
Znalazła się przeto wreszcie w tym przedziwnym świecie przygód, intryg i niedopowiedzeń, którego tak pragnęła od wczesnej młodości doświadczyć, jednak jako to nie raz przestrzegały czytane przez nią z zapartym tchem powieści tak nie wiele było miejsc w których rycerz bez skazy, naprawdę czuć mógłby się jak w domu. W zapamiętaniu śledząc losy ulubionych bohaterów nie umiała jeszcze zrozumieć tego jakim wysiłkiem woli był każdy wybór obarczony przecież ryzykiem porażki. Choć w głębi serca pragnęła by reprezentowana przez postaci z książek honorowa postawa uzdalniająca do zmagań z wszelkimi przeciwnościami z kłamstwem na czele była czymś jak najbardziej realnym traktowała je same jakoby papierowe marionetki o tyle silniejsze od zwyczajnych lalek, że z góry uwiadomione o swym dalszym szczęśliwym losie. W tym pięknym świecie złudzeń rodziło się w niej przeświadczenie, że w pewnych szczególnych okolicznościach po prostu wie się co należy robić i jeśli nawet przez te działania same dobre imię znajdzie się w stanie zagrożenia to tylko dlatego, że inaczej nie można było. Dopiero teraz zaczynała powoli rozumieć, że tak naprawdę rycerska droga wcale nie jest prosta, a tym bardziej usłana wonnym kwieciem. Ciernie na tej wąskiej ścieżce mogłaby znieść bez trudu. Wbrew temu co o niej sądzono przywykła do trudów życia nie gorzej od innych. Nigdy przecież nie zasmakowała arystokratycznego przepychu, skoro jako dziecięciu dane jej było stać się uciekinierem z własnej ojczyzny. Czymże więc byłaby konieczność wyrzeczenia się tak prostej rzeczy jak niespieszna, ciepła kąpiel po długiej wyczerpującej podróży jeśli nie jedynie niewielką niedogodnością, dokuczliwą lecz w gruncie rzeczy do wytrzymania. Nie tego się obawiała. Martwiło ją raczej to co czeka ją zaraz później, zaraz za drzwiami. Jak wytłumaczy swoje spóźnienie? Jeśli skłamie już na wstępie złamie jedną z zasad kodeksu wobec osoby, o której w myśl tego co ją od niej spotkało myśleć winna jako o kimś jeśli nawet nie szlachetnym to przynajmniej godnym szacunku, jednakże jeśli powie prawdę narazi kobietę, która jeśli jej wierzyć przybyła do niej w jak najlepszej intencji by ją pocieszyć i ułatwić jej przetrwanie w tym dziwnym świecie. Najlepiej oczywiście byłoby zmilczeć to wszystko, ale czy dane jej będzie przynajmniej tej metody spróbować. Wszystkie te myśli kłębiące się w jej głowie skłaniały ją do tego by możliwie jak najbardziej przedłużać swój pobyt w tym miejscu, jednak zdawała sobie przy tym sprawę także i z tego, że zmarnowała już dość czasu, a każda kolejna chwila zwłoki utrudnia wyjaśnienie całej sprawy w sposób dla niej korzystny, Szybko zatem obmyła całe ciało razem z długimi blond włosami i starannie choć z nie mniejszym pośpiechem osuszyła je ręcznikiem. Gdy już miała sięgnąć po przygotowane dla niej na stoliczku nieopodal, starannie złożone w kostkę odzienie zawahała się na moment i rzuciła tęskne spojrzenie w stronę swoich własnych szat, które zdjęła z siebie chwilę temu. Żal jej było rozstawać się z tą ostatnią cząstką łączącą ją z tamtym światem, ale z drugiej strony dobrze wiedziała, że każdy element jej garderoby musi być niemożliwie przepocony i brudny po podróży i wdziewanie go na siebie mija się z celem. Co więcej nowe szaty i obuwie okazały się pasować niemal idealnie. Z początku wszystko dawało się odrobinę za duże, ale już po chwili pasowało jak ulał, jakby materiał sam dopasował się do ciała noszącej go osoby. Zdziwiło ją to nieco, ale nie miała czasu nad tym się zastanawiać więc doprowadziwszy się do jako takiego porządku z wilgotnymi jeszcze włosami szybkim krokiem ruszyła drzwi.
Obawiała się trochę tego co tam zastanie. Ostatecznie jej opiekun wcale nie musiał okazać się tak cierpliwy jak jej się z początku zdawało, a miał wszelkie powody by mieć do niej pretensje tym bardziej, że z tego co udało jej się dorozumieć już od jakiegoś czasu czekała na nich, o ile jeszcze rzeczywiście czekała, kolacja. Gotowa na wszystko uchyliła ostrożnie drzwi. Ku jej zdumieniu jej opiekun wcale nie wyglądał na zniecierpliwionego. Siedział nieopodal na kamiennej ławeczce przy jednym z absurdalnie wąskich i wysokich okien polerując swoją fantazyjnie powyginaną fajeczkę. Jak się zdaje musiał usłyszeć skrzypnięcie zawiasów, bo teraz podniósł głowę znad roboty i przez chwilę przyglądał się jej z łagodnym życzliwym uśmiechem.
- Jak widzę suknia leży całkiem nieźle.
Zaskoczona tym stwierdzeniem z początku nie potrafiła uchwycić o czym właściwie się do niej mówi, więc starając się zachować dobrą minę do złej gry skinęła głową i półświadomie przytaknęła, dopiero po chwili orientując się jak bardzo nie zdaje sobie sprawy z tego czego dotyczyła wygłoszona przed chwilą refleksja. Nie wiedząc na ile ważnym było to co jej umyka przeprosiła i grzecznie poprosiła o ponowne wyjaśnienia.
- Mówiłem, że suknia dobrze leży i pragnąłbym dodać, że bardzo w niej panience do twarzy. Tylko ta szabla. Panienka pozwoli... Proszę się nie bać. Skoro raz już ją panience oddano nie ma przyczyny bym panience ją teraz zabierał, ale też i nie ma przyczyny by waszmość miała ją cały czas nosić w ręku. Kobieta z bronią to tutaj nic niezwykłego. Jesteśmy przygotowani i na tę okoliczność - mówił łagodnie doczepiając jej bezcenną rodową pamiątkę do skórzanego paska, którym była przewiązana - O teraz chyba znacznie lepiej. Nie chciałbym was martwić, ale w tym ciągłym stanie podwyższonej czujności będzie wam tu bardzo ciężko przetrwać i choć oczywiście możecie się ze mną nie zgodzić w końcu będziecie musieli komuś zaufać.
- Jak mam zaufać komukolwiek, kiedy czuję, że ciągle nie mówi mi się wszystkiego.
- Waszmość jak mniemam nie do końca jeszcze doszli do siebie i temu przypisać należy wasze rozdrażnienie, jak również to jako nierychło sprawialiście się przy kąpieli, choć jak mniemam mogą być i inne powody?
- Co asan ma na myśli?
- Sądzę, że z kimś tam rozmawialiście.
- Waszmość podsłuchiwał?
- Nie musiałem i doprawdy na przyszłość radbym, gdybyście pilniej strzegli swych sekretów dla własnego bezpieczeństwa. Jeśli was to uspokoi, to zaręczam, że nie szpiegowałem waszej konwersacji i jedynie domyślam się, kto was mógł tam odwiedzić. Równie dobrze wiem, że dalej zadając wam pytania doszedłbym wreszcie do chwili, kiedy to pragnąc być w zgodzie ze swym honorem, a innej opcji z szacunku do was nie mogę zakładać, musielibyście mi jej imię wyjawić - Poczuła jak wielki purpurowy rumieniec oblewa jej twarz i miała jedynie nadzieję, że nie jest on widoczny w pogrążonym w półmroku korytarzu lub też światło padające zza pleców rozmówcy przesiane przez kolorowe szybki dość skutecznie roztapia go w fantazyjnej grze złoto-czerwonych refleksów - przeto dajmy pokój dalszym śledztwom. Radzę wam jedynie byście dla własnego dobra zapomnieli wszystko cokolwiek wam powiedziała.
Zasapawszy się nieco całą tą przemową, która jak się zdaje wyzwoliła w nim dobrze skrywane emocje ruszył powoli korytarzem, ale Floretta nie zamierzała podążyć za nim. Jeszcze nie teraz. Nie zamierzała kolejny raz odejść pokonana. Tym bardziej, że zdobyta przewaga mogła w dalszej perspektywie nie dać się tak łatwo wykorzystać.
- Także to, że mam się was trzymać, że to wam mam zaufać? - zapytała prowokacyjnie.
Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie.
- Bogowie, czyliż i mnie chcecie obarczyć winą.
Wyrzekł te słowa z taką mocą, że dziedziczka rodu Żelaznych naprawdę ulękła się czy nie wyrzekła o tych kilka słów za dużo. Jednocześnie starzec wykonał gwałtowny zwrot i ruszył w jej kierunku tak zamaszyście, jakby oto miała przed sobą nie jego samego, ale szarżujące dzikie zwierzę. Nie wiedząc kiedy sięgnęła dłonią po szable, jednak ledwie zdążyła wyczuć chłodnął główkę rękojeści, gdy rozmówca chwycił jej wolną rękę i ścisną z całej siły wbijając jednocześnie swe przenikliwe spojrzenie w jej oczy.
- Czy na pewno tak wam powiedziała? Czy tak jej powiedziały gwiazdy, przeznaczenie czy cokolwiek, w co oni wierzą? Muszę to wiedzieć?
Zrobiło jej się słabo, a tak przynajmniej jej się zdawało, bo cały świat który dotąd zdawał jej się tak realny i dotykalny począł rozmazywać się przed jej oczyma, jakby jakaś nieznana siła szarpała go na kawałki, lub jakby ktoś pięścią rozbił lustrzaną taflę, która dotąd odtwarzała tak wiernie wszystkie jego detale. Wśród tych strzępów i okruchów ku swemu zdumieniu dostrzegać poczęła jakieś obrazy, jakby okruchy wspomnień należących jednak nie do niej, lecz do kogoś innego. Mimo pewnego dystansu, który czuła wobec tego co widzi, przeżycia były nad wyraz intensywne. Jej nozdrza wychwytywały pojedyncze zapachy, dłonie czuły fakturę poszczególnych przedmiotów, a oczy nie dostrzegały żadnego świata poza tym którego częścią na chwilę wbrew swej woli się stała. Dostrzegła wilka. Był znacznie większy od tych, które widziała dotąd. Podszedł do niej tak blisko, że czuła jego oddech i kiedy już miała krzyknąć zniknął. Później dostrzegła jakieś dłonie we krwi. Ktoś do kogo należały płakał, a ktoś inny próbował go pocieszyć. Widziała zbliżającą się do niego nienaturalnie białą rękę i chyba kawałek lekkiej, jasnej sukni. Później był przebity pancerz i jakieś strzępki słów: "nie przeżyje", "samoregeneracja", "ten starzec". Wreszcie chaos uspokoił się i dostrzegła swojego stryja pochylanego nad biurkiem. Poczuła jak serce bije jej szybciej, a wizja, bo tym chyba musiało być to dziwne zjawisko rozmywa się. Pisał chyba list. Spróbowała się zbliżyć. Był bardzo smutny płakał. Zakleił kopertę. Chciała zobaczyć adresata, ale wtedy wszystko rozpadło się w ciemność. Ocknęła się w tym samym korytarzu. Siedziała na jednej z kamiennych ławek, na której prawdopodobnie musiał umieścić ją jej strażnik. Zresztą sam Maza stał teraz nad nią i patrzył z taką troską jakby na prawdę czuł się winny temu co się stało.
- Najmocniej panienkę przepraszam. Na przyszłość postaram się być ostrożniejszy.
Wyciągnął do niej rękę. Dopiero teraz zauważyła, że ma na nie naciągnięte eleganckie brązowe rękawiczki. Była niemal pewna że przedtem ich nie było, więc przyjęła pomoc dość nieufnie przeczuwając, że kryje się za tym jakaś tajemnica, którą jednak być może wolałaby poznać. Ruszyli powoli korytarzem nie wracając do wcześniejszej dyskusji. Wreszcie jednak Floretta nie wytrzymała i zapytała zatrzymując się niespodziewanie.
- Co waszmość właściwie mi zrobili?
- Cóż - zaczął z ciężkim westchnieniem również przystając - nie wyglądacie na kogoś kto przyjmie jakiekolwiek wytłumaczenie więc bądź co bądź należy wam się ode mnie prawda. Zdaje się, że niechcący zajrzałem w waszą historię.
- Zaraz. Ale ja sobie nie przypominam tych rzeczy?
- Chwileczkę. Jakich rzeczy?
Oboje wyglądali na równie skonsternowanych i nie bardzo wiadomo było kto powinien przerwać to niezręczne ciążące obojgu milczenie.
- Co właściwie panience się stało? - zapytał wreszcie Maza - nikt dotąd nie reagował na mój dotyk w ten sposób.
- Ja... - zaczęła nieśmiało, bo jakkolwiek zawsze marzyła o tym by być wyjątkowa tak teraz jakość nie bardzo jej się to podobało - widziałam takie dziwne obrazki, jakby wspomnienia kogoś innego. Jakiegoś wilka i rycerza. - w porę pohamowała się, by nie powiedzieć zbyt wiele, a w każdym razie nie wspominać o stryju. Ostatecznie przecież nie wiedziała czego spodziewać się po rozmówcy, szczególnie jeśli to co widziała nie było przeznaczone dla niej.
- Hmm... - zamyślił cię jej więzienny opiekun - zdaje się, że zobaczyłaś moje wspomnienia, a raczej ich wybrany fragment - wolał zmilczeć według jakiego klucza zostały one najprawdopodobniej wyselekcjonowane, bo czuł, że także młoda kobieta nie jest do końca szczera. Co tak naprawdę zobaczyła i w ogóle jakim cudem...
- Czy to normalne w takich razach? - jej łagodny głos wyrwał go z zamyślenia
- Trudno mówić o normalności, gdy coś nie ma prawa się wydarzyć, a w każdym razie nigdy dotąd nikt nie wspominał by miał z czymś podobnym do czynienia.
- A może nikt nie uznawał tego za warte uwagi. Może to czysty przypadek? Gdybyśmy spróbowali jeszcze raz...
- Nie na pewno nie tutaj i nie teraz. Czekają na nas z kolacją, zresztą - tu nachylił się mocniej w jej stronę i zniżył głos do szeptu - lepiej nikomu o tym nie wspominajcie.
Po tych słowach jak gdyby nigdy nic pomaszerował przed siebie nie patrząc nawet czy jego podopieczna rzeczywiście podąża za nim. Ona jednak nie zamierzała już stawiać oporu. Nazbyt zaintrygowała ją cała spraw. Przecież gdyby okazało się, że ma chociaż tę odrobinkę magii w sobie Tyryges na pewno spojrzałby na nią innymi oczyma. Wystarczyłoby się nauczyć jej używać. A jeśli to naprawdę zwyczajny, nic nieznaczący zbieg okoliczności? Musiała się o tym jak najszybciej przekonać, ale nie wyglądało na to by Maza zamierzał jej z czegokolwiek się tłumaczyć. Pospiesznie ruszyła za nim i jak gdyby nigdy nic raz jeszcze spróbowała wrócić do tematu:
- Ale, przecież...
Musiał chyba rozgryźć jej zamiary, bo momentalnie odwrócił się, przerwał jej w pół słowa i burknął tonem doprawdy nieznoszącym sprzeciwu:
- Niech mnie panienka raczą posłuchać. Moim zadaniem tutaj jest was chronić, a nie wiem czy zdołam zagwarantować wam bezpieczeństwo, jeśli ta sprawa wyjdzie na jaw.
- Sama potrafię się bronić - oburzyła się nie przerywając wędrówki podjętej ponownie przez jej przewodnika.
- Czy musimy wracać do tego tematu - westchnął.
- Kto wam kazał mnie chronić i przed kim? Przed Tyrygesem, przed Idaneą? Dlaczego właściwie waszmość tak ich nie może ścierpieć? A może to was powinnam się obawiać?
- Aśćka raczą poczekać z obiorem strony w tym sporze, aż zyskają sposobność by obie je dobrze poznać. Zależy mi na waszym dobru, ale niewolić was nie będę. A z Idaneą to skomplikowana sprawa. Ona sama jest porządną dziewczyną, ale cóż z tego kiedy jest też, a raczej przede wszystkim wróżbiarką.
- Zalecała mi was z takim oddaniem jakby sama zamierzała oddać się wam pod opiekę.
Mężczyzna zaśmiał się dźwięcznie.
- Widzicie to akurat nigdy się nie stanie. Ona jest wróżbitką, a ja pieśniarzem. Dzieli nas wszystko: powołanie, wizja historii, metody... Jesteśmy jak ogień i woda, choć czasem myślę, że ona... że wróżbiarstwo nie do końca zagasiło w niej płomienne serce.
- A nie możecie porozmawiać ze sobą po prostu, jak ludzie.
- Widzicie, jesteście tu od niedawna i, proszę o wybaczenie, nie rozumiecie jeszcze naszego świata. O nie jest bardziej, ani mniej skomplikowany od świata ludzi, nie jest też ani lepszy, ani gorszy od niego. Jest po prostu inny... ale skończmy już te dywagacje. Oto drzwi sali jadalnej...
Mężczyzna postąpił krok naprzód i pchnął ciężkie bogato zdobione odrzwia umożliwiając jej wejście do środka.


WeraHatake
Mega przyjemny i intrygujący rozdział ^_^ Ciekawi mnie, jak potoczy się relacja Floretty i Idanei – wydaje się, że serio wróżbitka chce być dla niej jakimś drogowskazem i wsparciem, choć z ukrycia. A Maza wydaje się odpowiedzialnym i wiernym opiekunem, choć na pewno momentami porywczym, kiedy coś dotyczy ogromnie ważnych według niego tematów. Jego moce wzbudzają podziw. Wcale mu się nie dziwię, że się wkurzył na takie gadanie o wojnie i walce, jeśli sam ją przeżył i widział jej okropności… No i nie lubię Tyrygesa i mam wrażenie, że to się nie zmieni, hah. Jestem ciekawa dalszego ciągu :D
TW
Przeczytałam! Ciekawie się rozwija sytuacja, jest całkiem oryginalna. Kojarzy mi się z dramatami romantycznymi, szczególnie kawałek gdzie się kłócą o to czy król dobry czy zły. chociaż jakbym miała narzekać, to bym narzekała, że Floretta bardzo mało się dziwi, jak mało więziennie to więzienie wygląda. Bałam się, że to nie ma wytłumaczenia w fabule, ale widzę, że ma… więc tylko mam wrażenie, że Floretta powinna się nad tym zastanawiać. A tak poza tym dynamika tego miejsca jest bardzo interesująca i nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć, jak to się rozwinie :)
Pyladea
• AUTORW każdym razie cieszy mnie, że udaje mi się tą historię jakoś zreanimować.
Pyladea
• AUTOR@TW oczywiście to, że się kłótnia bohaterów z "Kordianem" komuś kojarzy bardzo mi schlebia i w ogóle bardzo dziękuję za ten niezwykle miły komentarz ❤️