Po niecałych 10 minutach dotarłaś w końcu na polanę w największym parku w mieście. Po środku stało w rozkrokach 10 mężczyzn, którzy energicznymi ruchami wyłaniali z ziemi ogromne kule. Madzy ziemi.
A przed nimi stało około 13 magów ognia którzy podpalali ziemię. Poczułaś jak wzbiera w tobie złość.
*Ta banda palantów uważa że mają jakiekolwiek szansę ze mną?! Że mogą sobie od tak bezkarnie demolować mi szkołę?! Nie pozwolę na to*
Oddychałaś szybko. Serce biło ci coraz mocniej. Podwyższał się poziom adrenaliny.
Odbiłaś się nogami od ziemi i robiąc salto w przód, za pomocą dłoni wyciągnęłaś całą wodę z otaczających cię drzew i traw. Kiedy twoje stopy znów dotknęły ziemi woda leciała w powietrzu, niczym pocisk i już po chwili rozbiła zbitą grupkę magów, gasząc przy tym zapalone kule. Mężczyźni wylecieli w powietrze na około 4 metry po czym opadli na ziemię. Całkowicie zdezorientowani podnieśli się szybko z ziemi i zaczęli rozglądać. Nie trwało długo, zanim cię zauważyli. Wpatrywali się w ciebie jednocześnie zaciekawionym i morderczym wzrokiem.
-A ty to kto?!-warkną w końcu jeden z nich. Był wysoki i bardzo umięśniony, na ciele miał wiele tatuaży a brązowe włosy ścięte krótko. Podeszłaś energicznym i pewnym krokiem do przodu. Dzieliło cię teraz od nich zaledwie dwa metry.
-Jestem sprzątaczką. I mam zamiar posprzątać ten bałagan.-warknęłaś ironicznie po czym szybko rozstawiłaś ręce, środkową częścią dłoni w dół. Uniosłaś je do góry po czym opuściłaś. Co spowodowało że pod wytatuowanym mężczyzną zapadła się ziemia a on natychmiast znikł pod jej powierzchnią, dziura ponownie zarosła jakby nigdy jej tam nie było. Potem wszystko zaczęło się dziać szybko. Połowa z nich rzuciła się na ciebie a druga połowa wróciła do rzucania ognistymi kulami. Byłaś tak rozjuszona że rzuciłaś w jednego ogniem. Zaczął się palić i wrzeszczeć ale nie zwróciłaś na to uwagi. Całkowicie straciłaś panowanie nad sobą. Nie obchodziło cię czy ich zabijesz czy nie. Liczyła się tylko obrona miasta. Kolejnych trzech pokonałaś za pomocą magi powietrza. Podniosłaś ich w górę, na około 8 metrów, po czym 'puściłaś' co spowodowało że spadli z tak wielką siłą, aż wgnietli się w ziemię. Podobnie jak w kreskówkach.
Nieustannie biegłaś w stronę mężczyzn atakujących szkołę. Tych którzy stawali ci na drodze szybko z niej usuwałaś. Za tobą leżało już ośmiu mężczyzn, nie dających znaku życia. Od napastników dzieliła cię już tylko dwójka. Stanęli przed tobą i dysząc ciężko, trzęsąc się z gniewu i wpatrując się w ciebie z nienawiścią, zaczęli strzelać w ciebie ogniem. W różnych postaciach. Kulami, biczami, pociskami. Robiłaś uniki, wyginając się pod różnymi kątami i wylatując co chwila w powietrze.
*Są lepsi od tamtych pokrak. Ecchhh... Przydałaby się pomoc. Aaaa! Cholera.*
Poczułaś przerażający ból na lewym ramieniu. Spojrzałaś na nie i zobaczyłaś spaloną bluzkę i krew, wokół okrągłej rany piekącej niemiłosiernie. Syknęłaś, krzywiąc się przy tym. Niestety przeciwnicy wykorzystali twoją nieuwagę i trafili wiązką ognia w twój prawy bok a zaraz po tym w lewą nogę, trochę wyżej kostki.
-Eeeechhh.-dyszałaś. Miałaś wrażenie że poparzone miejsca ci zaraz odpadną. Ale nie mogłaś się poddać. Musiałaś walczyć. Podniosłaś jeszcze bardziej morderczy, gniewny i nienawistny wzrok na mężczyzn.
-Jesteście martwi.-powiedziałaś na co obaj zaśmiali się kpiąco. I tym razem ty wykorzystałaś okazję. Ignorując ból zwróciłaś dłonie w stronę pobliskich drzew i wyciągnęłaś z nich wodę. Momentalnie zawisła koło ciebie w powietrzu a ty zacisnęłaś pięści i ciecz zamieniła się w lód. Energicznym, poziomym ruchem łokci w tył sprawiłaś że lód rozpadł się na miliony małych kryształków, ostrych jak żyletki. Wyrzuciłaś ręce przed siebie a one pomknęły w stronę mężczyzn z prędkością światła. Ci zanim przestali się śmiać mieli powbijane lodowe igły we wszystkie części ciała. Uśmiechy spełzły im z twarzy i spojrzeli na ciebie tępym wzrokiem. Zacisnęłaś pięści ponownie przyciągając je do bioder. Sprawiając że lód jeszcze bardziej się zamroził i zaczął rozchodzić się w środku ich ciał, zmrażając narządy magów. Utykając podeszłaś do nich wolno, wpatrując im się w oczy.
-Ze mną się nie zadziera.-powiedziałaś lodowatym tonem. Widziałaś w ich oczach wściekłość ale i strach. Uniosłaś lekko kącik ust, niczym psychopatka i skrzyżowałaś przed sobą ręce. Po tym ruchu madzy opadli bezwiednie na ziemię wydychając ostatnimi oddechami zimną parę.
Ruszyłaś w kierunku atakujących, najszybciej jak mogłaś wciąż utykając na lewą nogę.Pierwszego z brzegu potraktowałaś tak samo jak tamtych dwóch. Tylko szybciej. Drugiego zesłałaś pod ziemię. Mężczyźni zorientowali się że stracili obronę więc paru z nich przestało atakować szkołę tylko rozpoczęło walkę.
Teraz unikałaś już nie tylko ognia ale i zbitej ziemi. Walka z tymi trwała dopiero parę minut a ty już miałaś siniaki wielkości jabłek. Już ledwo dawałaś radę. Ledwo mogłaś ruszać poparzonymi i poobijanymi kończynami. Mimo to walczyłaś dalej, dopóki nie wybiłaś większości. Zostało ci już tylko trzech. Dwóch z nich ciągle wysyłało ogniste kule w stronę szkoły a jeden ich osłaniał.
Czułaś się coraz bardziej wycieńczona ale nadal parłaś do przodu jak czołg.
Już miałaś zadać ostateczny cios tym który ochraniał maga ziemi i ognia ale nagle ktoś złapał cię z tyłu za nadgarstki i unieruchomił.
-Zostaw mnie, jeśli ci życie miłe!-krzyknęłaś z całego gardła aż zabolało.
-Nie mogę pozwolić ci wybić ich wszystkich.-usłyszałaś ten znajomy szept w uchu. Eryk..
-Ty dupku, puść mnie!-krzyknęłaś ponownie.
-E..e...e obawiam się że nic z tego nie będzie księżniczko.-powiedział wiążąc ci ręce czymś ciężkim i śliskim.-Nie przerywajcie chłopcy.-zwrócił się do dwójki która została z całej 'gwardii'.

Eryk popchnął cię na ziemię. Upadłaś na ziemię, zgniatając poparzone ręce własnym ciężarem.
-Nie mówiłaś że tak dużo umiesz.-powiedział jak gdyby nigdy nic.
-A ty nie mówiłeś że masz zamiar przeżyć.-zakpiłaś.-Ale serio.. Jak żeś zlazł z tej góry?-zaśmiałaś się kpiąco. *Chyba go wkurzyłam*-pomyślałaś kiedy jego rysy się ściągnęły.
-Nie doceniałem cię.-odpowiedział po chwili.-Szczerze myślałem że będziesz dużo bardziej zakrwawiona i poparzona. No i na pewno nie spodziewałem się że wybijesz wszystkich moich ludzi. Serio, możesz być jak czołg. Trzeba tylko dotknąć odpowiedniej struny.-ukazał swoje równe ząbki. *On coś wie. Coś o czym ja nie wiem.*
-O czym ty gadasz?
-Już wkrótce się dowiesz.
Próbowałaś użyć magi i przeciąć więzy ale nie mogłaś wywołać nawet iskierki.
-Jakiś problem?-zapytał kiedy zobaczył twoją przerażoną minę.Posłałaś mu mordercze spojrzenie.-Nie kłopocz się. To lina nasączona czymś co było w jaju smoka.-uśmiechnął się beztrosko.-Blokuje twoją magię.-dodał.
*Jakim cudem nie było o tym nic w tych wszystkich księgach?!*-pytałaś sama siebie.
-Jak długo masz zamiar atakować szkołę?! I dlaczego Arona tu nie ma?-zapytałaś chłodno.
-Tak długo jak będę chciał. Aron oddał mi dowództwo nad tą misją.
-Czyli od początku mnie szpiegowałeś, tak?!
-Och, oczywiście. Miałem dowiedzieć się ile się nauczyłaś ale skutecznie to przede mną ukrywałaś. Jednak nie jesteś taka głupia...
-No kto by pomyślał.-mruknęłaś.
-W odpowiednim momencie miałem przeprowadzić atak. Ale i tak najlepsze z tego wszystkiego było to.-powiedział po czym kucnął przed tobą i złapał cię za ramię. Poczułaś jak słabniesz. Jak ucieka z ciebie cała moc. Robił to już nie raz ale nie z taką siłą. Momentalnie pojawiły ci się mroczki przed oczami. Oddech miałaś coraz cięższy. Wszystko zaczęło niknąć w mroku. Widziałaś już tylko szyderczy uśmiech Eryka. Poczułaś jak powieki ci opadają. Zanim odpłynęłaś usłyszałaś jeszcze głośny, znajomy okrzyk a potem dźwięk opadającego na ziemię

Następne co poczułaś to tępy ból w głowie, piekący w prawym boku na lewej nodze i lewym ramieniu. Nie zbyt wiedziałaś co się stało. Starałaś się uchylić oczy choć na chwilę ale powieki były niczym z ołowiu. Więc leżałaś tak próbując sobie coś przypomnieć albo chociaż otworzyć oczy. Ostatnie co pamiętałaś to rozmowa z Kate przy stole.
*Chyba gdzieś wychodziłam. Te truskawki były dobre... Ale gdzie ja szłam??.. Z Nathanielem... Do szkołyyy.. Na mecz!*Po tej myśli wszystko wróciło. Całą siłą woli skupiłaś się na otwarciu oczu. Głowa pulsowała ci niczym bomba, która zaraz miała wybuchnąć. Po chwili, w końcu udało ci się uchylić powieki. Od razu oślepiło cię ciepłe światło słońca. Chyba zachodzącego... Zacisnęłaś je z powrotem. Zamrugałaś parę razy i obraz zaczął się wyostrzać. Pierwsze co zobaczyłaś to biały regał z książkami. Był ci dziwnie znajomy...
Zaczęłaś się rozglądać. Byłaś w swoim pokoju. Leżałaś na swoim łóżku a zza otwartych na oścież drzwi balkonowych sączyło się światło zachodzącego słońca. Uniosłaś głowę ignorując tępy ból. Sycząc i jęcząc z bólu usiadłaś opierając się o ramę łóżka. Twoją uwagę przykuła szklanka i dwie białe tabletki, leżące na stoiku obok łóżka. Od razu sięgnęłaś po nie, nawet nie patrząc jakie to są. Musiałaś wstać, a żeby to zrobić ból musiał ustąpić. Połknęłaś więc tabletki i popiłaś wodą.
W tym momencie z balkonu wyszedł Nathaniel. Wbił w ciebie zmęczony wzrok.
-Długo mnie nie było?-spytałaś ochrypłym głosem.
-Dzień.-powiedział grobowym tonem. Zaniepokoiłaś się jeszcze bardziej.
-Jak się czujesz?-ponownie spytałaś. Twarz chłopaka rozjaśnił uśmiech. Podszedł do ciebie i usiadł obok.
-Mnie nic nie jest. To ty pokonałaś 23 ludzi Arona.-oznajmił patrząc ci w oczy. Po chwili jednak jego spojrzenie zsunęło się nieco niżej. Na twoje ramię. Uśmiech znikł, a zastąpił go smutek. Popatrzyłaś na nie. Wyglądało strasznie. Uniosłaś dłonie. Całe twoje ręce były posiniaczone. Odgarnęłaś z siebie kołdrę i podniosłaś koszulkę. Cały brzuch również był w siniakach a na lewym boku miałaś taką samą ranę jak na ramieniu. Na nogach również znajdowały się siniaki, nie tak duże ale na kostce był kolejny znak po ogniu. Skrzywiłaś się.
Spuściłaś nogi na podłogę i z trudem podniosłaś się z łóżka. Nathaniel milczał. Podeszłaś utykając i sycząc z bólu do lustra. Wyglądałaś strasznie. Byłaś tak posiniaczona że twoje ciało przybrało kolor śliwki. Czarne tylko w miejscach spaleń. Twarz była blada, oczy zapadnięte i wystające kości policzkowe. Wyglądałaś jakbyś nie jadła od dwóch miesięcy.
-Co się stało?-zapytałaś przerażona kiedy poczułaś w tali dłonie swojego chłopaka.
-Kiedy przybiegłem ten sk**wiel trzymał cię za ramię a ty już prawie upadałaś na ziemię. Strzeliłem w niego ogniem. Upadł na ziemię, a zaraz po nim ty. Zanim do ciebie podszedłem musiałem uporać się z dwójką jego sługusów. Trochę mnie przypiekli ale to nic. Poradziłem sobie z nimi i wróciłem do ciebie. Za tobą było pełno nieruchomych ciał. Nieruchomych jak ty.-głos mu się załamał.-Przyniosłem cię tutaj. Kate powiedziała że tylko ty możesz się uzdrowić. Więc czekałem aż się obudzisz. Kiedy przyniosłem cię tu było około 3 nad ranem. Cały dzień leżałaś tak, w ogóle się nie ruszając. Kiedy zaczęło zachodzić słońce wyszedłem na balkon.-chłopak wpatrywał się w twoją twarz odbijającą się w tafli lustra. Uśmiechnęłaś się do niego ciepło.
-To nic.-szepnęłaś odwracając się do niego.-Potrzebuję tylko wody.-Nath patrzył na ciebie z niepokojem.
-Co?
-Jest jeszcze coś.-powiedział nie pewnie.
-Co się stało?-zaniepokoiłaś się.
-Najpierw musimy doprowadzić cię do porządku.
Ubrałaś leginsy i jakiś sweter po czym zeszłaś z pomocą Nathaniela na dół, do salonu.

Martaa07
O boże.. jak mogłaś tak napisać tą część! :'(((