Patryk

Kociakkociak9

Patryk

Kociakkociak9

imię: ℝ𝕠́𝕫̇𝕒

miasto: 𝔻𝕒𝕨𝕟𝕒 𝕖𝕡𝕠𝕜a

www: youtube.com

o mnie: przeczytaj

1360

O mnie

❝Brak perfekcji jest piękny, szaleństwo jest geniuszem i lepiej być absolutnie niedorzecznym niż absolutnie nudnym.❞

Ludzie często gęsto biorą oryginalność za coś dziwacznego. Oryginalność i odmienność, wręcz niedorzeczność, szczególnie w sztuce, guście oraz geniuszu... Czytaj dalej

Ostatni wpis

Kociakkociak9

Kociakkociak9

Wpadam wraz z wakacyjnym powiewem nadmorskiego wiatru, bowiem wywiało mnie nad morze... Czytaj dalej
Przy pomocy wpisów możesz zadać autorowi pytanie, pochwalić go, poprosić o pomoc, a przede wszystkim utrzymywać z nimi bliższy kontakt. Pamiętaj o zachowaniu kultury, jesteś gościem :)

*Jeśli chcesz odpisać konkretnej osobie, użyj funkcji " Odpowiedz" - osoba ta dostanie powiadomienie* ×

Zaloguj się, aby dodać nowy wpis.

Wpisy autora: Wróć do wszystkich wpisów
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

✯OGŁOSZENIA PARAFIALNE NR 2✯
Od jutra znowu MOGĘ być nieaktywna, jednak postaram się jak najszybciej tu dostać. Na 90% tu wrócę, ale nie jest to na bank powiedziane (e tam, zmajstrowałam Intranet w górach? Zmajstrowałam. To będę jak Scarlett O'Hara, i dam radę go zdobyć :>).
Pytanie praktyczne, które zdarza się nieczęsto, przypomniało mi się ni z Deptuna, ni z pieruna: co sądzicie o pani Brigitte z Perły? XDDDDD (pytam ze szczerej ciekawości, a tera jest okazja)
Tak jak mówiłam, postaram się tu wpatolić, o ile się da :>
*na zakończenie Vivien Leigh i jej dzióbek, bo tak*

Odpowiedz
5
_dagu_

_dagu_

Kupę lat mnie tu ni było

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

SIEMAAAAAAAAAA HETAŚKIIIIIIIII :D
Ten wpis to będzie w 99% zeznanie z podróży w góry, (mam nadzieję, że nie skiełbasiły mi się dni i co wtedy robiliśmy), więc…
W zeszły poniedziałek, to od jazdy ośmiogodzinnej byłam wnet kwadratowa, upał jak piernik, z chomikiem w klatce na kolanach (cudem biedak nie dostał tam apopleksji wstecznej poprzecznej), nie wiadomo gdzie jechać, teren się zaczął falować i nastały góry (tak więc jak wjechaliśmy na kocie łby, to nas wytrzęsło, że żeśmy ledwo żyli), a jak już dotarliśmy do celu, to zaczęłam tęsknić, że łeb mały ;-;
Apartament, co myśmy byli zameldowani, to TEORETYCZNIE dobry, bez skaz, aczkolwiek były upaprane knypy i łyżka do smażenia kotletów + bliżej niezidentyfikowany alarm w drzwiach (ptoki), przy którym zeszłam na zawał
We zeszły wtorek byliśmy w zamku Chojnik, co było atrakcją jakich mało
Wszystko fajnie, ładnie, tylko wchodziło się szlakiem
A szlak pod górę, bo zamek na górze
A jak pod górę, to stromo
STROMO
POD GÓRĘ
KAMLOTÓW PEŁNO
GORĄCO
Podjęliśmy się włażenia na tą twierdzę, odstawiliśmy dryndę u góralki w czerwonym fartuchu (jak większość mapetów, co lazły też do tego zamku), na początku prościutko, ładniutko, między jakimiś ulicami i ogródkami chałup, co tam stały
Były stragany i Pierdoła Street przed szlakiem, wypatrzyłam pyrkadełka (a że to rarytas niesłychany, to uznałam, że muszę sobie to sprawić), ale najpierw pod górę
Leźlim, leźlim, leźlim, leźlim, gorąco, upał, leźlim, leźlim, przystanek, leźlim, stromo, że łeb urywa, leźlim, leźlim, przystanek i sesja fotek, leźlim, leźlim, wszyscy idą, zipią, czy młody, czy stary, czy gruby, czy chudy, wszyscy zzipani, leźlim, leźlim, stromo, jeszcze stromiej, gdy nagle…
DOLEŹLIM :D
Stoi Chojnik na skale jak żywy, wokół pełno ludzi, kasa niedaleko (nie dziwię się, że nikt tego zamku nie zdobył, jak on stał na nieludzkiej skarpie i wysokości, tylko piorun w niego trzasnął)
Tata chciał rosół (więc myślałam, że na zawał zejdę i mnie pogotowie stamtąd weźmie raus nad tym rosołem i upałem), ale żeśmy kupili bilety, i zwiedzamy
Zamek piękny, cudny, wykusz od strony kaplicy wspaniały, widoki na wieżach takie, jakich mało, tylko te wieże coś za niskie, za wysokie i za wąskie
Mapetów dużo, jak przyszło do schodzenia z jednej z tych wież, to glacą w strop walnęłam, więc lazłam tam prawie na kolanach, panikowałam, ciemności egipskie, tata to wnet się czołgał (zdradzę, iż mam metr siedemdziesiąt ileś, a tam szłam ledwo żywa, więc nie wiem jak wyleźli stamtąd te wysokie chłopy), mama mnie za łapę trzymała, schody stare, z czasów króla Sasa Tadarasa, ciemno nienormalnie, z tyłu wyzywali się od debili (XDDDDDDDDDDDDDDDD), wąsko, aż wyszliśmy na światło dzienne, Bogu chwała
Całość zwiedziliśmy, zamek cudny, polecam zobaczyć, były ładne chłopaki (XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), aż zaszliśmy jeszcze do knajpy
Restauracja urokliwa fest, za nami siedzieli Anglicy (nie chcę nic gadać, ale to głośne mapety), a jak wracaliśmy, to logiczne, że bolały palce + ci, co szli do, to pytali nas co chwilę, czy daleko jeszcze, i między innymi był tam taki Edzio, co to zara opowiem, cóż to się stało
W środę byliśmy w muzeum zabawek, lalek tam było pełno, takie, siakie, XVIII-wieczne, XIX-wieczne, pupensztuby, na końcu samym, w odrębnej gablocie stały takie trzy lalki barokowe, co to miały kapelusze z perłami, długie kiecki, że mało tam nie umarłam od ich cudowności (a jedna była zaskakująco podobna do Emilki)
Kupiliśmy pocztówki, muzeum piękne, do tego część artystyczno-poetycka, a po tym poszlim nad wodospad Szklarki
Wodospad ładny, a wycieczka sama w sobie trochę nie ten tego, brat wysłał bakfajfa z marmoladą w wodę (machałam witkami, ten to trzymał dycht licho, to mu tą drożdżówkę podbiłam, no i poleciała w potok no, i odpłynęła TwT), i, uwaga…
SPOTKAŁAM TEGO SAMEGO EDZIA, CO NAS PYTAŁ KILOMETRY OD WODOSPADU, POD CHOJNIKIEM, CZY DALEKO XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
W czwartek byliśmy pod wodospadem Kamieńczyk, trasa ciut długa, żeśmy kupili oscypki (z czego ja wrąbałam te cztery, gdyż ponieważ brat jest pierdołą i ich nie mógł zjeść), u góry schronisko malutkie, ale ładne, zżarliśmy lody dobre, po czym poszliśmy trapami pod tym wodospadem z kaskami na glacach (Czterdziestolatek na budowie XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), co by go porządnie obejrzeć
Oprócz tego, to sprawiłam sobie na Pierdoła Street wspaniały, śliczny kaftan góralski u niejakiej pani Minikowej (tak tą kobiecinę przynajmniej nazywała ta asystentka, więc kobita awansowała na Minikową) + byliśmy na termach Cieplickich
Termy cudowne, woda taka, siaka, zjeżdżalnie, brodziki, gorące źródła, basen pływacki, rury, część na dworze była, ja przepłynęłam basen chyba z czterdzieści razy dookoła, brata grzybek wodny chciał udusić (XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), więc polecam fest
W piątek byliśmy na wyciągu ryczkowym na Szrenicę, brat tam wyleciał prawie z wagonika (wagonik do przodu, brat wnet w dół, w krzoki, stary numer), prawie, ale to prawie weszliśmy na Śnieżne Kotły, gdy nagle…
Lunęła ulewa ;-;
Taka ulewa, ale tak lało, że łeb mały, z grzywki mi woda strugami płynęła, cali mokrzy doleźliśmy do schroniska, schronisko poczciwe, ładne, mapetów tam od zatrzęsienia, brat miał mokre portki i frak, mama poleciała do toalet suszyć te lumpy dla Frankensztajna, a mądry Frankensztajn podszedł pod wodę w kranie w kiblu
I się oblał
CAŁY SIĘ OBLAŁ ;-;
Brat musiał siedzieć w mojej, damskiej bluzie z koliberkami i cwietami, wszyscy do niego w formie żeńskiej gadali (jak ma długie kłaki, dziewczęce rysy, to kobiecina w okienku od restauracji do niego – ,,Jakie chcesz naleśniczki, dziewczynko?"), ja wsuwałam te baki z czekoladą (ktoś mnie lubił, dostałam dodatkowy kubełek czekolady XDDDDD), a mama cudem kupiła pamiątkowy kaftan dla brata z tej Szrenicy, więc wycieczka udana XDDDDDDDDDDDDDD
W sobotę byliśmy w zamku Czocha, zamek przepiękny, ogrody takie, że tam nie wiedziałam, gdzie patrzeć, tylko deszcz coś niemrawo padał, raz tak, raz nie
Mieliśmy stawić się o godzinie piętnaście po czwartej przy kawiarni zamkowej, co to wycieczka miała się zgromadzić
Owszem, przylazło pełno mapetów, z czterdzieści osób, trochę był rejwach, porządek nastał dopiero wtedy, kiedy naleźliśmy do sali z kominkiem, przewodniczka młoda, malutka, drobniutka (więc żeby pokazać ołtarz masoński, to musiała na niego wleźć), obok mnie non stop stawał jakiś chłopak w lokach, z drugiej jakiś w zielonym fraku, ja brata pakowałam do przodu, żeby cokolwiek widział (bo te wielkie dziady stawały z przodu, że ci z tyłu nic nie widzieli ;-;), komnat mało, ale cudowne, tylko ten przedwojenny właściciel zamku miał coś mocno ajn dzwek na punkcie masonów
Wiecznie, gdzie się nie spojrzało, to diabeł i jego rogi, kolumny przy ołtarzu masonów – gdy się poświeciło latarką, to cień układał się w rogi diabelskie, musiał chłopina do wyra przez furtkę masońską włazić, na witrażach diabeł, sporo skrytek w szafach, meblach, za regałami, jakieś kręty węty, ale zwiedzić polecam (na końcu mama sobie sprawiła paputki na straganie) l
W niedzielę… Rany, co było w niedzielę??
W niedzielę nastała akcja pakowanie, mnie prawie prysznic zabił (ja nic nie zrobię, że tą lolę zawiesiłam na wihajstrze, a wihajster zepsuty, i ona spadała ;-;), byliśmy w sklepie z minerałami, brat nakupował sobie ich na zapas, mama wzięła lampę solną dla cioci + zawieszki i bransoletki dla siebie i dla mnie, ja u pani Minikowej sprawiłam sobie pocztówki, bambosze cudowne, mama łyżkę do bigosu dla siebie i dla cioci, brat procę, i byliśmy w restauracji na skonsumowanie pobytu
Restauracja bardzo ładna, tylko była położona nad potokiem
A potok huku robił jak piernik
Więc jedzenie bardzo dobre, porcje nienormalnie wielachne, tylko hałas od wody ;-;
W poniedziałek akcja wracanie dziewięciogodzinne, wdepliśmy po drodze do huty szkła Julia, kupiliśmy bilety, co były dopiero na za dwie godziny, więc wleźlim do sklepu z kryształem białym i kolorowym
W sklepach WIELACHNE bogactwo wszystkiego, misy, karawki, talerze, takie, siakie, wazony, wazy, półmiski, zwierzątka, nie sposób tego wszystkiego wymienić, od pierdół po osiem złotych do mis po tysiące złotych (co się bałam nawet ich dotykać, to było tak piękne i tak drogie, że gdybym to zwaliła, to by było nieciekawie), i potem do sklepu kolorowego
W sklepie kolorowym podobnie, wazoniki, takie, owakie, PEŁNO szklanych cwietów, różyczek, żonkili, byłam pod wrażeniem serwisów, szklanki przepiękne, ja stałam przy cwietkach i je oglądałam, aż przyszedł obejrzeć to tata
Chwycił za wazon
ŁUP
I CISZA
STŁUKŁO SIĘ COŚ
Cóż to takiego?
Różyczka, która ma tak durny kształt, że przeważa to, w czym stoi, i wypada z tego ;-;
Te cwiety śliczne, ale to, co tata stłukł, to było robione tak, że miało chudą, długą, łodygę wygiętą, ciężką, masywną główkę, i logiczne, że grawitacja i fizyka to wywali z tego wazony, zwłaszcza z asymetrycznego ;—;
Kobiecina w kasie uparła się, że tata nie ma płacić, bo to tylko różyczka jedna, a oni tam mają tony tłuczonego szkła, więc poszliśmy dalej
Ja wybrałam sobie dwa cwiety, żonkila i żonkilopodobnego cwieta, bardzo ładnie i równomiernie rozłożone w kwestii ciężaru, brat myszkę i koliberka, a mama uznała, że kupi dla cioci większy kwiat, tylko chabrowy
Chabrowych nie było nigdzie, ale mama CUDEM go wytrzasnęła, Bóg wie skąd
Poszliśmy zwiedzać hutę – gdzież podziewają się bilety?
BILETÓW NIE MA
Za trzy minuty zbiórka, a my stoimy, szukamy tych biletów, bo wcięło je
Nie ma, nie ma
NIGDZIE NIE MA
Szukam w szkle, gdy nagle…
SĄ :D
Lecimy spóźnieni do wycieczki, Bogu chwała było opóźnienie z przewodoniczką, a na końcu staliśmy pierwsi w grupie :D
Zwiedziliśmy, widzieliśmy, zwiedzanie fajnie, tylko przy piecach ciepło i huk nienormalny od wszystkiego, przewodniczka młoda, ciutkę niekumata, ale tak, to git
Jedziem dalej, zwiedziliśmy Bolków (tam te ruiny straszne, ale klimatyczne, te kruki u góry to robiły robotę), Kliczków (zamek przecudowny, mogliby film secesyjny kręcić, róże, zdobienia, jak z bajki wzięte), i dalej w trasę
Dojechaliśmy późną nocą, ja się tak stęskniłam, że jak dotarliśmy, to popłakałam się łzami krokodylowymi
We wtorek była akcja rozpakowywanie, a dzisiaj w skrócie byliśmy w sklepie, tata musiał czekać na jakiegoś niekumatego chłopa, co miał ziemię przytachać dla nas, byliśmy z bratem sami w chałupie, bo reszta pojechała po kamloty, których w końcu nie przywiozła (XDDDDDDDDDD), teraz będę dreptać na kawę, po czym zabiorę się za Perłę :D
To tyle… (teoretycznie)
Paaa ❤️

Odpowiedz
7
WeraHatake

WeraHatake

@Kociakkociak9 To mieliście niezłe przygody! :o

Odpowiedz
1
Bananikaktus2018

Bananikaktus2018

@Kociakkociak9 chyba nie, czasu zabrakło :(

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (6)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

✮OGŁOSZENIA PARAFIALNE✮
Od jutra może zdarzyć się, iż będę nieaktywna na cały tydzień, jednak nie jest to w 100% powiedziane. Postaram się jak mogę, aby wrócić tu jak najprędzej (czytaj. dorwać się do Internetu w tych górach ;—;), jednak jeśli nie będę aktywna przez jakiś czas, nie martwcie się (chociaż byłam jak Scarlett O'Hara? Byłam. To i Intranet zdobędę XDDDDDDDDDDD).
Wrócę tu jak najszybciej, być może jutro już tu będę :>
✮Mariola aka Rózia✮
*i czymajcie Marlenę Ditriś na fotce, bo tak, drepcem się rychtować i mecz oglądać*

Odpowiedz
11
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR

@Princess_Ann
Dzięki <3

Odpowiedz
1
temalia.

temalia.

@Kociakkociak9 Wracaj do nas szybko, Bogdanie ❤️❤️

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (1)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

CZEEEEŚĆ HETAŚKI MOJE DROGIEEE :D
Dzisiaj ten wpis będzie teoretycznie (powtarzam, teoretycznie) krótszy, bo jest mniejszy odstęp czasu od ostatniego, trzy dni ledwo minęły, więęęc…
W czwartek była akcja pakowanie lumpów, ganiałam w lewo i prawo z moimi frakami pod pachą, ogółem rumpel pumpel na całego
W piątek była atrakcja niesłychana, otóż około pierwszej mama wołała mnie do kuchni, co bym pomogła
,,OOOOO, RÓŻYCZKA, TWARÓG BĘDZIESZ KRYCHAĆ :D"
Dali mi fartuch w witki (po babci, szykowny, że glacę urywa, normalnie taki piękny.), mama się zaangażowała do zablindowania mi w pasie tych sznurków od tego fraka, i dalej z tymi bakami, a konkretnie naleśnikami
Miałam za zadanie duknąć ten twaróg w miskę, bo czym umaltretować, co by nie były takie kloce wielachne
Różyczka włożyła twarożek do miseczki, centralnie z papierkiem, po czym chciała już widelczykiem to krychać z tym foliopodobnym czymś :D
Ledwo widelec złapałam, przyczłapał brat (a bardziej przyjechał na bebechu po podłodze, udając glizdę)
Zaczął truć glacę, że też chce pomóc, to dostał mieszanie ciasta na te bakfajfy, ja miałam dukać ten twaróg, więc dla każdego coś miłego (XDDDDDDDDDDD)
Mama się nie obróciła, to już pół tego twarogu było za miską wywalone od mieszania, a drugie pół wnet zżarłam w trybie pilnym (ja nic nie zrobię, że go lubię)
Udukałam, brat wymieszał, mama dała cukru do tego sera, to z bratem żeśmy napadli na tą miskę (nie wiem, zachciało mi się akurat wsuwać ten twarożek XDDDDD)
Jak wszystko było teoretycznie dobre, to mama tam lała ciasto na palnik na patelnię (bo to miały być naleśniki)
Ledwo statory rozstawiłam do szafek, to Frankensztajn zaczął dziób pruć, że krzok się w ogrodzie wygiął, to musiałam w tym jakże cudownym fartuchu wystartować przez drzwi, ustawić go nie kołowrotnie do ściany i wrócić (a te bambaryły od sąsiadów dalej się gapili, tam jest takich dwóch, co wiecznie paczą na mnie, paczą, jak sroki w malowany bęben, jakby świat widzieli po raz pierwszy ;—;)
Nasmażyliśmy tych naleśników pełno (czytaj. O dużo za dużo), jedne na słodko, drugie wytrawne, myśmy z bratem mieli jeszcze dla odmiany z gwiazdkami z czekolady, aż przyjechała ciocia
Ja CUDEM wsunęłam jeden bak na pół (jak te placki były kosmicznie wielachne), ciocia dostała w spadku dwa, więc zaczęła biedna dramatyzować, bo się przeraziła ich wielkości (tak klocowatych naleśników, to ja jak żyję nie widziałam), tacie mowę odjęło przy talerzu (nie dziwię się), i aż się zaczęło zbierać na burzę
Jak już nastał cudowny wieczór, a w zasadzie noc wspaniała, zrobiło się ciemno, ten cudny klimat nocy letniej, to około północy zaczęły walić pioruny, bo burza przyczłapała (tak więc całą delegacją świecę i obraz Święty w okno, bo to u nas tradycja od stu lat)
Tata polazł pampuchować, ja z mamą i bratem siedzieliśmy se w salonie (nr 3), oglądaliśmy ,,Ciało" (niesłychanie piękny film, o Wandzie co zabiła Helmuta XDDDDDDDDDDDDDDD), nocne marki, ja czytałam o kołowrotnych operacjach dzioba, zaczęło lać jak z cebra, i ogółem błyski i grzmoty nieciekawe
Siedzimy, oglądamy, aż nagle, ni z piernika, ni z Kopernika…
CYK
CIEMNO
NI MA ŚWIATŁA
My patrzymy, niedowierzamy, telewifunkiel się wyłączył (centralnie na scenie, gdzie rzucali krasnalami, krasnal leciał, leciał, i już nie doleciał przez burzę TwT), ciemno jak w smole
Mama zapaliła latarkę
No światła nie ma, była Fatima i ni ma
Polazłam na oślep do pokoju, ale że z odruchu duknęłam we włącznik, nagle…
NASTAŁA ŚWIATŁOŚĆ :D
Było ciemno, nagle jest jasno i światło działa
CUD NAD WISŁĄ
Zaczęli pstrykać w salonie, tam się nie paliło, więc zebździło się coś w elektryczności z połowy chałupy
Brat poleciał budzić tatę, tata najdłużej papci szukał (ba, papury najważniejsze w tym wszystkim, by się waliło i płonęło niczym w Atlancie, tata i tak bambosze na pierwsze miejsce daje), polazł do piwnicy, w piwnicy światła nie ma, wlazł w jakieś graty okurzone, ciemno, brudno, mama dziób pruła, czy wszystko dobrze, Frankensztajn uznał, iż będzie jak Marlon Brando ze swym dramatycznym krzykiem (Marlon dziób pruł na Stellę, Franek na tatę, dramatyczność ligi pierwszej), a na końcu stałam ja w otwartym oknie, w ulewie, w grzmotach, burzy i czarnym niebie, i doszukałam się romantyczności i cudności w tym wszystkim XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
W sobotę poszliśmy na mszę, cudem zdążyliśmy, po czym organista, po mszy, zaczął grać jakieś symfonie operowe, normalnie jak od potwora z żyrandola z opery francuskiej (więc stałam, gapiąc się jak sroka w bęben od pralki, wsłuch**ąc się w to cudo i chwilowo hibernowałam tam XDDDDDDDDDDDD)
Dzisiaj opowiedziałabym nie wiadomo jak dużo i ile, więc dam w skrócie dwieście dwadzieścia, bo robię czeba robić:
Zdarzył się cud, gdyż wstałam dobrowolnie o godzinie ósmej, duknęłam Perłę (sukces dnia), tymczasem szafkę z lekami zaatakowały mrówki, co to przylazły z Bóg jeden, jedyniący wie skąd, więc brat zasuwał w papciach mamy na małym obcasie pół dnia, ja na trampolinie ćwiczyłam jakże wspaniałe mdlenie (Frankensztajn bambaryła jedna się nie nabrał tylko dlatego, iż mdleję tak po raz pierdyliardowy, bo to aktorskie próby małe TwT), tata rozkłada pod krokami niezidentyfikowaną siatkę, więc ukwakłam na to (żeby wiatr nie zacyganił) udając drugą Marilyn Monroe, gdy nagle usłyszałam jakieś śpiewy chóralne
Tak słucham, słucham
JAKIEŚ ŚPIEWY JEHOWE
Nie dowierzałam, więc aż wstałam i polazłam do płotu między trawami al'a Australia
Nie no, to sąsiedzi śpiewali (jak oni innej wiary, to tam jakieś śpiewy uskuteczniali, przynajmniej nie rzempolili, tylko śpiewali do składu, równo i nie kołowrotnie)
Wracając do tematu, czyściłam odkurzaczem basen jeszcze, duknęłam z tatą chemię do wody, mama Franka w wannie ukatrupiała (gdyż brat wydawał tam niezidentyfikowane krzyki indiańskie, co oznaczało mycie kłaków), ja sobie umodziłam na glacy kitkę niesłychanie piękną, tera będę z mamą rychtować kosmetyki do walizek, więc czeba lecieć
Paa :D (wpis miał być krótki, a do piernika ja nie umiem się nie rozpisywać ;-;)

Odpowiedz
10
WeraHatake

WeraHatake

@Kociakkociak9 O mamo, zrobiłaś mi smaka na naleśniki z twarogiem! XD ♥
Podczas burzy to często są jakieś przeboje, czyż nie? xd
Atakujące mrówki to dopiero konspiracja XD
(I tak jest krótszy niż zwykle – zresztą po co komu skracać na siłę? x3)

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

SIEEEEMA HETAŚKI :D
Jak żyćko?? Wyjeżdżacie gdzieś??
Ten wpis będzie nieco obcięty, a przynajmniej postaram się go nieco uzygować w porównaniu do innych
Więc…
W zeszły zeszły wtorek przyczłapała Dżulietta wraz z Mona Lisą, mama od rana kadziła całą chałupę tymi swoimi indyjskimi kadzidłami (pomijam fakt, że ja myślałam, że się pali, a brat i chomik mało nie odjechali nogami do góry, to taki aromat miało kurka), więc jak przyszło co do czego, to pół wizyty było klepane o tych kadzidłach
Myśmy poleźli maltretować po trampolinie i babulić o wszystkim innym, byle nie Indiach, po czym zaczęli nas na koniec wołać do domu, bo się ściemniało XDDDDD
W zeszłą zeszłą środę (chyba) byłam święcie zmartwiona moimi durnymi snami, otóż śniły mi się pierdoły na resorach jakich mało, a konkretnie baba w kocu, co rysowała bobry na tablicy, a myśmy siedzieli w budzie
JAK MI SIĘ SZKOŁA ŚNI W WAKACJE, TO ZE MNĄ BARDZO ŹLE
W czwartek i piątek, równy tydzień temu… *analiza danych*
Panienko Najświętsza… Ja nie pamiętam…
Nie pamiętam, jak bym pamiętała, to bym powiedziała, a tak ni pamiętam ;-;
W sobotę poleciałam z bratem puszczać mój cudny, brokatowy, śliczny latawiec, co od cioci go dostałam w spadku (nie do końca w spadku, bo on nowy, ale jeden piernik z tym), był wiatr, to wdziałam portki, fraczek, i sprintem do ogrodu
Puszczałam, lotałam z tym latawcem wokół chałupy, aż wreszcie poleciał na tyle wysoko, że nie musiałam biegać, to stanęłam i tylko trzymałam ten wihajster, gdy nagle…
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
LUDZIE, LUDZIE, JEZU, MAPETY, PALI SIĘĘĘ
A tak w zasadzie nie paliło się, tylko ten latawiec duknął i się zablindował między gałęziami topoli
TOPOLI, KTÓRA WYŻSZA JEST OD NASZEJ CHAŁUPY ;-;
Więc zaczęłam zwijać tą żyłkę na nowo, polazłam na Giewont nasz, i starałam się to ściągnąć z tego krzoka wielachnego
Szarpać nie chciałam, co by się nie zdupcył ten sznurek, więc delikatnie, nóżka za nóżką, udało mi się go cudem odblindować z tych gałęzi
CUD NAD WISŁĄ XDDDDDDDDDDDDDDD
Potem ten latawiec wplątał się płot, ale było o tyle dobrze, że też go zdjęłam
Brat zaczął mi glacę truć o to, żeby mu dać – dałam. I co?
KONIEC, LATAWCA NIE MA, POŁAMANY NA CZĘŚCI PIERWSZE, UPAPRANY, NIE MA.
Wszyscy wzruszyli łapami i poszli robić swoje, brat poleciał fochować, a biedna ja zostałam z tym połamanym szkieletem
Wzięłam go pod pachę, polazłam do chałupy, odstawiłam przy zejściu do piwnicy, i zrobiłam se na pocieszenie kakałko (i uznałam, że będę jak Scarlett O'Hara, i byłam, i git :D)
W niedzielę po kościele zajechaliśmy do babci, leciały jakieś umpa umpa w telewifunklu, ja zaczęłam maltretować do tego po całej jadalni (więc nie chcecie widzieć miny babci, jak to zobaczyła, ja normalnie zostanę primabaleriną XDDDDDDDDDDDDDDDD), po czym oglądałam z mamą film (już w chałupie), co wlókł się do drugiej w nocy
Dla zainteresowanych, to nazywał się on ,,Matylda", kostiumowy, na faktach, cudny plan filmowy, o romansie cara Mikusia z polską baletnicą, więc polecam kuknąć :D
W poniedziałek była atrakcja jakich mało, otóż przyjechała ciocia, zapakowaliśmy się do dryndy, i duknęliśmy do kardiologa, bo mama miała umówione bliżej niezidentyfikowane badanie serca
Czekaliśmy godzinę, nim ten chłop zjawił się na oddziale, ciocia z bratem przytachali mi cudne kakałko (ja swoje wypiłam w trybie pilnym, brat wylał je przypadkiem pod zydel, wycierałam to z mamą na kolanach XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), mi kazali pilnować jakiś tam kartek (i studiowałam ,,Małe kobietki", których potem się wydziedziczyłam)
Mama wreszcie weszła, to siedziała kolejną godzinę w gabinecie, ciocia nawiązała gadkę z jakąś inną kobieciną na temat niesłychanych upałów (jak dla mnie, to upały są życiodajne, na mnie tak działają), aż wreszcie nastał koniec badania
Trzeba uczcić całość na obiedzie – lecz gdzie?
STARY RYNEEEEK
PAMPUCHOLANDIAAAA
NOWY SOWAAAAA
TAM, GDZIE ŻEŚMY ZJEŻDŻALI ZIMĄ NA ZYDLACH I SANKAAAACH
Wygrała ta knajpa, gdzie były górki narciarskie i sankowe, więc załadowaliśmy się w dryndę, i pojechaliśmy do tej restauracji (bo przebicie się na stare miasto było niewykonalne, korki się napatoliły okropne)
Przyjechalim, zamówilim (ja sobie wzięłam rosół, ciocia chłodnik, a oprócz tego brat się upadł na skrzydełka, mama na kotlety + jakieś tam sałatki regionalne + sto innych pierdół), a jak nam to danie brata przytachali…
Mowę nam odjęło
TA DECHA DREWNIANA BYŁA WIELKOŚCI DWÓCH JEDNEJ TRZECIEJ STOŁU
Na desce sześć wielachnych skrzydełek, pełno statorów oprócz tego, a biedny brat wnet się popłakał, jak to zobaczył (nie dziwię się chłopinie)
Podzieliliśmy się, ja wsunęłam mój normalny i jadalny rosół, ciocia ten chłodnik, a dalej miałam katorgę z tymi skrzydełkami
Dziamoliłam to na tym talerzu, ja nie potrafię jeść tego typu rzeczy, mama poratowała mnie normalnymi kotlecikami, więc gituva lietuva
A, siedzieliśmy, konsumowaliśmy, aż tu nagle…
A KTO TO PRZYSZEDŁ???
Kocik przylazł, pulpet mały kochany, grzeczny jak piernik, ukwaknął, i pozował nam modelowo do zdjęć
Tak cudnego kota, to jak żyję nie widziałam XDDDDD
We wtorek Hiszpania przegrała z Włochami, i jakby nie było, to żal mi Hiszpanii, bo tamci drudzy do gustu mi nie przypadli
Nie wiem, nie wiem, Włochów nie trawiłam (chociaż trener Hiszpanów pobił rekord z gadaniem do swojej drużyny, akurat na niego kamerą najechali, a ten ,,Więc moi drodzy, my jesteśmy tu, oni są tam, trawa jest zielona, niebo niebieskie, piłka jest okrągła, a bramki są dwie")
Wczoraj śniły mi się kolejne bzdety, a konkretniej to, że Księżniczka kazał nam jakieś wiersze czytać, mnie posadzili z Szymonem Idiotą, i Szymon miał frak mojego brata (?…) + wstawiłam letnie opowiadanie, więc kto chce, to może kuknąć
Aaa dzisiaj, to opowiem dokładniej ale zwarcie (jeśli się uda)
Więc…
Śpię sobie i śnię o latających francuskich bałwanach, gdy nagle…
RÓŻA
RÓŻAAAAA
RÓŻYNIAAAAAAA
Ja się budzę, paczam, cóż się dzieje
Zanalizowałam
Mama mnie woła
Wylazłam z pokoju, po czym zlazłam po schodach, co było cudem, gdyż kołędziło mi się w glacy
A ja na dół po dwie schody leciałam
CUD XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Mama kazała mi wlec do góry talerze ze śniadaniem, to raus w drugą stronę do góry z zawrotami w łepetynie (normalnie jestem mistrzynią świata w takim kursowaniu)
Miałam obudzić brata, tylko brat zaginął chwilowo w akcji, więc szukałam go wszędzie gdzie się da, póki z pokoju Frankensztajna nie dobiegły niepokojące i niezidentyfikowane odgłosy
Sprintem dwieście dwadzieścia przeleciałam na drugi koniec chałupy, i cyk
Brat znaleziony
ON SIEDZIAŁ ZA JAKIMŚ KLOFTOWATYM PUDŁEM Z KLOCKAMI, TO GO WIDAĆ NIE BYŁO XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Zaczęłam tam Frankować, ale że brat stawiał opór, to uznałam, że pójdę na to śniadanie
Chwyciłam talerz i zżarłam te sznytki, toć herbatę wypiłam, gdy nagle, niczym ulotna Brunhilda zjawił się Franek
Kuknął na mnie
Kuknął na drugą porcję
RÓŻA ZŻARŁA MI ŚNIADANIE
Mi mowę odjęło, i faktycznie
Zżarłam ładnie pokrojone sznytki brata, więc on dostał w spadku moje XDDDDDDDDDDDDD
Mama zdążyła przytachać pranie i tobołki, bo robiła rekonesans jakie lumpy zabieramy w góry, więc łaziłam od kajfasza do anasza z frakami, portkami, bluzkami i innymi pierdołami
Jak była chwila wolnego, to poleciałam się ubrać, po czym teraz ukwakłam do wpisu i będę dukać Perłę, bo mam zaległości co do niej
To tyle…
Rany, ten wpis jest jakiś krótszy niż inne??
Nie wiem, sami oceńcie XDDDDD
Paaa ❤️

Odpowiedz
10
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR

@WeraHatake
(*) dla latawca TwT
Kakałko zawsze pomoże XDDDDDDDDDDDDDD
Tak, ten kotek cudny był *^*
Ja zawsze pokręcę śniadania XDDDDDDDD

Odpowiedz
1
WeraHatake

WeraHatake

@Kociakkociak9 [*] ;w;
Dokładnie! XD
Wierzę na słowo xd
Haha, bywa XD

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (2)