— C-co teraz z-z nami zrobicie? — zapytała łamiącym się głosem Mia.
Jej cała pewność siebie nagle zniknęła. Z resztą u mnie było podobnie.
Oni jednak nie odpowiedzieli i wyszli z pomieszczenia. My za to zaczęłyśmy wspominać.
Nasze pierwsze spotkanie, rozmowy do trzeciej nad ranem i wszystkie najlepsze przypały, które zaliczyłyśmy.
— Nie mogę uwierzyć, że zaraz umrzemy — powiedziałam patrząc w sufit.
— Ja też... Ale chcę, żebyś wiedziała, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką i nigdy cię nie zapomnę.
— Ja ciebie też...
Widziałam łzę, która spłynęła po jej policzku.
Nagle drzwi się otworzyły. Obie spojrzałyśmy w tę stronę.
Do pokoju weszła mała dziewczynka w różowej sukience, zielonych oczach i z brązowym misiem w ręce pod kolor włosów.
— Hej jak się nazywacie? — zapytała patrząc na nas.
My jednak nie odpowiedziałyśmy.
— Pobawicie się ze mną?
— Em, na stronę Vercia — stwierdziła przyjaciółka i spojrzała na mnie.
— Na stronę Mia — zgodziłam się z nią.
— O co tu do jasnej cholery chodzi?
— Nie mam pojęcia, ale musi być jakieś logiczne wytłumaczenie.
— Powiedz mi co mamy teraz zrobić? Byłam pewna, że zaraz zginiemy, a tu zjawia się jakaś dziewczynka i chce się z nami bawić. Chyba, że to miałby być sposób na zamordowanie nas. A tak zmieniając temat to ta mała mnie przeraża tak szczerze.
— Słuchaj, teraz to oni pociągają za sznurki. Gramy w ich grę na ich zasadach.
— Masz takie śliczne włosy — powiedziała patrząc na mnie i wzięła w rękę jeden z kosmyków.
— Dziękuje, a tak właściwie jak się nazywasz?
— Ja jestem... — nie dokończyła, bo do pokoju wszedł chłopak w żółtej bluzie, ale bez kominiarki.
— Sally, p-prosiliśmy byś tu n-nie wchodziła, b-bo... — urwał gdy mnie zobaczył.
To nie możliwe...
— B-brian? — nie odrywałam wzroku od niego.
— O cholera — szepnęła Mia.
Obie byłyśmy w niezłym szoku.
— V-vera j-ja... — ktoś mu przerwał.
— Sally miałaś tam nie wchodzić! — do pokoju wszedł jeszcze Tim, a zaraz po nim Toby.
— J-jak?
— Vera ja ci to...!
— Nie! Zamknij się! Nie zamierzam cię słuchać ani minuty dłużej! — wtedy sznury poluzowały się i opadły mi na kolana, a ja wstając zrzuciłam je na ziemię.
Podeszłam do Mii i rozwiązałam ją.
— Vera daj mi to wytłumaczyć!
— Co wytłumaczyć?! To, że mnie wystawiłeś i nawet nie zadzwoniłeś lub nie napisałeś czy może to dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś mordercom.
— Zrozum, b-bałem się t-twojej reakcji. Po za t-tym m-myślałem, ż-że zadajesz s-się mną z l-litości.
— Serio? Naprawdę tak myślałeś? W takim razie nic o mnie nie wiesz! I przykro mi, że nie masz do mnie w ogóle zaufania. Myślałam, że jesteś inny, ale jak widać pomyliłam się... I to bardzo.
— Wiesz co, Raydan miał rację, jesteś kretynem! — do akcji wkroczyła moja przyjaciółka.
— Mia, daj spokój.
— Nie! On nie będzie cię tak traktować! Wyjaśnijmy coś sobie palancie! Vera nie jest dziewczyną, którą można od tak wystawić. Czekała na ciebie 4 godziny, a ty nawet się nie odezwałeś. Druga sprawa, Vera to najcieplejsza, najmilsza, najładniejsza i najbardziej wyrozumiała dziewczyna jaką znam! Jeśli tak o niej myślisz to faktycznie nic o niej nie wiesz! Przeszła więcej niż ci się zdaje.
— Dobra Mia, wracajmy do domu — położyłam rękę na jej ramieniu.
— Okay, chodźmy.
— Zawiodłam się na tobie Brian — powiedziałam i ostatni raz spojrzałam na niego, po czy razem weszłyśmy w ciemny las.
~ Brian
Dziewczyny wyszły... Vera wyszła...
Eh, stało się to czego najbardziej się obawiałem. Znienawidziła mnie. Ale sam jestem sobie winien. Nigdy na nią nie zasługiwałem i nie będę zasługiwać. Ona może mieć każdego, a ja? Ja jestem nikim. Przynajmniej w jej oczach.
— Brian — usłyszałem szept brata, ale zignorowałem go.
Byłem zbyt wściekły i załamany by z kimkolwiek rozmawiać. Chwilę jeszcze stałem w bezruchu, aż w końcu wyszedłem z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Udałem się na piętro. Gdy tylko przekroczyłem próg mojego pokoju, zamknąłem drzwi i rzuciłem się na łóżko.
Miałem dość wszystkiego.
Zacząłem rozmyślać. Z jednej strony bezwzględny, psychopatyczny morderca, a z drugiej? Zwykły nastolatek z problemami zwykłych nastolatków. A chwilowo osiemnastoletni chłopak ze złamanym sercem.
— Cholera! — krzyknąłem ukrywając twarz w dłoniach.
— Czyli to już pewne? — zobaczyłem Tim'a, który wszedł do mojego pokoju i siedział na moim łóżku — Zakochałeś się w Verze?
— N-na to wygląda — wziąłem głębszy oddech — Jak w jakiejś cholernej komedii romantycznej — zaśmiałem się.
S..._
Czekam na następną <3