
Przy pomocy wpisów możesz zadać autorowi pytanie, pochwalić go, poprosić o pomoc, a
przede wszystkim utrzymywać z nimi bliższy kontakt. Pamiętaj o zachowaniu kultury,
jesteś gościem :) *Jeśli chcesz odpisać konkretnej osobie, użyj funkcji " Odpowiedz" - osoba ta dostanie powiadomienie* ×









Escada
AUTOR•Wie ktoś, gdzie mogę obejrzeć "Sok z żuka"?
Escada
• AUTOR@lubielistki o kurczę – PIĘKNE! 😂😂😂
.mint.
@lubielistki Złote 😂😂😂
Escada
AUTOR•Miałam nadrabiać zaległości… 😅
Jeśli dobrze pamiętam, wracając z Amalii, wstąpiliśmy do Stołuńskiej Zagrody i spędziliśmy tam z 2 godziny, może trochę mniej. Ceny niestety niezgodne z ulotkowymi, ale też nie najgorsze.
Ze zwierząt najbardziej skradły mi serce króliki (zwłaszcza 6-tygodniowe, które nie wiedzieć czemu lizały moje palce… 😂), osiołki i…mini kózki (najbardziej urocze było jak merdały ogonkami, próbowałam to nagrać, ale nie wiem czy wyszło – można było pójść z nimi na spacer, ofc. skorzystałam 🩷)
Oprócz tego były owieczki (też jakiejś mniejszej rasy – w przeciwieństwie do królików 😂, wiewiórki (chyba 3 gatunki), kury z kurczętami i inne ptaki i chyba tyle.
W poprzednim tygodniu opiekowałyśmy się z mamą sznaucerkiem mojej byłej fizjo (w zamian za Healy) przez 5 dni. We wtorek przyjechała do mnie Emila, miałam nadzieję, że odbierzemy moją razem paczkę z Decathlonu, przy okazji idąc z Pollusiem na 'dłuższy' spacer, ale paczka przyszła następnego dnia. Za to we wtorek jeszcze przyjechali Kaśka z chłopakiem i Mateusz składał mi kupiony w czwartek duży stojący wentylator (wprawdzie chciałam kupićć trochę inny, ale ten ma lepszy kolor i był tańszy o prawie 109 zł, a działa super i mniejszą moc kompletnie nie robi mi różnicy).
Pożyczyłam od Kaśki szelki dla Pollusia, więc miał pierwszą przymiarkę, którą zniósł dzielnie, chociaż trochę się zaniepokoił. Ten pies ma super charakter – nawet jak się czegoś boi, to można przy nim zrobić wszystko.
W środę też odwiedziła nas Emila, ale tym razem z mopsem, na którego Polluś dość mocno 'nawrzeszczał', bo Dropsik latał jakby miał ADHD.
Przed ich przyjściem założyłyśmy Pollusiowi szelki i przypięłam mu smycz (na kilka razy z różnych względów, z czego problemy z karabińczykiem były dla mojego nadgarstka najbardziej bolesne), żeby się trochę przyzwyczaił, pochodziliśmy sobie na niej trochę po domu i efekt był całkiem niezły. Zaczęłyśmy iść z nimi do Decathlonu, ale był upał i mops nie dawał rady, więc wróciłyśmy.
Do Decathlonu poszłyśmy z mamą i Pollusiem na wieczornym spacerze. Tydzień i 2 dni wcześniej zamówiłam legginsy i najpiękniejszy na świecie kask (z czarnym brokatem), a kilka dni później pojechaliśmy z rodzicami na kilka dni do Niesulic. Drugiego dnia tego wyjazdu kierowałam jakąś łódką z silnikiem i kierownicą… Nawet fajnie było, chociaż to nie moje klimaty.
Wracając do tygodnia z Pollusiem, w czwartek rano przypomniałam sobie o komendzie, której zaczęłam go uczyć jak pierwszy raz u nas był. W ten sam dzień, wyposażona w smaczki i chętnego+bardzo zmotywowanego psa, udałam się do największego pokoju na przypomnienie tejże komendy. Poczyniliśmy pewne postępy, nawet udało się bez smaczka podążać za ręką i zaczął już powoli kojarzyć słowo z "definicją". Późnym popołudniem powtórzyliśmy sesję, tym razem na obroży i smyczy, bo tę komendę "wymyśliłam" do stosowania na dworze (ale wiadomo, zawsze lepiej zaczynać w domu, żeby było mniej czynników rozpraszających). Ta sesja też była bardzo udana.
W piątek na końcówce porannego spaceru udało nam się kilka razy poćwiczyć tę komendę i wychodziło nam już super, chociaż na początku siadał zamiast przechodzić na drugą stronę człowieka. Potem Polluś towarzyszył mi w odbieraniu paczki od kuriera i tym razem udało mi się go posadzić i nawet długo utrzymał się w tej pozycji, chociaż ostatecznie i tak wybiegł na korytarz. Później miałyśmy iść z nim na popołudniowy spacer, ale zadzwonił brat właścicielki, że zaraz po niego przyjdzie, więc nie było już sensu. Młody i tak się podekscytował, bo już zaczynałyśmy się szykować w przedpokoju, a mi się przypomniało, że mama miała nas nagrać podczas trenowania tej "mojej" komendy. I nagrała, chociaż ta próba nie była jakaś wybitna. I o ile na emocje młodego w tym momencie nie mogłam za bardzo wpłynąć z braku czasu, to sama mogłam kilka rzeczy poprawić, a w każdym razie pierwsze naprowadzenie i nagrodzenie. Ale ogólnie wyszło w miarę ok – biorąc pod uwagę okoliczności, to tylko ja się nie popisałam 😅 jemu nie ma czego zarzucić.
Ogólnie jego pobyt u nas zaliczam do udanych, chociaż pobudki po 6 były trochę przesadą… W piątek obudził mnie o 7:00, co było pewnym sukcesem…
W sobotę moi rodzice pojechali z sąsiadami na żagle, a ja powystawiałam na sprzedaż kilka fajnych psich rzeczy, a później poszłam z dziadkiem na działkę odwiedzić moją różę.
Miałam w planach w któryś dzień pojechać obejrzeć zawody Wrocław bez ogłowia, ale mama że względu na upał odmówiła pojechania tam. Mam nadzieję, że w przyszłym roku się wreszcie uda, bo już od kilku lat o tym marzę i zazwyczaj kończy się tak, że o tym wydarzeniu dowiaduję się z fotorelacji moich facebookowych końskich znajomych, oczywiście już po fakcie…
W niedzielę za to pojechaliśmy do Niesulic (z których dokładnie tydzień wcześniej wracaliśmy), bo nabrałam dzikiej ochoty spróbowania swoich sił na SUP-ie, a że jestem wodną panikarą – nikt się tej ochoty u mnie nie spodziewał. +był upał, a tata wymyślił wycieczkę w góry, na którą mama nie bardzo chciała jechać przez temperaturę właśnie.
Wypożyczyliśmy SUP-a na godzinę, ale ostatecznie skończyło się na dwóch. 😅 Większość czasu pływałam z tatą, z czego na początku bałam się dosłownie każdego przechyłu. Ostatecznie jednak byłam w stanie zmieniać pozycje np. na leżenie na plecach czy siedzenie po turecku. Ale stać bym się nie odważyła, dla mnie to już za duże ryzyko, mój tata (ofc. nie ze mną) najbardziej lubi pływać na stojąco. Pływałam trochę też sama, trochę z mamą i jak już się przestałam bać wszystkich możliwych przechyłów, to było super (a raczej SUP-er 😂)
Potem zjedliśmy obiad na plaży, a później zostałyśmy z mamą zaciągnięte na żaglówkę, kolejne 2 godziny. Do domu wróciliśmy po 23.
W poniedziałek wieczorem pojechałam z tatą m.in. wysłać paczkę i odebrać dziadka ze spotkania. Dziadek był pod wrażeniem moich SUP-owych przygód i oprócz słownego uznania, dał mi jeszcze 200 zł.
We wtorek byłam umówiona z osteopatką, więc prezent od dziadka przydał się idealnie. Tak się zagadałam z osteopatką, że zdarłam sobie gardło…
W środę byłam u dentysty oficjalnie ostatnim zębem do zrobienia. Dostałam takie znieczulenie, że nie jestem pewna czy to była ta dawka dla mleczaków, bo złapało mnie jak wściekłe i nie chciało puścić… Po wizycie pojechaliśmy z tatą do Nowej Rudy do Białej Lokomotywy (polecam, bardzo dobre lody pistacjowe i tarta pistacjowy+dużo innych rzeczy). Niestety znieczulenie dolnej wargi trzymało mnie nadal, w związku z czym swoje ulubione jasnoszare jeansy polałam najpierw kakao, a potem spłynęły mi na nie lody pistacjowe… :/ nie sprało się :/
Za to tego samego dnia kupiłam 2 pary dresów – w pierwszych chodziłam od środy. Przed dentystą zaczęło mnie boleć gardło, ale nie miałam czasu wziąć tabletkę, a po wizycie w kawiarni i sklepie z ciuchami poszliśmy jeszcze na chwilę obejrzeć okolicę, więc do domu dotarliśmy chyba z godzinę później. W przymierzalni wzięłam tabletkę, ale nie zadziałała, więc w domu wzięłam inną i zrobiłam na Healy program na przeziębienie (brak efektów, więc to nie było to; przed snem zrobiłam program 'układ odpornościowy' i dopiero on mi trochę pomógł, jest spora szansa, że dzięki temu nie rozchorowałam się bardziej, bo zrobiłam go jeszcze w czwartek, między drzwiami, bo zasypiałam chyba 4 razy w ciągu dnia+gardło mnie jeszcze bolało). Brałam witaminy i jadłam tosty z czosnkiem, a w piątek już byłam 'na chodzie', ból gardła minął i ogólnie byłam znacznie bardziej do życia.
Moi rodzice pojechali wczoraj do Wrocławia, a do mnie miała przyjechać Emila, ale z racji ulewy nie udało się. Zdzwoniłyśmy się potem, a później zamówiłam sobie obiad. Przyszło go tyle, że nie zjadłam nawet połowy chyba jeszcze…
Po 17 pojechaliśmy do wujostwa.
Po powrocie tata wziął gitarę i śpiewał piosenki.
Okazało się, że Emila może przyjechać dzisiaj, więc była przed 12 z mopsem 🩷 dałam jej prezent w postaci guzików do komunikacji ze zwierzętami, z czego bardzo się ucieszyła – będą trenować. Emila chce pojechać z Dropsikiem na amatorską wystawę, więc trenują trzymanie postawy (bardzo fajnie im idzie), a ponieważ mops na smaczki strasznie się rzuca, "tratując" przy okazji niewinnych ludzi 😂, zaczęłam go dzisiaj uczyć samokontroli – pierwsze kilka prób było, hm, dość trudne, ale mały jest mądry i szybko się zaczął orientować o co chodzi. Sam zaproponował cofanie się w pewnej chwili (jest nauczony takiej komendy), więc zaczęliśmy samokontrolę połączoną z cofaniem i efekty były super! 🩵 Uwielbiam pracę z psami i mam nadzieję, że w końcu powiększymy rodzinę o pewnego czworonoga (proszę kierować w moją stronę pozytywne myśli w tej intencji, bo mam na oku pewnego malucha, jednego z dwóch…)
Uff, długo wyszło – piszcie co u Was i czy pływaliście na SUP-ie? Jakie wrażenia? A może macie swoją deskę?
WeraHatake
@Escada Fajno, że udaje Ci się trenować psiaki – to na pewno wymaga dużej wiedzy i cierpliwości!
Escada
• AUTOR@WeraHatake ja to robię trochę na wyczucie i niestety amatorsko. Zdarza mi się czasami mieć wrażenie chaosu (ze swoim pewnie byłoby trochę łatwiej, bo jednak ja bym go uczyła z moimi gestami, które dla mnie byłyby bardziej intuicyjne)
Escada
AUTOR•Hej, kochani! 🩵 Co u Was słychać?
04.08. (w niedzielę) byłam u Emili, która kilka dni wcześniej zaadoptowała papugę. Gadałyśmy, zrobiłam kilka fotek żółwia, który przypływał jak podchodziłam do akwarium (żółw wodny), uroczy był 💚
Potem poszłyśmy na spacer zakończony wizytą w kawiarni (w życiu nie jadłam tak dużej panna cotty, gorąca czekolada nie była potrzebna)
W poniedziałek ja, Kaśka i mama pojechałyśmy na 2 dni do Warszawy (Kaśka ma prawo jazdy od ponad roku, ale nie bała się jechać taki kawał drogi, szacun. Ale po Warszawie jeździłyśmy już Boltem i Uberem).
Podróż przebiegła bardzo sprawnie mimo moich problemów z pęcherzem, które były mega uciążliwe. Dotarłyśmy kilka minut przed 15.
Po przyjechaniu do wynajętego mieszkania poszłyśmy na obiad do włoskiej restauracji bardzo blisko naszego lokum. Potem pojechałyśmy Boltem do Złotych Tarasów, gdzie każda z nas kupiła jakieś ubrania (ja koszulkę i bluzę), potem jeszcze zaprosiłam dziewczyny do Wedla, bo miałam ochotę na konkretny deser (którego oczywiście nie było 😂 więc wzięłam tylko gorącą czekoladę o smaku pomarańczowo-imbirowym; mama lemoniadę grejpfrutową, a Kaśka tartę i kawę. Pod koniec domówiłam jeszcze jedną taką lemoniadę, tym razem sobie i na wynos.
Potem czekałyśmy na Bolta i w międzyczasie robiłyśmy zdjęcia Pałacu Kultury, o ile się nie mylę.
We wtorek pojechałyśmy (tym razem Uberem, bo na Bolta za długo byśmy czekały – i tak się spóźniłyśmy) do salonu sukien ślubnych, czyli celu tego wyjazdu. Podczas gdy Kaśka mierzyła suknie, znalazłyśmy z mamą kilka ciekawych miejsc ze śniadaniami. Wybrałam Bułkę przez Bibułkę skuszona menu i mimo faktu, że nie wybrałam najlepszego śniadania (nie zdążyłam przeczytać wszystkich opcji, więc wzięłam coś, co brzmiało 'zjadliwie'), było bardzo fajnie i wiem, że tam wrócimy, jeśli będziemy jeszcze kiedyś w Wawie.
Potem poszłyśmy croissanty i magdalenki do Vincenta (w domu okazało się, że nie były jakieś wybitne) i wyruszyłyśmy w drogę powrotną. W drodze do i z Warszawy towarzyszyła nam specjalnie przygotowana na tę okazję przez Kaśkę i mamę playlista piosenek, której nadałam tytuł Wars.
Do domu dojechałyśmy ok. 18.
Na fizjo byłam w czwartek.
W sobotę, 10.08. w końcu udało mi się pierwszy raz pojechać do pewnej stajni (najdalszej, ale za to najlepszej z moich kilku typów), niestety nie było z kim gadać, ale obejrzałyśmy kilka koni będących najbliżej (czyli kilka minut kucyków i 2 mega ładne koniki polskie… O ile ta rasa z wyglądu nigdy mi się specjalnie nie podobała, to każdy z jej 2 przedstawicieli czymś mnie urzekł. Tylko wyszło na to, że pojechałyśmy z mamą inną trasą (dłuższą) niż planowałyśmy. Jakkolwiek to brzmi, teren tej stajni jest bardzo wygodny (chodzi mi o brak jakichś większych nierówności – chociaż pastwiska pewnie są inne, bo mają tam góry itd.- co dla mnie jako osobie z problematycznym wzrokiem jest mega ważne)
Potem pojechałyśmy na obiad do restauracji już wcześniej wypróbowanej przez naszą familię. Chociaż było 25 stopni, wzięłam gerbatę zimową 😅 i była bardzo dobra. Chociaż cynamon na ściankach filiżanki był zbędny, bo w samej herbacie i tak było go dużo. W tym samym czasie i sali jakaś rodzina wyprawiała dziecku urodziny.
Po obiedzie pojechałyśmy do domu, wstępując do sklepu (chciałam poszukać butów i plecaka, ale nie znalazłam nic odpowiedniego.
Kaśka (chyba) od poniedziałku opiekowała się psem koleżanki i odwiedziła nas z nim. Pies ponoć duży (ja bym go tak nie określiła, chociaż jestem najdrobniejsza i najniższa z mojej najbliższej rodziny) łączy w sobie najlepsze cechy wyglądu Dziuni i Lali (po dziuni jest puchaty (nawet bardziej niż ona, bo ma tej sierści więcej) i ma miękką sierść, a po Lali ma szpiczaste uszy i kolor grzbietu, resztę kolorystycznie ma bardziej Dziuniowatą. ♥️ I jest bardzo przytulaśny i ofc. łasy na smaczki, a te u nas są prawie zawsze. Poćwiczyłam z nim więc siadanie i leżenie, obdarowałam smaczkami i głaskami, był pierwszym testerem zabawki logicznej na jedzenie i fajnie sobie radził.
We wtorek byłam na fizjo, a potem u mojej dawnej fizjo po Healy.
W środę przyszła do mnie długa paczka (zamówiłam parasol, ale nie sądziłam, że będzie aż tak duży…), wieczorem poszłam do dziadka.
W czwartek pojechaliśmy (ja, dziadek i moi rodzice) nad jezioro do Folwarku Amalia (folwarku nie polecam, ale teren okołoplażowy mają super (szczególnie ławki-huśtawki). Spędzaliśmy na plaży zdecydowanie za dużo czasu, a wieczorami moi jechali na koncert niedaleko. W czwartek wieczorem zamówiłam na Horze 2 pary bryczesów i legginsy. Paczka przyszła dzisiaj, legginsy mają przepiękny kolor i ładny lej, ale są prześwitujące, a różowe bryczesy mają kolor gorszy od spodziewanego i są za ciasne, więc te rzeczy od razu zwróciłam.
Znad jeziora wróciliśmy po 20 w niedzielę.
W poniedziałek wpadła Kaśka z Mateuszem, a do mnie przyszła bardzo duża paczka z Temu (miałam na koncie klienta dużo kasy, więc zrobiłam duże zamówienie). Zrobiliśmy wspólnie 'unboxing'. Wśród tych 21 rzeczy (nie wszystkie zatrzymam) znalazły się 2 różne czajniki elektryczne – jeden zwykły, tzn. duży, z regulacją temperatury, co dla nas jest ważne, a drugi już bez bajerów, za to miętowy i (co najważniejsze) kompaktowy, bo ma 0,5 l, więc jest dla mnie idealny, bo zwykły jest dla mnie za ciężki. :/
Byłam w poniedziałek u dentysty i przed wizytą miałam rentgena (dziwne uczucie, ale nie tak okropne jak się obawiałam). Okazało się, że oprócz zęba, którego teraz zrobiłyśmy, został mi JEDEN do 'naprawy, potem jeden dokończyć estetycznie i ściąganie kamienia :/
W lipcu na wizycie poprosiłam o znacznie mniejsze znieczulenie, które nie będzie mi towarzyszyć pół dnia i dostałam takie dla mleczaków XD i wiecie co? Okazało się IDEALNE! 😂😅😂 Bo wprawdzie czułam, że coś mi przy zębie robi, ale nie bolało i trochę szybciej odzyskałam kontrolę nad własną twarzą. Teraz też miałam to mleczakowe znieczulenie, ale tym razem trzymało jak dzikie, dostałam przed 15, a po 18 dopiero zeszło na tyle, że bez problemu zjadłam obiad. Zwróciłam parasol i wieczorem zaniosłam do Żabki, o dziwo, drogą z takim bykiem nie była zbyt uciążliwa.
We wtorek nie poszłam na fizjo, umówiliśmy się na wrzesień.
Pograłyśmy z mamą w Scrabble (przegrałam 😅), wypróbowałyśmy też mini czajnik, ale dopiero dzisiaj zaczęłam z niego korzystać.
W nocy zamówiłam pierwszy w życiu catering przez aplikację Jemmy, którą niedawno zainstalowałam. Fajna sprawa, zwłaszcza, że nie działa na zasadzie subskrypcji i można wybrać tyle posiłków, ile się chce, mieszając cateringu różnych firm, co też uczyniłam.
Ma przyjść rano, więc zobaczymy.
Ponieważ jest właśnie godzina 00:40, wszystkie "dzisiaj" traktujcie jako środę, a ja się już żegnam. Ofc. zapomniałam wspomnieć o jednej super "rzeczy" po drodze znad jeziora, ale to już kiedy indziej, bo i tak strasznie się rozpisałam.
Miłego czytania! 😅🩵😂♥️😅🩵
Escada
• AUTORZdjęcie miało być inne, to kliknęło mi się przez przypadek, ale też związane z wyjazdem XD bardzo dobry był :)
WeraHatake
@Escada Spotkania ze zwierzakami brzmią uroczo ♥
Escada
AUTOR•W ostatnim tygodniu przyszło do mnie dużo paczek (nie pytajcie), z każdej coś oddawałam.
W piątek też jedna przyszła, ale tym razem otworzyłyśmy ją razem z Emilą, która z racji wolnego przyjechała do mnie z Dropsikiem (aka Koksikiem). Tym razem nic z tej paczki nie było godnego uwagi, więc oddałam wszystko i poszłyśmy na krótki spacer z maluchem (miałam coś jeszcze do wysłania paczkomatem).
Wróciłyśmy do domu i pogadałyśmy, rozkminiałyśmy jak naładować smartwatcha (nowy nabytek, ale średnio udany, bo nawet godzinę średnio na nim widać)
Potem stwierdziłyśmy, że pójdziemy na lemoniadę, a zanim wyszłyśmy, przyjechała moja siostra, która po raz pierwszy miała okazję poznać mopsa (zaśłodziła się jak my wszyscy).
Lemoniadę mieli, ale tylko o smaku mango (niespecjalnie mój klimat, ale okazała się przepyszna).
Na wynos wzięłam zapiekankę, bo mama z Kaśką pojechały do galerii.
Poszłyśmy do sklepu zoologicznego, gdzie kupiłam fajną kwadratową miskę z karabińczykiem i zabawkę a'la szarpak. Wracałyśmy do domu, a ja zamówiłam po drodze jeszcze 2 kawałki sernika pistacjowego z myślą, że poczęstuję Kaśkę albo Emilę, ale mama Emili przyjechała niedługo potem, a Kaśka podwiozła mamę i już nie wchodziła, więc zjadłyśmy z mamą na pół i zapiekankę, i sernik.
W sobotę moi rodzice pojechali z dziadkiem na jakąś wycieczkę do Czech, a ja zostałam, poćwiczyłam sobie i obejrzałam 2-godzinny webinar (obejrzałabym i drugi, ale nie umiałam go włączyć…PAZiA dla mnie jest czarną magią, chociaż oglądałam już kilka ich webinarów, ale często z problemami.
Niedziela była bardzo leniwa, ale pograłam (i przegrałam 😅) z mamą w Scrabble.
Wczoraj odbierałam z paczkomatu 2 końskie książki i coś jeszcze.
Dzisiaj miałam fizjo na 11, potem przy śniadaniu oglądałam coś na YT i dopiero po 14 zobaczyłam, że ktoś, z kim byłam umówiona na zakup czegoś, już to kupił (podczas fizjo, ale nie dostałam o dziwo żadnego widocznego powiadomienia). Tak czy inaczej zdążyłam wrzucić do paczkomatu przed 16, więc pewnie już wyszło.
Pojechałyśmy z mamą na obiad (tzn.ja na lemoniadę, ale wzięłam też jakiegoś vege burgera – w restauracji sushi, nie wiem skąd ten pomysł, ale mi ten burger nie smakował, więc domówiłam sobie sushi z kurczakiem i mango, bo ja ryb nie jem). Kurczaków sushi było dobre, ale najlepsza była lemoniada o smaku aloes-mojito 🩵 lubię smak aloesu i kocham bezalkoholowe mojito
I to na razie tyle, piszcie co u Was! 🩷
Escada
AUTOR•Jakieś 3 tygodnie temu, w niedzielę, pojechaliśmy na kilka dni nad jezioro. Do domku na wodzie… Domek wprawdzie miał klimatyzację, saunę i wannę z jacuzzi czy czymś takim (+taras z co najmniej jednym narożnikiem), ale nie było nie wiadomo jak fajnie. Tym bardziej, że czasami było czuć, że się kiwa… :/
Ciekawy za to był fakt, że jedna sypialnia (tzn.po prostu łóżko) była za drzwiami szafy. Innej szafy nie było.
Pogodę mieliśmy niezłą, ale był upał, więc mało z mamą wychodziłyśmy.
W poniedziałek tata wrócił z pracy i wypożyczyli z mamą kajak, aja kończyłam książkę (1 z 2, które wzięłam na te kilka dni). Poprzedniego wieczoru grałyśmy z mamą Scrabble.
Tata znalazł reklamę jakiejś kawiarni, więc w poniedziałek poszłyśmy jej poszukać przy okazji zakupów spożywczych.
Znalazłyśmy. Zamówiłam deser Banoffee (chociaż wybór był trudny, bo deserów było bardzo dużo), a mama jakiś sernik. Banoffee było pyszne, a spód miało ze słonych krakersów, co było fajnym kontrastem do bananów, polewy toffi i śmietanki.
We wtorek też tam poszłyśmy, tym razem wzięłam deser Kinder Country, a mama sernik z porzeczkami.
W środę nie było wody w kranach. W oczekiwaniu aż sytuacja się wyjaśni, zagrałyśmy w Scrabble, a potem włączyłyśmy "Wonkę" na laptopie.
Tata wrócił z pracy i zaczęliśmy myśleć o wyjściu na obiad, ale w pierwszym miejscu nikt nawet do nas nie podszedł przez jakieś 20 minut, więc poszliśmy gdzie indziej.
W czwartek w końcu mieliśmy wracać, ale zamiast pojechać prosto do domu, mój ojciec zaczął wymyślać i wylądowaliśmy nad innym jeziorem. +był taki, że nie musiałam z nimi niczym pływać, bo wypożyczyli SUP-a. Mama ostatnio strasznie chciała spróbować i była zadowolona.
Potem pojechaliśmy do lawendowej chaty (oprócz pól lawendy był sklepik z wyrobami lawendowy mi, wśród których były m.in. lody i ciastka z lawendą oraz poduszki, syropy i hydrolaty+sporo innych rzeczy).
Widzieliśmy też kilka dużych królików i 2 koty, z których jeden bawił się (piszczącą, ale wciąż żywą) ofiarą…
Potem pojechaliśmy na obiad do mojej ulubionej hinduskiej restauracji w Sulechowie, a stamtąd już do domu. Wróciliśmy po 19, przywitała nas pogoda przed burzowa.
W piątek przyszły do mnie chyba 2 paczki.
Weekendu nie pamiętam.
We wtorek miałam fizjo.
A Wam jak mijają wakacje?
Escada
• AUTOR@.Anja @.Anja ponoć chrzan jest dobry na zatoki, nie wiem w jakiej formie.
Podziwiam, ja (zwłaszcza ostatnio) jestem zdecydowanie krótkodystansowa… Ale zaczęłam ostatnio znowu ćwiczyć, z różną regularnością. Mam wrażenie, że dopiero dzisiejszy masaż wywołał jakiś sensowny efekt
WeraHatake
@Escada Domek brzmi na wypasiony, ale rzeczywiście kiepsko, że się kiwał i nie miał zwyczajnej szafy ;-;
Jedzonko jak zwykle opisałaś pysznie ♥