziwną?
Może uważa mnie tylko za koleżankę?
Może czuję to samo?
Błagam, niech mi powie.
Błagam.
Błagam.
Nic nie rozumiem. Szaleję.
Gdzie zniknęłam? Gdzie zniknęłam ja opanowana, kierowana rozumem, nie zbędnymi uczuciami?
- Wszystko dobrze? - słyszę głos mamy. Ciepły, delikatny, łagodny. Chyba trochę mnie rozumie, a przynajmniej się stara.
- Nie. Ale mam pytanie. Jak - jąkam się - jak... jak czułaś się podczas pierwszego zbliżenia narządów płciowych z tatą?
Unosi brwi, otwiera usta, uśmiecha się blado i nerwowo. Patrzy boleśnie, parząco przenikliwie. Jest zażenowana? Zła? Po prostu się jej zapytałam!
- Ale... czemu w ogóle się mnie o to pytasz?
Oh... Trudno wytłumaczyć....

12 dni wcześniej
Dean rozmawia z jakąś dziewczyną. Ładną. Wesołą. Popularną.
Można by było rzec nawet, że płytką lalką.
Śmieją się. Energicznie gestykulują. Pokazują coś, lub kogoś.
Zauroczenie? Para? Przyjaciele?
Nie wiem.
Ale i tak narasta we mnie ogrom złości, że ona, ONA - najbardziej pusta dziewczyna jaką znam, cały czas z nim rozmawia. Zabiera mi coś, czego nigdy nie będę mogła mieć.
Kim ona takim jest? Co takiego w sobie ma?
I w tym momencie wypływa szept jednej myśli, jadowicie słodki, roznosi się nieskończonym echem. Marzę, by mieć go dla siebie. Marzę, by móc go przytulić. Marzę, aby czuł to samo co ja.
Marzę, by rozumieć, co ja czuję.
Ustawiam na biurko różnokolorowe długopisy. Lubię idealność. Perfekcję. Finezję. Piękno. Tylko przy czymś symetrycznie i równiutko, dokładnie tak, jak mi się podoba, ułożonym, potrafię efektywnie pracować.
Brud i nieład jakby mnie przenika, wywołuje frustracje.
Dużo rzeczy potrafi wprawić mnie w ten stan. Ale nigdy nie pokazuję uczuć.
Pracowałam nad tym przez lata. Bądź zdystansowana. Bądź opanowana. Zero łez, zero uśmiechu na oczach innych ludzi.
Nie zawsze się udawało. Czasami wybucham, czasami muszę dać ujście desperacji, strachu, bólu.
W mojej głowie są miliony myśli. Analizuję problemy, marzę, płynę w leniwych potokach refleksji... albo wpadam w wyniszczające, rozrywające, zatapiające fale myśli o Deanie.
Nie potrafię uspokoić oddechu, gdy on na przemian wyciąga mnie i ściąga na dno ciemnego jeziora mojego bólu.
Nie łatwo jest być innym.
Nie łatwo jest być autystą.
Nie łatwo jest być zakochanym.
Nie łatwo jest być zakochanym autystą.
To straszne, że bezpiecznie czuję się tylko tu, w domu, gdy nie muszę wpadać w wir spojrzeń, słów, duszący i bolesny, a z kolei tu rozrywa mnie samotność.
Ale kiedy mam niego, gdzieś głęboko w umyśle, nie jestem aż tak samotna.

10 dni wcześniej
Dziewczyna, z którą zawsze rozmawia, ubiera się wyzywająco. Wręcz bardzo.
Jest pewna siebie, nie obchodzi jej nikt.
Uśmiecha się zaczepnie do każdego. Wesoła we flirciarski sposób.
Bawi się, nie rozmyśla.
Może to intryguje chłopków? Może zachwycę go odrobiną płytkości, beztroski, prowokacji?
Dlatego dziś muszę spróbować zmiany.
Kupiłam nową spódniczkę. Jest obcisła i naprawdę krótka, ale przecież o to chodzi, prawda?
Prawie wychodzą mi pośladki. To zdecydowanie nie w moim guście, ale ważna, że w guście Deana. Obwiązuję ją markowym paskiem. Żałuję pieniędzy, które wydałam na coś, co właściwie zbyt mi się nie podoba, ale na pewno zrobi dobre wrażenie.
Zabieram mamie bluzkę, którą nosi tylko na imprezy - czarną, z wiązanym dekoltem. Podobno, takie są teraz modne.
Zawsze wolałam mieć swój styl, ale cóż, jak widać on nie zachęca.
Z moich uszu zwisają długie kolczyki, obcas na butach jest na pewno zbyt wysoki, nogi przykrywają kabaretki. Czuję, że rozświetlacz na twarzy dodaje mi utraconego blasku, w daleko pociągniętych kreskach przy oczach sprawiam wrażenie bardziej charakternej, uśmiech w pomadce jest bardziej atrakcyjny.
To musi się udać.
W pewnym momencie coś nagle mnie blokuje. Patrzę się na postać w lustrze. Jest jakaś... obca. To nie jestem prawdziwa ja. Ja tak nie wyglądam, ja tak się nie zachowuję.
Może właśnie w tym problem? Że jestem inna. Że jestem introwertyczna. Że jestem poważna.
Czy on szuka dziewczyny, którą pasjonuje medycyna, kosmos i prawa fizyki? Czy on szuka dziewczyny, która wszystko postrzega chyba... błędnie, która maluje dziwne obrazy? Czy on szuka dziewczyny delikatnej i nieśmiałej?
Wątpię.
Im mimo bolesnego kłucia od środka, i mimo zdezorientowania, wychodzę z domu i idę do szkoły.
- Uuuu, Meghan! - woła jakiś rozbawiony chłopak. - Nie myślałem, że jesteś taka ładna!
Niezręcznie się uśmiecham. Pierwszy raz ktoś mówi mi, że jestem atrakcyjna!
Ale jakiś instynkt, niezwykle wątły i cichy, jakby szepcze mi, że nie jestem ładna t a k, jakbym chciała być.
Zagłuszam go od razu.
Chcę poczuć się pewnie, chcę poczuć się sobą, ale wcale tak nie jest.
Jest źle.
Nie umiem patrzeć się na ludzi jak one, nie umiem iść z podniesioną głową, nie umiem śmiać się z pustych żartów.
Uczennica, z którą rozmawiał - o ile pamiętam, na imię jej Aurora - przechodzi z grupką swoich przyjaciół. Szalonych. Znanych całej szkole. Odrobinę niegrzecznych.
Którzy plotkują o każdej osobie.
Którzy są tylko materialistami i imprezowiczami.
Którzy kochają używki.
Którzy potrafią wyzywać, oczerniać, bić.
Do kogo ja się chcę upodobnić?!
- Niezłe ubranie - chichocze, łapiąc moje ramię.
- Nie dotykaj mnie - gwałtownie się odsuwam i biorę głęboki wdech: - Proszę.
- Niby czemu?
- Ni... nie... nie lubię tego.
- Raczej dlatego, że można się zarazić Aspergerem! - wybucha śmiechem jej koleżanka.
Nie wiem, skąd to wie, ale to nie może się dobrze skończyć.
- Że co? - na twarzy Aurory maluje się coś na kształt obrzydzenia, strachu i śmiechu. - Ona jest p s y c h i c z n a?!
- Nie zauważyłaś tego wcześniej? Nie ma większego dziwadła i idiotki od niej!
- Ale to jest niebezpieczne! Fuj!
- Pewnie ma jakiś nóż w plecaku i tylko czeka, aby kogoś zadźgać!
- Tacy jak ona powinni być w zamkniętym szpitalu, a nie szkole normalnych ludzi!
To słowo jakby mnie przenika, wiruje, rozrywa. W s z y s c y są normalni. Tylko ja n i e.
W tym momencie roześmiani zaczynają mnie dotykać - delikatnie, ale i tak czuję stres. Frustracje. Jestem poirytowana i nieswoja. Naruszają moją prywatność, bezpieczną strefę spokoju!
Za każdym razem, kiedy przez rozchodzące się dreszcze, drgam, oni wybuchają głośnym chichotem. W pewnym momencie scena wydaje się być do tego stopnia wielką sensacją, że wyciągają telefony i nagrywają całe zajście.
Czuję, że w czymś tonę, że wszystko jest zamglonym snem, gdy zaczynają w końcu kopać mnie i popychać. Wszyscy to widzą.
To straszne.
W pewnym momencie przechodzi Dean. Obserwuje to wszystko; moje łzy, moje wzdrygnięcia, moje upadki, moje ubranie i to, jak bardzo źle w nim wyglądam.
Moje przedziwne reakcje, żałosny strach, scenę, która dla postronnego widza jest chyba... śmieszna.
- Dean! Dean! Wiesz, że twoja koleżaneczka jest psychiczna?! Ma a u t y z m! Lepiej uważaj!
W końcu udaje mi się uciec. Ułożenie włosów znacznie się popsuło, łzy ściekają mi po policzkach, trudno mi złapać oddech.
Czy idę na następną lekcję?
Nie, uciekam tylnymi drzwiami ze szkoły. Dean już na pewno nigdy się do mnie nie odezwie.
A ja nie pokażę w tej szkole.
Znów bez celu chodzę po mieście. Jest żywe. Nie staje.
Uwielbiam na nie patrzeć o tej porze. Późna noc, matowe, chłodne powietrze, zmęczenie w oczach, zimny deszcz spływający po szybach. Jedna część śpi, jedna cały czas migocze, lśni, reklamy pokazują swoje treści, kierowcy błyskają szybko reflektorami, światło latarni odbija się w nowoczesności i elegancji. Czuję się wolna, nikt mnie nie obserwuje.
Pozostaję cieniem.
I kiedy przyglądam się twarzom nielicznych ludzi w łunach telefonów, zachwycam się architekturą wieżowców, oglądam na wpół śpiące sklepy i budki z tanim jedzeniem, przyjazdy i odjazdy pociągów, tętniące życiem kluby, przysłania wszystko jedna myśl.
Myśl, od której chciałam uciec właśnie tu, w powidoki życia i świata, gdzie jest na jakiś sposób niebezpiecznie, gdzie robię coś inaczej niż inni.
Rozbił mnie na kawałki.
Składa.
Potem znów rozbija.
Niszczę się.
Z hukiem i bólem.
Może niszczą mnie uczucia, może on, może ja sama.
Albo tamta chwila, gdy iskra nadziei zapala się i chce zamienić w pożar, ale zamiast pożaru miłości powstaje ogień depresji.

3 dni wcześniej
Ten dzień wygląda dokładnie tak samo jak ten, podczas którego poznałam Deana. Dryfuję gdzieś błogo, gdzieś w innym świecie. Czasami mam momenty, podczas których muszę się gdzieś zamknąć, schować, odpłynąć w świat rozmyśleń i marzeń.
W moich słuchawkach płynie spokojna muzyka o dziwnych, artystycznych brzmieniach. Na jakiś sposób jest romantyczna.
I wtedy coś gwałtownie wynurza mnie z morza myśli, a powietrze staje się zbyt kłujące i straszne.
Ten śpiewany emocjonalnym, nieśmiałym głosem tekst, te słowa szepczą mi o Deanie.
O jego niegrzecznych wygłupach.
O jego pustej popularności.
O jego sposobie rozmowy, tak prawdziwym i cudownym.
O jego dystansie.
O jego niezrozumiałym sarkazmie i głupich żartach.
O jego słodkich uśmiechach i zagadkowych spojrzeniach.
O tych ognistych uczuciach, ale tak pięknych...
- Hej, Meghan. O czym myślisz, że stoisz taka osłupiała?
- O tobie.
Chwilę panuje między nami milczenie, układa się ściana z nieporozumień, nieprzekraczalna granica z pustych słów i bezsensownych uśmieszków.
Boję się, że nigdy jej nie przekroczę.
W tym momencie wtapia we mnie oczy. Ale to jakieś... przyjemne. Nie uciekam wzrokiem, patrzę się w jego tańczące iskierki. Widzę coś jeszcze? Czy to blady uśmiech?
Nie musi nic mówić. Twarz wystarczy. Nie rozumiem jej, ale wydaje się być cudowna.
- Słuchaj, bo...
- Dean! Cześć! - krzyczy z daleka Aurora. Jak zwykle wygląda cudownie, kroczy pewne siebie, uśmiecha intrygująco, patrzy zaczepnie. - Rozmawiasz z moją naśladowczynią?
Gdy widzi moje drgające mięśnie twarzy i zdezorientowanie mówi:
- Idź stąd, Meghan, daruj sobie. On chce rozmawiać z normalnymi dziewczynami, a nie psycholami, które nie umieją nosić szpilek.
I wtedy czuję niewyobrażalny ból. Przeszywające napięcie. Jakby wszystkie przyciśnięte do najciemniejszych zakamarków głowy myśli złości powracały i rozrywały boleśnie na części.
- Myślisz, że chce rozmawiać z dziewczynami wyglądającymi jak prostytutki? - pytam się ze stoicyzmem nie zwracając uwagi, że wszyscy się na nas patrzą.
- Niby co ty powiedziałaś? Że j a prostytutką?
- Tak - wyszeptuje z jadem, a gdy czuję w sobie wyniszczającą burzę myśli, daję jej ujście z całej siły uderzając ją w twarz. Wybucha we mnie za dużo nienawiści i furii. Jest tylko to.
Potem po raz kolejny. Teraz jej twarz wykrzywia się w bólu do tego stopnia, że upada prawie upada na podłogę.
Wtedy łapię ją za włosy i ciskam o ścianę. Chyba chwilę piszczy z bólu, a potem słyszę głuchy chrzęst, jakby łamała się jakaś drobna kość.
Sama mam chyba więcej łez niż ona, leżąca w agonii. Czuję na sobie wzrok Deana.
Obrzydzony.
Bezuczuciowy.
Dałam ujście wybuchowi furii akurat metr od niego.
Słowa ludzi dudnią jak nikłe echo w mojej głowie.
Spojrzenia Deana wirują mi przed oczami.
Czuję się, jak wtedy, gdy rzuciłam się na Aurorę czy to oni rzucili się na mnie - zagubiona, wystraszona, obrzydliwa.
Jestem już zniszczoną osobą. Moja psychika umiera kawałek po kawałku. Myślę już tylko o nim.
Rzucam się na łóżko i wybucham płaczem. Mój stan jest straszny.
I wtedy wybucha kolejna myśl. Obwiniam Deana od wszystko. O każdą rzecz, która dzieje się między nami - nieporozumienie, zgaszenie ostatniego płomyka nadziei...
A co sama robię? Izoluję się. Ranię go dziwnymi nastrojami. Nie rozumiem jego gier, więc z góry chcę je przegrać.
Przecież go też to może boleć!
Ale nie potrafię ujarzmić uczuć, myśli, czynów.
Zawsze inna, nieodpowiednia, problematyczna.

Dzień wcześniej
Widzę z oddali postać, tę samą od miesiąca.
Widzę wysokiego chłopaka, o delikatnych piegach, intrygującym spojrzeniu szarawych oczu i kasztanowej czuprynie. Chłopaka, przy którym serce bije mi mocniej. Chłopaka, przy którym iskierki radości i stresu mieszają się we mnie szalenie. Chłopaka, do których uczuć się wstydzę, nie rozumiem, które ratują mnie i niszczą.
Nie chcę, by mnie zauważył. Nie po tym, jak na jego oczach pobiłam Aurorę.
Dziewczyna przechodzi korytarzem. Teraz nie wygląda aż tak pięknie, w kilku opatrunkach, ale i tak figura, spojrzenie czy fryzura przyciągają wzrok kilku osób.
Nie zaszczyca mnie nawet spojrzeniem. I dobrze. Bardzo dobrze. Pewnie rozpowiedziała całej szkole, jaka jestem agresywna, okropna i chora, lecz teraz nie wiele mnie to obchodzi.
Teraz wszystko miesza się we mnie, wypływa, zatapia, płonie i gaśnie, wszystkie uczucia pękają z powłoki i wychodzą w kilku łzach cieknących po policzkach.
Wbiegam do toalety, zamykam drzwi, gwałtownie i prawie tak, jakby chciała w jedynym momencie je wyłamać - w oczach nauczycieli i uczniów ta perspektywa jest właściwie bardzo możliwa. Mimowolnie robię wszystko inaczej. Mimowolnie sprawiam problemy, a potem czuję, że coś jest we mnie niewłaściwego.
W lustrze łagodnie odbija się zarys dziewczyny o bladej cerze, piaskowych włosach i oczach rozbłyskujących barwą oceanu. Dziewczyny, która teraz płacze, dziewczyny, która dziwnie się uśmiecha i jeszcze dziwniej myśli, a najdziwniej działa.
Dziewczyny, która się... zakochała.
I chce pozbyć się tych uczuć.
I chce czuć to zawsze.
Uczuć, przez które niejednokrotnie płakała.
Uczuć, przez które czuła, że leci, że odlatuje gdzieś dalej.
Uczuć, które rodziły w niej agresję.
Uczuć, które uczyniły ją delikatniejszą i cieplejszą.
Uczuć, które potrafiły ją niszczyć. I które ona potrafiła niszczyć.
Uczuć, które potrafiły ją odbudowywać.
Mogła oddychać powietrzem o zapachu finezji i emocji.
Mogła tonąć w morzu łez i załamania.
Mogła chować się przed burzą zagubienia.
Mogły razić ją piorunujące myśli, mogły łamać wiatry niezrozumienia, mogły moczyć deszcze przerażenia.
Mogła zapalać najcudowniejszy ogień.
Mógł parzyć ją najgorszy.
To ja. To jestem ja. Prawdziwa ja! Oh, uczucia, jesteście magiczne! Oh, chcę was mieć! Oh, nauczę się was!
Chyba jedyne, co trzyma mnie dziś przy życiu, to mocna kawa kupiona o poranku w drodze do szkoły. Przez tę noc spałam może cztery godziny. Od dłuższego czasu trapi mnie bezsenność. I depresja.
I dalej czuję się zagubiona. Nie idę przez korytarz - oh, korytarz, na którym uderzyłam Aurorę, korytarz, na którym cała szkoła dowiedziała się o moim autyzmie, korytarz, na którym pierwszy raz zobaczyłam Deana i wymieniłam setki zdań - pewna siebie. Dalej się boję. Dalej czuję w sobie nuty nienawiści do samej siebie.
Mój uśmiech jest doklejony, ale błąka się w nim iskierka prawdziwości. Nie wiem, czy wyglądam w nim źle, ale na przemian parzy i koi moją twarz.
Dean.
Obserwuje mnie.
Pierwszy raz od kilku dni coś rozświetla jego oczu, wargi wydają się jakoś inaczej uniesione.
Czy chodzi mu o mnie?
Pewnie nie, ale ślicznie tak wygląda.
Moje oczy, moje serce, zaszyte są kwiatami. Może oślepłam, może serce za chwilę przestanie bić, mimo ich piękna, ale nigdy nie widziałam prawdziwego świata. Widziałam swój. Serce biło dla nauki i pasji. Teraz bije też dla niego.
O zgrozo, gdybym teraz umarła, umarłabym uniesiona niewytłumaczalnym stanem, ale tak pięknym!
- Meghan - ktoś łapie moje ramię. On. Czemu on? - Musimy porozmawiać...

forevermore
To jest po prostu wspaniałe. Nie potrafię opisać tego, co czuję po przeczytaniu opowieści. Przepiękne, leci do ulubionych ❤️❤️❤️
V...w
Wspaniałe. Jak już wspomniałam nie wiem czemu tak do mnie przemawia. Prawda jest taka, że nie man potwierdzonego aspergera przez lekarza. Mama u mnie go podejrzewała ,gdy byłam w przeczkolu i niedawno, rok temu mi to powiedziała. Kiedy zastanawiałam się czemu nie potrafię się dogadać z ludźmi. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, że to nie i innymi a ze mną może być coś dziwnego. Nie wierzę w 100 % testom itp. ,lecz po opisie (aspergera) mogę stwierdzić spokojnie ,że 5 objawów do mnie pasuje.
Dobra, nie na temat wiem.
Opowiadanie cudowne i PIERWSZY raz w życiu zobaczyłam opowiadanie które DOSŁOWNIE opisuje MOJE UCZUCIA pośród ludzi ,szczególnie gdy jest ponad 4 osoby….Ale AŻ jak w szkole bywa identycznie. Wszystkie tw wyzwiska które opisałeś/łaś , dano i mnie. Jestem w stanie połowę zrozumieć ale miłości jeszcze takiej nie doświadczyłam jak ONA , rąk zwanego ZAKOCHANIA ,przynajmiej chyba nie w takim stopniu.
To po prostu POEZJA to co napisałaś/łeś , takie PO PROSTU PRAWDZIWE
I może dzięki niemu inni zrozumią takie osoby. Masz TALENT do WYRAŻANIA UCZUĆ z tym przypadkiem.
Tak pięknym językiem to napisałaś i PODZIWIAM te wierszowanie, co nie wszyscy by potrafili. 🤩
lonely_sunflower_
• AUTOR@Mawayer bardzo dziękuję🩵 To stare opowiadanie, dziś zdaje mi się nie do końca udane, ale cieszę się z takiej opinii. Współczuję, że musisz przechodzić przez to, co główna bohaterka, nie jest to łatwe. Być może warto skonsultować to z psychologiem, zrobić odpowiednie badania (to zawsze lepsze niż autodiagnoza) i gdy będzie taka potrzeba, udać się na terapię? Trzymaj się🫶
V...w
@lonely_sunflower_ nie ma za co. Ta.. dla pewności planowałam zbadać to u lekarza. Wzajemnie💙❤️
V...w
Deana " o wszystko"
V...w
O…Nie wiem czemu za bardzo ale mam wrażenie że opisane tu rzeczy to też moja rzeczywistość
V...w
"że masz znajomym" ?
V...w
W 3 akapicie "Czemu nie mogę o myśleć?" Chodzi o osobę? Nie chcę by potraktowano ten komentarz jako hejt. Chcę tylko pomóc przy korekcie
V...w
Aż mi Shon (Marfi) z tą medycyną się przypomniał.
O...s
Cudowne opowiadanie
r...n
Świetne, też mam aspergera
lonely_sunflower_
• AUTOR@Happysandness było to dość dawno i trudno będzie mi je znaleźć :/ Ale głównie z artykułów w internecie z różnych stron o tematyce medycznej czy psychologicznej.
r...n
@lonely_sunflower_ Ok, dzięki! Porównam artykuły do mojego własnego zachowania.🙃
blaskslonca
wow, ten tekst został dodany rok temu, a ja dopiero go przeczytałam. ale było warto! wybrałaś świetną tematykę, bardzo realistyczną. wiem po sobie, jak czuje się taka inna osoba, stojąc przy „szkolnych gwiazdach”. niby chcesz uwagi, ale nie wyobrażasz sobie stać się taka jak reszta. ta wyjątkowość jest wspaniała i naprawdę życzę, by jak najmniej osób ulegało presji społeczeństwa. to boli, że w realnym życiu spokojne, kreatywne, ciekawe osoby są odrzucone na dalszy plan przez to, że teraz większość nastolatków kręci palenie, imprezy, łamanie prawa. dlatego te skarby są często samotnikami, bo tych perełek, kandydatów na cudnego przyjaciela jest o wiele mniej. patrząc na ludzi nie sądzę, że to się niedługo zmieni… raczej pogorszy. co do tekstu – przyjemny, wciągający, inspirujący. masz ogromny potencjał, rozwijaj się dalej 💕.