Patryk

Atlantic

Patryk

Atlantic

imię: maria

miasto: ???

www: wattpad.com

o mnie: przeczytaj

30319

O mnie

zbiera się na burzę i niebo jest tak ciemne, że nie sposób stwierdzić, która tak naprawdę jest godzina
jeszcze nie pada, jeszcze nie, ale mam wrażenie, że cały kosmos wisi mi nad głową i czeka, by się zerwać
na ścianach wiszą zegary, które już od dawna nie... Czytaj dalej

Ostatni wpis

Atlantic

Atlantic

o shit ale was okłamałam te dwa lata temuXDDD sorry i was ✨clinically depressed✨ ... Czytaj dalej

Odznaki

Przy pomocy wpisów możesz zadać autorowi pytanie, pochwalić go, poprosić o pomoc, a przede wszystkim utrzymywać z nimi bliższy kontakt. Pamiętaj o zachowaniu kultury, jesteś gościem :)

*Jeśli chcesz odpisać konkretnej osobie, użyj funkcji " Odpowiedz" - osoba ta dostanie powiadomienie* ×

Zaloguj się, aby dodać nowy wpis.

Atlantic

Atlantic

AUTOR•  

~ jak rozpętałam trzecią wojnę światową ~

Nareszcie. Ich. Nie ma.

Nadprogramowa część rodziny (ciocia, kuzynka, kuzyn, babcia i ich durny pies) POJECHALI. ALLELUJA. A ja wobec tego powracam.

No i co? Święta, święta i po świętach – wreszcie. Chociaż oczywiście bez awantury się nie obeszło, a to jak zawsze moja wina.

A może kuzyna.
Albo Spotify'a.
Albo Hoziera.

Właściwie może lepiej zaczniemy od samego początku:

Moja babcia (kluczowa postać całej historii, gorliwa zwolenniczka partii rządzącej i dumna przedstawicielka tej toksycznej części fandomu gościa o imieniu Jezus – że się tak nieco eufemistycznie wyrażę. Prywatnie urocza osoba, ale niestety powyższe czyni ją zwykle dość… wkurviającą) – a zatem moja babcia włączyła sobie TVPiS.

I co? Nie przepadam, ale to przecież żadna zbrodnia. Zwłaszcza, że akurat sobie tam kolędowali (jakość miejscami średnia, ale jak na Kurskiego i spółkę to nawet całkiem przyzwoity kontent – niech śpiewają). Niestety, ciotkę trafił szlag, bo ciotka jest bardzo bardzo za panem "eternal status quo" Hołownią i bardzo bardzo przeciwko naszym drogim, ekhem, rządzącym.

Nie chcę tu wywoływać dyskusji politycznych, ale dajcie mi proszę wtrącić te trzy grosze od siebie – obiecuję, że ponarzekam na wszystkich po równo. Dość powiedzieć, wywiązała się bardzo gorąca dyskusja między babcią (ze śpiewającym wsparciem mentalnym płynącym z telewizora) a ciocią (z upi3rdolonym makiem wsparciem płynącym z łyżki, którą mieszała makiełki mające za chwilę rozwalić się dramatycznie się po całej kuchni).

Napięcie rosło. I rosło. I rosło.

A mnie magicznym trafem przechodziło to wszystko koło nosa, gdyż siedziałam sobie zamknięta w pokoju i rysowałam cholerną deoksyrybozę – do czasu. Problem pojawił się wtedy, kiedy makiełki z głośnym hukiem wylądowały na podłodze (wciąż nie wiem dokładnie *tududududu* jak do tego doszło). A dyskusja polityczna, która wcześniej skupiała się raczej na kwestiach ekonomicznych (co jest mimo wszystko bezpieczniejszym gruntem), zeszła w jakiś dziwny sposób na temat, który z polityką normalnie nie powinien mieć nic wspólnego, a który został przez nasz wesoły cyrk z gówna i dykty ukochany, szczególnie w roli zasłony dymnej.

Tak. LGBT. Zapnijcie pasy.

Partie partiami, ale w tej kwestii babcia z ciotką stoją totalnie po dwóch stronach barykady – jak możecie się domyślić, babcia najchętniej spaliłaby na stosie wszystko co tęczowe, a ciotka (mimo że zdarza jej się rzucić głupim komentarzem albo żartem) jest… no, może nie totalnym "ally", ale na pewno dość wspierająca w stosunku do ogólnie pojętych mniejszości.

I tu wchodzę ja, cała na biało…

… a raczej oni wszyscy wchodzą do mnie. Znacie ten irytujący moment, kiedy siedzicie sobie zamknięci w pokoju *just chilling* i nagle WSZYSCY i WSZYSTKO wparowuje tam i zaczyna dziać się tuż przed waszym nosem? A wy siedzicie, gapicie się na wszystkich po kolei z "wtf" wymalowanym na twarzy i zastanawiacie się, czy bardzo byście się połamali, gdybyście wyskoczyli przez okno? No, tak mniej więcej było. No ale bez dygresji, Marysia, do brzegu.

A zatem znalazłam się, pozwólcie na moment dramatyzmu, w epicentrum burzy, razem z moją niewinną playlistą, w której jest może tylko oCiuPinKę za dużo… pisenek wpisujących się w vibe "Finlandia na Eurowizji"… Kto wie, ten wie.

i'm in my emo phase of "fuck everything" and i lowkey love it

I wyobraźcie sobie, że burza powoli… ucichła (zanim zdążyłam wyskoczyć przez okno), pół rodziny poszło zbierać z podłogi makiełki, a drugie pół… eh, drugie pół JUŻ PRAWIE TEŻ, tylko że włączył się cholerny Hozier.

jeśli jeszcze się nie domyślacie, co się wydarzyło, to moje gratulacje, musicie być cholernie szczęśliwymi ludźmi

babcia zajęła się głaskaniem kota i totalnie zignorowała właśnie wchodzące w refren "Take me to church", gdyż nie zna słowa po angielsku.

Ale wiecie co mam? Mam kurva kuzyna, który (ominąwszy podobnie jak ja całą wcześniejszą dramę) wpadł do mnie do pokoju z pytaniem, gdzie postawiłam miskę z farszem na pierogi (na środku blatu stała, cwelu). A potem, jakby nigdy nic, zauważył:

"ooo, to jest lepsze niż kolędy na tvpisie"

Babcia na to, że to jakieś, cytuję "mocne brzmienie" (XD) i mało świąteczne, na co kuzyn, ta skończona ameba społeczna:

"Ale babcia, to jest taka chrześcijańska piosenka! (*smiles, cause he fucking knew what he was doing*) O miłości do Boga i w ogóle. Take me to church znaczy zabierz mnie do kościoła i…"

Babcia: *z telefonem w ręce* JAk tO siĘ piSzE????

Mój kuzyn jest pełnosprawnym człowiekiem. Ma osiemnaście lat, zna angielski, umie korzystać z youtube i posiada (przynajmniej w teorii) umiejętność przewidywania konsekwencji swoich czynów.

A mimo to, bardzo zadowoloby z siebie, wpisał babci ten tytuł. Na youtubie. Gdzie jest teledysk. Który moja babcia włączyła, prawdopodobnie oczekując stada tańczących zakonnic.

Chyba nie muszę kończyć, prawda?

no. to widzimy się w piekle.
also rip makiełki

A., która nie może mieć JEDNYCH NORMALNYCH ŚWIĄT (ale po namyśle ta historia musiała pójść świat – mina babci… *chef's kiss*)

Odpowiedz
29
Lilu.

Lilu.

Na twoim miejscu po prostu ryknełabym śniechem.

Odpowiedz
WeraHatake

WeraHatake

@Atlantic No to nieźle kuzyn dołożył swoje trzy grosze :') Pewnie nawet się nie domyślam, jak zareagowała babcia…

Odpowiedz
pokaż więcej odpowiedzi (4)
Atlantic

Atlantic

AUTOR•  

~ grinching continues ~

Miałam coś ważnego do zrobienia (musiałam przeczytać opowiadanie, które odkładałam przez chorą ilość czasu, czego teraz żałuję bardzo bardzo bardzo – to wie, ten wie).

Ale wróciłam – przesiąknięta nienawiścią do bigosu, psa mojej ciotki i wzorów chemicznych węglowodanów, bo właśnie z tą wesołą mieszanką spędzam święta. Udało mi się też, przy okazji, zj3bać makowca. Bardzo pozytywnie się zapowiada, nie ma co.

I w zasadzie wygląda na to, że pozostaje mi tylko złożyć Wam jak najlepsze życzenia, w czym, jak wszyscy wiemy, jestem raczej słaba. No cóż.

Życzę Wam w pierwszej kolejności tego, żebyście nigdy nie byli zmuszeni wiedzieć, jak wygląda rozrysowana na pierścieniach sacharoza i czym alfa-gluskoza różni się od beta-glukozy.

No dobra, poważnie:
Życzę Wam długich nocy. Długie noce zaczęły u mnie ostatnio funkcjonować jako synonim czegoś względnie dobrego. Kiedy noc jest długa, czas zwalnia. Można robić wszystko – wchłonąć cały sezon Downtown Abbey, spać smacznie to wymagane, choć abstrakcyjne osiem godzin, albo po prostu zrobić sobie kubek (dzbanek) herbaty i gapić się w gwiazdy. Długich nocy, mon cheries, bo długie noce to ten czas, kiedy wszystkie decyzje należą do Was.

Życzę Wam porcelanowych filiżanek. Porcelanowe filiżanki bowiem mają to do siebie, że nikt ich specjalnie nie używa, a już na pewno nie publicznie. Mamy termosy albo papierowe czy styropianowe kubki, które są albo dramatycznie zimne, albo cholernie gorące, a wszystko sprowadza się do tego, że gdyby ktoś zobaczył Was z porcelanową filiżanką na mieście, pomyślałby sobie, że postradaliście zmysły.
Może właśnie w tym tkwi cała zabawa – w postradaniu zmysłów i porcelanowej filiżance – bo porcelanowa filiżanka znaczy, że masz w dvpie to, co pomyślą i po prostu robisz swoje.

Życzę Wam podróży do Rzymu. W głównej mierze z powodu Schodów Hiszpańskich, bo to idiotyczne, że coś, co nazywa się Schody Hiszpańskie, znajduje się w Rzymie, który ma z Hiszpanią tyle wspólnego, co ja ze spokojem ducha. I teraz uwaga – życzę Wam tego, żebyście przylecieli do Rzymu, podreptali do rione Campo Marzio i usiedli sobie na tych schodach albo na innym przypadkowym murku, a potem spędzili d o w o l n ą ilość czasu, po prostu gapiąc się na rzymskie Schody Hiszpańskie. Nigdzie się nie spiesząc. O niczym innym nie myśląc. Tylko wy, schody i odwieczna filozoficzna dyskusja wewnętrzna, dlaczego właściwie zjedzenie czegokolwiek na którymś ze stopni przynosi nieszczęście i kto to do diabła wymyślił. Życzę Wam Schodów Hiszpańskich, bo Schody Hiszpańskie to spokój i moment na to, by się zatrzymać.

I kiedy już – czysto hipotetycznie – wypijecie herbatę z porcelanowej filiżanki, siedząc w środku długiej, jasnej, południowej nocy na Schodach Hiszpańskich w Campo Marzio (mowa była tylko o jedzeniu, nie o piciu), może wreszcie wszyscy pojmiemy, że te przydługie i nudnawe, a może nawet nieco nawiedzone "życzenia" dałoby się streścić w dwóch słowach:

bądźcie szczęśliwi

A.

Odpowiedz
28
Artemis978

Artemis978

@Atlantic Kurde, piękne te życzenia
Strasznie trafne i po prostu cudowne
dziękuję 🤍

Odpowiedz
1
WeraHatake

WeraHatake

@Atlantic To chyba najlepsze życzenia, jakie w tym roku przeczytałam :o ♥ Oczywiście wzajemnie, haha :D ♥

Odpowiedz
pokaż więcej odpowiedzi (5)
Gronostaj

Gronostaj

Odpowiedz
2
Atlantic

Atlantic

AUTOR•  

~ moja podłoga to sufit ~

do tego przejdziemy
nie wiem, czy zauważyliście, ale jak rezygnuję z wielkich liter to znak, że mam totalnie dość i nawet nie chce mi się wcisnąć shifta
ba, dzisiaj to nawet mi się nie chce wcisnąć kropki, więc po prostu będę pisać linijka po linijce, czemu nie
ogólnie to nie tak że nie czytam tego co piszecie czytam i strasznie to doceniam, serio, ale ten tydzień (tydzień? tydzień) temu doszłam do wniosku, że jeszcze słowo i wyjdę z domu zadźgać cyrklem pierwszą napotkaną na ulicy osobę
i put 'laughter' in 'manslaughter', bitches
więc nie padło ani jedno słowo
i cóż, kupiłam se talerz, naprawdę zaj3bisty talerz, a trzy dni później zostałam wykopana z domu (dosłownie XD) i nawet kurde wyszłam, chociażby po to, żeby ochłonąć, ale ostatecznie musiałam wrócić… bo nie wolno mi wychodzić jak mam syf w pokoju XDD
napiszcie o tym komedię, proszę

w każdym razie teraz leżę sobie nad poprawą z ekonomii i trochę mnie wkurza, że kiedy ustala się minimalną cenę to się nazywa sufit, a maksymalną – podłoga; niby ma to sens, ale jednak nie

czemu coś, co jest nisko, jest sufitem, wtf
z drugiej strony – podążając za tym przykładem – leżę teraz na suficie
niczym pająk

(ooo, był ktoś na spidermanie i też jest emotionally devastated?)
also, nie mogę być jedyną osobą, która uwielbia leżeć na podłodze, prawda?

have a nice day, sweeties
a.

Odpowiedz
27
Atlantic

Atlantic

•  AUTOR

@MYSZA282 klasyk. chociaż dzięki pewnemu przemiłemu chemikowi rysującymi chore ilości czerwonych kotów, zapamiętałam, że redukcja zachodzi na katodzie (red cat – mo to sens, nie?). Czasem mam wrażenie że wszyscy naukowcy mają w sobie coś z sadysty.

Odpowiedz
1
MYSZA282

MYSZA282

@Atlantic Jezu nasza chemiczka też korzystała z tej metody 😂

Odpowiedz
pokaż więcej odpowiedzi (8)
Atlantic

Atlantic

AUTOR•  

~ gdzie kupić talerz ~

Ogólnie to jestem trochę wkurviona, ale jak tak to piszę to to będzie chyba całkiem śmieszne. Storytime, zacznijmy od początku:

W piątek o 17 miałam trening tenisa. Jesteśmy na nim we dwie z koleżanką, która jest także moją sąsiadką i zwykle jest tak, że jak z tego treningu wracamy, to idziemy do mnie pogadać i ostatecznie ona (dajmy jej na imię Ewa) wychodzi około 23. I co? I nic, fajnie jest się od czasu do czasu z kimś spotkać, prawda?

Dokładnie tak samo było w zeszły piątek, Ewa poszła późnym wieczorem, a ja jeszcze usiadłam nad chemią, bo tak się składa, że w przyszłym tygodniu mam dosłownie wszystko – 12 rzeczy do napisania (czy to legalne? pewnie nie, ale kogo to obchodzi), plus dwie poprawy, plus trzy eseje. Słowem, urwanie głowy. W związku z tym, dość (jak sądzę) odpowiedzialnie, postanowiłam poświęcić cały ten nieszczęsny weekend nad siedzenie nad tym wszystkim, a kto rozszerza chemię i biologię, a w dodatku po angielsku, ten wie, o czym mówię. Poszłam spać około drugiej i wstałam w sobotę… gdzieś w okolicach dziesiątej.

Musicie wiedzieć, że ja ogólnie lubię spać. To znaczy, mam problem z tym, żeby zasnąć wieczorem i nie ma opcji, że położę się o północy i usnę – ale za to jak musze wstać o siódmej rano, to nagle się okazuje, że jestem strasznie niewyspana. No i nie bardzo mogę z tym cokolwiek zrobić, więc odsypiam w weekendy, to znaczy śpię do 11 i wstaję – nareszcie – w miarę żywa.

Mojej rodzinie (czy raczej rodzicom, bo brat ma wylane), jak możecie się domyślić, wybitnie to przeszkadza, bo w każdy weekend włącza im się mode tworzenia więzi rodzinnych (XD), a to, jak powszechnie wiadomo, można robić wyłącznie przy śniadaniu. Takie śniadanie, oprócz tego, że wypada w godzinach, kiedy ja sobie najchętniej smacznie śpię, polega głównie na wysłuchiwaniu nieskończonej liczby pretensji i przemiłych uwag, jak na przykład "ale ci okropny pryszcz wyskoczył, zadbałabyś torchę o siebie" (dbam, ale niestety nie każdy z nas ma idealną genetykę i cerę jak koreańskie idolki). Wszystko to sprawia, że takie śniadania z premedytacją omijam, choćby na rzecz spania właśnie, a to wkurvia moich rodziców niemiłosiernie.

Dzisiaj, kiedy zeszłam na obiad, pierwsze co mi powiedziano to "o, panienka nareszcie raczyła przyjść. Nawet nie możesz zjeść z nami ŚNIADANIA, no tak". Zastanawialiście się jak zj3bać mi humor w 0.5 sekundy? No właśnie tak.

W każdym razie zjadłam tą nieszczęsną zupę i już chciałam iść z powrotem na górę do mojej biologii, gdy zostałam zatrzymana, bo "ciasto na pierniki nie wyszło". Zwykle pierniki robię sama, ale w tym roku matka stwierdziła, że zrobi lepsze – i zamiast dwóch szklanek mleka wlała dwa litry. Moje sugestie co do uratowania pierników zostały wyśmiane, więc podjęłam próbę pójścia na górę vol 2. Próbę, podkreślam.

Próbę, bo zostałąm zatrzymana przez ojca, który najpierw taktycznie czepił się, że odłożyłam miskę do zlewu, a nie do zmywarki. Przytoczę klasyczny dialog:

– Nawet miski nie możesz kurva do zmywarki włożyć.
– Bo w zmywarce są czyste rzeczy (plus mój brat zostawił swoją na blacie, soo)
– No to co? W takim razie możesz je wyciągnąć i powkładać do szafek, a potem włożyć miskę.
– Czemu on (brat) nie może? Ja mam dużo roboty.
– Masz rozpakować tą zmywarkę bO jA tAk mÓwiĘ, dom to nie hotel, a ty żyjesz jak pasożyt.

Bum.

Ogólnie te dwa ostatnie sformułowania to bezwzględny znak, że mam przej3bane. Dom to nie hotel, a ja żyję jak pasożyt. Bo nie jem z nimi śniadania (bo pracuję). Bo nie piekę z nimi pierników (bo pracuję, bo ciasto się do niczego nie nadaje, bo i tak nie chcieliście, żebym to robiła XD). Wiecie, jak akurat w danym momencie nie siedzę nad książką, to "ty nic nie robisz, wszyscy inni w twoim wieku się uczą, nic w życiu nie osiągniesz, sratatata". Jak akurat siedzę nad książką, to nagle robienie głupiego piernika jest ważniejsze od wszystkich moich lekcji i "żyję jak pasożyt i tylko schodzę na żarcie i nic od siebie nie daję i nie uczestniczę w życiu rodzinnym" (ponownie, XD). Jak nie spotykam się z nikim przez jakiś czas, to "jestem odludkiem, nie mam żadnych znajomych i nikt mnie nie lubi i to nawet nie jest dziwne, bo jestem najgorsza na świecie i im się rzygać chce jak na mnie patrzą". Jak raz spotkałam się z Ewą w ten cholerny piątek, to… no, zgadnijcie. Oczywiście "nie umiem planować swojego czasu i jak chciałam się uczyć to trzeba było się nie spotykać z Ewą i nie spać do południa".

Primo, nie spałam do południa, właśnie wstałam trochę wcześniej niż mam w zwyczaju, bo wiedziałam, że mam dużo pracy. Secundo, sen jest jednak dosyć istotny. Tertio, chyba mam prawo raz na ruski rok spotkac się z kimś poza szkołą.

A gówno prawda. Nie mam prawa. Mam robić pierniki z ciasta, z którego nie da się zrobić pierników i pielęgnować więź rodzinną, bo inaczej ojciec mi wyj3bie (fajnie to brzmi, nie? taka ironia), a jak chcę się uczyć to – uwaga, cytat – "trzeba było nie spać!".

Przepraszam, ale XDDDDDD.

A, w nawiązaniu do faktu, że "żyję jak pasożyt", od teraz mam:
– chodzić na piechotę do szkoły (bo jest śnieg i nie mogę rowerem, a oni NIE BĘDĄ MNIE ZAWOZIĆ BO TO ICH SAMOCHÓD).
– gotować sobie sama, bo jak oni robią obiad to nie będą mnie uwzględniać BO TO ICH OBIAD (lol, i tak zwykle gotuję sama, tylko że ja wtedy jakoś musze uwzględnić wszystkich)
– kupić sobie własny kubek i talerz i miskę, bo nie mogę używać tych, które mamy w domu, BO TO ICH TALERZE I KUBKI I MISKI I ONI NIE BĘDĄ PO MNIE SPRZĄTAĆ (w odniesieniu do miski, którą odłożyłam do zlewu).

Okej. Pośmialiśmy się i w ogóle, ale teraz trzeba zauważyć bardzo poważny problem: gdzie ja mam na tym moim zadupiu kupić talerz? (tylko poważne sugestie, nie ma tu Ikei ani nic w tym stylu)

Odpowiedz
23
WeraHatake

WeraHatake

@Atlantic Co.Za.Ludzie.
Nie mam pojęcia, jak z nimi wytrzymujesz, bo zachowują się po prostu okropnie – nigdy nie powinni Ci mówić takich rzeczy. Rodzina w teorii powinna wspierać i dawać bezpieczeństwo. W praktyce niestety często daje kopa w dupę i ma widoczną chęć zgnojenia za nic. Nie pojmuję, jak oni mogą uznawać Cię za pasożyta, kiedy się uczysz, albo że się Ciebie czepiają o wygląd czy życie towarzyskie. Idiotyzm! Jakbyś musiała być taka, jak oni chcą. Jakby Ciebie w ogóle musiało obchodzić, co o Tobie sądzą. Niech się walą. Jako rodzice muszą zapewnić Ci byt do zakończenia edukacji, to jest zagwarantowane prawnie. Dlatego to chore, że każą Ci kupić sobie własne rzeczy. Co to kuź.wa, akademik? Bo hotel na pewno nie. I, niech zgadnę, gdybyś ugotowała obiad tylko dla siebie, to darliby ryja, czemu dla nich nie? Co za hipokryzja z ich strony…

Odpowiedz
2
Asiabyk

Asiabyk

@Atlantic ,,o, panienka nareszcie raczyła przyjść. Nawet nie możesz zjeść z nami ŚNIADANIA, no tak" – czy Twój tata to przypadkiem nie zna się z moim? Mój gada tak samo, tylko dla urozmaicenia wyraz ,,panienka" od czasu do czasu zmeinia a to na księżniczka, a to na królewna itp.
A co do bycia pasożytem – chcieli mieć dziecko, no to teraz niech się nim zajmują. A jakby się im urodziło niepełnosprawne dziecko które nie tyle nie potrafii co nie może zrobić nic samo, to co? Też by narzekali, że jest pasożytem? Jak się zgodzili na dziecko to powinni mieć świadomość tego, że może się urodzić totalny leń co nic w życiu nie osiągnie (tak jak ja). A Ty w cale nie wydajesz się być pasożytem. Widać, że starasz się dbać o swoją przyszłość. Bardzo dobrze, że się uczysz i starasz się nadrobić wszystkis zaległości. Trzymam za Ciebie kciuki!
Ile masz lat? Zresztą, to nie ma wielkiego znaczenia. Przed 18 rodzice biorą za ciebie pełną odpowiedzialność i wsyztski co ich jest Twoje. Mają OBOWIĄZEK zapewnić Ci wsyztski, czego potrzebujesz do życia w komforcie psychicznym, a jak nie mają takim możliwości, to przychodzi opieka społeczna i albo rodzice muszą obiecać, że zapewnia Ci odpowiednie warunki, jak nei mają takiej możliwości to trafiasz pod opiekę kogoś innego z rodziny kto może się Tobą odpowiednio zająć, a jak nejz to trafiasz do rodziny zastępczej. Jeżeli ukończysz jzu osiemnastkę to te znie ma tak, że rodzice nagle mogą wyrzucić z domu. Nadal muszą Ci zapewnić warunki do życia.
Jedyne co mi ogzucbodiz do głowy to spróbować zamówić przez internet. Albo zrobić sobie , wycieczkę" do miejsca gdzie można go kupić, ale nie teraz, keidy masz dużo pracy, a za jakiś czas jak już będziesz maila mneij na głowie.
Ta, wiem, nie wiele pomogłam. Przepraszam

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (7)