Dzisiejszy pobyt u koni nie należał do najbardziej udanych. Nie padało, ale cały dzień jest bardzo zimno, pochmurno i wietrznie. Przywitałam się z końmi i poszłam przygotować sprzęt. Zauważyłam, że konie mają przygotowane śniadania i kolacje, ale nie ma pudełek z obiadami. Zapytałam więc, czy mam je nakarmić i poszłam po Hugo. Zaczęłam go czyścić i dałam mu lizawkę. Tak się ubrudził, że stwierdziłam, że nie będę mu zmieniać kantara, bo cały sprzęt mi uświni, więc związałam uwiązy i jeździłam w tym, co już miał ma łbie. Osiodłałam go i Hugo bardzo chętnie poszedł za mną na plac. Zaczęliśmy stępować. Poprosiłam go, żeby się na chwilę zatrzymał, abym mogła dopasować sobie strzemiona, ale nie chciał stać, więc ogarnęłam je w stępie. Szedł bardzo ładnie, tylko ciągle omijał miejsce, w którym przez długi czas była kałuża, a teraz wyschła. Porobiłam więc z nim dużo wolt i różnych zmian kierunku, zwłaszcza w tym narożniku, w stępie, a potem także w kłusie, w różnych kierunkach. W ogóle prawie zapomniałam dopiąć popręgu i szczerze się zastanawiam, co by się stało, jakbym kiedyś wsiadła na niego całkowicie bez popręgu. Podejrzewam, że albo nic, albo siodło zsunęło by mu się po czasie na zad. A w kłusie z moją równowagą może bym spadła razem z siodłem. Może kiedyś sprawdzę xD
Zaczęłam się cieszyć, że Spójnik jeszcze za nami nie rży i zastanawiałam się, czy pogalopować, czy porobić jeszcze coś w kłusie, ale wtem Spójnik skapnął się, że mu konia brakuje w stadzie i zaczął się wydzierać na pół miasta. Jako, że brama między placem do jazdy, a pastwiskem, była otwarta, postanowiłam pojechać do Spójnika go uspokoić, mimo, że Hugo miał wylane w jego rżenie. Pojechaliśmy, Spójnik nas zauważył, pogłaskałam go i wróciliśmy z Hugo na plac, a Spójnik za nami. Bystra została. Wróciłam na plac i ruszyłam kłusem, a Spójnik nagle rzucił się galopem i Hugo się spłoszył. Zauważyłam, że Bystra biegnie do nas i temu Spójnik tak zareagował. Domyśliłam się, że to się za raz skończy tak, że Spójnik będzie biegał w tę i we w tę od Hugo do Bystrej i spowrotem, więc postanowiłam podjechać do koni, żeby się uspokoiły widząc się wszystkie razem. Wróciłam z Hugo na plac, konie za nami i nagle Spójnik zaczął galopować i brykać po całym placu, a Bystra za nim. Stwierdziłam, że jak to tak ma wyglądać, to koniec jazdy na dzisiaj, rozstępuję Hugo i zsiądę. Starałam się uspokoić Spójnika, ale cały czas biegał i brykał z Bystrą prawie nas taranując, a jak się trochę ogarnął, to chodził za nami. Zasiadłam w końcu, rozsiodłałam Hugo i zauważyłam, że od 2 godzin wciąż nie dostałam informacji, co mam dać koniom do jedzenia, a spieszyło mi się trochę na autobus. W końcu właścicielka mi odpisała. Trochę lipa z komunikacją z kimkolwiek tu, ale cóż.
W ogóle rękawiczki mi się całkowicie już rozwaliły, a nie widzę, żeby gdzieś takie jeszcze sprzedawali. Szkoda. Będę musiała sobie zeszyć