
Przy pomocy wpisów możesz zadać autorowi pytanie, pochwalić go, poprosić o pomoc, a
przede wszystkim utrzymywać z nimi bliższy kontakt. Pamiętaj o zachowaniu kultury,
jesteś gościem :) *Jeśli chcesz odpisać konkretnej osobie, użyj funkcji " Odpowiedz" - osoba ta dostanie powiadomienie* ×




Atlantic
AUTOR•~ ten uczuć ~
Chyba powinnam zacząć tworzyć jakąś usystematyzowaną listę uczuciów, bo trochę mi się ich nazbierało. Dziś o takcie i kulturze osobistej, czyli „ten uczuć, kiedy już drugi lekarz bez pardonu sugeruje ci operację plastyczną”. Dziękuję, ᚲᚢᚱᚹᚨ, dokładnie tego mi było trzeba. Samoocenę normalnie ᚹᛇᛃᛒᚨᛚᛟ w kosmos🙂 (ach, ta buźka wpier*olka, stęskniłam się za nią). Kurcze, czy na medycynie dostaje się w pakiecie specjalny kurs z bycia skończonym chamem? Honestly, spotkałam w swoim życiu masę lekarzy i żaden z nich nie był nawet umiarkowanie miły. Ale to Polska, nie wymagajmy za wiele.
Drugi uczuć będzie bardziej w tematyce walentynkowej. Inaczej, walentynki to uczuć sam w sobie. Prawdę mówiąc, wkurza mnie cała idea tego święta, bo cholera, jak kogoś kochasz, to przez cały rok, a nie ten jeden dzień w roku, nie? Wiem, mam poglądy z czasów dinozaurów, ale gady to wspaniali rodzice. A 14 luty mógłby być całkiem fajniutkim dniem, gdyby zamiast żreć tony czekoladek ludzie zajmowali się ciekawszymi rzeczami. Na przykład, 14.02.1451, cytuję z wikipedii, „owdowiały delfin i przyszły król Francji Ludwik XI ożenił się po raz drugi z Karoliną Sabaudzką”. Byłam tak samo confused jak Wy, ale delfin to tytuł hrabiego delfinatu, który aż do 1830 był tytułem następców tronu Francji (dlaczego kochamy Francuzów, ciąg dalszy). Lub 14.02.1076 „Papież Grzegorz VII nałożył klątwę na króla Henryka IV Salickiego”. Lubię tego papieża, tak sądzę. Albo 14.02.1901, zaszczytna data otwarcia wodociągów miejskich w Krakowie – to było coś, szanowni państwo. A my w rocznicę tak znamienitych wydarzeń jak otwarcie wodociągów, rzucanie klątw na królów lub małżeństwo delfina, wpier*alamy czekoladki i kupujemy kiczowate misie z napisem „I love you”. Shame on us.
W każdym razie, pomimo tego, jak wiele chorych rzeczy dzieje się obecnie na świecie, pamiętajmy, że: primo, ciągle mamy Roberta Downeya Jr, który jest kochany („philantrophist” nabrało nowego znaczenia, Tony) i, secondo, ciągle częściowo możemy coś zrobić z tym światem. Plus, na Waszym miejscu bym się bała, bo chyba zaczynam przejawiać szeroko pojęty optymizm. Mówię, głupi klimat głupiego święta miesza mi w mózgu.
Nie wiem, czego Wam mogę życzyć, więc pójdę na łatwiznę – życzę Wam tego, żebyście mieli w swoim życiu ludzi, którym kupicie te pieprzone czekoladki i misie z prawdziwą przyjemnością. Czymkolwiek jest miłość, wydaje się dosyć fajna (zazwyczaj), więc, najprościej rzecz biorąc, życzę Wam ludzi, którzy będą Was kochać. Tak jakoś razy 3000 (przepraszam, ale Footprint Coalition Ventures to najlepsze, co się zdarzyło w tym tygodniu i trzymam się tego, bo inaczej byłoby źle. Wiem, 10mln to dla nich wszystkich grosze, ale Bruce jest dumny i ja też jestem dumna, więc… i’m not crying, u are). Wracając, dużo miłości, dużo radości, dużo czekolady i, nie przebierając w słowach, gdyby ktoś potrzebował to usłyszeć – jesteście cudowni. Wszyscy. A jak ktoś sądzi inaczej, to niech nadepnie na klocek lego gołą stopą (ale don’t worry, klocek lego pełen miłości, żeby nie było, że hipokryzja). Po prostu, kurcze, najlepszego. Love u, guys.
Wesołej 120 rocznicy otwarcia krakowskich wodociągów (i miłych Walentynek)
A.
⬇️Poczęstujcie się lizaczkiem, wcale nie ma w nich marihuany.
.Emisia.
Ty to jednak jesteś najlepsza i kropek.
Też Cię kocham, cudowna.
Zgadzam się z Tobą na temat lekkiej bezsensowności tego święta :/
A....
@Atlantic Wiele osób narzeka na walentynki. Ja tam lubię narzekać na błache rzeczy, ale dziś odpuszczę sobie narzekaństwo, bo walczę z chorobą 'bezmózgowia'(z jakiegoś serialu, moja siostra nie powinna oglądać anime).
Ale nie lubię takich fuj bezsensownych serduszek
Atlantic
AUTOR•~ well shit ~
Wiecie, co zrobiłam? Powiem Wam, co zrobiłam. Bardzo proszę: przegrałam zakład. Na domiar złego, zamiast założyć się o pączka, brownie albo zwyczajnie o przekonanie, zgodziłam się na to, co mi proponowano (jak by to wyjaśnić, byłam bardzo pewna siebie, sądząc, że będę w stanie powiedzieć „Je suis euchentee de te rencontrer” 10 razy w ciągu 10 sekund nie myląc się ani razu. Przy trzecim wyszło coś w stylu „żesłi łąsząłe dede hongkongtre. Przysięgam, udławię bagietką pierwszego Francuza, jakiego spotkam). W ten piękny sposób zostałam zmuszona, a raczej sama się wkopałam w pisanie trzeciej najgorszej rzeczy jaka istnieje (po erotyku i creepypaście), mianowicie romansu. Nie znoszę romansów. I nie umiem w romanse. Ba, nie umiem nawet w pojedyncze w wątki romantyczne. Co gorsza, to nie ma być normalny romans, a dlaczego nie, tego powiedzieć nie mogę, bo to spojler. I tak już wynegocjowałam, żeby to było hetero, bo, trust me, nigdy nie chciałam krzywdzić LGBT – a prawda jest taka, że łatwo to zrobić. Szlag mnie trafia, jak próbuję sobie poczytać cokolwiek i nagle wjeżdża ten cholerny schemacik z uke i seme (Japonio, spier*oliliście sprawę). To jest nagminne i niestety bardzo popularne, nie tylko u nas w polszy. Anime zrobiło swoje. Serio, w imieniu wszystkich, którzy nie umieją w nieheteronormatywne paringi, przepraszam. Za fetyszyzację. Za cringe. Za wszystko. Przy okazji, przepraszamy też Hamiltona i Laurensa, którzy imo zostali skrzywdzeni dokładnie w ten sposób i przysięgam, nie idzie czytać tych fanficków. Po prostu… nie. To taka dygresja na temat wątków LGBT, za to się nawet nie biorę i to absolutnie nie dlatego, że coś mi w tym przeszkadza, po prostu wiecie, staram się nie krzywdzić ludzi bardziej niż to konieczne.
Skrzywdzę natomiast (i tu wracamy do tematu), heteroseksualistów, do których sama się zaliczam i wcale mnie to nie usprawiedliwia. Skrzywdzę też Chińczyków, bo akcja tego czegoś, warunek kluczowy (tak, jak się na to zgodziłam) ma się przymusowo dziać w Chinach. Wiecie, jaki jest problem? Nigdy nie byłam w Chinach. Nie mam pojęcia dosłownie o niczym. Będzie źle, będzie bardzo źle i właśnie dlatego koniecznie zostańcie ze mną. Będę potrzebowała wsparcia mentalnego (Chińczycy też, ale mam nadzieję, że za bardzo nikt tego nie przeczyta). No i ofc, jeżeli ktoś z Was był w Chinach to… tak, potrzebuję pomocy.
A teraz dobiję jeszcze tym, że nie mam pojęcia o związkach, okej? Nigdy w żadnym nie byłam i się na to nie zanosi, a moim jedynym źródłem wiedzy są książki i filmy = nie mam żadnego godnego zaufania źródła wiedzy.
To wszystko z mojej strony, po prostu chciałam, żeby było gdzieś zanotowane, że nie robię tego z własnej woli. No i ten… witamy w wesołym cyrku.
⬇️Z dedykacją dla @Ziemniak_Marvi – oto bUłkA z sEreM:
Escada
@Night_Raven w sumie nie powiem – tez mnie zawsze ciekawiło jak tam jest…
Tylko nawet nie wiem o co pytać 😅
Night_Raven
@Escada a o wszystko możesz :D ja też nie do końca jestem pewna od czego zacząć opowiadać, to pytaj o co ciem tam interesuje :>
Atlantic
AUTOR•~ wnoszę sprzeciw ~
Postawmy sprawę jasno – wysoce niepokoi mnie fakt, że moi nauczyciele są ześwirowani na punkcie krzyżówek. Po pierwsze, jesteśmy w drugiej liceum, nie w drugiej podstawówki. Po drugie, owszem, cieszę się, że nie ma sprawdzianów (hatfu na sprawdziany), ale robienie krzyżówki do każdej jednej cholernej lekcji to przesada w drugą stronę. Po trzecie, powtórzę, jesteśmy ᚲᚢᚱᚹᚨ w drugiej liceum. Prawdopodobnie powinnam teraz zajmować się jedną wyjątkowo fascynującą (geografia i sMoG), ale niechcący, szukając filmiku o układzie moczowym, natrafiłam na to (rekomendacje YouTube’a bywają cudowne) https://m.youtube.com/watch?v=EKf8H0MSp64&feature=youtu.be i skończyło się tak, jak się skończyło. I jako że straciłam całą motywację do nau… żart, nigdy jej nie miałam, po prostu jak siedzę przy laptopie to czuję się automatycznie produktywna, nawet jeżeli jedynym „produktem” jest kolejny nic nie wnoszący wpis. Ach, nie ma to jak szczerość. W konsekwencji jestem po dawce Youtube’a, Antmanie (bo to jeden z bardzo niewielu filmów Marvela, po których nie czuję się jak nafaszerowana sprzecznymi emocjami kluska) i godzinie spędzonej w Gimpie, którego postanowiłam nauczyć się obsługiwać.
Skoro już przy tym jesteśmy, idzie mi tragicznie xD. I chociaż w necie jest z sześćdziesiąt jedenaście tysięcy (machamy do Francuzów, ja im tego nie wybaczę) poradników, to jakoś żaden z nich tak za bardzo nie mówi, jak się tworzy okładki na wattpada. No a że ja jestem miś o bardzo małym rozumku, to wymagam dobitnego, łopatologicznego wyłożenia mi tej tajemnej sztuki, czego nikt się chyba jeszcze nie podjął. Kultywuję zatem starą, dobrą metodę prób i błędów, której skutek jest taki, że stworzenie jednego raczej niezbyt satysfakcjonującego dzieła zajęło mi godzinę, a potem efekt końcowy prawie udławił mnie moim tostem, chociaż powiem nieskromnie, że robienie niebieskich światełek uważam za całkiem przyjemne (i udane). I tylko to, nie przesadzajmy z samozachwytem. Żeby pogrążyć się jeszcze bardziej powiem, że i tak jest lepiej niż ostatnio XD. Wstawię Wam na dole, tylko uwaga na oczy.
A żeby nie było, że marnujecie cenne minuty swojego jedynego życia na moje pitolenie o szopenie, to proszę, edukacyjny content: jest sobie takie bardzo ładne słówko, którym można zaszpanować na polskich, historiach i innych dziwnych rzeczach. Mianowicie w dawnych czasach ludzie lubili dużo różnych fajnych rzeczy, takich jak wyrywanie sobie serc na żywca, zjadanie sproszkowanych mumii lub wyrzucanie przez okno ludzi, którzy działali im na nerwy. To ostatnie zjawisko nosi bardzo fancy nazwę: defenestracja (od łacińskiego „fenestra”, czyli okno). Wyrzucano się przez okno ze szczerą radością i ogromnym entuzjazmem, od czasów starożytnych (królowa Jezebel), przez średniowieczne (w Portugalii, Włoszech, Niemczech, Pradze i nawet u nas we Wrocławiu), aż do współczesnych (Rosjanie, nie mogło zabraknąć Rosjan). Ta nasza słynna defenestracja wrocławska skończyła się potem wojną – w gruncie rzeczy wrocławianie (pozdrawiam wrocławian) wyrzucili przez okno swoich rządzących, bo kto im zabroni. Do niczego nie namawiam, ale ku chwale tradycji zawsze można skorzystać z osiągnięć kulturowych swoich przodków.
A tak po prawdzie, podpisałabym cyrograf za to, żeby ten tydzień się skończył. I miesiąc. I rok. Umieram wewnętrznie ze zmęczenia, serio. Idę zaraz znaleźć wreszcie coś o tym układzie moczowym (ała, dializy, boli mnie na samą myśl) i zrobić tą zasraną krzyżówkę. A Was zostawiam z efektem mojej walki z Gimpem, defenestracją, tym linkiem co go podesłałam wyżej i może jeszcze faktem, że zdaniem Żydów (czyli de facto głównych zainteresowanych), Maryja miała około 12/13 lat, kiedy rodziła Jezusa. Tak, szukałam tylko układu moczowego, don’t judge me.
Podobno jeśli w ciągu dnia dowiesz się przynajmniej jednej rzeczy, której nie wiedziałeś wcześniej, to ten dzień nie może zostać uznany za stracony. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.
~ A.
PS Poza tym, dotrzymuję obietnic.
Atlanta: Gimp, teraz robimy światło. Musi być niebieskie, ale niech to wygląda sensownie. Powtarzaj za mną. Teraz…
Gimp: Teraz…
Atlanta: Robimy…
Gimp: Robimy…
Atlanta: Światło.
Gimp: Zmutowanego genetycznie avataro-smerfa.
njrnfjcni
@Atlantic
~krzyżówki~
K**** gdyby krzyżówka była osobą to natychmiast bym ją zdefenestrowała (…) Tak to się pisze? xD Nie mówmy już tu o rzeczach gorszych które mogłabym zrobić osobie-krzyżówce (o czym ja pitole, co robię ze swoim życiem?) ponieważ moderacja od razu usunęłaby tą jakże mądrą odpowiedź oraz ludzie czytający tą jAkŻe MąDrą wypowiedź zaczęliby modlić się o wymianę mózgu. Podsumowując: Lepiej już zamknę swego ryja
Zajmijmy się może mądrzejszymi sprawami, a mianowicie: Żydzi to… (nie do kończę z wiadomych powodów)
Nadszedł ten moment w którym Atlanta powinna zastanowić się czy krzyżówki są dobra czy jednak złe. Dzięki krzyżówce dowiedziała się tylu rzeczy (szukając informacji o moczu).
Dobra skończę biadolić życzę powodzenia w życiu swoim dalszym życiem
Tak wiem jestem kreatywna, niech ten cytat będzie… nieważne
.
A....
@Atlantic Gimpa nigdy nie używałam, pewnie wyszło mi tak samo (albo gorzej, to drugie bardziej na 101%). Sama mam podobnie z grafikami. A zamiast robić grafikę, to bawię się filtrami i przeglądalm sobie grafiki albo naklejki z PicsArt XD
Atlantic
AUTOR•~ owce, sny i zupki chińskie ~
Kiedyś już chyba pisałam, że bardzo rzadko pamiętam swoje sny. Odkąd pamiętam, miałam z tym problem – zwykle były abstrakcyjne albo tak chaotyczne, że wyparowywały mi z głowy po góra trzech sekundach. Najgorsze były koszmary. Często śnią mi się koszmary, totalnie pozbawione fabuły, takie, których w zasadzie nie pamiętam, po prostu… po prostu budzę się z takim uczuciem niepokoju, jeżeli wiecie, o co mi chodzi. Jakby coś się zdarzyło albo miało zdarzyć. Gdybym miała to do czegoś przyrównać – to trochę jak ten moment, gdy leżę sobie w ciemności na łóżku, próbuję zasnąć albo akurat o czymś myślę i nagle strzela plastikowa butelka/bez powodu zaświeca się ekran telefonu/lekko otwierają się drzwi, chociaż to nie kot przez nie wszedł. I w tym samym momencie nabieram pewności, że ktoś (coś) mnie obserwuje, serce przyspiesza i, mimo że pół mojego mózgu ryje z tego, jaka jestem głupia, to owijam się kołdrą po sam nos i staram się zapomnieć, że to się w ogóle wydarzyło. Po prostu, taki dziwny, nieuzasadniony niepokój. Echo koszmaru. Możecie mnie uznać za idiotkę (sama to czasem robię), ale w pewien sposób mam szacunek do snów. Nie wiem kto i w jaki sposób je interpretuje, ale to taki mikromistycyzm, który traktuję trochę jak substytut magii. Tak jak mitologia – nie wierzę w to, ale jakaś część mnie… chciałaby wierzyć.
Moja koleżanka miała dzisiaj sen i w tym śnie wystąpiłam ja. To samo w sobie jest przerażające, osobiście nienawidzę snów o ludziach, których znam, bo potem jakoś tak dziwnie się na nich patrzy. Trochę tak, jakby dało im się faktyczny dostęp do swojej podświadomości, a sny są… czymś prywatnym. Intymnym. Przynajmniej w moim odczuciu. Generalnie ten jej sen polegał na tym, że obie cofnęłyśmy się w czasie i spotkałyśmy swoje wersje z przeszłości (działy się tam jeszcze inne rzeczy, ale to nieistotne). No i trochę dla beki wygooglowałyśmy, co to może oznaczać. Dosłownie takiego snu nie znalazłyśmy, ale było coś o tym, że kiedy śnisz o powrocie do przeszłości, chcesz naprawić dawne błędy. Niespecjalnie to do mnie przemawia, bo te „oczywiste” tłumaczenia pokroju „spotykasz we śnie zmarłego bliskiego = tęsknisz za nim” nie mają w sobie tego czegoś. Osobiście lubię sennik egipski, jest totalnie nieprzewidywalny. Choćby to: nieżywy szczur oznacza, że powinieneś podjąć decyzję w zgodzie z własnym sumieniem. Nie wnikam w kreatywność Egipcjan.
Miałam właściwie powiedzieć o czymś innym – o tym naprawianiu błędów. Mówi się, że błędy są potrzebne. Że człowiek się na nich uczy i rezygnując z nich, rezygnuje z pewnej części swojej osobowości. I pewnie coś w tym jest, ale nie potrafię o tym myśleć w ten sposób. Sami wiecie, narzekam na ludzi. Że się zmieniają. Że porzucają. Że po prostu odchodzą, zostawiając Cię z takim poczuciem, że byłeś/aś niewystarczający/a. A ja w jakiś dziwny sposób przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie zawsze są. Jacyś zawsze są. Przychodzili, odchodzili, ale miałam to, naprawdę, miałam to gdzieś. Nigdy za nikim nie goniłam, nigdy o nikogo nie walczyłam. No a teraz, jak by nie patrzeć, jestem sama i jakoś mnie to nagle uderzyło. Że może w czyjejś głowie, może w czyimś śnie to ja jestem tą suką, której nigdy na nikim nie zależało. I może ten ktoś nie zdaje sobie sprawy, że w którymś momencie, którego nikt z nas nie dostrzegł, zaczęłam chcieć tylko tego, by mieć kogoś, na kim będzie mogło mi zależeć.
Po prostu, jeśli macie w tym momencie kogoś, na kim zależy Wam najbardziej na świecie i jeśli temu komuś też na Was zależy to proszę – zróbcie to dla mnie i nie pozwólcie, żeby to się schrzaniło bez powodu.
A tu dwie zarumbiste rzeczy:
1. Nie wiem czy słyszeliście już „The hill we climb”, ale kurcze, jak już ogarnęłam dokładnie o czym ona mówi to to jest takie… krzepiące. Nie wiem jak to określić, ale kojarzycie to uczucie, kiedy płaczecie, płaczecie i płaczecie, aż w końcu zaczyna brakować Wam łez, przestajecie płakać i niby ciągle jesteście smutni, ale jednocześnie nachodzi Was taki dziwny rodzaj spokoju? To tak mniej więcej się czułam. Przy okazji, miłego szukania nawiązań do Hamiltona:
https://youtube.com/watch?v=Wz4YuEvJ3y4&feature=share
2. A to już 100% Hamiltonowo-Linowo-Groffowe. Groffsauce goals: bądź gejem i znajdź sobie przyjaciela, który mimo że jest hetero pocałuje cię w ramach prezentu urodzinowego, bo „Internet mu kazał”, a jego żona będzie wszystko nagrywać i otwarcie Was shipować. Heal yourself, bo to piękny bromance:
https://m.youtube.com/watch?v=K8VANj_4sP4&feature=youtu.be
No i na koniec mam kolejną nominację (robią się coraz ciekawsze):
🍅 Pomidorowa nominka! 🍅
Autor: @Kaszalociara
Nominował/a mnie: @.Margherita.
Kiedy i na kim pierwszy raz przetestowałeś patelnię?
🍅W roli sprzętu kuchennego czy narzędzia zbrodni? Tego pierwszego nie pamiętam pewnie robiłam jajecznicę czy coś. Natomiast to drugie… broniłam się przed bratem, który zaatakował mnie pogrzebaczem od kominka z nadzianym nań ziemniakiem. Nawet mnie to już specjalnie nie dziwi.
Ile razy w życiu zdarzyło Ci się zostać napadniętym przez funkcjonariusza policji we Wrocławiu?
🍅Szczęśliwie ani razu. Zostałam tam natomiast napadnięta przez gówniaka na hulajnodze, papugę (jadłam ciastko) i Karynę w tramwaju, ale to już nie wiem dlaczego.
Czy żonglowałeś kiedyś bananami w supermarkecie?
🍅Wstyd się przyznać, ale nie umiem żonglować. Totalnie niczym, a już na pewno nie bananami.
Jak nazywa się Twój odkurzacz
🍅William. Pisałam esej na angielski o brytyjskiej rodzinie królewskiej i ojciec kazał mi skonfigurować nowy odkurzacz (no wiecie, rumbę). Kazał nadać sobie imię, więc wpisałam William, bo brzmiało ✨fancy✨. No i został Williamem.
Zadzierałeś kiedyś z dzieckiem Grażyny na wakacjach?
🍅Nie raz, nie dwa. W samolotach wyrastają jak grzyby po deszczu. Jeśli ktoś Ci przez 4 godziny z premedytacją kopie w fotel, to morderstwo powinno być uzasadnione.
Co sądzisz o wyjadaniu Nutelli prosto ze słoika łyżką o 3.00 w nocy?
🍅Zabijecie mnie za to, ale nie lubię Nutelli, jest dla mnie za słodka. Jestem team masło orzechowe, najlepiej takie domowej roboty i wtedy – owszem – o każdej porze dnia i nocy.
Czy przeznaczysz cebulę na cele charytatywne?
🍅Bardzo chętnie, cebula zawsze przyda się potrzebującym!
Kupisz mi zupkę chińską?
🍅Nawet bym kupiła, ale jestem zbyt leniwa żeby wyjść z domu, a do najbliższej Biedronki mam niecały kilometr i do jest d u ż o. Poza tym cierpię na personalną awersję do zupek chińskich, bo moja nauczycielka biologii w podstawówce roztoczyła przed nami kiedyś niepokojącą wizję swojego uzależnienia od tychże zupek. Ciągle się nie pozbierałam.
I to już wreszcie koniec tego dłuuuuugiego wpisu, więc życzę Wam miłej reszty weekendu, łapcie Albanię i Góry Przeklęte (jarajmy się tą nazwą, proszę).
A.
Im.Sanji
@Atlantic yass, dokładnie
pomidory są do życia zbędne :’)
.Emisia.
Także bardzo rzadko miewam sny, pamiętam jeszcze rzadziej. A dziś miałam sen o tym, jaka beznadziejna i bezużyteczna jestem i… akurat go pamiętam.
To nie podnosi na duchu. :/
Też nie lubię zupek chińskich. Tematyczne.
Atlantic
AUTOR•~ przecięłam się serem ~
Autentycznie. Przecięłam się serem. Konkretnie opakowaniem od sera, na którym był ser, który chciałam spłukać, no bo ekologia i brudnego opakowania nie mogę wyrzucić do plastiku. W razie gdyby kogoś to interesowało, opakowanie od sera w żadnym wypadku nie było ostre, po prostu ja bywam czasem wybitnie ułomna XD. Anyway, nie było mnie tutaj trochę i – surprise – to wcale nie dlatego, że tak bardzo mnie interesują lekcje online. Po prostu nie mam pomysłów… wróć, pomysły może mam, ale chęci absolutnie nie. Oczywiście Szkice są zapchane rzeczami, które mają tylko tytuł i opis (choć z tym ostatnim różnie bywa) i już nawet nie pamiętam, o co właściwie mi chodziło. Klasycznie. Wattpad również leży i kwiczy, jako że albańskie legendy w sensownych wersjach dostępne są głównie po albańsku i włosku – po albańsku znam całe zabójcze dwa słowa, a po włosku z trudem umiem kupić bułkę i to wyłącznie dzięki temu, że Włosi nie mają problemu z kaleczeniem gramatyki i spokojnie idzie się z nimi dogadać na migi. Swoją drogą, jestem beznadziejna w używaniu języków obcych na codzień. Tak, znam angielski, po niemiecku coś tam sprecham, po hiszpańsku mniej więcej się dogadam, po francusku… kiedyś w miarę, teraz już słabo, ale w takiej życiowej sytuacji muszę najpierw trzy razy ułożyć sobie dokładnie w głowie to, co chcę powiedzieć, a dopiero potem wreszcie się odzywam, robiąc przynajmniej cztery błędy na sześć sylab. Gdybyście kiedyś spotkali mnie stojącą bez ruchu przed biurem informacji turystycznej czy restauracją, to prawdopodobnie właśnie staram się zmobilizować swoje dwie ostatnie szare komórki do wydukania czegoś pokroju „Przepraszam, chciałam prosić o plan miasta”. Pół biedy, jeśli rozmowa przebiega w języku, którego oboje nie jesteśmy rodzimymi użytkownikami. Gdybym miała rozmawiać z Hiszpanem po hiszpańsku, to lęki społeczne zjadłyby mnie żywcem i przy dobrych wiatrach wydukałabym coś w stylu „Soy Maria y mi sudadera es azul”, a potem uciekła gdzie pieprz rośnie. Tak naprawdę odwagę cywilną zyskuję tylko przez sarkazm, a to też się dobrze nie kończy.
Anegdotka z życia: Miałam jakieś 12, góra 13 lat i to był ten moment, kiedy zaczynałam się uczyć niemieckiego. Stres mnie zjadał, kiedy kazali mi się choćby przedstawić, ale coś tam niby umiałam, nawet jeżeli nie było tego widać. Generalnie w kwestii języków jestem jak pies – rozumiem sporo, z mówieniem ciężej. W każdym razie pojechaliśmy do Austrii na ferie i, jak to na stoku, chcieliśmy zjeść coś w jakiejś knajpce gdzieś wysoko, gdzie była mgła, -18 stopni i tak zwana pizgawica. Jak pewnie wiecie, zwykle w takich miejscach są tłumy, więc o stoliki trzeba się niemal bić, szczególnie jeśli jest się, tak jak my, w 8 osób (bo ze znajomymi). W związku z tym mnie i moją koleżankę oddelegowano do wyczajenia stolika, a cała reszta poszła coś zamówić. Stolik szczęśliwie znalazłyśmy, pozdejmowałyśmy kurtki, kaski, ochraniacze i całą resztę uzbrojenia, a potem po protu siedziałyśmy, gadałyśmy i czekałyśmy, aż reszta przyjdzie. No i tak się złożyło, że jakichś dwóch gości i mały gówniarz (postać kluczowa) podeszło do nas i zaczęło sprechać po niemiecku. Z premedytacją, bo słyszeli nas i musieli wiedzieć, że Niemkami ani Austriaczkami nie jesteśmy. Mnie sparaliżowało, koleżankę też i wreszcie, kiedy połowa mojego mózgu próbowała powiedzieć, że nie mówi po niemiecku, druga połowa wyłapała słówko „frei” i wydedukowała, że pytają, czy mogą się dosiąść/wziąć krzesła/whatever, co było dość logiczne, bo stolik był duży, a my tylko dwie. Wspólnymi siłami skleciłyśmy informację, że „Nein, entchuldigung, Wir warten fur unsere Familien” czy coś równie mało gramatycznego. I tu się wydało, że, primo, słyszeli, że rozmawiamy w innym języku i secondo, że ogarnęli, że to polski. Ponieważ z jakiegoś powodu gość nr1 coś wymamrotał, gość nr2 również, a mały gówniarz (lat 10 góra) radośnie skrzywił się, pokazał nam język, wrzeszcząc „polnische Schweine!”. To akurat rozumieli wszyscy, więc momentalnie cała sala spojrzała w naszą stronę i była światkiem pięknej sceny, w której 12/13–letnia, głupia ja pyta z uśmiechem (robiąc ze 3 błędy gramatyczne), jak mu się podoba w Hitlerjugend. Powiedzmy, że mogłam sobie darować, ale… hmmm… mam talent do odzywania się wtedy, kiedy lepiej siedzieć cicho. Drugi przykład, dla poparcia tezy – dzięki pewnemu idiotycznemu zakładowi znam po arabsku całe jedno zdanie: „Wiedzieliście, że ludzie boją się wszystkiego, co powie się po arabsku, nawet jeśli to tylko różowy jednorożec?”. Spróbujcie powiedzieć to dość głośno w miejscu publicznym i patrzcie z uśmiechem, jak wszyscy, którzy rozumieją arabski zaczynają się uśmiechać, a cała reszta wygląda, jakby ktoś odciął im dopływ powietrza. Tylko może niekoniecznie na stacji metra, bo gdyby nie to, że mieli Saudyjkę w obsłudze, długo bym się z tego tłumaczyła.
Miało być o serach i braku motywacji do SQ, a skończyło się na różowych jednorożcach. Well… shit. Na zakończenie mam, uwaga uwaga, NOMINACJĘ (nie robiłam nominacji od ponad roku, ale co mi szkodzi, content to content):
Autor: @Hp_time (Możesz usunąć, tylko po co?)
Nominowana przez @LostFound i @.Astral
💎=> Samoquizowa nominka <= 💎
1. Główna tematyka twojego profilu?
🐦Haha, dobre pytanie. Jest tu wszystko, pogrupowanie mniej więcej tak, jak nachodziły mnie fazy na różne rzeczy lub po prostu randomowe pomysły. Mamy trochę oneshotów, których czytanie odradzam, trochę opowiadań, z których w miarę żyje tylko "Przypadek Samuela Lawrence'a" (chciałam zrobić skrót, ale właśnie się skapnęłam, że wyjdzie PSL😬) i chwilowo zawieszona, ale wciąż dychająca "Valhalla". Natomiast w kwestii wpisów – są zwykle długie, o wszystkim i o niczym, ostatnio przeładowane Hamiltonem, ciśnięciem beki z francuskiego, północną Norwegią, Albanią i nikomu nie potrzebnymi informacjami o moim życiu.
2. Czy piszesz opowiadania?
🐦Ujmijmy to tak: mam miliony pomysłów, ale motywacja mija mi po góra dwóch częściach. Obecnie ciągnę tutaj tylko PSL (huehue będę to tak nazywać) i Valhallę (nooo, prawie) plus mam jeden dziwny twór na watt (czytany góra przez 2 osoby) i chyba na razie przy tym zostanę, choć kto wie ten wie, że ta Norwegia jest nieprzypadkowa. Kiedyś to wstawię, I promise.
3. Jaki jest Twój cel?
🐦Ja generalnie nie posiadam celów. Jestem tu, bo są tu fajni ludzie, bo mogę się wygadać, bo to dobry sposób na nudę. Na wszelkiego rodzaju osiągnięcia mam, szczerze mówiąc, wylane.
4. Ile brakuje Ci do celu?
🐦Nic mi nie brakuje. Jest tu klika przecudownych osóbek (ŚWIĘTO NARODOWE UŻYŁAM ZDROBNIENIA), które bardzo sobie cenię (prawdopodobnie bardziej, niż im się wydaje), mogę gadać do woli, cenzurować przekleństwa nordyckimi runami (albo nie) i ktoś tego słucha, nawet jeżeli czasem Was zamęczam. Ale to z sympatii, don't u worry.
5. Jak nazywasz swoich obs?
🐦Kiedyś faktycznie była nazwa – Bezimienni (kReAtyWniE żE weŹ), ale obecnie już jej nie używam i nawet nie wstawiam podziękowań za obserwacje, żeby nie spamić ludziom na profilach. Taki tam, relikt przeszłości.
6. Czy lubisz SameQuizy?
🐦Gdybym nie lubiła, to by mnie tu nie było. Fakt, niektóre rzeczy i sytuacje mnie wkurzają, przyznaję, ale generalnie jestem tu i jak na razie nie zanosi się na zmiany.
7. Jaki quiz/opowiadanie teraz robisz/piszesz?
🐦Obecnie to akurat męczę Watt, ale mam zamiar zabrać się niedługo za PSL (bogowie, kisnę z tego!). A co do quizów, you never see that comin'.
Nominuję: Kurcze no, nominuję chętnych i tyle.
No i wyjątkowo zamiast talksów i fanartów będzie po prostu fajny obrazek fajnej ŻYGlówki (czy ktoś jeszcze chce się ze mną jarać tym jak pięknie zwinięty jest ten grot?), bo trzeba walczyć z nałogami. A teraz wracam rysować fanarta Washingtona x pralki (nie pytajcie) podczas angielskiego. Moment… walczyć z czym?
A.
Escada
@Atlantic te chmurki w Austrii mają straszne… Ale mieszanie języków jest genialne…! 😂😂😂
.Emisia.
Hm, skąd ja znam sytuację z tytułem i dwoma zdaniami koncepcji… tylko u mnie bez tytułu, bo nie umiem ich wymyślać. Szkoda mi tych zapomnianych idei.