Patryk

Kociakkociak9

Patryk

Kociakkociak9

imię: ℝ𝕠́𝕫̇𝕒

miasto: 𝔻𝕒𝕨𝕟𝕒 𝕖𝕡𝕠𝕜a

www: youtube.com

o mnie: przeczytaj

1360

O mnie

❝Brak perfekcji jest piękny, szaleństwo jest geniuszem i lepiej być absolutnie niedorzecznym niż absolutnie nudnym.❞

Ludzie często gęsto biorą oryginalność za coś dziwacznego. Oryginalność i odmienność, wręcz niedorzeczność, szczególnie w sztuce, guście oraz geniuszu... Czytaj dalej

Ostatni wpis

Kociakkociak9

Kociakkociak9

Wpadam wraz z wakacyjnym powiewem nadmorskiego wiatru, bowiem wywiało mnie nad morze... Czytaj dalej
Przy pomocy wpisów możesz zadać autorowi pytanie, pochwalić go, poprosić o pomoc, a przede wszystkim utrzymywać z nimi bliższy kontakt. Pamiętaj o zachowaniu kultury, jesteś gościem :)

*Jeśli chcesz odpisać konkretnej osobie, użyj funkcji " Odpowiedz" - osoba ta dostanie powiadomienie* ×

Zaloguj się, aby dodać nowy wpis.

Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

Cześć i chwała Bohaterom.

Odpowiedz
12
Letka303

Letka303

@Kociakkociak9 Cześć i chwała Bohaterom 🇵🇱❤️

Odpowiedz
4
temalia.

temalia.

@Kociakkociak9 chwała, chwała, chwała! 🇵🇱🇵🇱🇵🇱

Odpowiedz
4
pokaż więcej odpowiedzi (3)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

Mam do Was pewne pytanie techniczne, sama nie mogę się zdecydować. Wolelibyście kolejną część Blasku (,,Zginę, nim zniknie słońca blask i ptaków radosny śpiew) pisanego nieco dłużej niż inne części innych serii, czy dalszy ciąg Perły, którą dałabym radę napisać szybciej?
*naprawdę nie wiem, na co się zdecydować TwT*

Odpowiedz
7
zrebaczek12

zrebaczek12

Odpowiedz
2
Juljankaunicornek

Juljankaunicornek

@hufflepuffsfire Zgadzam się, coś w stylu Laryskowym

Odpowiedz
3
pokaż więcej odpowiedzi (4)
_Gryfonka_Am_

_Gryfonka_Am_

Proszę bardzo xddd

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR

@_Gryfonka_Am_
Dzięki XDDDDDDDDDDDDD

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

CZEEEEŚĆ HETAŚKI :D
Witam po niesłychanie długiej przerwie wpisowej trwającej dziesięć dni, ale że nad morzem siedziałam (a konkretniej w Kolbergu) to wpisu duknąć się nie dało ;-;
Jak już jesteśmy przy temacie Kolberga, to opowiem, cóż myśmy mieli tam za przygody, więc…
W zeszły czwartek, piątek i sobotę była akcja pakowanie na nowo, tym razem tobołki luźniejsze, nie trzeba było brać pierdyliarda par papci i pypegów (bo w górach raz na termy, raz na tamto, na owamto, na Chojnik w sandałach, na wodospad w pypegach typowo do zasuwania po kamlotach), z tym, że stroje, boby i inne pierdoły + dmuchane mapety, dwa kółka do pływania + ciocia na plecy jeszcze ze swoimi gratami, i się zrobiło nie wiadomo ile kilogramów w dryndzie (dobrze, że podwozie się trzyma)
W niedzielę była akcja pakowanie generalne, mama lotała po całej chałupie, rychtowanie, pojechaliśmy po ciocię, a jak żeśmy przyjechali do domu (jakby nie było, późnym wieczorem), a że było pięknie, cudnie, ciepło i ciemno, to jak gdyby nigdy nic zaczęłam po pustej ulicy w świetle latarni sobie tańczyć, machać witkami i kaftanem, co w ręku trzymałam
Z życia i młodości trzeba korzystać, co tam, zawsze warto tańcować w nocy po drodze XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
W poniedziałek rano przyszło do ostatniego przygotowywania, więc wszystko sprintem, brat wstać nie chciał, jak chłopina wstał, to domagał się śniadania (a że nie było narychtowane, bo nie było jak, to żebyśmy nie zasłabli w tej podróży, wzięłam knyp, masło i sznytkę, i posmarowałam to tym masłem, i git, i żyjemy), ładowanie tobołów, plecaków, walizek i toreb do dryndy, tata bręcał, ja ganiałam góra-dół, patrzeć, czy aby na pewno wszystko gra, jeszcze leciałam w słońcu i upale kota przegonić z ogrodu, niejaką Plamkę Sr.amkę (bo to upierdus mamuta ligi pierwszej, kot sąsiadów, małpa wenecka wchodzi do nas po sprawy oczywiste), aż przyszło do wychodzenia
Poszłam do toalety na sam koniec, gdy nagle…
Cóż się mogło stać?
Kibel okazał się nawiedzony? Nieee…
W tajemniczych okolicznościach zniknął papier? Nieee…
Mopy przylazły mnie atakować, jak rok temu (klątwa)? Nieee..
Otóż…
Wyobraźcie sobie, akurat na wyjazd nad morze, AKURAT WTEDY, KIEDY WSIADALIŚMY DO DRYNDY, PRZYLAZŁA KRWAWA MARY
Mało nie strzeliło mnie tam dwieście dwadzieścia, wystartowałam przez drzwi od kibla, przez drzwi od chałupy, przez furtkę, przez drzwi od dryndy po plecak do bagażnika, gdy nagle okazało się, iż mój tobołek stoi w korytarzu
RAUS W DRUGĄ STRONĘ
Zrobiłam milion pięćset sto dziewięćset kursów na lewo i prawo, wróciłam, żeśmy się załadowali wszyscy razem, i w tym gorącym, w porannym słońcu, upale, że łeb urywa, z chomikiem na kolanach, pierdyliardem plecaków i tutek na wszystko pojechaliśmy w trasę
Jechaliśmy, jechaliśmy, sześć godzin minęło, nim się dotątlaliśmy nad to morze (kurka wodna, normalnymi autostradami byłyby to trzy godziny, ale że autostrady wpierniczyło, to trzeba było ciąć przez wszystkie dróżki naokoło ;-;), aż o godzinie piątej w południe…
DONAWIGOWALIŚMY DO CELU :D
Zajechalim tam istnym cudem, tylko klucze zaginęły w akcji, więc siedzieliśmy kolejne pół godziny w dryndzie, mama udała się w poszukiwaniach zaginionej kobity kluczowej, aż tu cyk, i się znalazło
Jeździmy, szukamy tych apartamentów, co mieliśmy być zameldowani, szukamy, szukamy, jeździmy przez cały Kołobrzeg, aż dotarliśmy
Przyszło do wyładowania piernatów, mamę oświecenie oświeciło, że zapomniałam spakować pypegów, a konkretnie klapków moich basenowych ;-;
;—;
;——;
Apartament ładny, czysty, teoretycznie wszystko git i też bez skaz, tylko pralka była ajn dzwek, rolety jakieś parkinsony miały (ja nic nie zrobię, że one jakieś kołowrotne), stół w kuchnia nieco podrapany, ale tak, to wszystko dobrze
Ledwo odstawiłam tobołki, ledwo ukwakłam na wyro, ledwo kręgosłup rozprostowałam, gdy nagle…
IDZIEMY NAD MORZEEEEEEE
Miałam wdziać mój frak kąpielowy, ale że ja jestem mapet zaradny, to skombinowałam adekwatne warunki do Krwawej Mary, wdziałam ten mój kostium, on niesłychanie cudowny, szmaragdowy, wycięty charakterystycznie na bebechu, do opalania, nie pływacki i kryty, do koloru kłaków pasował jak ulał, więc byłam kontente
Wdziałam moje kaftanoportki, brat na siebie portki do pływania, mama swój jakże cudny, ażurowy, cwietkowy koszyk, ręczniki, koc i inne pierdoły w łapę (kameralne wyjście, z małą ilością rupieci, dopiero potem wyglądaliśmy jak od Cyganów), i nad morze
Deptak cudny, ciepło, miło, trochę wiatru, cudny zachód słońca, barokowe chmury na niebie, szum morza, mewy, ten cudny zapach bryzy morskiej, piasek piaskowaty, niebo kolorowe, mapetów sporo, ale nie jakoś wybitnie wiele, aż żeśmy ukwakli na tym kocu
I, uwaga, stał się cud – otóż ledwo gatki zmieniłam, ledwo ściągnęłam te kaftanoportki, to już, już, ale od zaraz i już, to zostałam drugą Marilyn Monroe na tej plaży
Na mnie się wszyscy gapili, chłopy szczególnie (chociaż uznałam, że to takie jakieś upierdliwe, no siedzą i się gapią no ;-;), ale że ja muszę odrobić swoje, to poleciałam z bratem skakać przez fale
Pływać nie bardzo się dało, bo tam na tym wybrzeżu siedziała druga tura i niedobitki od rana tych mapetów (bo to już wieczór był), ale fale cudne, zdjęcia też cudne, ja miałam miano Monroe przez cały pobyt, więc życie jak w Madrycie XDDDDDDDDDDDDDD (w drodze powrotnej ciocia sprawiła sobie kapelinder niesłychanie szykowny)
We wtorek uznaliśmy, że też pójdziemy plażować, tylko pogoda jakaś szalona (wiatr na zmianę z upalnym słońcem, chmurami deszczowymi, szarymi i innymi takimi ciotami na niebie chmurzastymi), ale tym razem fest, fest, fest
Więc trzeba było brać wiatrołap, tomachołek, ręczniki, kosz taki, siaki, koszyk ażurowy, torbę z rupieciami, mapety dmuchane, kółka, jedzenie jakieś drobne, na sobie wszyscy mieli gatki kąpielowe + wiadro na koniec i łopata, co brat to taszczył (a, i młotek do przybijania tych drągów i latawiec)
Poszliśmy, rozbiliśmy się, ja pierwsze dziesięć minut bręcałam, że kąpać się nie mogę, brat pojąć nie mógł, czemu, mama tłukła się z kocami, akcja rozstawianie, przybijanie wiatrołapu, zasypywanie, sto innych pierdół i czynności, pogoda dalej kołowrotna jakaś, aż, koniec końców
Wlazłam do tego morza i normalnie pływałam XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Weszłam, żyję, siedziałam w tej wodzie jak rozwielitka (zero fal, jak w jeziorze woda ciepła przez cały pobyt), awansowałam na żabę wodną, pływanie cudne, póki nie lunęła ulewa
Ulewa stulecia, tak padało, że łeb mały, większość się nagle ewakuowała, byliśmy jednymi z wytrwalszych, a koniec końców ja szłam w mokrym fraku kąpielowym i kaftanoportkach do tymczasowego mieszkania, a mama lazła omotana w koc (XDDDDD)
W środę był jeden z cudniejszych dni mojego jakże cudownego żyćka, przy plażowaniu fale były wielachne, ale że ja mam fioła na punkcie wody, to pływałam tak czy siak (mnie morze ani nie wywaliło do przodu, ani nie dało rady wciągnąć, tylko brat mi w kółku odpłynął na brzeg i trupa udawał XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD), tylko w pewnym momencie te fale były tak szaleńcze, że w pewnym momencie w tym od falochronu do falochronu zostałam tylko ja i jakiś chłopak + zerwał się niemiłosierny wiatr
Po południu, jak było po opalaniu i fajczeniu się na frytki, ciocia uznała, że weźmie nas na rejs statkiem po morzu, a jak ciocia coś powie, tak zrobi
Uznała, że pójdziemy i koniec, wzięła bilety za nieco kosmiczne pieniądze, po czym wypływanie było o pół do dziewiątej, a była szósta
Łaziliśmy sobie więc po Pierdoła Street, a tam pięknie, ciepło, pogoda modelowa, straganów pełno, mapetów pierdyliard tysięcy, kawiarnie, restauracje, morze, kolorowe ognie, jakieś podskoki i widowiska uliczne, tamto, owamto, nie wiedziałam, gdzie patrzeć, cudownie wręcz
Mama uznała, że weźmiemy na szybko lody, więc żeśmy wlecieli sprintem do takiej knajpy, w kolejce się targowali o kolejkę, ja wzięłam sobie czekoladowo-karmelowe, brat bliżej niezidentyfikowany smak, mama dwie herbaty i kawę dla taty, wszystko sprawnie i do ładu (a jakby nie było, lody cud miód, herbata też git, tylko się na mnie wiecznie gapili jak nienormalni wszyscy, moja sława ;—;), aż nastała wyczekiwana godzina
LECIM NA STATEEEEEK
Weszliśmy na ten pokład, pokładów trzy, dolny ala lata trzydzieste, statek fest ładny, lampkami udekorowany, tylko schody jakieś wąskie
Poszliśmy na najwyższe piętro, tam TEORETYCZNIE widać było wszystko, brat dostał parapilitacji, że ma chorobę morską (oprócz tego lęk wysokości, chruchlajkę, czarną śmierć, grypę, kołowrotne wirusy, boi się ślimaków i wszystkiego naokoło, on ma ajn dzwek z chorobami, wszystkiego się boi a wszystko robi, i żyje), na górze pełno ludzi, ciocia zagadywała do jakiś Niemców, ja robiłam serię zdjęć na wszystkie strony świata, i było dobrze, do póki statek nie rychtował się do ruszenia
Jak duknęło dymem i zapachem silników, to mało tam nie pomdlałam, więc byłam zmuszona pchać się na dół, patrzeć, czy są miejsca, i…
ODPŁYWAMYYYYYY, AAAAAAAAAAA :D
Były owacje, odliczali do zachodu słońca, zachód cudny, ja bawiłam się w kiwaczka i machałam wszystkim łajbom, co to płynęły niedaleko nas (a ten nasz statek jak gwiazda jakaś, potem było ciemno, to myśmy tak świecili, że nas było widać z brzegu Kolbergowskiego XDDDDDDDDDDDDDD), cudnie, pięknie, pełno fotek, gdy nagle przeszedł wodzirej
Uwaga…
BYŁA DYSKOTEKA XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Była dyskoteka, wodzirej umiał tańce prowadzić, ciocię noga bolała, zaraz ją przestała cudem boleć, bo poleciała pierwsza na parkiet, mama za nią, i dzikie tańce, muzyka, i śpiewamy (XDDDD)
Mi było żal, że nie mam pary do tańca, brat siedział przerażony sprawą obok taty, ja stałam blisko parkietu, ale że tam nie dało się nie radochować dobrze, to byłam ukontentowana pewną sytuacją
Otóż stałam w miejscu na wagę złota, bo tam obstawiali wszyscy ci, którzy robili zdjęcia i kręcili filmy, więc u każdego jestem na fotce i filmie + na plecach siedziało mi dwóch chłopaków z kamerami, co to ja się odsuwałam, żeby nie zasłaniać, a tamci mi łeb z tyłu filmowali i fryzurę (ciężkie przypadki XDDDDDDD)
Tak się tam nacieszyłam, tak było fajnie, że to do końca życia będę pamiętać, ludziom nikt nie kazał się bawić, a jeden z drugim tańcował, bawiły się mapety zarąbiście, i najlepszy moment to był wpływ do portu
Więc w ciemnościach egipskich na tym morzu, wpłynął ten świecący jasno jak gwiazda statek z muzyką i tymi mapetami, więc logiczne, że widownia lądowa podziwiała go jak piernik
Stałam, machałam do tych, co tam byli na brzegu, reszta też, to było tak efektywnie wyglądające, że łeb urywa, więc atrakcję polecam (leczy chore nogi, ożywia, cudnie się ludzie bawią, mają taką potrzebę)
Na koniec uznałam, że ciocia powinna zostać tańczącym marynarzem, bo, jak sama stwierdziła, jak tańczy to ją nic nie boli, szczególnie na statku XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
W czwartek plackowaliśmy na plaży, sfajczyłam się do reszty, jeszcze nigdy nie byłam tak opalona (ba, wyglądam jak burok ;-;), dalej byłam uznawana za drugą Marilyn Monroe, poszliśmy do restauracji, w restauracji bardzo dobre potrawy (ile ja się tam łososia nawsuwałam w tym Kolbergu, to łeb mały), w piątek zasuwałam w wodzie aka rozwielitka między szalonymi falami, byliśmy w tej samej restauracji, co wczoraj (i krewetek też tam się nażarłam tak, że na końcu siedziałam tam z wyrzutami sumienia o to, że do postu nie zachowałam się adekwatnie, wyglądałam, jak bym szła na skazanie od gestapo), ale że tam porcje nienormalnie wielachne, to uznałam, że żeby nie być jak orkiestra kameralna polskiego radia i telewizji, to nie jadłam już dalej nic
Sprawiłam sobie na Pierdoła Street CUDOWNY kapelinder, niesłychanie szykowny, z satynową, cwietkową wstążką wokół pofalowanego ronda i górnej części, związaną w kokardę + pocztówki, oglądaliśmy jakiegoś chłopinę, co miał pokaz na ulicy, weszliśmy na Molo, tam dyskoteka na końcu, to wszystkie ptoki uciekły (brat uznał, że to klątwa, i biedak płakał TwT), ja robiłam wszystkim ludziom co szli obok fotki (no fotografolog ze mnie jak piernik), miałam całe sesje zdjęciowe porobione przez mamę XDDDDD
Dzisiaj żeśmy wracali, to biliśmy rekordy w kwestii prędkości, uwinęliśmy się jak piernik, byliśmy jeszcze na plaży, co to dalej rozwielitkowałam, po czym poszliśmy na zaległą imienionową kawę cioci do obrotowej kawiarni, gdzie wszystko byłoby cud miód, gdyby nie to, że kelnerki pokaszaniły stoliki i kto co dostanie, a tak, to dobrze ogółem :D
Wracaliśmy WYBITNIE krótko jak na nas, z mamą zdążyłam cwiety odratować, a tera jem kolację XDDDDDD
Kto dotrwał, to opowiadajcie do u Was, kto dedł w trakcie czytania, to znicze dla niego, a kto się nie podjął, to się nie podjął, więc dla wytrwałych można dać Oscara XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Paaaa 💕

Odpowiedz
10
WeraHatake

WeraHatake

@Kociakkociak9 Haha, no to niezłe były fazy nad tym morzem xd

Odpowiedz
1
Kociakkociak9

Kociakkociak9

•  AUTOR
Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (10)
Kociakkociak9

Kociakkociak9

AUTOR•  

✯OGŁOSZENIA PARAFIALNE NR 2✯
Od jutra znowu MOGĘ być nieaktywna, jednak postaram się jak najszybciej tu dostać. Na 90% tu wrócę, ale nie jest to na bank powiedziane (e tam, zmajstrowałam Intranet w górach? Zmajstrowałam. To będę jak Scarlett O'Hara, i dam radę go zdobyć :>).
Pytanie praktyczne, które zdarza się nieczęsto, przypomniało mi się ni z Deptuna, ni z pieruna: co sądzicie o pani Brigitte z Perły? XDDDDD (pytam ze szczerej ciekawości, a tera jest okazja)
Tak jak mówiłam, postaram się tu wpatolić, o ile się da :>
*na zakończenie Vivien Leigh i jej dzióbek, bo tak*

Odpowiedz
5
_dagu_

_dagu_

Kupę lat mnie tu ni było

Odpowiedz
1