Opowiadania mogą zawierać treści nieodpowiednie dla osób nieletnich. Zostaje w nich zachowana oryginalna pisownia.

W więzach samotności #32


Parę godzin później wszyscy byliście już w domu, w Nashville. Byłaś bardzo zmęczona, więc nie dołączyłaś do wycieczki po rezydencji którą prowadziła ciotka Kate. Zgarnęłaś Harryego pod pachę i pobiegłaś cicho do swojego pokoju, zostawiając wszystkich na dole. Zamknęłaś drzwi i postawiłaś malca na podłodze. Labrador zaczął się uważnie rozglądać po pomieszczeniu, obwąchując każdą napotkaną po drodze rzecz. Rzuciłaś niedbale torbę na kanapę i weszłaś do łazienki. Spojrzawszy w lustro zobaczyłaś zmęczoną twarz, pod grubą warstwą makijażu (już lekko rozmazanego) okalaną pojedynczymi włoskami wystającymi z kucyka. Westchnęłaś cicho. To był dla ciebie bardzo ciężki dzień. Pfff... To był bardzo ciężko tydzień. Szybko zmyłaś z twarzy makijaż i znów zobaczyłaś rumieńce na bladej cerze i nie zbyt wyraźne, ale wciąż worki pod oczami. Rozpuściłaś włosy, które natychmiast opadły ci na twarz. Poczułaś jakbyś zrzuciła część ciężary ze swojego ciała a twoja twarz z powrotem 'opadła' do naturalnego kształtu po kilkunastu godzinach trzymania przez ciasny kucyk. 

Czarna sukienka wciąż układała się idealnie na twoim smukłym ciele. Nie zastanawiając się zrzuciłaś ją z siebie. Zdjęłaś bieliznę i weszłaś pod prysznic. Strumień ciepłej wody uderzył w twoje nagie ciało muskając je przyjemnie. Użyłaś swojego ulubionego żelu kokosowego.

Po prysznicu naciągnęłaś na siebie spodnie dresowe i beżową bluzę na stanik. Włosy zostawiłaś rozpuszczone, gdyż tak było ci najwygodniej. Wyszłaś boso z łazienki i runęłaś na łóżko po raz kolejny wzdychając. Byłaś kompletnie wykończona. To był ostatni wieczór kiedy mogłaś sobie pozwolić na taki odpoczynek. Jutro trzeba będzie zacząć śledzić Arona, przygotowywać się do starcia i poćwiczyć magię. Na samą myśl o tym bolała cię głowa.

W tamtej chwili zapragnęłaś po prostu zatrzymać czas i leżeć tak w nieskończoność. Oddychałaś głęboko wdychając chłodne powietrze sączące się do twojego pokoju przez uchylone drzwi balkonowe. Zrobiłaś się senna, ale coś nie pozwoliło ci zasnąć. Nie coś a raczej ktoś. Poczułaś jak ciepłe dłonie podnoszą ostrożnie twoją bluzę od dołu i kładą się na twojej nagiej tali. Przeszedł cię przyjemny dreszcz, roznosząc po całym twoim ciele przyjemne ciepło. Odwróciłaś się i uchyliłaś oczy. Nad tobą opierał się nie kto inny jak oczywiście Nathaniel. Wydawał się być tak samo zmęczony jak ty. Pochylił się i musnął delikatnie, prawie że nie wyczuwalnie twoje usta. Jego ręka spoczywała teraz na twoim brzuchu, pod bluzą, oczy miał zamknięte. Uniosłaś lekko kąciki ust. Nathaniel otworzył oczy i wasze spojrzenia się spotkały. Wpatrywałaś się w jego piękne popielate oczy (zabijcie mnie ale nie mam zielonego pojęcia jaki kolor oczu miał Nath). Były pełne czułości. Po chwili na jego twarz wstąpił uśmiech, ukazujący rząd równych zębów.

-Hej.-powiedziałaś ledwo słyszalnie.

-Hej.-zawtórował.-Czemu tak uciekłaś?-zapytał przesuwając rękę pod twoją bluzą nieco wyżej a potem znowu zjeżdżając nią na brzuch.

-Jestem zmęczona. To był koszmarny tydzień.

-Najgorszy.-szepnął.

-Chciałabym zostać tak już na zawsze.-odszepnęłaś.-Leżeć w łóżku i nic nie robić.

-A nie możesz?

-Nie.-stwierdziłaś od razu.-Jutro musimy zacząć tropić jakoś Arona, musimy zacząć się przygotowywać, ćwiczyć.-zrobiłaś pauzę.-JA muszę ćwiczyć.

-Dlaczego ty?

-Ja jestem wybraną, Nathaniel. To ja muszę go pokonać. Sama.-chłopak westchnął z uśmiechem na ustach.

-Na prawdę myślisz że damy ci z nim walczyć samej?-nie odpowiedziałaś patrząc mu w oczy.-Wszyscy będziemy ci przecież pomagać. Ja, Aiden, Kate, Marty. A nawet Harry.-zaśmiał się cicho.

-Nie chcę was narażać.-szepnęłaś cicho odwracając wzrok lekko zakłopotana.

-Spójrz na mnie.-powiedział. Przygryzłaś lekko wargi błądząc wzrokiem po ścianach i czując jak się rumienisz.-Sophie spójrz na mnie.-w końcu napotkałaś jego krystaliczne spojrzenie.-My nie chcemy narażać ciebie. Twoim przeznaczeniem nie jest umrzeć w walce, tylko pokonanie gnoja raz na zawsze. Pomyśl łatwiej będzie w pojedynkę czy z nami?

-Nie, nie możecie...-zaczęłaś protestować coraz bardziej wzburzona ale Nathaniel przerwał ci, przywierając mocno swoimi ustami do twoich. Po długim namiętnym pocałunku oderwał się w końcu od ciebie i spojrzał ci ponownie w oczy.-Nathaniel, wy nie możecie...-znów przerwał ci pocałunkiem. Kiedy ponownie zawisł nad tobą wpatrując się w twoja błękitne tęczówki powiedział:

-Naprawdę uważasz że choć jedno z nas będzie mogło siedzieć spokojnie kiedy ty będziesz walczyć?-nie zdążyłaś odpowiedzieć bo chłopak znowu złączył wasze wargi w jeszcze bardziej namiętnym pocałunku. Jego dłoń spoczywająca dotąd na twoim nagim brzuchu wysunęła się spod bluzy i złapała za suwak. Już po chwili Nathaniel 'wisiał' nad tobą okrakiem, całując cię bez przerwy a ty w rozpiętej bluzie leżałaś pod nim w czarnym staniku. Nagle zaczął schodzić z pocałunkami coraz niżej, poprzez szyję po klatce piersiowej aż po brzuch.

Niespodziewanie drzwi do pokoju otworzyły się na oścież. Nathaniel momentalnie z ciebie zeskoczył, oglądając się na drzwi i zasłaniając cię sobą żebyś mogła zapiąć bluzę.

W progu stali Marty, Kate i Aiden z głupkowatym uśmieszkiem. Zapięłaś pośpiesznie bluzę i podniosłaś się.

-Czyli to jest pokój Sophie.-powiedział Aiden.

-Na to wygląda.-zawtórował mu Marty, wyraźnie rozbawiony. Jedynie Kate wydawała się zawstydzona zaistniałą sytuacją.

-Ale co tu robi Nathaniel.-zapytał nienaturalnie podniesionym głosem, rozsiadając się na kanapie obok Harryego.

-No nie wiem, patrz.-Marty zrobił zdziwioną minę i padł na kanapę obok blondyna.

Wtedy Kate wyszła z 'osłupienia' i zarumieniona podeszła do chłopaków i wzięła ich za łokcie żeby wyprowadzić ich z pokoju.

-Przepraszam dzieciaki.-zwróciła się do was.

-Nic się nie stało.-odrzekł beztrosko Nathaniel.

-My już nie będziemy wam przeszkadzać.-powiedziała ciągnąc za sobą protestujących jak małe dzieci Martyego i Aidena. Zaśmiałaś się pod nosem kiedy ciotka zamknęła wreszcie drzwi. Opadłaś na pościel obok swojego chłopaka co chwila parskając śmiechem. Po sekundzie do ciebie dołączył. Oboje wybuchliście nieopanowanym śmiechem, przewracając się po łóżku.

Trwaliście w takim rozbawieniu dobre pięć minut. Kiedy się w końcu uspokoiliście poczułaś jeszcze większe zmęczenie niż wcześniej. Westchnęłaś ciężko i wtuliłaś się w Nathaniela ziewając.

-Jestem zmęczona.-powtórzyłaś po czym zamknęłaś oczy i wsłuchując się w ciszę przerywaną przez uderzenia serca Nathaniela, zasnęłaś.

♥♥♥
♥♥♥

Obudziłaś się pierwsza. Zza okna wpadały do pokoju ciepłe promienie słońca. Nathaniel obejmował cię w pasie śpiąc słodko. Uśmiechnęłaś się sama do siebie i ostrożnie wyślizgnęłaś się z jego uścisku. Usiadłaś na łóżku i przeczesałaś splątane włosy dłońmi.

Czułaś się o wiele lepiej niż wczoraj. Wstałaś z łóżka i wyszłaś na balkon. Od razu uderzyło cię zimne, orzeźwiające powietrze. Przeszedł cię chłodny dreszcz. Wzdrygnęłaś się ale podeszłaś do barierki i omiotłaś spojrzeniem widok przed tobą. Słońce powoli wzbijało się na firmament, majacząc za wysokimi budynkami miasta. Nagle poczułaś coś miękkiego na kostce. Spuściłaś głowę i zobaczyłaś Harryego. Schyliłaś się i pogłaskałaś malucha, po czym wróciłaś do pokoju. Weszłaś do garderoby i przebrałaś się w luźny, biało-niebieski t-shirt z rękawami do łokcia i czarne dżinsy. Do tego założyłaś beżowe botki na obcasie. Cicho przemykając przez pokój dotarłaś do lustra i rozczesałaś włosy. Nie chciało ci się nic z nimi robić więc zostawiłaś je rozpuszczone. Następnie razem z Harrym zeszłaś na dół do kuchni. Było bardzo wcześnie ale mimo to nie musiałaś zachowywać się jakoś przesadnie cicho. Dom był ogromny, a sypialnie były na piętrze. Chciałaś nakarmić labradora ale oczywiście nie znalazłaś żadnej karmy ani nic co by się do tego nadało. Westchnęłaś więc, patrząc na malca. Nie miałaś wyjścia. Narzuciłaś kurtkę na plecy, zgarnęłaś torebkę z portfelem i wyszłaś z domu. Grzebałaś w niej schodząc po schodach i ku swojemu zdziwieniu znalazłaś w niej swój telefon. Spojrzałaś na godzinę: 5:34.

'Nie jestem pewna czy o tej godzinie gdziekolwiek są jeszcze otwarte sklepy..'

Stwierdziłaś zrezygnowana. Nie chciałaś już jednak wracać do domu, skoro byłaś już ubrana. Wyszłaś więc przez bramę i ruszyłaś w stronę najbliższego sklepu zoologicznego. Było to dość daleko, bo rezydencja ciotki leżała nieco na uboczu. Mimo to nie zraziłaś się. Lubiłaś spacerować.

Dziesięć minut później szłaś już jedną z pierwszych ulic w mieście. Wszędzie było pusto i cicho. Ławki pokrywała poranna rosa a nad asfaltem unosiła się mgiełka. Widziałaś już majaczący w oddali sklep zoologiczny. Jednak twoją uwagę przykuło coś innego. Po twojej lewej widniały wysokie krzyże i kamienne pomniki.

Może to dziwne miejsce do przechadzania się o piątej nad ranem, ale coś cię tam ciągnęło. Ruszyłaś więc pewnym krokiem w tamtą stronę. Przeszłaś przez starą bramkę i znalazłaś się pomiędzy grobami.

Chodziłaś ścieżką zagłębiając się coraz bardziej w głąb cmentarzyska. Czytałaś imiona zmarłych na grobach. Większość była stara i wyraźnie nadgryziona zębem czasu. Żaden z tych które widziałaś dotąd nie posiadał nowych, ładnych kwiatów, czy palącego się znicza. Nie zardzewiałego i nie zniszczonego. Wszystkie były brudne a niektóre nawet porośnięte w niektórych miejscach mchem. Liście spadające z drzew przykrywały te które pod nimi leżały.

Nikt nie pamięta o zmarłych. Nikt się tym bardziej nie interesuje. Przychodzi najwyżej raz w roku. To takie przykre.-myślałaś.

'Może ja też tak skończę. Ostatecznie zapomniana i nie pamiętana. Jako ta która próbowała ocalić świat....-mówiłaś sobie w myślach pokonując kolejne ścieżki.-albo tą która próbowała.-odezwał się złośliwy głos w twojej głowie.'

Zrobiłaś smętną minę. Tak bardzo nie lubiłaś tego głosu.

-Ale z ciebie pesymista.-mruknęłaś pod nosem.

OKEJ. Teraz to zaczynam gadać do siebie. Ogarnij się Sophie.

Opadłaś na pień wystający z ziemi i oparłaś głowę na rękach pogrążając się w mętnych myślach.

Rozejrzałaś się w około, jakby w poszukiwaniu pomocy. I wtedy zobaczyłaś jeden, jedyny wyróżniający się nagrobek. Był cały obstawiony kwiatami i zniczami.

'Czyli ten ktoś umarł nie dawno.'-powiedziałaś sobie w myślach i podniosłaś się z pnia. Przeszłaś obok zniszczonych grobów i dotarłaś do celu.

Nagle poczułaś się jakoś dziwnie, nie swojo. Jakby nie powinno cię tu być. A może jakbyś powinna tutaj być już dawno?

W każdym razie odgarnęłaś ręką sztuczne kwiaty żeby odczytać imię i nazwisko.

Victoria Jeninks.

Przez chwilę wpatrywałaś się w litery, w otępieniu jakby upewniając się czy na pewno umiesz czytać.

Ale po pięciu minutach na nagrobku nadal było napisane imię twojej najlepszej przyjaciółki. Czując się kompletnie wytrącona z równowagi wybiegłaś z cmentarzu najszybciej jak umiałaś. Już chwilę później szłaś ulicą w stronę sklepu zoologicznego.

Kupiłaś karmę i chciałaś wracać do domu ale ciągle dręczyły cię wyrzuty sumienia. Zatrzymałaś sie zagryzając wargi. Ulica wciąż była opustoszała, ale większość sklepów już miała tabliczkę z napisem "Otwarte" a ekspedientki wystawiały produkty na półkach z zewnątrz. Na jednej z takich wystaw zobaczyłaś kolorowe, szklane znicze. Przez chwilę wahałaś się, jednak po chwili ruszyłaś w tamtą stronę. Po kupieniu znicza nie pewnym krokiem wróciłaś na cmentarz. Stanęłaś ponownie przed grobem przyjaciółki.

-Przepraszam.-powiedziałaś cicho.-Nie zdążyłam ci powiedzieć. A teraz jest już za późno.-zapaliłaś znicz za pomocą magii ognia i postawiłaś go delikatnie na marmurowej płycie. Stałaś w ciszy patrząc pusto na imię i nazwisko wyryte w kamieniu. Próbowałaś uporządkować myśli. Znalezienie tego miejsca wywołało nagłe tornado myśli w twojej głowie, a jednocześnie sprawiło że wiedziałaś co robić. To dziwne uczucie jakbyś mogła czerpać energię z tego co się dzieje. Jakby ci wszyscy których straciłaś dodawali ci tej energii.

Uniosłaś rękę na wysokości imienia przyjaciółki i za pomocą magi ziemi wyryłaś z marmurze odwrócone 'S', tak żeby wyglądało jak nie dokończony znak nieskończoności.

-Wygram tę wojnę.-powiedziałaś stanowczo i pewnie z lekkim uśmiechem na ustach.-Dla ciebie i wszystkich których mi zabrał.-po tych słowach wyszłaś energicznym krokiem z cmentarzyska i prawie w biegu dotarłaś do domu.

W drzwiach przywitał cię Harry. Uciszając malca zdjęłaś kurtkę i pobiegłaś do kuchni. Zastałaś tam Elanę krzątającą się od piekarnika od szafki do szafki. Posłałaś jej najbardziej promienny uśmiech na jaki było cię stać i wzięłaś miskę do której nasypałaś karmy. Postawiłaś ją przed Harrym i zwróciłaś się do kobiety.

-Dzień dobry.-znów się uśmiechnęłaś.

-Dzień dobry, Sophie.-odwzajemniła go.-Późno wczoraj wróciliście, daruj że was nie przywitaliśmy.

-Och, spokojnie. I tak od razu poszliśmy spać.-machnęłaś lekceważąco ręką.-Ciotka powiedziała ci że przywieźliśmy ze sobą mojego kuzyna i przyjaciela?

-Eee...-zrobiła zdziwioną minę. Nie dowierzając pacnęłaś się w czoło wzdychając teatralnie.

-Mój kuzyn to Marty, jest w wieku cioci Kate. A mój przyjaciel to Aiden i jest w moim wieku. No i jest oczywiście Harry.

-Tak, jego zdążyłam już poznać.-zaśmiał się czochrając psa za uchem.-Więc trzeba przygotować większe śniadanie.-stwierdziła z uśmiechem.

-Dokładnie.-potwierdziłaś.-Co szykujesz?

-Miałam zamiar zrobić tosty francuskie na słono. Pani Kate je uwielbia.

-E.e.e.e-pokręciłaś przecząco głową.-Oczywiście że są pyszne ale dziś będziemy jeść gofry!-wykrzyknęłaś.-Mogę ci pomóc.

-Nie. Nie ma mowy. To moja praca.-powiedziała łagodnie ale stanowczo.

-Ale ja chcę ci pomóc. Będzie szybciej. Elaaaana.-kobieta wyraźnie się zmieszała twoim z lekka dziecinnym zachowaniem.

-Eeemm..No dobrze. Możesz nakryć do stołu.

Tak jak powiedziała tak zrobiłaś. Wyjęłaś z szafki białe porcelanowe talerze i srebrne sztućce. Ostrożnie ustawiłaś je na szklanym stole. Na środku ułożyłaś piękną błękitną serwetkę a na niej wazon. Bez zastanowienia przeszłaś przez salon, otworzyłaś wysokie przeszklone drzwi na taras i wyszłaś do ogrodu. Zimny wiatr rozwiał ci włosy i zmroził nos. Zadrżałaś lekko ale przeszłaś do grządki kwiatów Elany. Zerwałaś parę krwistoczerwonych róż i pobiegłaś z powrotem do środka. Wstawiłaś je do wazonu po czym wróciłaś do kuchni. Elana smażyła już gofry a obok niej stała ogromna micha z ciastem.

-Miało być na śniadanie a nie na cały miesiąc.-zaśmiałaś się.

-Oj, uwierz mi. Jutro już ich nie będzie.-również się roześmiała.

W powietrze uniósł się niebiański zapach kiedy kobieta otworzyła gofrownicę.

-Mmmm...-mruknęłaś.-Cudownie pachnie. Aż zrobiłam się głodna.-powiedziałaś po czym powstrzymując się z całej siły żeby nie podkraść jednego, otworzyłaś lodówkę. Wyjęłaś truskawki, syrop klonowy, bitą śmietanę i czekoladę w płynie. Truskawki przełożyłaś do dwóch malutkich miseczek i razem z resztą rzeczy ustawiłaś na tacy. Z szafki wygrzebałaś kolorową posypkę i wiórki kokosowe. To również trafiło na tacę i wszystko zaniosłaś do jadalni. Ustawiłaś ładnie na stole i dumna ze swojego nakrycia stałaś tak przyglądając się, dopóki nie poczułaś czyichś rąk na swojej tali.

-Dzień dobry.-uśmiechnęłaś się do Nathaniela.

-Wiedzę że masz dobry humor.-powiedział puszczając cię i zbliżając się nie bezpiecznie do truskawek.

-Tak.-odparłaś waląc chłopaka po wyciągniętych rękach.

-Au!-wrzasnął z udawanym oburzeniem.-Chcesz mnie zabić?!

-Tak, o niczym innym nie marzę.

-W takim razie nie będę mógł zostać na śniadaniu. Boję się o swoje życie!-wygłupiał się.

-Och, cóż. To twoja sprawa bo Elana właśnie smaży gofry.-powiedziałaś ze złośliwym uśmieszkiem. Brunet zmrużył oczy lustrując cię od góry do dołu.

-Tę rundę wygrałaś.-stwierdził nie chętnie.-O wielka wybrana o największej mocy w historii.-zakpił.

-Zamknij się.-mruknęłaś.

-Nadiyo!-wykrzyczał bijąc ci pokłony.

-Jeszcze chwila i nie dostaniesz gofrów.-upomniałaś go.

-Tak jest!-stanął na baczność salutując.

-Jesteś głupi.-stwierdziłaś udając się do kuchni.

Tam piętrzył się już stos przepysznie zarumienionych gofrów.

-No to co. Mogę już brać je do jadalni?-zapytałaś pożerając je wzrokiem.

-Tak. W tej szafce.-wskazała na jedną z nich.-Jest taki duży porcelanowy talerz.-skinęłaś głową i po chwili wyciągnęłaś rzeczony talerz. Przełożyłaś na niego gotowe śniadanie i wróciłaś z powrotem do jadalni. Byli już tam wszyscy oprócz Aidena. Ciotka Kate w swoim jedwabnym szlafroku w kwiaty, Marty w czarnych spodniach w kratę i koszulce z kapitanem Ameryką a nawet Harry witając wszystkich, i merdający ogonem.

Kiedy weszłaś wszyscy utkwili w tobie pożądliwe spojrzenia. A może raczej nie w tobie a w zawartości talerza który trzymałaś w rękach. Parsknęłaś śmiechem i postawiłaś talerz na stole. Wszyscy zajęli miejsca.

-A gdzie Aiden?-zapytałaś.

-Pewnie jeszcze nie wstał.-stwierdziła Kate.

-Pójdę go obudzić.-westchnęłaś.-W którym jest pokoju?

-Tym na przeciwko tarasu na drugim piętrze.-powiedziała nakładając sobie na talerz gofra i polewając go czekoladą.


▼▼▼
▼▼▼

Do pokoju blondyna doszłaś cztery minuty później. (jakby nie było to wciąż bardzo duży dom xd)

Leciutko zapukałaś, nasłuchując. Cisza. Zapukałaś więc po raz drugi. Wciąż cisza. Przekręciłaś więc gałkę i weszłaś do pomieszczenia. Omiotłaś je szybkim spojrzeniem i od razu zauważyłaś wypukłość pod kołdrą, która miarowo unosiła się i opadała. Wywróciłaś oczami i podeszłaś do łóżka. Szturchnęłaś chłopaka zniecierpliwiona.

-Aiden.-zero reakcji.-Aiden wstawaj!-wciąż nic.-Aiden do cholery!

Kiedy twój krzyk nie przynosił skutków podjęłaś radykalne środki. Energicznie podniosłaś rękę i skierowałaś ją w stronę okna. Z małą pomocą magii powietrza otworzyłaś okno z taką siłą że aż uderzyło w ścianę. Momentalnie pokój wypełnił się zimnym, porannym powietrzem. Zatem nie pozostało ci już nic innego jak ściągnąć kołdrę z blondyna. Bez skrupułów złapałaś za jej koniec i pociągnęłaś mocno. Zadziwiające jak skutecznie to podziałało, gdyż od razu gdy kołdra spadła na podłogę chłopak drgnął i obudził się z cichym jękiem.

-Czemu tu jest tak zimno?-przewrócił się na plecy i odgarnął rozczochrane włosy z oczu. Podniósł głowę i zerknął na ciebie. Posłałaś mu złośliwy uśmiech, a jego głowa momentalnie opadła na poduszkę.

-Wstawaj ty tleniony gamoniu.-powiedziałaś. Aiden miał na sobie tylko szare spodnie dresowe, tak więc wiatr ciągle wpadający do pokoju opadał na jego nagą klatkę piersiową, powodując gęsią skórkę. Na brzuchu blondyna wyraźnie rysowały się mięśnie, a jego jasna czupryna dodawała uroku.

-Tylko nie tleniony. To naturalny blond.-zaprotestował jedynie unosząc rękę.

-Jasne, jasne.-przeszłaś przez kołdrę i stanęłaś nad przyjacielem.-Wstawaj bo dosięgnie cię gniew wybranej.

-Już się boję.-mruknął.

-A powinieneś.

-Jezu, jak tu jest zimno.-jęknął znowu.-Czyś ty zwariowała?! Nie zauważyłaś przypadkiem że nie wszyscy mają chłopaka który by ich przytulił kiedy leżą bez koszulki?!-wyszczerzył zęby z wciąż zamkniętymi oczami. Poczułaś jak się czerwienisz.

-Jesteś gejem?-zapytałaś rozbawiona.

-Nie.-odpowiedział spokojnie.-Co nie zmienia faktu że mogłabyś mnie przytulić.

-Chciałbyś.-wystawiłaś mu język.-Wstawaj Aiden, to nie jest śmieszne. Przez ciebie nie zostanie dla mnie gofrów.-tym razem ty jęknęłaś zrezygnowana.

-No dobra, dobra.-westchnął.-Ale pomóż mi wstać.-wystawił rękę. Mimo iż wiedziałaś jak to się skończy, wiedziałaś również że bez tego nie będziesz w stanie wyciągnąć go z łóżka. Dlatego też wywracając wymownie oczami złapałaś jego dłoń i pozwoliłaś się pociągnąć w dół. Nie trudno się domyślić że wylądowałaś na jego nagiej klatce piersiowej. Wasze twarze dzieliły centymetry a ty podpierałaś się o tors chłopaka. Wyczuwałaś pod dłonią jego gęsią skórkę a mimo to emanował ciepłem.

-Wiedziałam że tak to się skończy.-przyznałaś tonem mędrca, na co blondyn tylko uśmiechnął się niewinnie. Poczułaś jak wasze serca zgrywają się i biją w tym samym rytmie. Chłopak ciągle patrzył ci w oczy, co bardzo cię speszyło. Podniosłaś się pospiesznie i odwrócona do niego tyłem rzekłaś:

-Czekamy na ciebie na dole.-po czym opuściłaś jego pokój. Nie doszłaś nawet do końca korytarza kiedy drzwi się otworzyły i usłyszałaś za sobą jego kroki. Odwróciłaś się opanowując emocje. Aiden włożył tylko koszulkę z Iron Manem i odgarnął włosy do tyłu. Posłałaś mu lekki uśmiech, po czym razem zeszliście do jadalni.


Towarzystwo przy stole siedziało wygodnie i zjadali ostatnie kawałki gofrów ze swoich talerzy, śmiejąc się i żywo przy tym rozmawiając. Nie przerwali konwersacji kiedy zasiedliście do stołu i nałożyliście sobie po gofrze. Przez chwilę obserwowaliście ich, czekając aż któreś zwróci na was uwagę. Po dwóch gofrach chrząknęłaś głośno. W końcu spojrzeli na ciebie z przygasającymi uśmiechami.

-O Sophie. Przyprowadziłaś Aidena.-rzekł wesoło Marty.

-Mhymm..-mruknęłaś kiwając głową.-O czym tak rozprawiacie?

-A nic. Marty właśnie opowiadał jak spotkał w parku staruszkę zza granicy.-powiedziała Kate.

-Okey, nie chcę wiedzieć.-zaśmiałaś się.-Jak wam smakuje śniadanie?-zapytałaś uśmiechając się do wszystkich.

-Niebo w gębie.-rzucił Marty.

-Genialne.-zawtórował Nathaniel.

-Cudowne.-stwierdziła Kate rozmarzonym głosem.

Przeniosłaś wzrok na Aidena, ale ten tylko mruknął z błogą miną wcinając gofra z bitą śmietaną.

Wszyscy parsknęli śmiechem. Tak spędziliście jeszcze około dwudziestu minut, napełniając do końca brzuchy. Jednak kiedy już wszyscy zjedli, zapadła cisza a ty zabrałaś głos.

-No dobra, słuchajcie. To było bardzo fajne śniadanie, ale musimy się liczyć z tym że nie będziemy jeść tak codziennie.-powiedziałaś poważnym tonem.-Czeka nas walka, może nawet wojna i trzeba się do tego przygotować. Aron może zaatakować w każdej chwili, więc musimy się ogarnąć i rozdzielić obowiązki.-każdy chłonął każde słowo które padło z twoich ust.-Nie wymagam od was walki...

-Sophie, chyba nie myślisz że pozwolimy ci samej zmierzyć się z tym walniętym świrem.-zaprotestował Aiden.

-Dokładnie.-zawtórowała Kate.

-Wszyscy tu jesteśmy żeby ci pomóc.-rzekł Marty.

Przejechałaś spojrzeniem po siedzących przy stole.

-Mówiłem że tak będzie.-powiedział półgłosem Nath. Posłałaś mu ciepły uśmiech i mówiłaś dalej.

-No więc. Rozumiem że ciocia oprowadziła was po całym domu?-wszyscy przytaknęli.-I pokazałaś im gdzie jest biblioteka żywiołów?-zapytałaś na co Kate skinęła głową.-Świetnie. No więc już trochę o tym myślałam.

Na pewno trzeba będzie śledzić jego ruchy. Czyli ktoś z nas będzie musiał pełnić wartę przy telewizorze. Myślałam może że będzie to Marty.-zerknęłaś na niego. Przytaknął głową z ważną miną.-Eeemm... Będziesz oglądał wiadomości i sprawdzać internet, i zapisywać wszystko co jest anormalne. Jakieś podpalenia, zniknięcia i.....śmierci.-to słowo ledwo przeszło ci przez gardło.-Następne co trzeba robić to, myślę że... trzeba będzie jeździć po okolicy i wypatrywać jakichś podejrzanych osób. Oznak magii.

-Ja to zrobię.-odezwał się Nathaniel. Skinęłaś.

-Dalej musimy zadbać o ewentualny plan. Wiem że Aron nie może tkać ognia na terenie strażniczki.-uśmiechnęłaś się do cioci.-Ale to nie zmienia faktu że będzie nadal nie bezpieczny. Plan działania byłby bardzo pomocny.

-Myślę że będę do tego najlepsza.-uśmiechnęła się Kate.

-Dobrze.-zgodziłaś się.-No i oczywiście, najważniejsze. Magia. Mamy ją tylko ja, Nath i Aiden. Tak więc, my będziemy też dodatkowo ćwiczyć magię, czytać księgi i uczyć się nowych ruchów. Ja będę głównie w bibliotece, czytać i ćwiczyć. Myślę że razem z Aidenem.-Nathaniel nie był zbytnio zadowolony z tego pomysłu.-Na zmianę z Nathanielem.-dodałaś.-Będziecie na zmianę patrolować okolicę. Kiedy jeden będzie to robił, drugi będzie ze mną w bibliotece albo w ogrodzie, czytał, albo trenował.-przejechałaś nie pewnym spojrzeniem po zebranych. Nikt nie wyrażał oburzenia albo sprzeciwu. Wszyscy słuchali cię i mieli poważne miny, co dodało ci pewności siebie.-Jest jeszcze ostatnia rzecz. Wszyscy musimy trenować. No wiecie....fizycznie. Tak jak powiedziałam. Jeśli dojedzie do ewentualnej konfrontacji tutaj. Każdy będzie musiał umieć się obronić.-wszyscy zgodzili się z tobą.

-A teraz powiem wam jak będzie wyglądał nasz typowy dzień.

Rano będziemy wstawać około ósmej. Nie później niż dziewiąta. Śniadanie każdy będzie sobie organizował sam. Oczywiście, Elana będzie gotować. Chodzi mi o to że nie będziemy zasiadać przy stole tak jak dziś. Jemy nie zależnie od siebie. Najpóźniej o dziewiątej trzydzieści wszyscy biorą się za wyznaczone zadania. Pracuje nad tym do czternastej. O czternastej będzie obiad. Też nie zależny. Elana wszystko ugotuje i zostawi w kuchni a my będziemy przychodzić i sobie nakładać i jeść gdzie nam odpowiada.

Po obiedzie wracamy do pracy. Oczywiście to już pozostawiam wam, rozplanowanie sobie zadań które musicie wykonać. Trening i to co mówiłam wcześniej.-tłumaczyłaś.-Pracujemy do osiemnastej. O tej godzinie Elana przygotuje kolację i wtedy wszyscy zasiadamy razem. Jemy i opowiadamy o postępach, sugestiach, pytaniach, zastrzeżeniach, nowych rzeczach do zrobienia jeśli zajdzie taka potrzeba. Po wspólnej kolacji, nie wiem, bierzemy prysznic, kąpiel czy coś. Po prostu mamy już wolne i odprężamy się.

I jeszcze jedno. Chciałabym żebyśmy nie popadli w amok. Mam z tym pewne doświadczenie.-zaśmiałaś się pod nosem.-Konkretniej, nie możemy omijać posiłków, musimy się regularnie myć i takie tam. Po osiemnastej, jak mówiłam, wszyscy odpoczywamy. I nie chciałabym żebyśmy się kładli później jak o 22:00. Musimy się wysypiać. Tak z grubsza będą wyglądały nasze dni, a niedziele będą wolne od ćwiczeń fizycznych i ogólnych zadań. W między czasie trzeba będzie jeszcze wyglądać przez okna i sprawdzać czy ktoś się przypadkiem nie kręci wokół domu. Musimy być maksymalnie wyczuleni ale i spokojni.

Będę się stale kontaktować z najwyższą wyrocznią ona będzie naszym, jakby alarmem.

Jestem przekonana że wszystko będzie dobrze. Wygramy tę wojnę i poślemy Arona do piekła. Za to co nam odebrał i za to czego jeszcze nie zabrał. Nie tylko dla nas ale i dla wszystkich którym zagraża.-mówiłaś głosem pełnym determinacji, przelewając ją w swoich towarzyszy.-Będziemy zgrani, pewni, mądrzy, przebiegli i silni. Dziękuję wam że mi pomagacie i pamiętajcie że w każdej chwili możecie się wycofać. Ostatecznie to moja walka.-zakończyłaś swoją przemowę i ponownie usiadłaś. Serce waliło ci jak młot. Ta wojna, jeszcze nigdy nie była tak realna jak teraz. Twoi towarzysze zaczęli bić brawo. Na ich twarzach widziałaś determinację, zawziętość i..... podziw. W ich oczach widziałaś wielką siłę i miłość. Podświadomie, wiedziałaś że wygracie. Teraz już byłaś pewna.

♪♪♪
♠♠♠

-Mówię ci Aiden że to nie jest, tak-przełożyłaś dłoń za dłoń-Tylko tak.-obróciłaś je cztery razy. Chłopak patrzył na ciebie wojowniczym wzrokiem.

-A ja ci mówię, że to powinno być tak.-przełożył dłoń za dłoń.

Zmierzyłaś go zmęczonym spojrzeniem i pacnęłaś się w czoło, zgarniając sobie włosy na twarz.

-Co tam u was, wampiry?-rozległ się rozbawiony głos za wami. Do biblioteki wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Nathaniel. Zszedł sprawnie po schodach i rzucił się na skórzaną kanapę.

-Wampiry?-powtórzyłaś piskliwym głosem.

-Wypraszam sobie.-rzekł Aiden.

-A kiedy ostatnio widzieliście słońce?-zaśmiał się.

-Eeee....-poklepałaś się teatralnie po brodzie.-Rano?

-No właśnie. Czyli jakieś...-spojrzał na wyimaginowany zegarek.-osiem godzin temu.-uniósł brwi.-Jedliście coś chociaż?

-No oczywiście że jedliśmy.-prychnęłaś z udawanym oburzeniem.-Elana przyniosła nam obiad.

-Ona może tu wchodzić?-zdziwił się.

-Ta, wpuściłam ją.-powiedziałaś już normalnym tonem, podchodząc wolno do chłopaka i opadając obok niego na kanapę.-Jak wszystkich.-mruknęłaś wtulając się w jego ramię.-To będzie nasze ostateczne schronienie.-dodałaś.

-Jak patrol?-zapytał Aiden rozciągając się na przeciwległej sofie. 

-Occhhh...-westchnął-Pachołki Arona porozstawiane są po kilku na każdej ulicy. Na razie tylko się szwendają i obserwują wszystko ale mogę się założyć że coś kombinują.-powiedział zmęczonym głosem.

-Mmm...-mruknęłaś przymykając oczy i mocniej przytulając się do swojego chłopaka. Nath parsknął śmiechem i objął cię ciaśniej.-Jestem wykończona.-jęknęłaś.-To dopiero pięć dni a ja już mam dość.

-Noo..-sapnął blondyn.

Przez chwilę siedzieliście w milczeniu. Już zaczęłaś przysypiać kiedy odezwał się Nath.

-A co u was?-uchyliłaś powieki i zobaczyłaś jak Aiden również je otwiera uśmiechając się złośliwie.

-Więc.-zaczął.-Przeglądaliśmy księgi powietrza, w jednej z nich, Starożytna potęga: Powietrze siłą świata znaleźliśmy pewien bardzo ciekawy ale i skomplikowany ruch. Nasza głupiutka Wybrana O Największej Mocy W Historii-nie cierpiałaś jak tak na ciebie mówili, dlatego wzięłaś poduszkę leżącą obok ciebie i cisnęłaś w niego z całej siły. Blondyn złapał ją zanim trafiła i kontynuował śmiejąc się.-nasza wybrana,  uparła się że dłonie trzeba obrócić a nie przekładać i wiesz co zrobiła? Przypaliła mi włosy!-krzyknął z udawanym oburzeniem. Nathaniel parsknął śmiechem widząc parę spalonych kosmyków, zwisających smętnie nad czołem.

-Już cie przecież przeprosiłam!

-Przeprosiny nie naprawią moich pięknych, blond włosów!

-Tleniony.-mruknęłaś pod nosem zakładając ręce na piersi.

-Słucham?

-Nic, nic.-parsknęłaś śmiechem i zanim zdążył jeszcze coś powiedzieć ty to zrobiłaś-Ale ostatecznie udało nam się wykonać ten ruch. Jest całkiem użyteczny w walce.-stwierdziłaś.

-Opowiesz przy kolacji.-przerwał ci Nath.-Zaraz osiemnasta.

Podnieśliście się z kanap i powoli przekroczyliście próg Biblioteki Żywiołów. Zaraz po tym masywne, wysokie dębowe drzwi zamknęły się za wami z głuchym dźwiękiem niesionym po korytarzu. Po paru minutach wyszliście już z tunelu przez ukryte drzwi w regale z książkami i znaleźliście się w normalnej bibliotece. Przeszliście obok fortepianu i udaliście się po schodach w dół, prosto do jadalni.


***

Po skończonej kolacji dowiedziałaś się o paru przydatnych rzeczach.

Marty słyszał w wiadomościach o paru napadach z podpaleniami. Wiele osób nie żyło. Okazało się też że Aron zaczął atakować, zaraz po zabiciu twoich rodziców. Czyli do tego czasu, do takich kataklizmów doszło około 50 razy i ciągle było coraz gorej. Ludzie zaczęli panikować. Napady odbywały się na całym kontynencie, w różnych miejscach. Marty podejrzewał iż mają one jakąś systematykę. Pracuje nad tym.

Kate była w trakcie sporządzania planu domu i ukrywaniu w nim potencjalnych broni.

Aiden, Nath i ty znaliście już dużo przydatnych ruchów z ksiąg. Wszyscy jednak byli bardzo zmęczeni treningami. Ćwiczyliście bardzo ciężko ale twój plan dnia się sprawdzał. Wszystko było uporządkowane i ogarnięte. Czułaś się silna i pewna.

Odeszliście od stołu i udaliście się do swoich pokoi.

Odetchnęłaś z ulgą kiedy drzwi twojego 'azylu' zatrzasnęły się za tobą. Ściągnęłaś gumkę z włosów i runęłaś na łóżko. Mruknęłaś z zadowoleniem, wtulając twarz w mięciutką poduszkę. Otaczała cię cisza i przyjemny zapach czystej pościeli. Byłaś najedzona i usatysfakcjonowana dzisiejszym dniem, więc jedyne czego ci jeszcze było brak do pełni szczęścia to sen.

Jutro była niedziela, a co za tym idzie mieliście odpoczywać. Pierwszy tydzień waszej 'pracy' był bardzo dobory i nie mogłaś sobie wyobrazić żeby był lepszy. Wszyscy ściśle przestrzegali planu dnia i słuchali cię jak prawdziwego przywódcy. Mimo iż byłaś o wiele młodsza od ciotki Kate czy Marty'ego. Czułaś się z tym trochę dziwnie ale też podobało ci się mieć kontrolę i zaufanie.

Uchyliłaś powieki. Zobaczyłaś biały sufit. (cóż za zaskoczenie xD) Uniosłaś ciężko głowę i westchnęłaś. Umyłabyś się ale nie chciało ci się wstawać. (też znacie to uczucie) Więc leżałaś dalej zastanawiając się czy iść czy nie iść. O to jest pytanie.

Nagle rozległ się dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi, przerywając ci rozmyślenia prysznicowe. Nawet nie otworzyłaś oczy, wiedząc kto to jest. Po chwili poczułaś jak opada obok ciebie i łapie cię za rękę. Uśmiechnęłaś się pod nosem i wtuliłaś w chłopaka. Ale zaraz. To nie jest zapach Nathaniela...

Otworzyłaś gwałtownie oczy odskakując na bok. Ujrzałaś przed sobą roześmianą twarz z blond czupryną.

-Aiden!-wrzasnęłaś.-Co ty tutaj robisz?!-walnęłaś go poduszką tak że spadł z łóżka. Ignorując jęczenie blondyna ciągnęłaś-Myślałam że to Nathaniel!

-Co ja?-w pokoju pojawił się twój chłopak na co zarumieniłaś się znacznie.

-Sophie pomyliła mnie z tobą.-powiedział Aiden z podłogi.

-Yyyy... Okey.-brunet zmierzył Aidena wzrokiem.

-Pozdro z podłogi.-zaśmiał się chłopak.

-Taa.. Nadal nie rozumiem co się dzieje. Mam być zazdrosny?

-Tak.-zawołał nagle Aiden podnosząc się z dywanu.-Właśnie chciałem ci ją odbić. Jestem tak cholernie przystojny.-przygładził teatralnie włosy.

-Chyba w twoich snach.-prychnął Nath.

-Myślę że Sophie uważa inaczej.-wyszczerzył się blondyn. Obaj spojrzeli na ciebie.

-Yyyy....Mnie w to nie mieszajcie.-broniłaś się.

-Widzisz!

-Jeszcze chwila i dostaniesz w twarz.-zażartował Nath.

-Zawsze był taki drażliwy?-Aiden zwrócił się do ciebie.

-Drażliwy?! Masz przewalone. Zaraz zmienimy ci kolor tych tlenionych włosków!

-Nie! Tylko nie włosy!-blondyn wybiegł z pokoju a za nim Nathaniel.

Wybuchłaś śmiechem. Co tu się właściwie stało?-myślałaś.


-(;_;)-
(^.^)

Następny dzień spędziliście bardzo miło. Poranek rozpoczął się wspólnym śniadaniem. Porobiliście parę fajnych rzeczy razem, a potem rozeszliście się.

Przez około półtora godziny grałaś na fortepianie.

Szkicowałaś uschnięte liście w ogrodzie.

Urządziliście bitwę na zeschnięte patyki.

Z Nathanielem grałaś w chowanego, kryjąc się pośród żywopłotów.

Obiad zjedliście również w ogrodzie.

Około 14:40 pogoda zaczęła się pogarszać. Czarne chmury zasnuły jasne, dotąd niebo. Wiatr poruszał nie spokojnie gałęziami drzew i wprawiał liście w wiry.

Powietrze było suche. Można było wyczuć coś dziwnego, niepokojącego, jakieś swego rodzaju napięcie. Jakby świat wiedział że zbliża się coś czego jeszcze nie było, coś innego, złego. Jakby wiedział że jasne dni właśnie się kończą.


Resztę dnia spędziłaś w swoim pokoju z laptopem, kakaem i Harrym, no, i oczywiście ciepłym kocem. Co chwila spoglądałaś z niepokojem w okno balkonowe. Wiatr nieustannie wirował za taflą gładkiego szkła. Starałaś się nie myśleć o tym co nadchodzi...

...
...
Zaznacz poprawną odpowiedź, aby przejść do następnego pytania.
Reklama
Quiz, który przeglądasz jest częścią serii. Została zachowana oryginalna pisownia autora.
CzerwonyKapturek
CzerwonyKapturek
Zobacz profil
Zapraszam do rozwiązywania moich quizów:

Komentarze sameQuizy: 3
Najnowsze

Invisible_Shadow

Invisible_Shadow

Czekam z niecierpliwością😍😍😍 Kocham ten quiz, miałaś super pomysł😄😄

Odpowiedz
1
Sana-chan

Sana-chan

Czekam z niecierpliwością 😍😁❤💙💚💜

Odpowiedz
1
Roksi410

Roksi410

Czekam ❤❤❤

Odpowiedz
1

Nowe

Popularne

Kategorie

Powiadomienia

Więcej