Patryk

Kociakkociak9

Patryk

Kociakkociak9

imię: ℝ𝕠́𝕫̇𝕒

miasto: 𝔻𝕒𝕨𝕟𝕒 𝕖𝕡𝕠𝕜a

www: youtube.com

o mnie: przeczytaj

1360

O mnie

❝Brak perfekcji jest piękny, szaleństwo jest geniuszem i lepiej być absolutnie niedorzecznym niż absolutnie nudnym.❞

Ludzie często gęsto biorą oryginalność za coś dziwacznego. Oryginalność i odmienność, wręcz niedorzeczność, szczególnie w sztuce, guście oraz geniuszu... Czytaj dalej

Ostatni wpis

Kociakkociak9

Kociakkociak9

Wpadam wraz z wakacyjnym powiewem nadmorskiego wiatru, bowiem wywiało mnie nad morze... Czytaj dalej
Przy pomocy wpisów możesz zadać autorowi pytanie, pochwalić go, poprosić o pomoc, a przede wszystkim utrzymywać z nimi bliższy kontakt. Pamiętaj o zachowaniu kultury, jesteś gościem :)

*Jeśli chcesz odpisać konkretnej osobie, użyj funkcji " Odpowiedz" - osoba ta dostanie powiadomienie* ×

Zaloguj się, aby dodać nowy wpis.

temalia.

temalia.

[31.10.2021]
Droga Różyczko,
Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Najlepszą przyjaciółką, jakiej nigdy wcześniej nie miałam. Zawsze chciałam taką mieć i znalazłam ciebie. Dzięki tobie nie czuję się sama, mam bratnią duszę, choć posiadamy nieco odmienne zainteresowania. Ja wolę klimaty wojenne, ty poniekąd też, ale zdecydowanie najlepiej czujesz się w klimatach XVIII / XIX wiecznych.
Pamiętasz, jak mnie pocieszałaś, że przecież te krzywe akapity w prologu Przyszłości są w porządku i nie stanowią ogromnego problemu? Albo jak pomagałaś mi rozwiązywać problemy, byłaś przy mnie po prostu?
Szczególnie zapamiętałam wymyślanie ksyw dla Fenomenalnych, co to była za frajda, ubaw po pachy XDDDDDDDDDD
Pomagamy i jesteśmy przy sobie każdego dnia. Pamiętam również, jak w marcu, kiedy się poznałyśmy, dostawałam od ciebie wiele wiadomości, co początkowo mnie irytowało. Z czasem jednak zaczęłam doceniać tą relację. Rozwijałam się twórczo z tobą, rozdział po rozdziale. Pomimo, że jesteś młodsza ode mnie, a wzrostem dorównujesz Maćkowi Dawidowskiemu, jesteś oryginałem pokazującym w tym świecie, że nie każdy nastolatek interesuje się obecnie tylko internetem, imprezami, używkami czy innymi podobnymi. PASJA TO DAR, PISANIE TO DAR, KTÓRY MOŻESZ WYKORZYSTAĆ. Nie zmarnuj go, proszę. Twoja uroda też jest darem, jesteś ładna, nie zaprzeczaj temu, bo po co okłamywać samego siebie?
Poznałam cię, gdy czytałam serię Umysłów i Uśmiechu u Majki. Czytałam twoje komentarze, które poprawiały mi humor, emanowały optymizmem. Bałam się do ciebie zagadać, nawet prosiłam Maję, żeby ciebie zapytała o opinię do prologu mojego opowiadania. Ona jednak odpisała mi, że ja mam to zrobić i nie muszę się ciebie bać, toteż odważyłam się i napisałam pierwsza. Nie wiedziałam, że dzięki tej decyzji utworzy się taka przyjacielska relacja.
Taka przyjaciółka jak ty, to skarb.
Całusy,
Twoja Martyna (Kuba) 🤪❤️

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

O MATERDEJO
AKTYWNOŚĆ TRUPEM TUTAJ PADŁA, MATKO NAJDROŻSZA
AŻ MI BAMBOSZE Z NÓG SPADŁY OD TAK DŁUGIEJ PRZERWY MIĘDZY WPISAMI
Wybaczcie, budy było o dużo za dużo TwT
Opowiadajcie, cóż u Was się dzieje, jak się świat kręci, kto, co, gdzie i kiedy, a ja się zabieram za pleprotaninę po sto lat, więęęc…
Piątego października nastał wyczekiwany, niesłychany doprawdy dzień, otóż wycieczka do skansenu. Mówiąc mocno skrótem, ujmując wszystkie pierdoły mniejsze i większe: poszłam tam ubrana niczym gwiazda hollywoodzka, lśniąc moim futrem na prawo i lewo (XDDDDDDDDD), przed wyjazdem wywaliłam Szymonowi vel Idiocie (który, jak się okazuje, idiotą nie jest wcale) język, Księżniczka miał na glacy firmowy berecik, mama obróciła wokół szkoły sześćdziesiąt razy i przytachała mi jeszcze ciastka, w dryndokarze Cygan spała jak stary cukrzyk (lat naście, dziewoja na wydaniu, a śpi, jakby ją kadzidłem Dżulietty potraktowali, też mi coś), nie ruszyliśmy jeszcze, ja porobiłam wszystkim naokoło pierdyliard zdjęć (łącznie z babą od doradztwa i fizyczką, co z nami jechały, się kobieciny zapakowały obok nas i siedziały jak droga długa i rozczłapana), oblukałam co i jak, dotarliśmy do tej nieszczęsnej względem pogody wiochy, chłopaki wynaleźli huśtawkę pamiętającą czasy portek Napoleona, bujali Filipka, Filipek kupił w sklepiku dzidy, jak bujnęli wszyscy na raz, tak tylko zostało moje zdjęcie robione Filipkowi pięć sekund przed wypadkiem tragicznym (otóż Filipek dupskiem wyrył dziurę w ziemi), przy warsztatach usadzili mnie do chłopaków, po prawej chłopaki, po lewej dziewoje (rzecz jasna, wkarowali mnie CENTRALNIE vis a vis Szymona Idioty), Cyganowi wróżyła baba z wosku, że wyjdzie dobrze za mąż (póki co szczerzy się do Tomasza niejakiego, Tomek to żabka, do ramienia jej sięga, kobiecina ma średnie powodzenie), Niemcowi, że ją zje rekin (XDDDDDDDDDD), jako chłopa wzięli maleńkiego, chudziuteńkiego Marcela takiego (raptem Marcel chłop jak waligóra, metr czterdzieści, gabarytów Frankensztajna vel brata), mi kazali modzić glinę, ja tam mało nie zemdlałam (panicznie się jej brzydząc), ale przez tą niefortunną babaraję pogodziłam się z Szymonem Idiotą (SENSACJA, PÓŁ SZKOŁY NAGLE O TYM WIEDZIAŁO NASTĘPNEGO DNIA), już mu jęzora nie wywalałam, Mona Lisa zgubił capkę z głowy, to mu przytachałam, kupiłam cudnego aniołka, ozdóbkę, koślawo ukwakłam na koślawą ławkę bez jednej nogi (skutek: Różyczka, gdyby nie szybkość ruchów, to wylądowałaby w krzokach na ziemi w tym futrze), kazali nam pleść haft dla zająca ozdobnego, maleńki Habe wywalił ławkę (,,Oliwier, czy tobie Bóg rozum odebrał?", tekst autorstwa Księżniczki, z Habe pół dnia mieli ubaw), to zbierałam ją z podłogi z chłopakami na spółkę, Habe połamał zającowi uszy, dukał igłą piąte przez dziesiąte, Szymon Idiota udzielał Marcelowi i mi lekcji haftowania (czynność trybiłam na początku dycht licho, później sprawę pojęłam, jak owacje i oklaski dostałam od towarzystwa), błysnął inteligencją w kwestii haftu, fotek dziesięć tysięcy, zapakowaliśmy się nad zalew, jadąc w drogę raus, powrotną, kobiecina od fizyki się rozplackowała na słońcu, Cygana goniły łabędzie (Cygan normalnie na wuefie lata jak bertolomiu herbu Makaron Jajeczny, w tym przypadku pobiła wsteczną poprzeczną prędkość światła w promieniu tysiąca i dwóch kilometrów), Majkelyna robiła mi sesję zdjęciową (wyglądam jak druga Monroe, normalnie zdjęcia modelowe XDDDDDDDDDDDDD), powrócilim, wniosek: wycieczka udana fest.
Z rzeczy zapamiętanych, to w środę, szóstego niejakiego atrakcja zdarzyła się niesłychana, otóż babę w kocu wchłonął koc, na zastępstwo z biologii do sali biologicznej przylazł Księżniczka (na wejściu wnet padł o wielachną paprotkę, która przy scenie wejścia Księżniczki do klasy ewidentnie protestowała), wymodzili historię, żeśmy siedzieli, siedzieli, Księżniczka zdążył poprawić sto osiemdziesiąt sprawdzianów, bo jak on sprawdziany sprawdzał, to się spieszył do baby jakiejś chyba, mi wrąbał zamiast piątki tróję, nie zliczył porządnie punktów, przeprawione były jakieś herezje (przykro mi, ale obawiam się, iż Niutony i inne człeki w grobach obertasy robili, jak im Bóg pokazał, co Księżniczka nakaszanił nam na dobrze napisanych sprawdzianach), ledwo ukwaknął, padło pytanie ,,Któż mi powie, kiedy podpisano…"
WÓWCZAS Z HUKIEM KORKÓW PIERDYKŁO ŚWIATŁO :D
Pierdyknął prąd w całej szkole, na dworze zaczął piszczeć niepołączony z budą alarm z dryndy dyrektosa, przypadek i maksymalne zsynchronizowanie, żeśmy powstali, bijąc brawa (trzeci raz w dniu, pierwsze były dla Filipka, drugie z tytułu piernik wie, czego, trzecie z okazji światła) i okrzykując wiwaty na całego, radość zapanowała powszechna, obecności nie sprawdzili, światło przylazło pięć minut przed dzwonkiem, alleluja, dziad się buja XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Czwartek, siódmego pominę (skleroza wsteczna poprzeczna), w piątek lataliśmy z familią po sklepie, od kajfasza do anasza, do godziny dwudziestej pierwszej, rzecz jakich mało, lukaliśmy na ubrania takie, siakie i owakie, ja dostałam butki (piękne niesłychanie glany, kocham je), z mamą żem zrobiła rekonesans w sprawie sukni do opery na drugi dzień (i owszem, suknia jak żywa, śliczna, panterkowata, pasek też, dzisiaj go wdziałam, to aż kobiecina od fizyki paczała), po czym wywinęliśmy wiraż do cioci na herbatę wnet w nocy, oficjalnie skończyło się na tym, że wsuwając czekoladę i pijąc herbatę z filiżanki siedziałam na wannie wnet o północy, klarując cioci o urodzie Szymona vel Idioty i Mona Lisy :D
W piątek, ósmego zapakowali mnie na warsztaty razem z Helką, Majkelyną i Wiktorią na warsztaty za góry, za lasy, za osiem śluz i rzek, jako jedyne żeśmy miały reprezentować szkołę, z nami zapakował się dyrektos, należałyśmy do dziedziny artystycznej, oblukałam sprawę, żem zdążyła się zapoznać z taką Martą, Julką i Celine (Selin, cóż to błyszczała oryginalnością imienia lepiej niż ja), dali nam sztalugi, farby, akryle, i w warunkach wojennych, z wyposażeniem luksusowym miałyśmy na moście wiejskim malować pejzaż przed nami, atrakcja jakich mało, było cudnie, tylko do podpisania dyplomów leciałyśmy zzipane, przez pół drogi, umazane farbami, z zielonymi łapami, wyczochrane, dzioby prując, iż ,,Plastyk już pędzi, panie dyrektorze!" XDDDDDDDDDDDDDD
Dziewiątego, w sobotę zeszłą zeszłą sprawa taka, że się w glacy nie mieści, otóż wyjście na Barona do opery, tym razem jako publiczność. Powiem tyle, aż tyle i tylko tyle: ja tak pięknego, tak pięknego, tak pięknego, TAK PIĘKNEGO, TAK PRZEPIĘKNEGO I BOGATEGO SPEKTAKLU JAK ŻYJĘ NIE WIDZIAŁAM.
Żem siedziała z ciocią pod pachę w sektorze środkowym, dorwałam lornetkę kochaną, po czym się NAZACHWYCAĆ I NAZACHWYCAĆ DALEJ NIE MOGĘ I NIE MOGŁAM wspaniałością tego wszystkiego. Na scenie tyle wszystkiego, tyle ludzi, tyle bogactwa, tyle dekoracji, tyle tych cygańskich, barwnych, falbaniastych spódnic, tyle baletu, tyle baletu męskiego, damskiego, tyle strojów, ile jak żyję z perspektywy publiczności nie widziałam. NIE WIDZIAŁAM JAK ŻYJĘ, JAK ŻYJĘ. (Akt drugi tak cudny, tak cudny, tak przepiękny, że to glaca boli)
W poniedziałek, jedenastego niejakiego, pół klasy zostało odprawione za góry, za lasy na jakiś chiński wyjazd pod względem nauki angielskiego (też mi coś, wydukają piąte przez dziesiąte i na tym się skończy jak amen w pacierzu), z trzydziestu zostało osób najpierw trzynaście, później się dołączyła czternasta czy tam piętnasta osoba, co to się spóźniła, klasa się wyludniła, a jak się okazało, to praca w tak maleńkiej grupie okazała się nieludzko cicha, na lekcjach tak spokojnie, że się wszyscy dziwili, przez te trzy dni panował spokój NIELUDZKI, w środę klasa się w ogóle skurczyła, bo zostało osób siedem, siedziałam z Emilą Debilą, byłyśmy jako dwie dziewoje, na plastyce Mona Lisa błysnął intelektem i nasmarował na kartce jako portret nauczyciela Napoleona z napisem ,,I love Napoleon" (by się Napoleon ucieszył, jakby z grobu powstał), Bartłomiej herbu Zielona Pietruszka napisał ,,Ksienrzniczka" (analfabetyzm wsteczny poprzeczny), to żem go poprawiała, połowie pomagałam robiąc za babcię dobrą radę, aż na matematyce matematyk uznał, że się wkaruje z nami i z klasą czwartą na aulę na próbę apelu z tytułu dnia nauczyciela
Miała być biologia, ale sknocili na matematykę, na przerwie matematyk ujrzał pędzącą mnie przez hol, kazał przekazać klasie, że mamy dreptać z nim do góry, koniec końców matematyk zgarnął swoją klasę czwartą, myśmy zaginęli w akcji, zwycięsko doczłapaliśmy na aulę, to chłop był z nas cały dzień dumny, jacy my to rozgarnięte mapety, a nie fujary, co stoją w kącie i beret kręcą
W czwartek i piątek… Panno najdroższa, cośmy wtedy robili? ;-;
NIE PAMIĘTAM TTWTT
W sobotę poleciałam na urodziny Majkelyny, dzień pełen latania, brata napadły jakieś niestrawności, przyjechała ciocia, zrobiła mi przed wyjściem sznytkę, co ją jadłam, jadłam i niedojadłam (XDDDDDDDDDDD), Majkelyna była jak żywa, sprawa niesłychana z tych urodzin, sprezentowałam jej cudną książkę z wklejką na pamiątkę, trzy godziny non stop skakałyśmy po trampolinach szpagaty, fikołki, koziołki i żeśmy wyczniały jakieś dzikie podskoki (z przerwą na piętnaście minut tortu, wtedy, kiedy Cygan nalała do tobołka sobie wodę, bo wstawiła go do zlewu i wtedy, kiedy nie chcąc ryczeć przez cały stół zamieniłam miejsce z Wiktoryją, co by się rechotać z faktu, że Cygan do Tomasza wcale nie wzdycha), skończyło się na tym, że jak zwłoki Wiktoria wyciągała mnie z pianek (XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD)
W niedzielę żeśmy udali się na zwiedzanie mydlarni, oblukując sprawę, żem umodziła mydełko, brat brylował odpowiedziami na pytania przewodniczki (był tam ledwo tydzień wstecz, to pamiętał chłopek roztropek), mama zaglądała za piękne niesłychanie okienka przy jednej z imitacji ściany średniowiecznej (bajer, mama uchyla okienko, pacza w lewo, pacza w prawo, zawału wnet dostała, jak się okazuje, to w okienku stał wielachny, straszny dziób śmierci, maski z dziobem sępa, obok poczochrany manekin baby w sukni z szarych szmat), muzeum cud miód, w ten oto poniedziałek dukałam na matematyce sprawdzian, co to błysnęłam inteligencją, wyszły mi jakieś ajn dzwek miliony (…), nakaszaniłam coś (nakiełbasiłam, dwóję dostałam i amen, przynajmniej dostałam szóstkę z historii i piątkę z religii :D), Księżniczka na historii wypytywał Mona Lisę, jak ten przytachał mapę myśli, Szymon blady jak trup, mało tam nie odjechał witkami do przodu, to mu podpowiadałam z Helką (pół dnia się lampił Szymon z drugim Szymonem na mnie, do pierwszego się szczerzyłam, do drugiego wywaliłam język za gapienie się), pobiłam rekord w wytykaniu języka na wszystkich (bo się gapili jak sroka w malowany bęben wszyscy, taka prawda), we wtorek na apel zwołali niejaką psycholog na wychowawczą, Helka siedziała niepocieszona, bo miała prezentację o ą ę kotach, psycholog to Kapusta vel Glaca Pusta, co nam snuła opowieści, jakież to papierochy są niezdrowe (bo zdrowe już kompletnie nie są, w tym prawda, mam zaraz łzy w oczach od dymu), wypytywała nas, cóż trzeba począć, kiedyż zobaczymy, że kolega lub koleżanka pali w toaletach (ale po tym, jak Szymon vel niedoszły Idiota trzasnął tekstem ,,Uciekać", to tam się do końca dusili ze śmiechu), wczoraj, na matematyce matematyk wsadził do ławki Wiktorii właśnie Szymona vel Idiotę, to mało żeśmy od rechotania się nie umarły z Cyganem, jakże Wiktoria stwierdziła po lekcjach, to w jej mniemaniach ,,Gapiłam się na Szymona całą matematykę wzrokiem rozpływających się, różowych chmurek" (też mi coś, babulą trzy po trzy), z czego dzisiaj, opisując całą dobę piękną niesłychanie: żem sobie upacykowała rzęsy na czarno, żeby do szyku wyglądać, obtańcowałam z chomzikiem vel Iskierką walca wokół pokoju, na fizyce siedziałam, patrząc w okno, otóż zaginęła w akcji Cygan (to mnie fizyczka wypytywała, czemuż taka smutna jestem, musiałam mieć chyba minę nietęgą, skoro tak stwierdziła), niemiecki nam zacyganili (nikt nie powiedział tego na głos, ale z radości tam niektórzy skakali pod sufit, obertasy tańczyłam z Wiktoryją po korytarzu), na wuefie Piękny Lolo duknął Helce i Majkelynie spóźnienie, bo deliberowały, w jaką sakiewkę wsadzić kolczyki, na moje nieszczęście w zbijaku zostałam jako jedyna nieskuta (osztrycowanie dwóch piłek naraz przekracza trybilność człowieka, niech się wuefmen spyta fizyczki o to, oceny nam zaniża ile wlezie, bambaryła jedna), na drugim angielskim, w środku lekcji drzwi się z łomotem otworzyły, wleciała Cygan jak żywa w koszuli brata (ponoć oddelegowali ją do Poznania z okazji bólu kręgosłupa), więc miałam z kim bręceć, przedtem, w przerwie poleciałam sprintem z Majkelyną i Frankensztajnem do góry (Franek nówka nierdzewka, potuptałyśmy z nim do biblioteki na ostatnie piętro, myśmy tak zipały i chlipały tej bibliotekarce przy objaśnieniu sprawy, że się przytoczyła Bromba z Bromberga, ta starsza (ba, po wf byłyśmy, zzipane, mokre, po schodach leciałyśmy prędkością światła na ostatnią kondygnację, to nas mało z gorąca nie trafiło), żeśmy ledwo żyły), Frankensztajn wypożyczył co miał, powróciłam na lekcje z Majkelyną pod pachy, zaliczyliśmy chemię z babą w kocu, co na chemii tak wiatr świszczał, że jak Emila wyszła z sali, to wszyscy, co mieli kłaki rozpuszczone, to się fryzury pokaszaniły, przed matematyką żem żaliła się Cyganowi z tego, że mało nie umarłam w nocy (owszem, prawie umarłam, godzina druga w nocy, kończyłam czytać, jak mi się słabo zrobiło, jak dostałam wirujących zawrotów głowy, to myślałam, że padnę trupem, od niczego to było, jadłam, piłam, żyłam normalnie, słabość znikąd, jak światło gasiłam, to czułam te zawroty glacy aż), na matematyce siedziałam, lampiąc się ponoć na Szymona (też coś), Cygan świeciła oczyma swymi pięknymi do Tomasza (a Tomek raptem to żabka, dosłownie i w przenośni), powróciłam, bratu książki porwało, teraz będę leciała rychtować kroki do walca :D
Mówcie, cóż u Was się dzieje, meldować, kto dotrwał, a ja lecę wywijać do walca XDDDDDDDDDDDDDD
Paaa Hetaśki ❤️

Odpowiedz
7

.....

@Kociakkociak9 HAHAHHAA PLEASE TU SIĘ STAŁO WIĘCEJ NIŻ W CAŁYM MOIM ŻYCIU 😭

Odpowiedz
2
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR

@.althea.
A NIE WIEM, MOŻLIWE XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

Odpowiedz
2
pokaż więcej odpowiedzi (5)
Kotopajak

Kotopajak

ładna liczba quizów

Odpowiedz
1
Rouella

Rouella

HEEEEEEEEELP MAM POMYSŁ NA SERIĘ ALE NIE UMIEM PISAĆ

Odpowiedz
1
Rouella

Rouella

@Kociakkociak9 NIE MONDRY WPIS DODAJE. ZA PJEŃĆ MINUT

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR

@Rouella
ŁOKEJ.

Odpowiedz
pokaż więcej odpowiedzi (3)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

• OGŁOSZENIA PARAFIALNE! •
Oficjalnie wstrzymuję kontynuację Blasku na jakiś okres czasu, zabieram się za nową serię. Blask kiedyś ukończę – kiedy, Bóg wie – ale ukończę. Wpis wleci prawdopodobnie dziś :>
*i Scarlett na fotce, bo czemu ni*

Odpowiedz
11
_Gryfonka_Am_

_Gryfonka_Am_

@Kociakkociak9 HA A JA WIEDZIAŁAM O TYM PRZEDPREMIEROWO! XDDDDDDDDDDDDD
To czekam

Odpowiedz
1
clementine-on-a-tree

clementine-on-a-tree

scarlett shshsh

Odpowiedz
1