Patryk

Kociakkociak9

Patryk

Kociakkociak9

imię: ℝ𝕠́𝕫̇𝕒

miasto: 𝔻𝕒𝕨𝕟𝕒 𝕖𝕡𝕠𝕜a

www: youtube.com

o mnie: przeczytaj

1360

O mnie

❝Brak perfekcji jest piękny, szaleństwo jest geniuszem i lepiej być absolutnie niedorzecznym niż absolutnie nudnym.❞

Ludzie często gęsto biorą oryginalność za coś dziwacznego. Oryginalność i odmienność, wręcz niedorzeczność, szczególnie w sztuce, guście oraz geniuszu... Czytaj dalej

Ostatni wpis

Kociakkociak9

Kociakkociak9

Wpadam wraz z wakacyjnym powiewem nadmorskiego wiatru, bowiem wywiało mnie nad morze... Czytaj dalej
Przy pomocy wpisów możesz zadać autorowi pytanie, pochwalić go, poprosić o pomoc, a przede wszystkim utrzymywać z nimi bliższy kontakt. Pamiętaj o zachowaniu kultury, jesteś gościem :)

*Jeśli chcesz odpisać konkretnej osobie, użyj funkcji " Odpowiedz" - osoba ta dostanie powiadomienie* ×

Zaloguj się, aby dodać nowy wpis.

Wpisy autora: Wróć do wszystkich wpisów
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

CZEŚĆ HETAŚKI :D
Witam po raz kolejny po kilkunastodniowej przerwie między wpisami, jakże Wasze żyćka po rozpoczęciu budy?
Ja mam do gadania fest (z czego połowę informacji jeszcze posieję za góry, za lasy, drugą połowę zapomnę nie daj Boże), więęęc…
Dwudziestego drugiego sierpnia (niejaka niedziela) nadszedł dzień cudny, otóż przylazły moje obchody imienin aka druga Wigilia jeśli chodzi o konsumpcję potraw
Przyczłapała krokiem bojowym defiladowym ciocia z babcią, z ciocią składającą życzenia deliberowałam nad nimi sto lat, od babci dostałam ładne cwietki i pieniądze, od cioci bieliznę + cudowny tomachołek ala Niechcicowa + cudne, ażurowe rękawiczki + wachlarz jak od Emilki, więc był komplet *^*
Siedzieliśmy pół dnia przy stole, jedzenia naszykowaliśmy tradycyjnie o dużo za dużo, naklichcone pełno wszystkiego, imieniny cudne, cud miód :D
W poniedziałek, dwudziestego trzeciego, składali mi życzenia oficjalne i dostałam pierścionek, też cudny, wszystko cudeńko
We wtorek, dwudziestego czwartego… Rany boskie… Co myśmy robili dwudziestego czwartego?? ;—;
ZNOWU NIE PAMIĘTAM, ZAPOMNIAŁAM TTTWTTT
W środę, niejaki dwudziesty piąty sierpnia, z ciocią i mamą żeśmy ustaliły, że tego dnia dukniemy całą wyprawą na cmentarz do rodziny
Żeśmy wzięli rano fraki, spakowali tobołki, ja zacyganiłam swoją Niechcicową parasolkę i rękawiczki, sprawdziliśmy, czy chomik jest w klatce, czy obok (jakby był obok klatki, to by się mapet zajarał z radości), czy wszystkie cyngwajsle i rupiecie odłączone od prądu, czy wszystkie pierdoły zrobione, czy okna zamknięte, i w drogę
JEEEEEEEDZIEMYYYYYY :D
Zajechalim przez jakieś wiejskie drogi, wertepy, kocie łby (to żeśmy mało tam wstrząsu glacy niepodostawali) i pola do miejscowości, gdzie mieścił się niegdyś pewien pałac pewnych ludzi, w którym pracowała prababcia od strony takiego dziadka Robina, oraz gdzie leżała część rodziny
Poczłapalim czołgiem bojowym do bramy, mi wnet wiatr ten tomachołek urwał (typowo wiejskie tereny, a niesłychanie mądra Mariola karowała się tam z parasolką i w rękawiczkach), zawiewało chłodem, pogoda szalona, człapaliśmy przez jakieś średniowieczne glamuzy i kostki, szukając grobu prababci i pradziadka (z czego kojarzyłam jedynie akcję, że prababcia była ciut starsza ode mnie jak wychodziła za mąż, konkretnie miała lat piętnaście czy tam szesnaście), aż żeśmy znaleźli
Stoi grób jak żywy (a bardziej leży trupem, znicze stare, taka jedna krewna, Wrona, chyba umarła kobiecina), trochę stary, ukwakrany od piachu przez te wszystkie lata, więc mama dorwała chusteczkę i starała się wyszorować to, co się dało
Ja lotałam od prawej do lewej, szukając jakiegoś wężydełka albo kranu, jakiekolwiek wody, aż znalazłam niesłychanie ładną, secesyjną pompę z wajchą i wihajstrem
Chciałam polać szmatkę, ale zamiast wody, to powietrze samo, nic, pompa ni działa
Zgziło się coś D:
Kran był nieabla, więc widziałam gdzieś za innymi grobami jakąś inną studnię (co to studnią nie była), ale że już nie chciałam latać i tam jeszcze wylecieć, to zostało tak, jak zostało
Mieliśmy porządne wkłady do zniczy, ale one też coś nie ten tego, więc trzeba było tarabanić się dryndą do sklepu po porządny znicz, ustawiliśmy wiązanki z cwietów, zapaliliśmy ogień, pomodliliśmy, na wszelki wypadek zrobiliśmy zdjęcie całego grobu, żeby na przyszłość wiedzieć, gdzie się znajduje, aż poszliśmy do kolejnego pomnika (niejakiej Apolonii, co to słyszałam na uszy me piękne po raz pierwszy, że mieliśmy Apolonię w rodzinie), co został postawiony już w latach pięćdziesiątych, więc… Było z nim jak było TwT
Daliśmy na grób tej Polusi znicz, staraliśmy się do ładu i składu wydukać wszelkie krzoki 8 chwasty, co to nieproszone rosły, pomodlim, po czym wlekliśmy się trawnikiem do bramy, co to była zamknięta, ale miała idealną do przelezienia szczelinę, więc przeszła mama
Przeszedł brat
Przeczłapałam ja, a że wymiary mam dobre, to się jak najbardziej pomieściłam
Ciocia ciut się zablokowała, ale też przeszła XDDDDD
Poszliśmy przez ten płot do dryndy, a że ja się uparłam, żeby wstąpić do Ostromecka i pałacu (chociażby z ciekawości), to w pierniki ciesząc się pojechaliśmy przed pałac na parking (e tam, wycieczki spontaniczne zawsze git XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD)
Wylazłam porządnie, wzięłam na łapki rękawiczki, ten parasol, co to go tachałam po cmentarzu (piernik z tym, że nie było słońca, a to parasolka przeciwsłoneczna, zawsze wygląda ładnie), przechodzimy przez bramę, a taaaam….
STARODAWNA MUZYCZKA :O
Ciocia usłyszała jakąś muzykę bliżej niezidentyfikowaną, na początku żeśmy myśleli, że ciocia ma jakieś wizje niepojęte, ale faktycznie, coś grało
Mama wzięła aparatofunkiel, chodziliśmy, robiliśmy fotki, oddałam tomachołek na moment cioci, bo portki poprawiałam, ludzie, co szli obok, się nadziwić nie mogli, jaki ten parasol piękny niesłychanie
Na lewo patrzymy, na prawo, tu zdjęcie, tam ławeczka, tu coś, tam ozdoby, ładne ujęcia, pałac główny cudeńko prawdziwe z zewnątrz (wewnątrz jeszcze większe cudo), po ogrodach zasuwaliśmy, przy gazonach z cwietami miałam fotografii pełno, na murach były takie charakterystyczne, greckie dzióbki i twarze (śliczne), dosłyszeliśmy, że grają Vivaldiego i melodie z okresu baroku (cudne TwT), aż żeśmy poszli znowu na przód, gdzie capnął nas kelner
Chłopina aż nam z restauracji wyszedł naprzeciw
,,Państwo do restauracji?"
,,WŁAŚNIE DO PANA PODĄŻAMY :D" (jakby nie było, ten tekst był cudny XDDDDDDDDDDDDD)
Dziwnym trafem, wchodząc do tego pałacu, nim się zaczęłam zachwycać anturażem wokół (a tam cudnie, płytki kamienne, tapety pałacowe, kominek, meble jak zza czasów Ludwika XVIV, nawet stare, oryginalne framugi od drzwi, przejścia salonowe, cudo), to ten chłopina zdążył wypytać, czy sesja udana (ja się pytam: skąd zajęty pracą w sporym budynku kelner wiedział, że my chodzimy z parasolką, robiąc fotki? My się WYBITNIE rzucamy w oczy, Bóg wie, czym ;-;), po czym zaczęliśmy sobie łazić, patrząc po tych PRZECUDNYCH pomieszczeniach
Cuda, cuda i jeszcze raz cuda, śliczniutkie tam wszystko, aż się napaczać nie mogliśmy, po czym ukwakliśmy w jadalni obok salonu włoskiego, i zrobiliśmy rekonesans w kwestii menu
Ja wnet zawału dostałam nad tym spisem potraw, ciocia mnie naciągnęła na jakiś bliżej niezidentyfikowany filet z glazurowaną marchewką, co to się upierałam, że chcę tylko rosół (jak mi ten rosół przynieśli, to Bogu podziękowałam, że wzięłam też filetka, bo to była porcja jak dla dziecioka lat pięć), mama wzięła to co ja + zabłądziła z bratem w podziemiach, bo szukali toalet, a te toalety to miały bardzo ładne płytki + wsuwaliśmy cudny obiad, przy czym ja delibrowałam, czy na portrercie za bratem nie ma czasem Róży Raczyńskiej w starości, bo kobiecina coś podobna była
Zżarliśmy obiadek, po czym wywiedzieliśmy się, że w drugim, najstarszym pałacyku jest muzeum fortepianów, więc poczłapaliśmy tam krokiem defilafowym, z radością do mniejszego pałacu wchodząc
Trzeba było przejść parkiem pałacowym, budyneczek sam w sobie mały, w środku pojemny jak piernik, cudowna była ponad stuletnia klatka schodowa i schody dwubiegowe, pomieszczenie vis a vis wejścia miało przepiękny żyrandol, podziemia klimatyczne, góra jak z bajki, przy czym na końcu zwiedzania spotkałam najwielachniejszego kota, jakiego kiedykolwiek na oczy me piękne niesłychanie ujrzałam
Kiciuch zwał się Gacek, sierść miał taką, że ładniejszej nie szło mieć, łeb wnet jak garnek wielachny, pulpeciaśny, mapetek wspaniały XDDDDDDDDDDDDDD
W czwartek, dwudziestego szóstego, nawiedziło świat zimno, piździło wiatrem i chłodem, szaro, chłodno i na tym się kończyło ;—;
W piątek, w nocy, dwudziestego siódmego leciała ,,Akcja pod Arsenałem", więc się ucieszyłam jak nigdy, lecąc to oglądać na łeb, na szyję, film przecudowny
W sobotę, dwudziestego ósmego, wywaliłam z szafy wszelakie lumpy przymałe, przymierzałam wszystko po kolei (była cudna pogoda, ale to już ostatni raz przed końcem sierpnia TwT), co za małe, raus na górną półkę, co dobre to na wieszak, co było atrakcją jakich mało, więc latałam w gatkach i staniku, przymierzając wszystkie rzeczy naokoło XDDDDDDDDDDDDDD
W niedzielę, dwudziestego dziewiątego, szliśmy do kościoła, a ja miałam kwadratowy, z kołowrotnym szwem stanik, przez co byłam kwadratowa na klatce piersiowej + wyglądało to jak sto nieszczęść + udaliśmy się na przecudny obiad do Kumerówki (gdzie jak jakaś szlachta mieliśmy pierwsze miejsce, bo nas wszędzie znają XDDDDDDDDDDDDDDD) + byliśmy u cioci, pomagałam przy rychtowaniu kawy i pędziłam na rowerku stacjonarnym, bijąc swój własny rekord :D
W poniedziałek, trzydziestego, stała się atrakcja niespotykana, otóż byłam zaproszona do Heli do Parku 17, na ciastko i na lody, więc nie wiedzieć czemu, zerwałam się z wyra ledwo, jak szósta wybiła, spać nie mogłam, słyszałam, jak tata do pracy wychodzi i garaż otwiera, leżałam więc trzy godziny, aż mnie trafiło i zgarnęłam czytać ,,Alicję w Krainie Czarów" i ,,Małą Księżniczkę", bo nic innego nie było w zasięgu ręki
Wstała mama, przyśniło jej się, że zostawiliśmy przy kasie ostatnio mój segregator do baby od polaka, co (uwaga) okazało się prawdą nad prawdy, otóż faktycznie zostawiliśmy przez przypadek ten zeszyt na sali, patrząc na prezent dla Heleny, bo dałam go do łapy tacie, oglądałam albumy, i tak oto zeszyt został gdzieś za górami, za lasami
Zaczęłam się rychtować, nakiełbasiłam sobie cudne loki, fryzurę, cała się wytegowałam, aż nadeszła cudna godzina pierwsza, kiedy to mieliśmy wyjechać spod domu Helci całą szóstką na te trampoliny
Mnie nakabacili do dryndy razem z Cyganem vel Martyną i mamą Heli, zasuwałyśmy maluchem (a ten maluch wybitnie pojemny, drynda maleńka, pojemna, tylko niska, że bym była trochę wyższa, i bym walnęła glacą w dach) po mieście, a że miałam gadanego, towarzystwo kumate, do szyku i nieupierdliwe, to klekotałam ile weszło
Nawijałam o pierdołach z życia wziętych, jak to na mszy w bazylice wygląda, jak to byliśmy na zamku Chojnik i człapaliśmy pod górę, jak to na obiad mama upiekła zapiekankę, jak byłam u Mona Lisy, jak ciemno mają w ogrodzie, jak to babcia jako dzieciok mały wleciała do śmietnika po wojnie, jak kręcili ,,Przeminęło z wiadrem", jak musieli podpalić do sceny pożaru Atlanty dekoracje z pierwszej wersji ,,King Konga", żeby budynki przypominały budowle z okresu wojny secesyjnej, a jak była mowa o wojnie secesyjnej, to się rozgadałam też o historii i o firmowym gulaszu Marleny Dietrich, aż żeśmy zajechali, czasu na moje babulenie nie starczyło (XDDDDDDDDDDDDDDDD)
Wparowaliśmy do tego parku trampolin, zrobiliśmy rekonesans w kwestii wszystkiego, poszliśmy do szatni, oddelegowałam tobołek do szafki, co to koślawo dziewczyny ustawiły kod i się coś zlagowało (miał być nasz rok urodzenia, a wylazła data bitwy pod Trampolinami, czy tam Termopilami TwT), aż odprowadzili nas na strzelaninę laserową
Cekałyśmy, ja się zachwycałam niesłychanie pięknym chłopem na plakacie (XDDDDDDDDDDDDDD), aż przyczłapała instruktorka jazdy od tych flint i całokształtu
Kobiecinka kumata, wiedziała, gdzie prawo, gdzie lewo, dostałyśmy od niej w spadku jakieś dziwne gorsetopodobne kubraczki (więc o ile Martyna miała bebech jak Miś Puchatek, na wierzchu, to się wzięłam te sznurki po bokach i się faktycznie związałam, żeby nie zleciało) z lampkami, miałam przepiękne loki ala Maria Antonina, aż tu nagle…
Ta kobieta mi założyła na głowę jakieś terrorystyczne kable i sprężynki, jak do badania czaszki, i całe loki klapnęły TwT
Oprócz tych kubrczków i czułek pszczółki Mai na glacy, to dostałyśmy w ręce flinty, karabiny klasyczne, całkiem klopsy, ciężkawe, to się ucieszyłam jak nigdy
Flintę mi zawiesili niczym żołnierzowi na wojnie, poinstruowali, co i jak, wypytałam, cóż to za psyryczki elektryczki tam błyszczą, aż cyk, zamknęli nas w tym specjalnym pomieszczeniu
Pokój fest wielki, w nim sceneria ala wybuch w Czarnobylu, poustawiane jakieś butle, skrzynki pokryte liśćmi sztucznymi, barykady, podarte szmaty, czerwone światło, klimatycznie i porządnie zrobione, byłam pełna animuszu do momentu, kiedy zaczęli psychopatyczne odliczanie przez głośnik
Jak to ryknęło, mało zawału nie dostałam, jakieś huki, hałasy, odliczane cyfry, mi mowę odjęło z przerażenia (zlękłam się strasznie ;_;), zaczęłam kleić się do Cygana, aż cyk, i gra rozpoczęta
Cisza, oprócz tych tajemniczych warkotów, to cisza, zero strzałów, dziewoje narwane z tym strzelaniem nie były, pierwsza ruszyła Martyna, ja za nią, pod jakieś barykady z drewna
Gdybym nie oddała pierwszych pseudo strzałów, to by się nie zaczęło nigdy, dopiero wtedy się ożywiła reszta, ja się wczułam w akcję całym umysłem (owszem, kucałam, gdy strzelano do mnie na światła, i chowałam się za skrzynkami, strzelając), nabojów nie żałowałam, przestałam się bać, tylko czułam niepokój, patrząc na kukły, co robiły za wiszące trupy (one faktycznie jak z horroru), nawalałam ile weszło, i ile byłam w drużynie tylko z Martyną (Hela z Wiktorią i kuzynką w ekipie trzyosobowej), to… Wygrałyśmy i wygrałam za najlepszą ilość trafnych strzałów XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Zwyciężyłyśmy z Cyganem jako drużyna, a ja jako osoba, bo się nastrzelałam jak Urbańska w bitwie Warszawskiej, więc byłam kontente, że mogłabym równie dobrze tłuc się z chłopakami, miałam tysiąc ileś punktów, a reszta ledwo dojechała do liczby dziewięćset
Po strzelaninie, zadowolona z osiągnięcia, poleciałyśmy na trampoliny i na skocznię skakać, mam fajne zdjęcie, jak lecę w powietrzu na materac, kupiłyśmy sobie picie, po czym wzięli nas do escape roomu, co było też opłacone
Chłop nas poinstruował, wejście do tego pokoju jak od kanykenberga (walnęłam glacą w strop), wystrój od Alicji z Krainy czarów, firgury grzybków, kart od gier karcianych, szachownice, szachy i tego typu rzeczy, na ścianie wisiało piękne lustro, to mówiąc na cały regulator, że wygląda jak od Emilki, zaczęłam się w nim przeglądać (XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), bardziej żeśmy się przejęły urokiem tego miejsca niż zagadkami, kuzynka Heli przypadkiem walnęła łapą w ścianę i coś odblokowała, że z górnej skrzynki z sufitu wyleciał zając, czego nie widziałyśmy, a jak ogarnęłyśmy ów czyn, przeraziłyśmy się, że ktoś tego królika nam wrzucił, wchodząc tu niezauważalnie (XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD)
Oficjalnie wylazłyśmy, zamieszczając się w godzinie, z czego ja przed końcem akcji musiałam na klęczkach walić młotkiem w mini golfa, bo byłam za wysoka na stanie normalnie, a że kuzynka Heli i Wiktoria małe, to manipulowały rurą, żeby spełnić zadanie :D
Po parku 17 powróciłyśmy na lody do Sowy, potem do chałupy na tort i ciacha, z czego przybyła Michalina, bez której towarzystwo zachowywało się całkiem do szyku, więc oto ujawniła się wada tych urodzin
Ja siedziałam przy stole, wyprostowana idealnie, kichając się, jak trzymać filiżankę, a Michalina ciągnęła Wiktorię po podłodze, robiąc rejwach jakich mało
Przy wyjściu lunął deszcz, mama Heli się nie mogła nacieszyć, jaka ja to jestem wspaniała, świetna i jak to rozmawiałam z nią (za dużo komplementów TTTwTTT), a MaJkEliNa stała z boku, wydając niezidentyfikowane sapanki ze złości (XDDDDDDDDDDD), więc mama uznała, że…
,,MICHALINA, CIEBIE WCIĘŁO, JAK ZOBACZYŁAŚ, JAK FRANEK URÓSŁ :D"
Cyk, Michalina się ocknęła XDDDDDDDDDDDDDDD
Trzydziestego pierwszego sierpnia (chyba wtedy), walnęli byka w telewifunklu, otóż puszczając Trasę Dwójki puścili nagranie bez dźwięku, a jak dźwięk wskoczył, puszczono przez pomyłkę nagranie Morowej z próby, jak śpiewała bardzo… Oryginalnie (bardzo oryginalnie, piękne niesłychanie ,,Szaint Trope")
Pierwszego września nastało rozpoczęcie roku, z czego chłopaki śmiali się z Bóg wie czego, ja się śmiałam, że tamci się śmieją, Księżniczka uznał, że będzie nas zastraszać tym rokiem, my w śmiech, po czym udałam się na ciastka z Cyganem, lecąc wiraże na holach, żeby nie stać w kolejkach XDDDDDDDDDDDDDDD
Dzisiaj to jest za dużo nawijania, więc w skrócie: było teoretycznie git, anglistkę wcięło, więc spóźnieni lecieliśmy z niedoszłego angielskiego całą resztą na trzecie piętro, po germanistkę, miałam niefortunne miejsce, siedząc kołowrotnie, zgięta, z na skos siedzącym i gapiącym się na mnie Szymonem Debilem, na drugim niemieckim Mona Lisa zaczął się do mnie szczerzyć, więc ja do niego też, bo tak, na wf okazało się, że na hali jest remont, są wymagane dwie pary pypegów (akurat będę tachać dwie pary butków, też mi coś), baba w kocu siała propagandę szczepionkową, za co będę mieć do niej żal przez całe życie, jak mi długie i miłe, zaprezentowałam się w nowych bamboszach + dostałam nieżytu gardła od maski, boli mnie, i przez to uczucie mnie telepie, nienawidzę go ;-;
Kto odczytał, meldować jak zawsze, opowiadajcie, co u Was, jak minął pierwszy dzień budy (jeszcze tylko dwieście dziewięć dni męki i amen), kto umarł w trakcie szkoły lub tego wpisu, temu trzeba postawić wiązankę na grób XDDDDDDDDDDDDDDD
Miłego dniaaa 💕

Odpowiedz
8
_Gryfonka_Am_

_Gryfonka_Am_

@Kociakkociak9 ale ty masz ciekawe życie XDDDD moje nudne jak flaki z olejem
W szkole było nawet, może nie jakoś najlepiej ale znośnie
Melduje, że przeczytałam cały wpis a szkołe przeżyłam (póki co)
Miłego 💕

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

W związku z tym, iż jeszcze zostało nieco czasu przed jakże cudownymi urodzinami Heleny, dopiero się rychtuję na wyjście (atrakcja rangi światowej XDDDDDDDDDDDDDD), postanowiłam wykonać tą cudną nominkę od @Princess_Ann
Dzięki 💕
Podsumowanie wakacji 🌻
Autor nominki: @Zwiedzamswiat
1. Który dzień wakacji uważasz za najbardziej udany?
🌻Hmhmhmhmhmhmhm Z czego pamiętam (skleroza wsteczna poprzeczna się jeszcze nieukatywniła), to cudny był siódmy lipca, jak to Malioro przyjechało na wizytę, cudne były ogółem wakacje, pięknie, ślicznie, potem data od dwudziestego szóstego (albo dwudziestego piątego… NIE PAMIĘTAM TWT) do trzydziestego pierwszego lipca, byliśmy wtedy w Kolbergu, tam też cudnie, lato fest udane *^*
2. Gdzie byłeś w tegoroczne lato?
🌻OOOOOO, TEGO NIE ZAPOMNIAŁAM Oprócz bywania na wizytach różnych, niesłychanie rozmaitych, żeśmy się zatarabanili eskapadą w góry, do Poręby, gdzie to kupiłam sobie wspaniały fraczek od pani Minikowej + wsuwaliśmy bakfajfy pyrowe w Karczmie Karkonoskiej (polecam) + jak tam się wybieracie, ostrzegam, że jeśli jecie kolację w godzinach od dziewiątej wieczór w górę, to wiedzcie, że na knajpy ni ma co liczyć o tej godzinie, tylko iść po chomiki i knedle do Lidla ;—;
AAAAAAAA
Bym zapomniała…
Byliśmy całą familią w Kolbergu, gdzie dla odmiany było życie nocne, tam też przecudnie, dyskoteki na statku i cioci aka tańczącego marynarza nigdy nie zapomnę XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Na mniejszy wyjazd udaliśmy się do Rogalina, gdzie też cudnie + cmentarze za górami, za lasami gdzie leży nasza rodzina dalsza + obskoczyliśmy dwa pałace w Ostromecku, o czym będę pisać w najbliższym wpisie :D
3. Z kim spędziłeś najprzyjemniej czas?
🌻Z FAMILIĄ :D
Ewentualnie na obiedzie u Mona Lisy i Dżulietty oraz (tutaj) gadając z Jakubem, Hanią oraz Rzabą <3
4. Jak oceniasz swoją aktywność fizyczną?
🌻A dobrze, nie ma co bręceć na kondycję, siedziałam jak rozwielitka w wodzie (i też na nią awansowałam, rekord, trzy i pół godziny skakania w morzu), łaziłam szlakami górskimi, prawie się dokolebałam na Śnieżne Kotły, maltretowałam po trampolinie, goniłam się z bratem i Szymonem po podwórku (maraton prywatny), i duknęłam dwa szpagaty dla przetrenowania i zasuwałam u cioci na rowerku
5. Która piosenka była twoim wakacyjnym hitem?
🌻Ja tam siedzę w starych piosenkach i muzyce klasycznej (…)
Utwory różne różniste, kocham twórczość Kilara, Bacha i Beethovena ❤️
6. Jaką ciekawą książkę udało ci się przeczytać?
🌻TO TEŻ MAM SPORO DO POWIEDZENIA
Otóż przestudiowałam ,,Panią Różę" (biografię Róży Raczyńskiej), zabrałam się za ,,Łabędzie Leonarda" (git się zapowiada), powtórzyłam Połanieckich, doczytałam Wołodyjowskiego, chapnęłam ,,Anię z Avonlea", czytałam po raz 4737273373 ,,Kobiety'44", mam do przeczytania ,,Hrabię Monte Christo" (z czego ekranizację znam na pamięć, cudeńko) iiii na razie na tym koniec, czytanie jest jak pisanie, przerwy nigdy nie ma, pisarz non stop coś pisze, a osoba oczytana czyta
7. Który z obejrzanych filmów podobał ci się najbardziej?
🌻FILMY TEŻ OBEJRZAŁAM, TEŻ OBEJRZAŁAM
Otóż oprócz przepięknych ,,Indochin" z Denevue w roli głównej, to zarąbiste było ,,8 kobiet", ,,Madame", ,,Działa Navarony" (wojenny *^*), wściekłam się na ,,Rebeccę", ale że nie odpuściłam, to zobaczyłam to w większości i polubiłam, patrzyłam z mamą na ,,Annę Kareninę" z trzydziestego piątego roku z Gretą Garbo (pomijam fakt, że to z przekładem na włoski, ale co tam), wzięłam się za ,,Tramwaj zwany Pożądaniem" z Marlonem Brando, więc muszę go dokończyć, jestem obecnie na osiemnastej minucie ,,Fortepianu", uparłam się, żeby spojrzeć na pierwszy odcinek, SAMOTNIE (bez zbędnych mapetów), ,,Nocy i dni", w to wątpię, że to obejrzę (flaki z olejem, mogę przyznać trzy rzeczy – Niechcicowa to druga na świecie, najbarwniejsza postać literacka i filmowa zaraz po Scarlett O'Harze, stroje są genialne, a Barańska grała perfekcyjnie, reszty nienawidzę), oraz patrzę na ,,Dom", który zdążyłam znielubić po czterech odcinkach, twierdzę, że jedna z głównych bohaterek, niejaka Barbara, to najnudniejsza osoba, nie trawię tego ;-;
8. Polecasz jakiś serial, który zajął twój letni czas?
🌻Szczerze mówiąc, to w serialach nie siedziałam przez te wakacje, więc tutaj ni mam co gadać TwT
9. Odkryłeś w sobie pasję do czegoś lub znalazłeś nowe hobby? Jeśli tak, to jakie?
🌻Odkryłam, otóż rozwielitkowanie w morzu dwadzieścia cztery na dobę, zajęcie cudowne
10. Próbowałeś nowych smaków? Jeśli tak, to jakie było to jedzenie?
🌻Tyle, co ja wsunęłam krewetek nad morzem, to tyle przez caluśkie życie nie jadłam, więc się delektowałam do woli rybkami i stworzeniami morskimi, oprócz tego dokonałam konsumpcji nowego menu w Kumerówce :D
11. Przeżyłeś jakąś przygodę? Może chcesz się nią podzielić?
🌻MOJE ŻYCIE TO JEDNA, WIELACHNA, KOLUBTYNIASTA CHIŃSKA PRZYGODA XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Za objawienie przygodowe można uznać w zasadzie wszystkie akcje, co się przez wakacje zdarzyły (łącznie z ciocią, co ją pięta bolała, na morze żeśmy ledwo wypłynęli, ciocię przestała boleć, a jak zaczęli grać i śpiewać, to poleciała tańczyć pierwsza na parkiet i ozdrowiała)
12. Udało ci się zrealizować postawione cele?
🌻A nawet, nawet, sporą część, narzekać i bręceć nie można
13. Czego ciekawego nauczyłeś się podczas dwóch miesięcy odpoczynku od szkoły?
🌻Że statek uzdrawia chore pięty, tego typu pierdoły (prócz tego, to inne, przydatne w życiu pojęte rzeczy, przykładem nowe, nieużywane słowa)
14. Co mógłbyś nazwać swoim wakacyjnym sukcesem?
🌻Jestem z tego WYBITNIE dumna, gdyż ponieważ bo, wlazłam w glony, opanowałam myśl o CO NAJMNIEJ chamskiej budzie (napędzają koniunkturę z propagandą szkolną, też mi coś), nie utłukłam wszystkich naokoło, widząc propagandę szczepionkową (oprócz dukniętego w kąt pilota, wyłączenia z premedytacją telewifunkla i radia nikogo nie zabiłam), co już było sukcesem ponad miarę, i takie oto rupiecie
15. Uważasz, że było to udane lato?
🌻 Tak *^*
16. Czy w te wakacje udało ci się odpocząć?
🌻Tak :D
17. Jesteś przygotowany na nowy rok szkolny?
🌻… NIE NAPĘDZAĆ SYTUACJI.
18. A jak nastawienie?
🌻ZEJDĘ TU NA ZAWAŁ, OBIECUJĘ.
19. Jaki przedmiot najbardziej kojarzy ci się z tym latem?
🌻Późne łażenie spać :D
20. Gdybyś miał opisać tegoroczne wakacje w trzech słowach, jakie by one były?
🌻Wspaniałe, cudne, i do zapamiętania na wieki TwT
(Więęęc) nominuję: @zrebaczek12, @hufflepuffsfire, @Rzabcia, @_Gryfonka_Am_, @WeraHatake oraz wszyscy ci, którzy chcą i tej nominki nie robili XDDDDDDDDDDDD
Teraz lecę się rychtować
Miłego dniaaaa 💕

Odpowiedz
12
WeraHatake

WeraHatake

@Kociakkociak9 Całkowicie Cię z książkami rozumiem ^w^
Zapamiętam XDD

Odpowiedz
1
Rzabcia

Rzabcia

@Kociakkociak9 dziękiii :DDD

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (6)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

CZEŚĆ HETAŚKI :D
Znowu witam po ośmiodniowej przerwie między wpisami, tragicznie z tym nie jest, więc git XDDDDDDDDDD
Opowiadajcie co u Was, czy dobrze, czy źle, z chęcią poczytam, i otóż nadszedł moment jakże cudownej pleprotaniny moich wywodów z życia wziętych, więc…
W niejaką sobotę, czternastego sierpnia, przyjechała ciocia na kawę, więc żeśmy wdziali na pytki bambosze, na tacę ozdobną serwis, babkę, kawę, kakałko i ciastka, i do ogrodu, żeśmy z bratem maltretowali po trampolinie
W niedzielę, piętnastego, była defilada z okazji Wojska Polskiego, więc jako jedna z chałupy wystartowałam do pokoju przed telefunkiel, bo zawsze jakaś atrakcja, nazachwycać się nie mogłam mundurami marynarki wojennej (wiem, że oni te getry i paski na broń mają okazyjnie, żeby było ładnie, ale tak cudownie to wyglądało, że paczałam, paczałam, i napaczać się nie dało TwT)
W poniedziałek również nastała rzecz niesłychana, gdyż na rano miała przyjść Dżulietta z Mona Lisą, więc zerwałam się ze snu o dziesiątej rano, co dla mnie jest nocą
Ledwośmy się urychtowali, ledwie włosy umodziłam, to mama zakasała kieckę, włączyła (a bardziej podpaliła, jeden piernik) jakieś kadzidła andżi bandżi (od hrabii von Bom bum cyk cyk, daje głowę), osmańskie, co to tak kadzą, że nieboszczyk w grobie obertasy robi (mówią, że kadzidło trupowi nie pomoże, a tymczasem w tym przypadku to każdy powstanie z grobu), mi się tam zbierało na chruchlanie, więc mama uznała, że odstawi te kadzidła do salonu śp. babci
Przyczłapali, Dżulietta miała po coś jechać w trasę autodryndą, oficjalnie nie pojechała, mieliśmy siedzieć na dworze, więc logiczne, że wzięłam mój śliczny kapelinder z satynową wstążką
Mama kazała wziąć łyżeczki, co zginęły w akcji, więc nerwowo przewalałam szuflady i rupiecie w nich, łyżeczki wcięło (ale cudem się odnalazły, cud nad Wisłą), zdążyły się z jednej z filiżanek porcelanowych wysypać koraliki, co tam leżały (jakaś bambaryła to położyła tam, mama wyjęła tą filiżankę, jak szajstnęło, to tylko patrzyłam, które łapać i które widać ;-;), a jak już wylazłam na dwór, ciała nie zdążyłam posadzić na ryczkę ogrodową i opanować szalonego wiatru, co mi ten kapelusz z glacy wnet zacyganił
Otóż jakże cudownym pomysłem, Dżulietta wpadła na genialną myśl, że nie będzie mówić do mnie po imieniu, jak normalny mapet, tylko w jej wyobrażeniach przez ten kapelusz byłam ,,Anią Shirley"
Zwracała się ,,Aniu", jak ja zero podobieństwa mam do niej (oprócz tego, że jej nie lubię, to nie, nie jestem rudowłosa, nie mam szarych oczu, nie jestem chuda, nie mam idealnie zgrabnej kichawy, i jestem Różą, Mariolą, Rózią albo Amonarią, zwali mnie dotychczas po imieniu albo pseudonimie), po czym zaczęła straszyć budą, a jak już budą, to tym, że my za Boga egzaminu nie zdamy, o maturze nie mówiąc, Jezus Maria, świat się wali, pali się, nie zdacie, nie będziecie umieć, za trudne, za tamto, za owamto
Mnie to zaczęło śmieszyć, im bardziej mnie straszyli, tym bardziej miałam dowód, że nie mam się bać, po czym polecieliśmy z Szymonem do góry, brat dostawał ajn dzwek can curyś w skrócie, jakieś dzikie tańce i podskoki odprawiał, polecieli do mnie, po czym, klasycznie, w głupiego Jasia żeśmy się bawili, bo tak XDDDDDDDDDDDDDDDD
Po wizycie mam trzy stwierdzenia: utrę kiedyś nosa co do przekonań Dżulietty, buda się uda, a ja już NIGDY, NIGDY nie założę do nich JAKIEGOKOLWIEK kapelusza letniego i sukni, i chociażbym miała w czepku od Boryny chodzić, byle włosy kryć (zimą mniejszy problem, w bobie idzie siedzieć, latem jakiś czepiec XVIII-wieczny, i załatwione :D) i amen, spokój święty
We wtorek, siedemnstego, żeśmy ustalili, że pojedziemy do Rogalina do pałacu na następny dzień, ciocia chciała od razu Kórnik, ale coś pierdykło kołowrotnie i trzeba było plany zmodzić inaczej
Jak było klepane, tak się stało, o godzinie wpół do siódmej się ocknęłam (cudem wyspana, polazłam spać o nie wiadomo której w nocy, czytając książki, co mi w łapy wpadło), się urychtowałam, wdziałam frak od pani Minikowej, jeansy rozkleciłam papiloty, loki miałam normalnie jak Violetta Villas, zadbałam o każdą pierdołę (łącznie z mini notesikiem i długopisem w tobołku, co by w ostateczności mieć co robić), poczłapałam krokiem bojowym defiladowym na dół, na dole ten cudny klimat szarego, wczesnego rana i wyjazdu
Wcięłam z bratem sznytki, ciocia się nazachwycać moim wygląden nie mogła, mama dopakowała do tych gratów dodatkowe karty aparatofunklowe, pamięciowe (mama + aparatofunkiel = 373626346636263563626226 zdjęć, trzeba nowe karty brać), aż żeśmy wdziali butki
Fraki na plecy
Szable w dłoń
Jadziem w trasę
A tam słoń
Jedziemy, jedziemy, jedziemy, jedziemy, jedziemy, pola, jedziemy, jedziemy, jedziemy, jedziemy, jedziemy, jedziemy, chałupki, jedziemy, jedziemy, jedziemy, jedziemy, nadeszły tereny Wielkopolski, jedziemy, jedziemy, jedziemy, jedziemy, i…
DOJECHALIŚMY :D
Żeśmy na parkingu stanęli, okolica urodziwa, krzoki, lasy, z daleka widać pałac, ja się uparłam, że chcę mój marcepan (więc go wsuwałam, tańcując po bruku, aż mi papcie spadły i śmignęły)
Pogoda nieciekawa, zawiewało tak, że mnie telepało, chłodno, szaro, wdziałam kaftan dodatkowy, aż uznaliśmy, że przekolebiemy się kupić bilety
Kasy prawdopodobnie były kiedyś dawnymi pomieszczeniami, w których mieściły się stajnie oraz pokoje dla służby, z zewnątrz urychtowane al'a wiejskie domki, białe, śliczne, z okiennicami i cwietami wiejskimi pod oknami, więc się nie mogłam nasłodzić tym widokiem
Jak było kupione i załatwione, uznaliśmy, że poczłapiemy sobie robić zdjęcia pod pałac (a on cudny, fest duży, taki mający w sobie lekkość, coś jak Emilka, tylko że z Perły, w serii był o innym kształcie i wielachniejszy), zrobiliśmy rekonesans, co gdzie jest, i poszliśmy stawić się do lewego skrzydła, bo tam miała czekać prywatna przewodniczka, co nas oprowadzała po zakamarkach i miejscach normalnie niepokazywanych (dla grup zbiorowych)
Przyszła kobiecina, młoda, gramotna, cudnie miła, wiedzę miała wielachną, szła z nami przez TEORETYCZNIE piwnice (z jednej piwnice i poziom podziemny, z drugiej parter, bo cały budynek był na skarpie), posadzki w dolnych holach przecudowne, łazikowaliśmy w pokojach dawnych służących i przyjezdnych malarzy (w pokoju, w którym zamieszkiwali artyści, cudny parawan stał, firanki ładne, stoły zdobione i tego typu rzeczy), całym parterze, wszystkich schowkach na grabie (dosłownie), i tak to minął czas w kwestii oglądania tego poziomu pałacu
Nie minęła godzina, już byliśmy znani w całym Rogalinie jako najbardziej dociekliwi turyści z wszystkich i całego towarzystwa, już nas znał kustosz, co stał w holu, już kobita, co sprzątała z mopem, więc my ludzie światowi XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Jak obejrzeliśmy zakamarki, to poszliśmy do grupy zbiorowej, co obchodziła korpus główny, najważniejsze sypialnie, salony i pomieszczenia, muszę przyznać, że przewodniczka się nienagadała, bo wszystko leciało z głośników i jak pies przez pole (a że my nie trawimy takiego typu zwiedzania, to żeśmy się odłączyli od reszty po pięciu minutach, zagaili do kobieciny, co pilnowała, czy aby na pewno wszystko z wszystkim gra, i łaziki z nią, a że kobita wykształcona i wiedziała wszystko o pałacu, nudziła się, jak stała jak słup soli, to gadała z nami)
Pokoje PRZEPIĘKNE, saloniki urokliwe, urzekła mnie sypialnia Róży Raczyńskiej, śliczna była, sala balowa wielachna, z witrażami z oryginalnymi fragmentami, przy bibliotece mowę mi odjęło, jak żyję tak pięknej biblioteki nie widziałam
Wszystko w drewnie, zdobione, pomieszczenie dwupiętrowe, miało kręte schody na drugi poziom, cudo, cudo i jeszcze raz cudo
Szliśmy odstawieni od grupy o kilka pokoi, żeśmy pytali o wszystko i dogłębnie, na spokojnie, nie lecąc jak szaleni, żyrandole przepiękne (jeden taki ceramiczny, cały dekorowany, malowany, co za cudeńko) aż cyk, i koniec części pierwszej korpusu głównego TwT
Jak skończyliśmy ten pierwszy fragment bunynku centralnego, z przewodniczką prywatną szliśmy znowu, patrzyliśmy na pokoje dla gości i inne takie, aż przyszła jakże nieszczęśliwa pora pożegnania się
Po zwiedzaniu górnej głównej części z przewodniczką (jak już porobiłam sesję zdjęć z portretu jakiegoś Anzelma, niesłychanie przystojnego) poszliśmy do knajpy pałacowej, niejakiej byłej stajni, ja zamówiłam baki pyrowe z jogurtem kremowym czy tam kremem jogurtowym, brat to samo, mama i ciocia schabowego z pyrami i sałatką + herbatę
Ja myślałam, że tam z głodu zemdleję, te placki coś długo klecili, jak przynieśli, to porcja była dobra, poczciwa, ale chłop gabarytów orkiestry kameralnej polskiego radia i telewizji by się nie najadł (byłam do tego stopnia głodna, że wpierniczyłam najpierw śmietanę, KWAŚNĄ ŚMIETANĘ, co była w zestawie), oprócz tego restauracja miła, ładna, porcje wielkości niepowalających, miłe kelnerki, ale się nie nawsuwałam, więc Bogu mogłam dziękować za herbatę, która była nalana fest, po słowiańsku
Po jedzeniu polecieliśmy zwiedzać powozownię, która WYBITNIE mi do gustu przypadła, sanki, sanie, lektyki, karety, dyliżanse, powozy takie, siakie, bryczki z epoki Wiktoriańskiej, a tego tyle, że łeb mały
Kobiecina co pilnowała wejścia tam już też nas znała, ja czytałam, cóż to za karety, skąd, gdzie i co, się wdrożyłam w klimat, niektóre dryndopodobne pojazdy miały pikowane aksamitem siedzenia w środku, najlepsze zostawiłam do zwiedzenia na koniec do zwiedzania, powozownia przecudna, jak cały pałac
Po powozowni poczłapaliśmy do galerii obrazów, a tam dzieł pełno, obrazy takie, siakie, owakie, XIX-wieczne, imoresjonizm, baby w długich sukniach, surrealizm, abstrakcja, portrety, mitologia, historyczne, krajobrazy, robiłam każdemu fotkę (a nawet dwie, przejęłam aparatofunkiel), Malczewski, Mehoffer, mniej znani, bardziej znani, madonny, obrazy święte, upodobałam sobie takie jedno dzieło, którego nazwy zapomniałam (;—;), a tak, to cudownie, na końcu ,,Dziewica Orleańska" Matejki na całą ścianę, cudo, cudo i jeszcze raz cudo
Po galerii poszliśmy spojrzeć na gabinet londyński (odtworzony idealnie), korytarz portretów (najpiękniejsza kobita to była Anna Lamberg, któraś z wnuczek któregoś bliżej niezidentyfikowanego Raczyńskiego) i drzewo genealogiczne Raczyńskich (dziwnie dużo było Róż tam, po raz pierwszy widzę tyle swoich imienniczek), od cioci dostałam pocztówki i książkę, biografię Róży Raczyńskiej, brat medalion i kartki, mama wzięła przewodnik po Wielkopolsce, po czym, owiani sławą na całego, poszliśmy do ogrodów pałacowych
Ogrody miały być ponoć w stylu rokokowym (aczkolwiek było mi tam jak na rokoko za mało cwietów i wszystkiego, równo przycięte tuje to nie 100% styl tego okresu), tak, to ogrody przepiękne, łaziłam, czytałam książkę (wokół jednej z rzeźb zrobiłam z trzydzieści kursów pytkując dookoła), poszliśmy spojrzeć z mamą i bratem na trzy dęby, mamy cudne fotki, zdążyliśmy się tam zgubić (XDDDDDDDDDD), aż naszło późne południe
Przyszło do wracania, załadowaliśmy się do dryndy (już się zaczęły schodzić pary młode na sesje ślubne, więc dobry mieliśmy czas XDDDDDDDDDD) i pojechaliśmy w drugą stronę, brat jak stary cukrzyk ni to spał, ni to trybił, ja się z ciocią nazachwycać nie mogłam tym ceramicznym żyrandolem z któregoś z saloniku, wieczorem żeśmy dojechali, wniosek: Rogalin PRZEPIĘKNY, cudo, cudo i cudo, polecam zwiedzić :D
W czwartek, dziewiętnastego, z mamą uznałyśmy, że trzeba będzie zrobić mi generalny porządek i rumpel pumpel pod łóżkiem, same stanęłyśmy na wysokości zadania, materac raus, zmieniłam sobie pierzyny, mama odkurzała (akurat tam żadnych wiertaliotów i moli nie było, ale kurz się zawsze uzbiera), skrzynki z zabawkami z dzieciństwa aut na bok, do segregacji, fraki dla lalek do prania, bety dla nich też, zabawki i te graty do segregacji, i zrobiłyśmy taką niesłychaną rewolucję, że aż człowiek chce na ten ład i skład patrzeć XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
W piątek vel wczoraj przykolebała się ciocia, kupiła sernik na kawę, więc ukwakliśmy i całą familią delektowaliśmy się cudowną kawą, a dzisiaj powiem, że: rano brat przyczłapał, glocnął się na mnie, jak spałam, on nietomny, ja nietomna, żeśmy jak dwa pulpety spali (toć trzeba odrobić siedzenie do drugiej w nocy), po czym poszłam pomagać do kuchni mamie, przypadkowo zrobiła się III wojna światowa o to, że brat mi papcie zabrał (ja nic nie zrobię na tą bambaryłę ;-;), ja modziłam mięso i po przyrzekłam, że choćby się paliło i waliło, ja w takim towarzystwie gotować nie będę, zżarliśmy obiad, po czym tera będziemy się rychtowali po wyjazd po kurtkę przedimieninową dla mnie
Meldować, kto trzyma się na trzy z dwoma po tym wpisie, bo tak XDDDDDDDDDDDDDD
Paaa <3

Odpowiedz
7
Bananikaktus2018

Bananikaktus2018

@Kociakkociak9 woow, dziękuję 😊
*odbiera*

Odpowiedz
1
WeraHatake

WeraHatake

@Kociakkociak9 Jak zwykle ciekawe przygody Cię spotykały – a jeszcze Twoim stylem pisane więcej duszy w sobie mają, haha :D

Jak ludzie straszą z egzaminami i maturą, to mi się niedobrze robi ;-; Po co komu tak gadać? Wszystko jest do zdania, a ja jestem tego dowodem, jeśli maturę mam już za sobą – więc nie martw się, Tobie też bez problemu na pewno się powiedzie ^_^

Ten pałac musiał być istotnie piękny, ah ♥

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (9)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

O materdejo
Wpisu nie było przez wnet dwa tygodnie
O NIE D:
Nie myślcie sobie tylko jeno, że przylazłam się pożegnać, bo za Boga Pana bym stąd nie odeszła, więęęc…
CZEEEEŚĆ HETAŚKI :DDDDDD
Witam znowu po nie normalnych zaległościach czasowych, dni zwiewają jak gonione Helmutami na wojnie (jakby nie mogły lecieć wolniej ;-;), toteż czeba będzie nadrobić gadaniem w miarę do szyku i sprawnie (postaram się, aczkolwiek pierun wie, jak wyjdzie XDDDDDDDDDDDDD)
Więc…
Pierwszego sierpnia, w tą jakże cudną, pochmurną niedzielę żeśmy z familią siedzieli pół dnia przed telewifunklem, oglądając wywiady z Powstańcami Warszawskimi i filmy o wojnie, poczłapaliśmy do kościoła (co to tam tajemniczo ciągnie zimnem od podłogi, pojąć nie mogę, czy tam są jakieś katakumby, czy piwnicy, czy piernik wie co), wdzialiśmy fraki, a msza sprawowana była za między innymi ofiary wojny i powstania
Drugiego sierpnia… Rany boskie… Co myśmy wtedy robili?
Nie wiem, nie wiem, nie pamiętam, skleroza wsteczna poprzeczna nawraca TwT
Trzeciego sierpnia stała się tragedia, gdyż ponieważ bo, niesłychanie inteligentnym sposobem usunęłam prawie gotową część Perły, wściekłam się, ale wnerwienie na samą siebie tak zmotywowało mnie do dalszego, pierdyliard razy szybszego wydukania jej na nowo (i cyk, Perła weszła? Weszła. Nigdy nie jest tak źle, co by nie mogło być gorzej XDDDDDDDDDDDDDDD)
Oprócz tego, powstała jakże cudowna, piękna nieskazitelnie, urodziwa i nadludzko wspaniała druga Marilyn Monroe, ikona lat 20. XXI wieku, cudeńko, że łeb mały, a we wszystko została wciągnięta Maja, więc temat jeszcze poważniejszy
Czwartego… co było czwartego?
ZNOWU NIE PAMIĘTAM, MAM BLIŻEJ NIEZIDENTYFIKOWANE ZANIKI PAMIĘCI TTWTT
Piątego wiem, że na 100% byłam z siebie dumna jak pierun, otóż zakasałam kieckę (a bardziej portki, kieckę zamieniłam na te portałki, co by wygodniej było), zakasałam rękawki, i poleciałam dukać dwa szpagaty i gimnastykę na wszystkie strony świata
Zadowolona z tego wyczynu byłam fest fest fest XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Szóstego była atrakcja niespotykana, otóż mama uznała, że wsiądziemy do autodryndy i udamy się krokiem bojowym defiladowym na starówkę po pierdoły różne różniste (mianowicie mulinę, nitki, zeszyty do budy, chleb, bakfajfy i inne nieprzewidziane rupiecie)
Rano miałam dylemat, czy do wspaniałej bluzeczki od pani Minikowej wziąć czarne portki czy dżinsowe, oficjalnie wzięłam czarne, polecieliśmy na przystanek, towarzystwo w autodryndzie takie średnie (ale że siedziałam tam, myśląc o rowerku Maryni, to mi to wielce jakoś nie mąciło radości), aż żeśmy dojechali
WYSIADKAAAA
Wysiedliśmy, mama się nazachwycać nie mogła cwietami na wystawie w cwietkarni, poczłapaliśmy na rynek, na ulicy równoległej do rynku znajduje się pewien sklep z guzikami, nitkami, mulinami, materiałami, apaszkami, kapelindrami i czasem nawet ładnymi ubraniami, więc wdepliśmy do środka
Mama robiła rekonesans w nitkach, ja przyuważyłam cudowne kapelindr, więc zajęłam się przymiarkami
Przymierzam taki, siaki, bordowy, filcowy, z paskiem, bez paska, paczam w lustro z lewej, z prawej, gdy nagle…
JA CIĘ KRĘCĘ
XIX-WIECZNY KAPELUTEK
Otóż na oczęta mnie piękne ujrzałam przepiękny, przecudowny, wspaniały, śliczny, idealny, w kolorach piaskowo-beżowych, z wielką różą na przodzie i piórkami naokoło kapelusz jak z dawnych epok wzięty, więc potraktowałam to jako objawienie
Przymierzałam to, kukałam w lustro pierdyliard razy, aż się mama bobami i innymi beretami zainteresowała, aż przymierzałyśmy obie, przy czym zdążyłam zapytać wszystkich wokół, jakże wyjrzę w tym przecudownym nakryciu glacy
Gdyby ten kapelinder nie miał kosmicznej ceny, wzięłabym go na 10000%, pomijając opinie kołowrotnej kobieciny w kasie (niby jestem ,,za młoda na takie kapelusze" i za oryginalny jest dla wszystkich, jak kurka mam urodę prosto pod tego typu cylindry, wyglądałam cudownie, więc wylazłam niepocieszona sprawą)
Po tym sklepie poczłapaliśmy nakupować zeszytów i pierdół do budy (od której miałam odruch wymiotny), po czym powróciliśmy w chwale do chałupy :D
Siódmego nadeszła niesłychanie wyczekiwana i piękna chwila udana się na geburtstag Dżulietty (które przekładane były z czasów sprzed zakończenia roku szkolnego, na późny czerwiec, na początek lipca, na środek lipca i na sierpień, dobrze, że nie na grudzień) + na dobrą sprawę rozpogodziło się, pięknie, ciepło, słońce, z radości wyleciałam w koszuli nocnej i w papliotach do ogrodu, co by jakieś dzikie tańce odprawiać w trawie (trzeba się nacieszyć życiem, choćby ceną zdziwienia sąsiadów, co za płotem wszystko widzieli XDDDDDDDDDDDDDDD)
Jak już nadeszło popołudnie, zapanował chwilowy rejwach, ja wahałam się, czy wdziać kieckę i bluzkę pani Minikowej (oświeciło mnie, że to nie gala Oscarowa, więc ciało wstawiłam w czarny frak, białe portki, baleriny (diabeł mnie z nimi podkusił, one są do siedzenia, nie do latania po krzokach ;—;) i chciałam wziąć czarny kapelusz, gdyby nie to, że mama uznała, że w upał dostanę udaru w filcowej bobie, więc zacyganiłam mój śliczny kapelutek z satynową wstążką) i ten cylinder
Człapaliśmy na pieszo, dotarliśmy W MIARĘ na czas (podziwiając zachodzące słońce i widoki cudne), ledwo przeszliśmy na posesję, pies Mona Lisy wyleciał na przywitanie (alarmując przy tym pół świata), aż nadszedł moment wchodzenia przez drzwi
Mama wlazła do połowy, ja się zamotałam w hinduskie szmaty, co wisiały przy karniszu odrzwiowym (po jakiego piernika oni wieszają jakieś arabskie koce na wejściu?? ;-;), wcześniej przydzwoniłam glacą w odstraszacz duchów, pies szczeka, Mona Lisa stoi jak piernik w polu, Dżulietta pędzi z daleka… (XDDDDDDDDDD)
Przypędziła, okazało się, że ona sama się omotała w jakieś koce jak z Imperium Osmańskiego, mama przytachała w prezencie dla niej śliczną, ręcznie malowaną skrzyneczkę (co sama w nocy kleciła jeszcze, towarzyszyłam jej, zawijając papiloty i oglądając film o Marii Antoninie), aż żeśmy ukwakli do stołu, klepiąc o wszystkim, o czym się dało, i byłoby wszystko dobrze, gdyby nie to, że znowu spotkałam się z niejadalnymi rzeczami do jedzenia (grzecznościowo wzięłam kawałek babki, co była autorstwa samej Dżulietty, i smakowała teoretycznie dobrze, ale była tak nienormalnie sucha, że wypiłam niepijalną wodę z jakimiś ziołami, bo bym tam umarła)
Po kawie, przy której jadłam tą nieszczesną babkę, z Szymonem uznaliśmy, że polecimy do ogrodu
Więc zgarnęliśmy wiertaliot styropianowy, ja kapelusz, brat pypegi na nogi, i tyle nas widzieli
80% wizyty siedzieliśmy na dworze, żeśmy puszczali tego wiertaliota, ja pulpetowałam kota (Kropek był kochany, milusi, słodziusi, Kiler siedział pod krzokiem jak Homolek ;-;) i psa przy okazji, się bawiliśmy w berka, chowanego, skakanego, fikanie, piłkę i wszystko co szło (nie, człowiek na takie zabawy nigdy nie jest za stary, ja z Szymonem czy mamy po osiem lat, czy naście, to tak samo ganiamy po dworze, jak mapety sto lat temu, jak dwieście i jak trzysta)
Wiertaliot przypadek wleciał na warsztat stolarski, więc go ściągaliśmy, brat dwa razy fochował i się odfochował, wlazł w bardzo nieciekawą rzecz, ja tak goniłam Mona Lisę, że wleciałam dziobem w wielachną muszlę, która dyndała na końcu odstraszacza duchów, pogubiłam pypegi, biegając na lewo i prawo, po czym, jak zapadły ciemności i ćmota letnia, to się zachwycałam lampionami, do mieli postawione niedaleko domu
Biegaliśmy, żeśmy byli świadkami faktu, gdzie na posesję wleciało chude, długie, ciemne, przypominające kota coś, aż nas Dżulietta na cały regulator wołała do chałupy
Wróciliśmy, więc kobiecina uznała, że czas klecić pizzę
Stawiliśmy się w kuchni, ja przerażona sytuacją (co jak co, ale KOMPLETNIE nie umiem gotować), ale uznałam, że będę jak Scarlett, i się nie poddam tak łatwo
Rozwałkowałam porządnie to ciasto, polałam sosem, chłopakom dałam ser do tarcia (tak tarli, że mało sobie palców nie pocięli), posypałam tego placka, dałam salami, zadbałam o estetyczność i urodziwość tej pizzy, i do piernika
Żeby się nie pofajczyć, to dałam w spadku Szymonowi tą tacę, żeby sama szukać rękawiczek, ale jakże mądry Szymon tak trzymał tą tackę, że ten placek wnet zjechał mu w bambosze, na podłogę (macie, dajcie dwóm niegramotom w kuchni do trzymania ciasto na pizzę, na pewno zachowa się w całości)
Wstawiliśmy, jak pizza się piekła, polecieliśmy na górę, graliśmy w Chińczyka, gadaliśmy o wszystkim, o czym się dało, nawijałam nawet o ,,Przeminęło z wiadrem", aż nas zawołali na dół
Poszliśmy, skonsumowaliśmy, pizza bardzo dobra, bardzo dobra, w trójkę wrąbaliśmy połowę porcji (Dżulietta chciała chyba zachomikować ten placek, ale że myśmy byli głodni, to wcięliśmy całość, reszta nie chciała), poczłapaliśmy na górę, siedzieliśmy znowu sto lat, gadając o wszystkim, gdy nagle…
ROZALINDA, SZYMON I FRANKENSZTAJN, NA DÓÓÓŁ
Teoretycznie się zbieraliśmy, jak zobaczyłam godzinę, to mi mowę odjęło (przyszliśmy w popołudnie, a była godzina dwadzieścia po północy TwT), ale że Dżulietta uznała, że nas odprowadzą, to wyszliśmy razem
Jak wyszliśmy z domu (my na piechotkę), to mało nie zleciałam z wrażenia ze schodów, których nie widziałam
Tam było CZARNO, ale CZARNO i jeszcze raz CZARNO, bezgraniczna czerń, że ja nie widziałam, co obok mnie stoi, lampiony, co się paliły, to nie dały nic prócz dekoracji, gdy nagle…
Mario, mąż Dżulietty, wytachał prawdziwy kask górniczy z latarką, co świeciła na dobre metry, założył na glacę, ja wzięłam latarkę z telefunkla (ale że to było światło ciepłe, ćmy mnie ataktowały, więc się przeraziłam i wyłączyłam), i całą ferajną wyszliśmy
Szliśmy, wyglądając i brzmiąc jak banda Cyganów, wyobraźcie sobie pustą, CZARNĄ drogę, po czym oślepiające białe światło latarki górniczej, siedem osób, dwa, białe jak śnieg koty i psa w eskorcie, tarabaniących się środkiem pola
Efekt: BANDA RUMUNÓW XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Kilka godzin wstecz dziwiłam się Szymonowi, że on się boi ciemności, po czym po raz pierwszy w życiu zrozumiałam to tak dobrze, że aż za dobrze
Ewenementem było to, że ciemności wywołały na mnie strach i obawę, więc taka ekipa to było zbawienie
Szliśmy w tych ciemnościach, z latarką, Kora latała wokół nas, oczy jej się świeciły, że zawału szło dostać, koty z animuszem kroczyły po obu stronach, ja trzymałam się fraka Mona Lisy (ale że on kanykenberg, to mało nie padłam o niego), pod światłem tych latarek widać było, ile kurzu jest w powietrzu + ćmy, świetliki i wszystkie drobne, latające, nocne pierdoły
Odprowadzili nas do najbliższej latarni, gdzie było jasno, więc po pożegnaniu Dżulietta zrobiła zwrót w tył, a my maszerowaliśmy dalej
Piernik chciał, że latarnie były od siebie oddalone, więc pomiędzy jedną a drugą, to była egipska czerń
Szliśmy w ciemnościach, bez latarek i światła, w ciszy, gdy nagle pojawiły się jakieś dźwięki szarpania się psów
Na którejś z posesji gryzły się psy, to się niosło, ciemno, głucho, tam te kejtry warczały, brat się bał, ja szłam jak na morderstwo (przyznaję się: takich ciemności jak istnieję nie widziałam), aż szczęśliwie doszliśmy do oświetlonych dróg, gdzie powróciliśmy do domu o godzinie pierwszej w nocy
Iiii na skonsumowanie dnia poszliśmy po kakałko i oglądać film :D
Dziewiątego, w poniedziałek…
ZNOWU NIE PAMIĘTAM ;-;
We wtorek, dziesiątego, Blask cudem trafił na główną, więc cieszyłam się jak piernik, w środę zostałam obudzona przez mamę, która to klepała mi, że teściowa Dżulietty zapukała do ich chałupy o pół do szóstej nad ranem, bo chciała o ogórkach pogadać (ciężki przypadek, dla mnie to jest noc, jak ja nad czwartą rano albo trzecią w nocy kończę czytać książki), w czwartek vel wczoraj byliśmy w piekarni kupić ciastka (niejakie ptysie) + oszalał internet i budowałam z bratem chałupę dla ludzików z Playmobil (powiem tak: teraz doceniłam, ile jako dzieciok miałam kołderek, pierdół dla lalek i zabawek, bo domek umeblowałam tak, że były tam nawet koronkowe bety, malowany, maleńki parawan i nocnik dla lalek)
Dzisiaj nie będę się rozwodzić nad tą dobą, więc w skrócie: upał był, sierpniowa, prawdziwa pogoda, poczłapaliśmy do sklepu i po ciacha, jak wróciłam, miałam nogi, jakbym z wojny wróciła, kleciliśmy z familią pizzę według przepisu Dżulietty, rozpętała się trzecia wojna przez to, przyjechała ciocia, z którą nagadać się nie mogłam o Bette Davis, po czym ukwakłam do tego wpisu XDDDDDDDDDDDD
Kto dotrwał, meldować, Oscara dostanie, kto umarł w trakcie studiowania tego wszystkiego, to niech biedak ożyje, a kto się nie podjął, też pisać, bo czemu nie XDDDDDDDDDDDDDDD
Miłego dniaaaa 💕

Odpowiedz
8
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR

@Rzabcia
*daje kolejnego Oscara*
Ty jesteś silny człek kobiecino XDDDDDDDDDDDDD

Odpowiedz
1
Rzabcia

Rzabcia

@Kociakkociak9 dziękiii :DDD

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (4)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
LUDZIE
JAK TO SIĘ STAŁO
JAK TO SIĘ STAŁO, JAKIM CUDEM
BLASK JEST NA GŁÓWNEJ <333333333333333333333333333333333
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA <333333333333333333333333333333333333333333333333

Odpowiedz
10
temalia.

temalia.

@Kociakkociak9 NO WIDZISZ
ZASŁUŻONE <333333333

Odpowiedz
1
WeraHatake

WeraHatake

@Kociakkociak9 Gratulacje! ♥

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (5)