Patryk

Kociakkociak9

Patryk

Kociakkociak9

imię: ℝ𝕠́𝕫̇𝕒

miasto: 𝔻𝕒𝕨𝕟𝕒 𝕖𝕡𝕠𝕜a

www: youtube.com

o mnie: przeczytaj

1360

O mnie

❝Brak perfekcji jest piękny, szaleństwo jest geniuszem i lepiej być absolutnie niedorzecznym niż absolutnie nudnym.❞

Ludzie często gęsto biorą oryginalność za coś dziwacznego. Oryginalność i odmienność, wręcz niedorzeczność, szczególnie w sztuce, guście oraz geniuszu... Czytaj dalej

Ostatni wpis

Kociakkociak9

Kociakkociak9

Wpadam wraz z wakacyjnym powiewem nadmorskiego wiatru, bowiem wywiało mnie nad morze... Czytaj dalej
Przy pomocy wpisów możesz zadać autorowi pytanie, pochwalić go, poprosić o pomoc, a przede wszystkim utrzymywać z nimi bliższy kontakt. Pamiętaj o zachowaniu kultury, jesteś gościem :)

*Jeśli chcesz odpisać konkretnej osobie, użyj funkcji " Odpowiedz" - osoba ta dostanie powiadomienie* ×

Zaloguj się, aby dodać nowy wpis.

_Gryfonka_Am_

_Gryfonka_Am_

Cześć!
🎄Zgubiłam się a mam worek pełen prezentów, jeden jest bardzo wielki i gdzieś tutaj w twojej okolicy miałam go dostarczyć.
🎄O już nie trzeba tak właściwie jestem już na miejscu. I dostajesz ogromny prezent, ten największy. Dlaczego?
🎄Jesteś kochana i cudowna
🎄Masz wspaniałe quizy i profil
🎄I do tego Twoje opo (jeśli piszesz) wspaniale się czyta

Prześlij ten prezent na inne profile a jeśli do ciebie wróci oznacza to że naprawdę na niego zalsugujesz!
🎄 Autorką jest elfka @.Cadi.

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR

@_Gryfonka_Am_
Jeny, dzięki <3333

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

W ZWIĄZKU Z TYTUŁEM, IŻ PĘDZĘ DO SZKOŁY NA ÓSMĄ, TO DORWAŁAM TELEFUNKIEL, IIII…
Więc, życzę wam Moi drodzy z okazji Mikołajek dużo radości, żeby wajnachcman do Was przyczłapał, żeby Was w szkole dzisiaj niepozabijali, żeby wszystko Wam się układało i cudnie spędzonego dnia <3

Odpowiedz
7
Bananikaktus2018

Bananikaktus2018

@Kociakkociak9 Wzajemnie :D

Odpowiedz
2
WeraHatake

WeraHatake

@Kociakkociak9 Wzajemnie! ♥

Odpowiedz
2
pokaż więcej odpowiedzi (3)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

AKTYWNOŚĆ NA TYM PROFILU W KWESTII WPISÓW TRUPEM PADŁA
O MADONNO ;—;
Ostatni wpis był z dwunastego listopada
Rany boskie, przepraszam, ale budy jest i było o dużo za dużo TwT
Większe rozgarnięcie we wpisach powinno wejść w obroty za niedługo, kiedy wreszcie nastanie przerwa od chamskich karkówek i pierdół ze szkoły (to jest: ni z tego, ni z owego czas wolny, okolice świąt i dni, kiedy dają spokój święty ze szkołą), a teraz zacznę nawijać, cóż to się nadarzyło przez ostatnie sto lat i co zapamiętałam, więęęc…
Trzynastego i czternastego listopada (w grudniu popołudniu) żem siedziała z familią, studiując biografię Sissi z Romy Schneider w roli głównej na przemian z Lalką Prusa (bo nas nawiedziło z filmami, więc leżałam, wsuwałam marcepan i się zachwycałam wszystkim naokoło), piętnastego (urodziny psa Barrego) przeżyłam zobaczenie cudu nad Wisłą, otóż Mona Lisa przywędrował do szkoły z ufarbowanymi na bliżej niezidentyfikowaną, złoto-brązową babraję, przyklepanymi włosami (co aż z wrażenia ukwakłam z Hermenegildą Marią, wsuwając marcepan), co to na holu wszyscy ukuteczniali na niego lampienie się, zaś szesnastego…
SZESNASTEGO SENSACJA JAKICH MAŁO
W związku z tytułem, że bułę mamułę wcięło, diabeł ogonem nakrył dziadygę sakramenckiego (i dobrze, jedno zmartwienie z żywotu raus), to żeśmy mieli całą eskapadą, całą klasą razem godzinę angielskiego (gdzież notabene sala okazała się przymała, krzeseł brak, a gdy niejaka Anka została wysłana przez anglistkę po ryczkę do siedzenia, to owszem, powróciła z krzesłem. Przerażona, zzipana, jakby maraton leciała, z kulawym stołkiem, mówiąc, że ją jakiś agresywny dzieciok przez pół szkoły gonił, sprawa tajemnicza i zawikłana)
Angielski okazał się tak niesłychaną lekcją, że skończyło się na tym, iż nad glacą dwa razy przeleciał mi papeć Habe, gdyż (jak się okazuje) Mona Lisa tak tłukł się, szarpał z Oliwierem na całego (rechotali się przy tym jak pocieszne żaby z szuwarów, to reszta ferajny też ryczała ze śmiechu XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), że Szymon porwał Habe bambosz, rzucił nim, papeć zrobił z powodzeniem kurs latania (gdyby nie to, że piernik chciał, że akurat pochyliłam się nad kartką, to by mnie jako trupa za witki stamtąd wynieśli), za to anglistka zaginęła w akcji, wniosek = uważajcie na latające nad glacą buty :D
Dziewiętnastego (vel w jeden z piątków, co przeminęły z wiadrem) wuefmen wpadł na NIESŁYCHANIE WSPANIAŁY POMYSŁ, ażeby wf odbywał się wszyscy zeel wszystkimi (co mi zapadło w pamięć, że aż tego nie zapomniałam jeszcze tak dogłębnie, skleroza wsteczna poprzeczna tak okrutnie mnie nie atakuje jeszcze), więc, w skrócie wielachnym: trafiłam do eskapady kołowrotnej, stojąc za niejakim Jakubem (o ruchach niezwykle bojowych i żwawych, niech go kolombo z tym, leciał krokiem nietomnego chochoła), patrząc na Cygana i Wiktoryję z sąsiedniej ferajny oczętami pełnymi współczucia i na Hermenegildę Marię stojącą dwa rzędy dalej, strzelając do niej laserami z oczu z tytułu, że ona trafiła do grupy z Szymonem (jakby nie mogli ustawić jej do Tomasza), małośmy się tam nie pozabijali, tańcowały dwa Michały, jeden duży, drugi mały, jak ten duży zaczął krążyć, to ten mały nie mógł zdążyć, Jakub okazał się niegramotą (zwalił metalowy badyl, co miał mi podać (to mi to Kalina taka jedna podała w tempie światła, gdyby się Kuba wziął za podawanie, założę się, że świat by prędzej cztery obertasy jak z Mazowsza zrobił), pokaszanił piłki, że ja stojąca za nim wyszłam na baryłozę niekumatkę, nie do rytmu, nie do taktu), Dawid z sąsiedniej eskapady tak się niemiłosiernie na mnie gapił, tak się gapił, TAK SIĘ GAPIŁ, ŻE WYWINĄŁ ORŁA I PADŁ JAK DŁUGI CENTRALNIE PRZED WUEFMENEM (do końca dnia sensacja, że Dawidowi się Szymuś vel Różyczka podoba, a z tytułu całej akcji to pół szkoły ryło ze śmiechu XDDDDDDDDDDDDDDD), Habe zaczął kląć na Wiktoryję (która go za to wyklęła jak piernik, nie dziwię się, Habe zawsze był obłędnie miłym i cudnym mapetem, nagle ryknęła z kąta mysz), trzecia wojna światowa i dom wariatów XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Dwudziestego, w sobotę wspaniałą przywędrował do mnie Frankenstein jak żywy z cymbałami pod pachą, po czym nieoczekiwanie i niespodziewanie rozstawił się z klamotami centralnie u mnie w pokoju (zakłócając przy tym spokój połowy świata, po schodach te cymbały tak wlókł, tak wlókł, tak się tarabanił, że rumotu narobił, jakby szafa Gdańska ze schodów frunęła), uznawszy, iż odbębni chopinowski koncert (skończyło się oficjalnie na moich obertasach po podłodze, groźbami oszalenia i nakręconym z aprobatą mamy filmem dokumentującym popylanie Franka po cymbałkach, że by nieboszczyka z grobu wyciągnął swoim brzdękaniem ;—;)
Dwudziestego czwartego (w pamiętną środę Tearzyku Zielona Budka) złapało mnie niezidentyfikowane osłabienie (wlokące się od dwudziestego pierwszego notabene), ni to katar, ni to kaszel, ni to chruchlanie, aczkolwiek po mękach (to jest: po wywiejewie listopadowym) dotarłam do szkoły na doradztwo
Tak dotarłam, tak się wspaniałe na nogach trzymałam, że leżałam jak zwłoki Kazimierza (niejakiego kostropciupa z sali baby w kocu) pod salą biologiczną, tak musiałam wyglądać, że podeszła do mnie Majkelyna, pytając, czy wszystko aby na pewno gra (jak na nią spojrzałam to się chyba przeraziła XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), przyszło do doradztwa – zdobyłam się na moc, żeby wytachać z teczki zdjęcia placków, ciastek, pączków i tortów, które do plakatu miałam przywlec (Majkelyna i Kamila z animuszem odebrały akcję, jak mnie Michalina w obroty i podskoki z radości zabrała, to ciągała jak trupa za ręce, skoro byłam do połowy żywa), ożywiły mnie te ciastka na zdjęciach, jak przyszło do ich wycinania, a w ogóle odżyłam, gdy Mona Lisa na całą klasę orzekł przypadkiem słowami WYBITNIE niewybrednymi pewną opinię o babie w kocu (a że on chyba przechodzi mutację, to szeptem rzecz powiedziana nie było, po klasie się rozniosło donośnie rozległe zdanie o babiszonie z koca, kobiecina od doradztwa oparła się o biurko i zaniemówiła z tego tytułu biedaczka)
Na religii zaś przyszło do wystawiania teatrzyku Zielona Gąska, kobiecinkę od religii wzięło na obdeliberowywanie niesłychanie skomplikowanej rzeczy zwanej nałogami, toteż kazała nam wystawiać spektakl dramatyczny o narkotykach (cóż przypadło nam w spadku jako jednej eskapadzie, Cyganowi jako narkomance, Kamili biedaczynie, Majkelynie, która stękała i kwękała, Wiktoryjce, która piszczała jak mysz zza organów, Hermenegildzie Marii, której z wrażenia podczas akcji rozpięły się szelki od portek i mnie, która mimo niezidentyfikowanej choroby zdobyła się na energię i śmiech jakich mało)
Ja chciałam stawiać opór co do moich kwestii mówionych, ale że Kamila mnie wykopała z ławki za wszelką cenę, to zmuszona byłam improwizować (a grałam pięknie niczym Leigh i Monroe razem wzięte, moje teatralne współczucie co do Kamili osiągnęło takie obroty, że klasa lała ze śmiechu razem ze mną XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), rzecz była zupełnie bez scenariusza, na żywo i bez udawania, dostałyśmy z tego tytułu piątki, Cygan zdążyła wymyślić odę, iż ja z pewnością zakochana w Szymonie (lustrując mnie od góry do dołu, czy aby na pewno na niego nie patrzę, spojrzałam – MATKO DROGA, MEJDEJ, MEJDEJ, ALARM), wyszło co wyszło, tamci ryli ze śmiechu, że my się śmiejemy, że oni się rechoczą, amen, następny XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Dwudziestego piątego, w czwartek piękny i słoneczny stała się rzecz tajemnicza, otóż zaginęła kobiecina od fizyki, przykolebałam się do towarzystwa godzinę na przód (ale były jak żywe i Majkelyna, i Cygan, i Kamila, i Maria Antonina, żyć nie umierać), aż z nudy najczystszej wzięło nas na granie w butelkę
Ukwakłyśmy na holu w okrąg (wyglądając, jakbyśmy diabła bynajmniej przywoływały, nic nie zrobię, że płytki na korytarzu kładzione są w kółka ;-;), Kamila butelkę postawiła, ale że gra okazała się nieszczęsna (gdyż ponieważ bo butelka protestowała co do obrotów, a Kamila zdążyła na cały regulator ryknąć przy świadkach, iż ,,Szymuś zakochana jest w Szymonie") to zdążyłyśmy przekiełbasić akcję na Pytanie czy wyzwanie bez wyzwań (bodajże, gdyby wyzwania były wcielone w żywot, to by nas zwinęli bezapelacyjnie do dyrektosa, albo Bóg wie, czy nie do domu wariatów, Cygan ma pomysły rozmaite)
Zaczęłyśmy grać, pytania padały WYBITNIE zróżnicowane (a to z tytułu, że Majkelyna preferuje świętość, Cygan z resztą człowiekowatoć w wiadomym tego słowa znaczeniu), do czasu, kiedyż padło w moją stronę hasło o trzy życzenia do świata
Moją prośbą było, by (cytuję) ,,Baba w kocu zniknęła z mojego żywota raz na zawsze, żeby zginęła i nigdy się nie pojawiła"
Dziwnym trafem trzy dni do przodu baby w kocu już nie było, chemia i biologia nie odbywały się z tym babiszonem, zastępstwo jedno na drugim (…)
Zapytam Was: WYSŁUCHAŁY MNIE NIEBIOSA CZY DIABEŁ?? XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
W poniedziałek rzecz dziwaczna, otóż baby w kocu porwało Kamilę, Cygana i kobiecinę od muzyki
Konsumując z częścią eskapady śniadanie przyleciała pędem Anna z nowiną, iż muzykę wcięło, jedni pofruną na niezidentyfikowane wudeżdty z nawiedzoną babą, drudzy, którzy nie chodzą i chodzić nie pragną mają zostać oddelegowani do biblioteki i bibliotekary, w taki oto sposób zostałam odesłana za góry, za lasy pod bibliotekę, pod którą żywej duszy nie było prócz mnie
Resztę wcięło, diabeł ogonem nakrył, cicho wszędzie, głucho wszędzie, ja zaczęłam się denerwować, aż uznałam, iż będę jak Scarlett, sprawy nie zostawię tak jak stoi, i nie bacząc na to, iż narażam się na pewną śmierć wleciałam do biblioteki, mało nie padłszy o nogi niejakiej Katarzyny, która w bibliotece siedzi jako młoda bibliotekarka
Wypytałam co i jak, Katarzyna z tą wstrętną, paskudną, komunistyczną, straszną bułą vel Nawrotkową patrzyły na mnie jak sroka w malowany bęben, jakby im się objawiła Najświętsza Panienka, po czym powiedziałam i złożyłam słowo ministranta, iż zjawię się z klasą po dzwonku
Odczekałam sto lat, dzwonek zadryndlonił, tamtych jak nie było, tak nie było, cisza na morzu, pusto na horyzoncie, ja się zdenerwowałam podwójnie, wykonałam telefunkiel do Orzechowskiej Sumo (urwano kontakt, nie odebrano), dzwoniłam do Mona Lisy (zaginął w akcji), cicho, głucho, ukwakłam na ławkę, myśląc, gdzież się może podziewać reszta, aż tu nagle, OBŁĘDNIE szczęśliwym trafem ktoś z dołu, na dolnym piętrze uchylił drzwi
WTEM NIE WIERZĘ – ROZNIÓSŁ SIĘ GŁOS ORZECHOWSKIEJ
Jak to usłyszałam, to wypaliłam sprintem na sam dół po schodach, poleciałam prędzej niż prędkość światła, patrzę – stoi Orzechowska jak żywa z Emilą Debilą i Marią Antoniną
Rzuciłam się Orzechowskiej na szyję, Bogu dziękując za to, że wreszcie się odnalazłam z nimi, zawędrowałyśmy na górę – niczym za magiczną różdżką nadciągnął Bartłomiej herbu Zielona Pietruszka, za nim Jakub, Tomasz, Szymon, calusieńka eskapada, aż przyszło do pukania i wchodzenia do biblioteki
Chętnych nie było, gdyż potrzebne były tłumaczenia od kogoś, żeby do biblioteki się dostać
Żeśmy stali pięć minut, jeden na drugiego patrzył, Emilę z tłumaczeń wykluczono z powodu nieumiejętności dobierania słów, Marię Antoninę z powodu zbytniej wrażliwości, mnie i Szymona wyłączono z akcji z tytułu zbyt wysokiego wzrostu (bibliotekara zjada osoby wyższe od siebie), z czego Szymon dodatkowo wpierniczyłby bibliotekarę swoją grzywką, ja rzucającym się w oczy ubiorem i za jasno błyszczącymi glanami, chłopaków odjęli od razu, pozostała Orzechowska ze swoim talentem do awanturowania się
Jak Orzechowska wkroczyła, to bibliotekarę wzięła w kłótnię, gdyż babiszon chciał nas wyrzucić, Orzechowska się zapierała argumentami, iż my również jesteśmy chłopcami (ponieważ jakaś baryła poinformowała bibliotekarę, że ma przyjąć tylko chłopaków, chłopaki się opierali, myśmy się opierały, to dała spokój święty), tak się kłóciła, że weszliśmy z powodzeniem (XDDDDDDDDDDDDDDDD)
Ów sukces został uczczony metrową czekoladą Orzechowskiej, którą wrąbaliśmy w bibliotece w rechocie z bibliotekary :D
Pierwszego udaliśmy się do Rzana, kupiliśmy bobra vel chomika (który był sprawcą trzeciej wojny światowej), drugiego Esesman został zaatakowany przed niemieckim sztuczną choinką przez nadciągającego Kacperka, trzeciego nastał cud nadwiślański, gdyż okazało się, iż umiem serwować na wf w przeklętej siatkówce (wuefmen i Hobbit mi brawa bili do końca dnia, a ja BARDZO DOBRZE WIEM, że w całości udział brała Opatrzność), wczoraj obkolędowaliśmy imieniny brata, siedząc sześć godzin przy stole (zżarłam cały torcik malinowy, sernik, tort, czekoladę + konkrety, wsunęłam w tempie światła wszystko), wyglądałam niczym Rita Hayworth w moich cudownych lokach, dostałam od cioci śliczną suknię, wylał się szampan, a dzisiaj, w skrócie: cyrk na kółkach, Cygan jechała do opery, założywszy na siebie przymałą na biuście garsonkę do spódniczki, lecieli Kargule, ja poszukiwałam capkę wajnachcmana na jutro, teraz trwa akcja wywalania stroików i pierdół świątecznych ze strychu, tata mało nie zleciał z drabiny, ja studiuję przeklętą geografię, w telewizji lecą jakieś arabskie kolędy (XDDDDDDDDD), pierdoły rozmaite
Meldować, co u Was się dzieje, kto przeczytał, kto nie przeczytał, kto zeza dostał od nadmiaru tekstu, kto nie dostał, czy żyjecie i czy nie XDDDDDDDDDDDDDDDD
Miłego popołudnia, Hetaśki 💕

Odpowiedz
9
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR

@WeraHatake
Pojawiłam się wreszcie, po stu latach XDDDDDDDDDDDDD
Dzięki <3
Anka przyleciała do granic możliwości przerażona goniącym ją dzieciakiem, nie dziwię się jej XDDDDDDDDDDD
A takie szczęście nachodzi mnie w najdziwniejszych i najbardziej kołowrotnych sytuacjach, taki to urok niespodziewanego i nieuniknionego szczęścia XDDDDDDDD
Minęło, minęło, odżyłam, już zdrowa jestem i jak najbardziej żywa :>
Wszystkiego na stole stało jak na torcie barokowym, trzeba było stoliczek donieść, jedzenia jak na wesele, żeśmy dojeść nie mogli
Git, żeś zeza nie dostała, gratuluję przeczytania <3 *wręcza nagrodę Pulitzera*

Odpowiedz
1
WeraHatake

WeraHatake

@Kociakkociak9 Lepiej późno niż później, jak to się mówi x'D ♥

Ja też XDD
Haha, niezłe to zasady x'D
To na bogato! :o
A dziękuję *kłania się* ♥

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (1)
temalia.

temalia.

Szymon jest cudny *^*
A te jego gęste włosy, niesamowite

@_Gryfonka_Am_

Odpowiedz
3
temalia.

temalia.

@_Gryfonka_Am_ JASNE, JUŻ PĘDZĘ DO ŻABKI XDDDDDDDDDDDD

Odpowiedz
2
temalia.

temalia.

@Kociakkociak9 żyjemy żyjemy hehehe

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (10)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

MATKO JEDYNIĄCA
NIEAKTYWNOŚĆ WE WPISACH POLECIAŁA DO ZERA
MATKO DROGA
Przepraszam, że mnie tyle tu nie było, ale działo się o dużo za dużo ;-;
Mówcie, cóż u Was, jak się świat kręci, czy w lewo, czy w prawo i pozwólcie mi się rozwinąć do referatu o niebagatelnej długości (XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD)
Z góry mówię – będę klepać to, co mi zapadło w pamięć z ostatniego czasu, więęęc…
Dwudziestego czwartego października, na niejakiej matmie Cygan (z czego pamiętam) błysnęła yNtElIGeNcJą, podsuwając mi po frak na lekcji kartkę z hasłem ni mniej, ni więcej, a ,,No i kto tu się zakochał?" (więc dostała puk puk zeszycikiem po główce), dwudziestego szóstego października okazało się, iż anglistkę diabeł ogonem nakrył, wcięło kobiecinę (jak się potem okazało, to napadła ją niesłychana choroba pospolitusa upierdusa, w jej kategorii bardzo powszechna), na angielski więc wlepili nam informatykę z Bułą Mamułą, co to Majkelyna wypatrzyła mnie zaginioną między kompufunklami, zawołała, usadziła na miejsce vis a vis Szymona (Cygan kazała powiedzieć Niemcowi, żeby Niemiec powiedziała Wiktoryjce, żeby Wiktoryja powiedziała Hermenegildzie Marii, żeby Hermenegilda Maria vel Helka powiedziała Majkelynie, żeby Michalina przekazała mi, że się pięknie szczerzę, bambaryła jedna, narysowałam jej trupa na kiju w zeszycie za to XDDDDDDDDDDDDD), czego koniec końców całego przeklętego Excela (którego myśmy mieli modzić) obliczała mi mistrzowsko Helka, a ja jej robiłam prezentację o Piłsudskim, na początku myśląc, iż mamy robić prezentację o gwiazdorze na święta (Buła Mamułą rzucił tekstem ,,Grupa pierwsza będzie robić zadanie o takim panu z wąsami", to byłam święcie przekonana, że to Wajnachcman TwT)
Dwudziestego siódemego aka którąś tam setną środę przytuptałam do szkoły na odwołaną plastykę, co to powinna być notabene biologią z babą w kocu, ale była polskim, bo babę od plastyki zdmuchnął za góry, za lasy wicher wiater (XDDDDDDDD), przy czym, jeśli mnie pamięć nie omyla, polonistka w tej paskudnej ciemnicy plastycznej zestawiła te magiczne stoły z durną belką pod spodem, co to się wszyscy w nogi zawsze dukną, poustawiała centralnie na stół milion pięćset sto dziewięćset świeczek różnych rozmaitych (a to w ramach Wszystkich Świętych), aksamitny, zielony obrus (dokopałam się z Cyganem w gadce podczas leżenia na ławkach w korytarzu, że aby na pewno to jest prześcieradło, które ksiądz miał na biurku jak nas sto lat temu religii uczył, sprawa niesłychana), za to trybiących zapałek brak, więc polonistka wysłała Antoninę wraz z niejaką Olką pod pachy, co by wyszukała babę w kocu i pożyczyła od baby w kocu palnik na do podpalenia tych świeczek (XDDDDDDDDDDDDDDD), przyszło do czytania z podziałem na role, ja miałam tekst w telefunklu od Kamili, która miała tekst od Majkelyny z książki, więc wszystko byłoby do szyku, gdyby nie to, że polonistka wstawiła obok mnie Szymona z tytułu, iż ,,był niegrzeczny" (Cygan dostała ataku śmiechu wstecznego poprzecznego), a Filipkowi kazała trzymać całe dwie godziny krzyż i nim machać niczym ksiądz przy podniesieniu (XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), więc Filipek odpokutował swoje wszystkie grzechy na tych dwóch polskich
Dwudziestego ósmego Dżulietta spanikowana obudziła mnie dzwonkiem, otóż odwołali nam fizykę (bo fizyczka zaginęła w akcji), Dżulietta wydzwaniała do wszystkich świętych, Cygan przydreptała do szkoły w paskudnym, straszydłowatym gorsecie korekcyjnym (efekt: wyglądała niczym w jakimś niezidentyfikowanym, wielachnym pancerzu, przez który miała biust pod pachami i się nie mogła poruszać oprócz łażenia krokiem posuwistym)
A Cygan nie zrobiła nic innego, jak się wpierniczyła na niego w środku dnia, zdjęła ten chochołowaty gorset i tachała ten pancerz przez kolejne pół dnia ze sobą, zawędrowała z nim na ostatnią godzinę matematykę (radziłam jej za okno rzucić ten gorset albo oddelegować za góry, za lasy, jak się okazuje, to zbyt cenna rzecz, ażeby ciskać nią przez okno w prezencie dla kruków na podwórku XDDDDDDDDDDDDDD), a na matematyce u matematyka zaliczyła wpadkę, kładąc to straszydło plastikowe pod ławkę, pod witki
Otóż podałam kochanej Martynce karteczkę z tytułem ,,Tomek jest zezowaty", po czym przypadkowo duknęła z całej epy tym pancerzem do przodu, bo zapomniała, że on leży pod ławką, i się zaczęła rechotać, a ten pancerz, kopnięty, poleciał centralnie matematykowi pod nogi (Kristofer nie zdążył zainterweniować, Cygan wyleciała z ławki niczym jaskółka, wystartowała pod nogi matematyka, zabrała ten pancerz i zwiała, kłaniając się w pas XDDDDDDDDDDDD)
Dwudziestego dziewiątego października, z czego pamiętam, Mona Lisa zapadł na dziwaczne schorzenie wtórne powtórne po magicznych elikskirach Dżulietty (nie dziwię się chłopinie), to nie przydreptał do budy, a ja się wiele nie namyślałam
Poleciałam na polskim siedzieć na miejsce Mona Lisy do stolika Hermenegildy Marii obok Filipka, Filipek WYBITNIE lubi obok mnie siedzieć, a ja i na siedzenie z Filipkiem nie narzekam, to wysmarował swoje autorskie rysunki w zeszycie (dzieło sztuki dziejów świata, mówię Wam) apropo tematu od polonistki (tylko Bóg wie skąd polonistka miała minę nietęgą, jak te cudowne szkice zobaczyła, kobiecinie się na oczy rzuciło, że nie rozpoznaje dzieł, które mają powodzenie takie same jak Filipek ;—;)
Trzydziestego zaczęła się latanina na prawo i lewo po cmentarzach, człapanie góra-dół 4732837772 między grobami (na które akurat nie narzekam, łazikować w ciemnościach egipskich uwielbiam), ja tańcowałam do tego pamiętnego trzydziestego walca do ruskiej kolędy z ruską, futrzaną capką na glacy, świętej pamięci dziadkowi Robinowi cwiety z grobu porwało (Bogu chwała, że stara wiązanka, nie nowa), trzydziestego pierwszego człapanie tu, tam, spowrotem, ustawianie wiązanek, zniczy, tamto, siamto i owamto, rejwach na sto dwa, wywiało nas za góry, za lasy, tam, gdzież to leży babka od strony babci vel matki taty i resza ś.p familii (a konkretnie cmentarz to ten, którego aleje podczas lania deszczu aż toną w berbelusze i błocie, błoto z Nowej Zelandii z ,,Fortepianu" na pseudo ulicach to nic przy tym cmentarzu), pierwszego żeśmy skakali po grobach (aż polecieliśmy do ciotki Teresy, co ś.p wujek od Tereski leży niedaleko niezidentyfikowanego, przypominającego kaplicę budynku, co to do niego zajrzałam, myśląc, że to śliczna kapliczka, patrzę przez szparę w drzwiach, a tam stary zydel, farba, kubeł, miotła i mokre gacie na sznurku, na tym koniec ;—;), oblataliśmy wszystkich świętych = akcja obchodu po cmentarzach ukończyła się sukcesywnie :D
Trzeciego listopada katechetka uznała, iż potupta z nami na religii na cmentarz niedaleko szkoły, cóż było sensacją i atrakcją ponad miarę, mieliśmy wdziać fraki, ja z Cyganem w pierwszą parę prowadziłam całą eskapadę (Cygan omotana w kurtkę brata, frędzlaty szalik babki, w przydużych portkach, białych pepegach-tyrolkach i w czerwonej sukni matki, ja w modelowej, pudrowej miniówce, furze, lokach i lakierowanych glanach, wyglądaliśmy wszyscy jak banda Rumunów), jak doszliśmy ma cmentarz około dwudziestu sekund zajęła modlitwa, póki kobiecinka od religii nie dała nakazu spacerowania sobie w spokoju
POOOOOLECIELI CHŁOPAKI JEDEN ZA DRUGIM POD PRZEWODNICTWEM TOMASZA
Ja na początku szłam z Cyganem z nogi na nogę między nagrobkami, patrząc kto i jakie ma wiązanki (ładne cwiety mieli niektórzy, ozdoby piękne), ale że Cygan to stara baba, to usiadła za czyiś grób jak babarycha i siedziała na ziemi, więc dołączyłam do chłopaków oceniających nazwiska (to jest: Tomek świecił oczyma piękni niesłychanie do mnie i Cygana, ja stałam w tle błyszcząc wyglądem niczym gwiazda hollywoodzka), aż znalazłam sobie pracę konkretną i przydatną
Otóż grabiłam grabkami liście z Olgą i Cyganem pod pachy z głównych alei, wniosek: każde ręce do pracy dobre XDDDDDDDDDDDD
Czwartego baba w kocu zmontowała sprawdzian z chemii, na którym siedziałam obok Kamili (która dostała dychawki pospolitej niesłychanej, kiedy zobaczyła schemat do wyrysowania, biedula nad tym mało nie zasłabła, więc jej po kryjomu pomagałam przez toboł na ławce) i Filipek miał urodziny, więc wszystkim dał po jednym cukierku, za to Cyganowi i mi dał całą garść słodyczy, bo uznał, że ma ich nadprogramowo wiele, więc nam wcisnął jako jego ulubienicom, i git XDDDDDDDDD
Piątego stał się rumpel pumpel na pół szkoły, to jest szanowna, sześćdziesięcioletnia pani Wiśniewska ucząca wf chłopaków z naszej połowy klasy i z połowy klasy C leciała z opaską w ręku sprintem za Szymonem, wydając z siebie agresywne okrzyki indiańskie, że Szymon ma zawracać (gdyż ponieważ dziek Szymonowi do budy weszła moda na wychechłane grzywki do wysokości brody na jedno oko, a chłopak chyba protestował co do zamiaru założenia opaski, więc go Hobbit gonił) XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
ÓSMEGO NASTAŁ CUD NAD WISŁĄ
Otóż ósmy listopada to dzień magiczny, gdyż głupia, niewyuczalna ja dostałam piątkę z matematyki (świat się wali, dosłownie, świat wariuje), chciałam odmawiać matematykowi stania wyróżniona przy tablicy, mówiąc, że jestem przekonana, że to błąd, ale jak się okazuje – prawda, być może cud, gratulowali mi wszyscy, jakbym wychodziła za mąż za bynajmniej milioniera
WSZYSTKO SIĘ MOŻE ZDARZYĆ XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Dziewiątego przestawiałam z Cyganem dzbanki z okna na wychowawczej, otóż zgłosiłam się w ramach rejwachu klasowego na ochotniczkę do porządkowania sali, razem z Cyganem jeździłyśmy z miotłą od kąta do kąta (notabene lola była osobno i zmiotadełko też), obrywałyśmy listki ze starych krzoków na parapecie, ustawiałyśmy dzbanki i matrioszki na oknach, reszta lotała, tłukąc się na farby i sztuczne liście (;-;)
Dziesiątego nastała data niesłychana, otóż obchody dnia niepodległości w szkole
Przyleciałam prawie spóźniona, w rozwianych lokach i koronkowym fraku na plastykę, Cygan na mnie czatowała spanikowana przy drzwiach (bo mi bambaryła wcisnęła do szafki swoje klamoty na plastykę, przyszło co do czego, była ode mnie babarycha zależna XDDDDDDDDDDDDD), z czego właśnie Cygan zapomniała o fraku apelowym, się zdenerwowała, popędziła po kaftan na wf, na okrutną koszulę w groszki po matce założyła przymały frak do ćwiczeń, poczłapałyśmy po cztery schody na trzecie piętro do tej nieszczęsnej ciemnicy plastycznej (czytaj. Ja skałam po schodach przez moje długie nogi, Cygan ma krótsze witki, to jak mały, agresywny Hobbit starała się zzipana dorównać mi XDDDDDDDDDDDDDD), doleciałam w trakcie sprawdzania obecności (w ogólnym rejwachu baba od plastyki nie dostrzegła, iż wleciałam wtedy, kiedy Orzechowska Partycja niejaka karowała się drzwiami z rulonem papieru, a sama ona dziób pruła na Habe za to, iż biedak nie dosłyszał, że go woła, więc ciiii), rozstawiłam się na stole vis a vis Majkelyny (która miała per arm, na żakiecik wklejoną rozetę biało-czerwoną, animusz biedaczka straciła wtedy, kiedy okazało się, iż zabrakło jej ryżu do wypełnienia czegoś z instalacji), miałam już urychtowany projekt cały i zaczętą połowę pracy, Cygan dziubała się niepocieszona knypkami, bo kazałam jej siedzieć, oddychać, nic nie dotykać i śmiać się do Tomasza (nic nie zrobię, że Bóg mi dał na tyle szczupłe ręce, że wszystkie precyzyjne sprawy wymagające smukłych dłoni należą do mojego fachu, trzymałam igłę, nadziewając na nią mikronitkę i przewiązując do głównej części instalacji ptaszki z papieru ;—;), się kobiecina od plastyki nie mogła nazachwycać nad moim projektem (bo reszta nie trybiła akcji i niewytłumaczonego tematu, nie po to mam mamę po szkole sztuk pięknych, żebym siedziała i beret w kącie kręciła), po czym tupnęliśmy na polski
Na polskim wszyscy się ucieszyli, otóż wypadło, że jedenaście po jedenastej mieliśmy hymn śpiewać całą szkołą, wszyscy dumnie siedzieli, Cygan świeciła bardzo szykownym frakiem od wf, ja świeciłam moimi złotomiedzianymi lokami, siedząc w słońcu, polonistka uznała, że będzie czytać nam dla zajęcia ,,Chłopca w pasiastej piżamie", Ance nakazała ustawić budzik na dziesięć po jedenastej, aż nagle, ni z tego, ni z owego…
PROSZĘ PANI, MY JUŻ POWINNIŚMY WSTAĆ, ZARAZ JEDENAŚCIE PO JEST, BO ZAŚPIMY
Wstali wszyscy, kazali nam otworzyć drzwi (a myśmy mieli lekcje na całym holu z jedną, inną klasą, plus w tym, że niedaleko była sala od muzyki z pianinem, co zawsze na nim grała kobiecina ucząca muzyki), aż przyszło do śpiewania
Hermenegilda Maria władowała się w próg obok polonistki, w połowie hymnu stanęliśmy, bo pojąć nie mogli, że śpiewamy całość, gdyby nie klasa vis a vis to byłby zastój w śpiewie (XDDDDDDDD), z czego tamci śpiewali sprintem, lecąc, za przeproszeniem, jak koń przez pole, myśmy nastrojowo i wolno wyśpiewywali, aż na koniec brawa biliśmy sobie
To było tak fajne doświadczenie, że aż się śmiać zaczęłam, jak ja kocham śpiewać hymn w szkole TTwTT
Jedenastego vel wczoraj były cudowne obchody właśnie święta niepodległości, a dzisiaj, mówiąc w skrócie: śnił mi się Tomasz, przy śniadaniu siedziałam w Srebrnym Pokoju niepocieszona, bręcąc oburzona na propagandowe pierdoły lecące w telewizji, atrakcja nastała niesłychana, otóż jazda autodryndą do Rzana, ja wypacykowałam dziób czerwoną szminką (adekwatną do góralskiej bluzeczki od pani Minikowej), to żem wyglądała jak Rosjanka, bratu przy wyjściu witki spuchły, że nie mógł butków wdziać (XDDDDDDDDD), do autodryndy weszłam z zawrotami głowy, bo mi się w glacy kręci zaraz, jak do autobusu wchodzę (przez to, że się podłoga buja, ja zaraz padam jak długa od zawirowania obrazu), nadarzyło się nam wolne miejsce (mama przycupnęła za nami, brata władowałam obok siebie), towarzystwo było jak z domu wariatów, z męskiej eskapady było pełno młodej kawalerki (nawiedzonej jakiejś i za starej na mnie, lat szesnaście, wolę równolatków), siedziałam tam jak za skazanie u Hitlera, patrząc na wszystkich wzrokiem Scarlett na przyjęciu u Melanii, w jednej czwartej drogi nade mną stanął jakiś dziadyga sakramencki, co stał, gapił się na mnie całą drogę jak sroka w malowany bęben (rany boskie, głupio było mi wyjąć lusterko, żeby rumotu nie robić, ale nie wyglądałam źle, bo się potem w lustrach w Rzanie przeglądałam), wyjęłam kartkę z datami na karkówkę z historii – lampił się gorzej niż chłopaki na mnie na chemii (;—;), po czym przyszło do wysiadki, to bambaryła jeden zwiał po tym, jak mama stanęła na szpilkach (mając metr wnet dziewięćdziesiąt, a ten dziad to Hobbit był jakiś) i na niego spojrzała, w Rzanie zrobiliśmy rekonesans w dekoracjach na święta, Frankensztajn wlazł w dmuchanego gwiazdora (XDDDDDDDDDD), aż żeśmy powrócili w chwale
Mówcie cóż u Was, chwalcie się, czy żeście umrali w trakcie czytania, czy doczytali, kto przeczytał dostanie nagrodę Nobla z dziedziny chemiczno-fizycznej (XDDDDDDDDDD), ja będę zwijać ogródek
Paaaa Hetaśki, życzę wszystkim miłego wieczoru ❤️

Odpowiedz
11
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR

@Rzabcia
NO BA, HOBBITY, A JAKŻE BY INACZEJ XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
*wręcza nagrodę Skłodowskiej*
OOOOOOOOOOOOOOO
Hetaśki to Hetaśki, zaczęłam używać tego hasła sto lat temu i trwa dalej XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
<3

Odpowiedz
1
Rzabcia

Rzabcia

@Kociakkociak9 ja wiem, pamiętam, i się cieszę, że Hetaśki powróciły XDDD

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (4)