Życie jakoś się toczy, dłuższe dni cieszą, a czytane o 2 w nocy (bo tylko wtedy jest czas) książki wchodzą jakoś lepiej. Zaczął się nowy rok, który już jest dla mnie intensywny. Styczeń zleciał w mgnieniu oka. Pora, zgodnie z naszą tradycją, podsumować mijający miesiąc.

𝕎𝕤𝕫𝕪𝕤𝕥𝕜𝕠 𝕠 𝕨𝕤𝕫𝕪𝕤𝕥𝕜𝕚𝕞
Po spędzonych w rodzinnym gronie świętach, kilkudniowym wyjeździe do Gdańska (który pokochałam całym sercem) oraz sylwestrowej zabawie z przyjaciółmi, pora była wrócić do codzienności.

Na początku stycznia miałam studniówkę, którą uważam za bardzo udaną. Zaraz po niej rozpoczęłam ostatnie w życiu ferie, podczas których udało mi się spędzić jeden dzień w Dreźnie. To miasto urzekło mnie. Zwiedziłam najważniejsze obiekty, a wśród nich najbardziej zachwyciła mnie opera (zdjęcie z jej wnętrza widzicie na końcu wpisu). Niestety w słynnym Zwingerze trwały prace remontowe i nie miałam okazji widzieć go od środka, ale wymuszona rezygnacja z wystaw umożliwiła mi wejście na zwiedzanie pałacu drezdeńskiego, czego nawet nie planowałam. Oczywiście podszkoliłam przy okazj swój niemiecki, wiadomo (pani w kasie była Polką xdd). Wszystko to jest absolutnie warte zobaczenia. Jestem pewna, że wrócę tam w lato, by znów nasycić się pięknem tego miejsca.

Byłam też na lodowisku, które absolutnie uwielbiam i na które czekam zimową porą. Zrodziła się z tego moja refleksja o tym, jak prostymi stworzeniami jesteśmy: jazda w kółku na lodzie sprawia tyle radości, jest źródłem uśmiechu i materiałem na późniejsze wspomnienia. Magia codzienności.

Zostając jeszcze na moment przy radości, jaką dają zwykłe sprawy, raz spróbowałam zdobić sobie kawę z orzechów laskowych na podobieństwo jednej, którą miałam okazję pić dawno temu. I tak nowe uzależnienie wkradło się do mojego życia, hah.

𝕄𝕦𝕫𝕪𝕔𝕫𝕟𝕚𝕖
Od kilku dni nieustannie towarzyszy mi "When We Die" Yungbluda, czyli zdecydowanie spokojniejsza od większości jego utworów ballada. Podobają mi się też brzmienia z najnowszego albumu Green Day zatytułowanego "Saviors". Wprawdzie nie przesłuchałam jeszcze całości, ale już w tym momencie z czystym sumieniem polecić mogę chociażby pierwszu utwór, "The American Dream Is Killing Me". Czuję tu stary, dobry Green Day i to ogromny plus. Nostalgię obudziły też we mnie "Motyle" Sylwii Grzeszczak, która w dzieciństwie była moją ulubioną wykonawczynią, a po przesłuchaniu nowej piosenki powrócił pewien sentyment. Nie potrafię natomiast przekonać się do nowych wydań Palaye Royale; mowa o mini albumie "Songs For Sadness", oraz – wydanym jeszcze w grudniu – "Sextape". Tęskno mi do starszej muzyki zespołu.

ℂ𝕫𝕪𝕥𝕒𝕟𝕚𝕖 𝕟𝕚𝕔𝕫𝕪𝕞 𝕥𝕝𝕖𝕟
W styczniu mój czas na czytanie ograniczony był do minimum, ale udało mi się zapoznać z "Małym przyjacielem" Donny Tartt. Jest to, jak pozostałe dzieła Donny, bardzo trudny i wielopłaszczyznowy tekst, przedstawiający poruszającą historię małej dziewczynki poszukującej ludzi odpowiedzialnych za śmierć jej brata. Pełna akcji, wzruszeń, niepewności i zaskoczeń, zdecydowanie warta polecenia – choć nie kończy się tak, jak można by tego oczekiwać. Jeśli wolicie historie z deszczykiem polskich autorów, sięgnijcie po "Bezgłos" Katarzyny Puzyńskiej, który do ostatnich stron trzymał mnie w napięciu. Nie mogłam odłożyć tej pozycji.

ℕ𝕒 𝕡𝕣𝕠𝕗𝕚𝕝𝕦
"antywersy", które opublikowałam w styczniu, zamieszkiwały moje myśli od wielu miesięcy. Cieszę się, że w końcu ubrałam je w słowa. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepsza z moich prac i brakuje jej może "tego czegoś", ale i tak dziękuję za każde polubienie i komentarz <33

Linki do wspomnianych utworów:
🌷Yungblud "When We Die":
https://youtu.be/AbqtpUHnXrc?si=7b3Sf-jypCEQC4cp
🌷Green Day "The American Dream Is Killing Me":
https://youtu.be/t1TDvy7djJg?si=BIrICkqhfpXdXuuN
🌷Sylwia Grzeszczak "Motyle":
https://youtu.be/kuCYJiGM6qg?si=xw_SbCQqg5CFIRdy

Jak minął Wam styczeń? Odpoczęliście czy spędziliście go aktywnie? Jesteście przed, po, a może w trakcie ferii? Opowiadajcie!
Trzymajcie się i do następnego 🌻

Ps: Poniżej obiecane zdjęcie wprost z opery w Dreźnie 🤍 (niestety musicie obrócić, inaczej nie mogę załączyć ://)