26 maja, 1769
Złote Wybrzeża, Francja
Przez życie calusieńkie ludzi różnych, różnistych się poznaje — od przypadków dziwacznych, gdzie to istota jedna na drugą wpadnie zupełnie nieoczekiwanie, po długie i nie bez powodu planowanie układów i relacji jakiś. Sam człowiek powinien móc dokonywać wyborów, czyż z osobą jakąś chce przyjaźń mieć wielką, czyż będzie ją jedynie kurtuazyjnie znać, czyż może na zamążpójście nawet decyzja zapadnie, czyż znienawidzi straszliwie; lecz rzeczy takowe odbierane są nieraz przez osoby, dla których wolność wyboru na plan drugi, niewidoczny i nieważny schodzi.
Dnia osiemnastego maja, dla Émilie Marine oraz Éléonore Dorothée — w szczególności tej drugiej — możliwość wybrania własnej drogi życiowej zgasła niby całkowicie, niczym drobny płomyk świecy woskowej, trącony przez silny podmuch chłodnego wiatru; złotowłosa poczęła buntować się niemiłosiernie od zaraz, od momentu, kiedy to na uszy własne dosłyszała, cóż w zamiarach ma matka jej i guwernantki obie, skrzywdzić siebie ani bliźniej nie dając. Panienka Éléonore zaś, będąc istotą bardziej nieśmiałą i cichą, pragnęła wypłakać się sama sobie w gabinecie na holu Srebrzystym, nie zdobywając się na siłę, by w jakikolwiek sposób protestować; ot, i bunt, złość pierwszej spowodowały spór ogromny między panienką Émilie a panią Brigitte. Odczucia i zdanie na temat zamążpójścia przymusowego ukazywane przez pierwszą dziewczynkę wzbudziły jednak w nauczycielce myśl pewną — iż dziewczynki obie nie są tak bezradne w tej sprawie jak poupées jakieś porcelanowe, puste, mając się wielce na zostanie pannami.
Guwernantka złotowłosej, starając się siłą całą uwagi nie zwracać na opór wielki wychowanki, wraz z panią de Conteville oraz madame Lucievelete w szukanie kawalerów dla magnatek brnęła dalej i dalej, nie odpuszczając ani trochę; już dwudziestego maja odbyła się wizyta w niesłychanie zamożnej posiadłości państwa de Bouvile, leżącej trzydzieści jeden mil od Złotych Wybrzeży w miejscowości Connevord. Gospodarze byli prawie że identycznie majętni co państwo d'Conteville; pałac, w jakim gościna odbyła się, szykowny i bogaty był niezmiernie, a wystawny ich styl życia dało się rozpoznać po choćby biżuterii, noszonej przez panią de Bouvile — koliach wysadzanych niezwykle drogimi czerwonymi diamentami oraz jadeitami. Syn ów ludzi majętnych, obu osobistości znakomitych, lat liczył trzydzieści pięć, co dla biedniusieńkiej, młodziutkiej, zaledwie szesnastoletniej Éléonore Dorothée przeskokiem wiekowym było niemałym; człowiek był z niego iście dobry i czarujący, rzecz jedna z ważniejszych, fortuna rodu ów była monumentalna; lecz Joséphine Marie, będąc o rok młodsza od kawalera dla córki, zdecydowała, iż jest on wspaniały, kształcony w dziedzinach wielu, jednak lepszy mężczyzna straszy nieco — i pozostając w relacjach serdecznych z państwem d'Bouvile, uznała, że męża dla córki wybrałaby innego.
Rozpoczął się długi okres udawania się na bale, wizyty i przyjęcia różne, niekoniecznie zawsze w zamiarach zabawy, a bardziej w celach towarzyskich; przez ledwie sześć dni odbyła się wspomniana wcześniej gościna w Connevord, dnia następnego w oddalonej o dwadzieścia trzy mile miejscowości Odiane, dwudziestego trzeciego maja bal u państwa van Coyette, zaś na dwudziestego szóstego dnia miesiąca wiosennego od dawna planowane były tańce w Vemmody, na które zaproszenie przysłała pani Celie le Corsso trzy tygodnie przed przyjęciem. Joséphine Marie, bale wszelakie kochając bardzo, z entuzjazmem i radością wielką zgodziła się na przyjazd od razu; a propozycja ów wydała jej się jeszcze trafniejsza, gdy to zmarł pan de Conteville, przez co, by majątek podzielić według prawa na dwie córki i syna, Éléonore i Émilie kawalerów poczęto szukać. Matka dziewczynek powtarzała, iż najstarszy syn gospodarzy balu, Lénorde le Corsso, dla pierwszej nadawał się znakomicie.
Po krótkich rozmyślaniach pani Brigitte, madame Lucievelete oraz pana Mathieau, zadecydowano, iż na zabawę udadzą się tylko pani d'Conteville — jako jedna z głównych zaproszonych — złotowłosa i siostra jej — jako panienki na wydaniu, druga w szczególności — oraz guwernantki obie, jako córek magnatki opiekunki.
W dni, kiedy to odbywać się miały jakiekolwiek przyjęcia, cały rytm dwudziestoczterogodzinny osuwał się nieco; panią de Conteville, męża jej za życia jeszcze, złotowłosą, Éléonore Dorothée oraz Alberta Frédéric'a kładziono do spoczynku zwykle un et demi godziny wcześniej, by z rana samiusieńkiego wstać i do przygotowań ważnych przystąpić; Joséphine Marie przed wydarzeniami takowymi brała dłuższą kąpiel w kwieciu róży oraz ukochanego jaśminu. Dzieci przyszykowywano kilka godzin przed wyjazdem, w szczególności dziewczynki; i tak było również tego razu, gdyż panienkom ograniczono lekcje południowe, w przypadku brązowowłosej zajęcia łaciny i matematyki, zaś jej siostry — lekcję śpiewu, przez co była ona obecna na jedynie lekcji manier ze swą guwernantką.
W godzinę pół do pierwszej rozpoczęła się ceremonia ubierania, która dla Émilie utrapieniem była straszliwym; wnet na podeście ją ustawiono, a zaraz potem zapanował bałagan, chaos i nieład okropny, gdyż służące biegały z halkami i warstwami materiałów w tę i we w tę, któraś co moment zakładając na dziewczynkę koszuliny kolejne. Gdy złotowłosej założono i zaczęto wiązać gorset, ta wpierw mało równowagi nie straciła, podparta szczęśliwie o Danielle i kilka garderobianek; niedługo później poczęła protestować zawzięcie przed wkładaniem i rozpinaniem stelaży, ponieważ suknia robe de cour wymagała iście obręczy metalowych, ciężkich i fałd falban podwarstwowych, by w efekcie końcowym uzyskać szerokości sukni ogromne, czego w strojach dziewczynka nienawidziła bardzo. Pani Brigitte, gust mając świetny lecz sztywny i niewygodny, jak to posługaczki z garderób w tajemnicy mawiały, sama podjęła się dokonywać popraw ostatnich po kilkugodzinnej ceremonii szykowania panienki Émilie; dziewczynka ubrana była doprawdy wspaniale, niemiłosiernie bogato i szykownie — została bowiem w tony błękitne, jasnoniebieskie przyodziana, z lejącymi się po posadzce gęstymi falbanami od pasa po sam dół. Związana gorsetem, siedemnastocalowa talia przepasana była połyskującą, satynową, granatową wstążką, która związana ostała z tyłu w kokardę; zaś bufiaste rękawki nadawały ramionom lekkość, sprawiając, iż pas wydawał się jeszcze szczuplejszy. Dekolcik, obsypany najprawdziwszymi, kruszonymi diamentami lśnił pod wpływem światła odpowiedniego; a wprost w złociste włosy Émilie wplecione były sznury perłowe jej ulubione, gdyż do stroju dodano jej wymyślny, asymetrycznie szyty, ciemnoniebieski kapelusz. Nakrycie głowy, wyrabiane z pięknego materiału, którego nazwy nawet pani Brigitte nie zdołała nigdy odnaleźć, ze strony prawej wyróżniało się bujnymi piórami ciemnymi, jedne opadając nieco na wąskie, dziwaczne rondo, drugie stojąc dumnie przy częściach szerszych; jasność i czystość pereł kontrastowała istnie z granatową, prawie że wpadającą w czerń barwą całości.
Satynowe pantofle, podkuwane, na obcasiku niewielkim, tonów podobnych co reszta stroju wykwintnego chowały się pod falbanami gęstymi i szerokością sukni, zaś z pod niej wystawały tylko ich czubeczki obsypane diamencikami, które znajdowały się również na dekolciku; nic, nic nie mówić, jak tylko gust wyśmienity zachwalać i niezwykłość ubioru tego!
Ot, i służba, upewniwszy się, czyż na pewno jaśnie pani również gotowa i uszykowana w pełni, panienkę Émilie oraz panią Brigitte zabrała wprost do drzwi głównych, tych najwspanialszych, najbardziej udekorowanych, gdzie to błyszczało dumnie najwięcej złota i kamieni szlachetnych ze wszystkich wejść w pałacu caluśkim; zaraz potem zjawiła się madame Lucievelete — odziana jak dama pałacowa prawdziwa, ponieważ przez bal cały towarzyszyć córce pani de Conteville miała — wraz z panienką Éléonore, której strój zadziwił nawet złotowłosą, co rzeczą było niesłychanie rzadką.
Brązowowłosa, przyodziana równie wspaniale, okazale i szykownie co siostra, budziła jednak wrażenie, iż za młodziutka jest na barwy bordowe, nieco krzykliwe i ciężkie, wyróżniające się bardzo; mając na sobie również krój robe de cour, naszycia na rozkloszowanej sukni przedstawiały fantazyjne, aksamitne kwiecie jakieś, jakby żakardowe; kreacja, pozbawiona jakichkolwiek lekkich i dziewczęcych falban, koronek, na górze samej wszywane miała wstążki, jakby spinające materiały wokół ramion odsłoniętych. Wykończenie, zdobione połyskującą tkaniną ciągnęło się po posadzkach, podobnie jak u złotowłosej; jednak suknia Émilie miała w sobie urok i subtelność młodości, gdzie delikatne bufki i maleńkie, kruszone diamenty dopełniały zgrabnie okazałości i wspaniałości ubioru, czego pozbawiony był strój Éléonore.
Druga dziewczynka główkę miała przyozdobioną kapeluszem z rondem wykrzywionym, a wokół niego wiele pozaginanych misternie wstążek; upięcie włosów było nieco wyższe, niż zazwyczaj — bowiem do mody dochodzić poczęły fryzury wysokie, wręcz dziwaczne, dekorowane z przepychem istnym.
Ledwie siostry obie wzrok na siebie zwróciły, tak prędko pomagierzy dłonie w gants bielusieńkich podali, by panienkom pomóc do powozu wsiąść; wychodzono już, już przed pałac, gdyż godzina wyjazdu się zbliżała. Joséphine Marie wraz z panną O'loue i służbą zjawiła się jako ostatnia, a gdy zbiegała po schodach, mało nie spadła z nich, co byłoby uznane za tragedię niemałą; szczęśliwym trafem została w porę chwycona przez jednego ze służących.
Gdy to jaśnie pani do powozu swego, osobnego i specjalnego wsiadła, tuż obok niej z wdziękiem damy miejsce zajęła panna pałacowa; wtem brązowowłosa włożyła pantofel pierwszy do dyliżansu, odzienie mając podtrzymywane przez cztery posługaczki i pomagiera jednego, zaś Émilie poczęła żegnać się serdecznie z bratem, który wraz z guwernerem swym udał się przed pałac, by z siostrami się rozstać na czas przyjęcia w Vemmody.
Pani Brigitte, wsiadłszy jako ostatnia, iście była niepocieszona z zachowania wychowanki, twierdząc od zawsze, iż dama żegna się krótko i nierozpaczliwie; lecz gdy nastał moment ruszenia powozów, ta odpuściła wreszcie, zajęta patrzeniem na służbę stojącą przy monumentalnych drzwiach wejściowych. Złotowłosa, zwróciwszy granatowe oczęta na oddalający się z początku powoli pałac, jasne, zdobione misternie mury, schody ogromne oraz zanikające, coraz mniejsze zarysy postaci jakiś, które wkrótce zniknęły całkowicie za potężnymi dębami, pod którymi dyliżanse przejeżdżały. Ot, i wieczorne, ściemniające się niebo przybierało barwę coraz to ciemniejszą, zaś na sklepieniu niebieskim uwidocznił się lekki, bielusieńki i cienki zarys księżyca, a powozy wjechać zdążyły już na drogi piaszczyste; ów noc, która tak niedługo nadejść miała wydała się wszystkim niezwykle ciepła i pogodna, jak na miesiąc majowy.
Odwróciwszy złotą główkę od okienka, dziewczynka spoglądać poczęła to na guwernantkę, to na strojną, elegancką kreację siostry; myśląc o przyjęciu w Vemmody, cieszyła się bardzo, choćby z powody tańców — jednak entuzjazm i radość cała zniknęła w momencie jednym, kiedy to złotowłosej rzecz pewna się przypomniała; iż na bal ten idzie wraz z krewną po to jedynie, aby przymusem Éléonore za mąż wydać, a kto by wiedział — może i ją samą!
Zamierzenie to od razu gasiło w niej uradowanie oraz szczęście, gdyż przymusowe zamążpójście było dla niej jedną z większych tragedii i krzywd, jakie panience młodej w życiu wyrządzić można; momentalnie budził się w niej bunt straszliwy, opór i chęć wyrwania się spod okropnej presji. Ze wstrętem głową lekko potrząsnęła, jakby chciała, aby zamysł ten w zapomnienie odszedł; zaś czas począł płynąć i płynąć, a osiemnaście mil uciekało szybciej, niż zdawać by się mogło.
Krajobrazy, głównie drzewami i roślinami jakimiś przysłonięte, gdyż drogi przez tereny zalesione wiodły, przemijały tak szybko, iż ledwie dojrzeć się dało, cóż dokładnie za okienkiem się maluje; niebo ściemniało się i ściemniało, godzina za dziesięć ósma wieczór wybijać poczęła — wtem milczenie zupełne przerwały szelesty sukien i materiałów, z czego najgłośniejsze należały do brązowowłosej, któraż wychylić się starała nieco, by wśród widoków późnych coś ujrzeć. Émilie, istotą ciekawą będąc, z zadziwieniem patrzyła wpierw na guwernantki obie, zaraz potem na siostrę; nagle postanowiła wysunąć się lekko, głowę w kapeluszu szykownym opuścić nieco w dół, by ujrzeć okolicę przez jaką przejeżdżano.
Dziewczynkę dziwiły doprawdy różne rzeczy, czasem te proste, lecz i dziwaczniejsze; nie wydała z siebie żadnych achów lub ohów, podobnie jak reszta towarzystwa w powozie; jednak pałac, jaki widniał całkiem niedaleko, westchnień z zachwytów słyszał wiele — zaś tym razem z dyliżansu ze Złotych Wybrzeży nie dobiegły żadne wzdychania — być może również z zafascynowania budynkiem!
Posiadłość państwa le Corsso z odległości w osłupienie niemałe wprawiała; wśród drzew jakiś ogromnych, najpewniej dębów o gałęziach potężnych i rozłożystych, wznosiła się budowla niemała, zdobiona ślicznymi rocailla'mi nad dziesiątkami, a może i setkami okien, o murach jasnych i dekorowanych misternie. Nad wysokim straszliwie wejściem wznosił się balkonik reprezentacyjny, którego balustrady wyginały się płynnie, przystrajane wzorcami w kształcie kwiatów jakiś; pałac, będąc położonym na terenie płaskim i ogrodzonym pięknymi ogrodami nie wymagał schodów większych do drzwi głównych — toteż złotowłosa, siostra jej i guwernantki ujrzały jedynie trzy, niezwykle długie schodki przed posiadłością w Vemmody.
Wtem przejechano przez bramę wjazdową, wjeżdżając na obszar należący do państwa le Corsso; po powozie rozległo się dziwaczne westchnięcie należące do Éléonore Dorothée, dla nauczycielek i krewnej nie bardzo zrozumiałe; lecz nim jednak zdążono w jakikolwiek sposób o westchnienie to zapytać, dyliżanse na miejsce dotarły, stając delikatnie i powoli.
Złotowłosa, wyglądając przez okienko co moment, oczarowana znakomitością pałacu — podobnie jak w Dievenne — na oczęta swe przyuważyła, iż pani de Conteville stoi już, już przy damie jakiejś innej, zapewne szanownej pani Celie; nagle drzwiczki drewniane, zdobione otworzyły się, zaś jeden z pomagierów dłoń panience Émilie podał, gdyż ta siedziała jako pierwsza od strony prawej. Wystawiwszy pantofle połyskujące na schodki kamienne, ze strojem podtrzymywanym przez panią Brigitte, ze zwinnością i gracją stanęła przy dyliżansie; wtem podszedł ku niej mężczyzna jakiś starszy, a ucałowawszy main w rękawiczce szykownej przedstawił się, jak na gospodarza przystało. Z szacunkiem wielkim, dziewczynka, uśmiechnąwszy się i odszedłszy od pana le Corsso, poczęła witać się z żoną osobistości znakomitej; serdeczna pani Celie kobietą była nieco starszą od Joséphine Marie, od której wręcz radość życiowa emanowała — przyodziana w kapelusz niesłychanie oryginalny, połyskujący złotem, przybrany czarnymi kamieniami szlachetnymi oraz piórami puszystymi osiągającymi wysokości niemałe, nadziwić się nie mogła wręcz, jakaż to ze złotowłosej dziecina śliczna. Strój balowy istoty ów, będąc szyty w barwach różnych, różnistych, o kroju fikuśnym i niespotykanym zawierał w sobie urok, a nawet i pewną urodziwość; dama le Corsso nie miała w sobie żadnej fałszywości czy nienawiści, która tak często wśród ludzi występowała i występować będzie po miesiące, lata oraz wieki. Zaletą ogromną niewiasty tej było zaś dobro i wrażliwość ogromna, co dostrzegane było przez calusieńkie towarzystwo znające tą duszę miłą bardzo; mawiano, iż mąż rozczulał się zawsze nad jej tkliwością, ilekroć w Vemmody przebywał — Bogu jednak chwała za małżeństwa zgodne i wierne!
Émilie, stojąc tuż przy matce, spoglądała co czas jakiś na przyjeżdżających pod pałac gości, na panny piękne, strojnie, elegancko odziane, na mężczyzn młodszych i starszych, których złociste guziki przy kołnierzach połyskiwały raźnie, na pomagierów podprowadzających damy na szczyt schodków; patrzeć na ludzi lubiła bowiem zawsze, jednak nie dla krytyki, a jedynie dla zwyczajnego zajmowania wzroku. W chwili jednej oczęta granatowe zwróciła ku siostrze, trochę to z przypadku, trochę to z ciekawości; a zadziwiła się się okropnie, na brązowowłosą uwagę zwróciwszy — Éléonore Dorothée witała się z Lénorde, najstarszym synem państwa le Corsso; rzeczy dziwacznej nie byłoby w takowej czynności żadnej, gdyby nie nieznane wcześniej dziewczynkom mężczyzny zachowanie.
Ów człowiek, liczący lat trzydzieści dziewięć, osobowość ponoć wspaniała, kształcona dobrze, wychowana znakomicie oraz w jakichkolwiek interesach obrotna żwawo był niby to bardzo pasującym kawalerem dla panienki Éléonore; córka pani de Conteville, dłoń podawszy z obojętnością zupełną i przywitawszy się kurtuazyjnie, oczy w dół spuszczała, wprost na idealnie czyste chaussure Lénorde; zaś kawaler patrzył na dziewczynkę zaledwie szesnastoletnią tak, jakby bynajmniej obejmował wzrokiem swą narzeczoną, czyli, mawiając innym słowem — nazbyt śmiało jak na wizytę zupełnie pierwszą.
Odwrócona w pół Émilie Marine, co momentów kilka witając się z wchodzącymi do wnętrz pałacu gośćmi, spoglądała na panicza le Corsso z wyrazem oburzenia i zafrasowania istnego; guwernantka jej, zawsze niepocieszona była wielce czynami wychowanki, jednak ów razem zbulwersowanie jej spowodowane było irytującym oraz zbyt zachłannym spojrzeniem syna gospodarzy. Stanąwszy tuż przy złotowłosej, palce w gants ciemnych splótłszy razem, po powitaniu pani Celie nie ozwała się ani razu; ot, szczęśliwym, fortunnym trafem dama le Corsso temat mowy nawiązała zupełnie inny, syna oraz panienkę goszczoną wołając.
— Czemuż my przed drzwiami stoimy, skoroż wejść trzeba? — Magnatka z Vemmody głowę ciemną odwróciła w kierunku drzwi wspaniałych, za chwilę znów ku rozmówcom się zwracając. — Jakąż ja mam tendencję dziwaczną, iż przy schodkach stoję na balach zawsze, a nie w progu! Niech no skończę tylko, cóż mówić chciałam... Lénorde, panience Éléonore oraz panience Émilie koniecznie należy pokazać oranżerię przypałacową! Joséphine droga, i ty musisz się tam udać, tam tak urokliwie i ślicznie...
Wtem pan le Corsso zjawił się przy żonie, przywitawszy ostatnich gości; otworzywszy drzwi monumentalne, pierw damy przodem weszły, z czego pani de Conteville, córki jej oraz guwernantki oniemiałe szykownością holu reprezentacyjnego; na murach jasnych wisiało bowiem portretów niebywale wiele, zapewne rodzinnych, w spadku od pokoleń wielu, a zaraz, naprzeciwko wejścia głównego hol wieńczyły schody z lśniącymi balustradami i kolumienkami, wyłożone drogim dywanem bordowym. Posadzki o barwie szlachetnej, piaskowej wręcz błyszczały raźnie czystością; pomiędzy odstępami między zdobionymi hojnie ramami obrazów widniały spływające, złociste jakby wstęgi z kwiatami, na suficie sztukaterie, pośród których wisiały żyrandole oplatane kryształkami, mieniącymi się magicznie pod wpływem świec. Po stronie lewej, wprost po obu krańcach wejścia do sali jadalnianej wisiała kotara elegancka, upięta ozdobnymi klamrami, z plafonów sufitowych zwisały wspaniałe żyrandole kryształowe, magicznie mieniące się pod światłem świec; wokół przechadzało się wiele kobiet oraz mężczyzn w strojach wieczorowych, panie w sukniach doprawdy różnych, panowie w marynarkach zdobionych bogato; wtem pani le Corsso dłonią na szerokości i długości niemałych salę jadalnianą wskazała — a nim się obejrzano, przystawki zaczęto podawać.
Tuż obok panicza Lénorde, na miejscu jednym z ważniejszych siedziała nieco speszona i onieśmielona Éléonore Dorothée, zestresowana bardzo zachwalającym ją towarzystwem siedzącym wokół, większości krewnymi pani le Corsso; krzesło pałacowe, przy niej madame Lucievelete, niedaleko pani de Conteville wraz z panną O'loue; zaś Émilie Marine, ze strony prawej mając guwernantkę swą, a z drugiej zupełnie przypadkowego, osiemnastoletniego młodzieńca, Marcente'a, któryż okazał się bratem stryjecznym synów gospodarzy z linii pierwszej. Złotowłosa, istotą będąc rozmowną i na nowe więzi otwartą bardzo, mówić z ów człowiekiem poczęła wpierw o ślicznych, srebrzonych zdobieniach na sztućcach; a wspólne tematy rozmów nawiązawszy, zaznajomiła się na poziom taki, iż wywiedzieć zdążyła się, że na krześle dziesiątym w rzędzie drugim siedzi niejaka dama z Kavorde, siostra cioteczny pani Celie, że żwawy walc musette jest tańcem ulubionym mężczyzny młodego, że w Forette-Lieau — miejscowości rodzinnej rozmówcy oddalonej od Vemmody o dwadzieścia cztery i pół mili — zastawa na stołach balowych była podobna; że Lénorde le Corsso, choć człowiek z natury dobry, to nieco nachalny i czasem nazbyt śmiały, co dziewczynkę poruszyło szczególnie; oraz iż pain, podany jako jeden z dodatków przystawek, wypiekany starym, tradycyjnym przepisem był iście pyszny i taki, jaki chleb prawdziwy być powinien — wtedy podano kolację wystawną straszliwie.
Éléonore Dorothée, siedząc z początku onieśmielona, w humor dobry i swobodny weszła dopieroż w momencie, kiedy to siostra jej, Marcente nowo poznany oraz madame Lucievelete poczęli zagadywać pozostałe towarzystwo wesoło i roztropnie; a ileż myśli przewodnich wywiązało się z dyskusji wielu!
Ot, i wniesiono wszystkie misy, półmiski, talerze, talerzyki, karafki, filiżanki czyste oraz wazy misternie zdobione na stoły, czas płynąć począł tak szybko, iż wręcz w tempie szaleńczym; w godzinę dwudziestą trzecią podano kieliszki kryształowe do wina, by toast wznieść za pannę Éléonore, pannę Émilie oraz wszystkie damy wspaniałe i piękne na przyjęciu przebywające, zaś gdy poczęła wybijać północ, zdaniem złotowłosej czas nocny jeden z urodziwszych i cudowniejszych, udano się do sali balowej, by tańce rozpocząć. Lénorde le Corsso poprosił do pląsów brązowowłosą, na co panience odmówić nie wypadało, toteż kawaler, chwyciwszy szczupłą, delikatną dłoń odzianą w gants bordową we wzory żakardowe stanął do walca francuskiego; Joséphine Marie, partnerów znajdując o wiele prędzej niż młode jeszcze dziewczęta, udała się tańczyć wraz z panem de Aqurien, osobowością pochodzącą z terenów dalekich, gdyż z Tulzie, mieszczącego się na północnych wybrzeżach Francji. Złotowłosa, polubiwszy Marcente'a niemało, w parę dobrała się z nim wprost, na parkietach stając; nagle orkiestra grać poczęła raźnie, wesoło i żwawo, na nuty melodii ustalonej, zaś suknie wszystkie panienek, panien i pań zawirowały żywo, a pantofle na obcasach drobnych w rytm stukały jeden.
Tańce były jedną ze wspanialszych rzeczy na przyjęciach różnych, jak uważały obie dziewczynki de Conteville oraz matka ich; madame Lucievelete, choć nieco skromniej odziana niż magnatki, kawalera znalazła prędko, jedynie pani Brigitte harców na posadzkach balowych nie lubiła istnie; mężów mając wiele, bo ośmiu w całym swym życiu, z czego razy trzy rozwodząc się, pięć razy zostając wdową, na parkiet nie weszła już ani razu.
Wtem przystąpiono do tańców innych, od spokojniejszych i wolnych, po podskoki, wirowanie do dźwięków wesołych; Émilie sama zliczyć nie mogła Ileż ich było, gdyż bawiła się świetnie — siostra jej zaś, zdenerwowana na nowo manierami kawalera, w przerwie między Lansjerem a Kadrylem odbiegła od pary, mówiąc, iż w głowie nieco zawroty czuje i spocząć musi — ot, i w chwilę jedną zjawiła się przy złotowłosej, prosząc, aby ta udała się z nią oranżerię pani le Corsso zobaczyć. Bokiem przeszedłszy, z gracją wielką jak to damie jest nakazane, obie stanęły przy pani Celie, któraż zajęta była króciusieńką rozmówką z panią de Conteville; orkiestra przystrajała się do wygrywania kolejnych melodii, a towarzystwo pozostałe poczęło ustawiać się odpowiednio do rozpoczęcia pląsów.
Złotowłosa, pochyliwszy się ku kobiecie niższej, pytać poczęła o ponoć wspaniałą i urokliwą szklarnię, która to pokazywana miały być gościom; a zagadywać umiejąc dobrze, krótką mówkę z żoną gospodarza nawiązała.
— Pani droga, nie chcę być w zupełności nietaktowna, lecz czyż mogłybyśmy wraz z Éléonore obejrzeć oranżerię do pani należącą? — Émilie palce swe w gants błękitnych splotła, oczęta rozszerzając nieco. — Zapewne jest dobrawdy śliczna, a jakże myśmy ujrzeć ją chciały!
— Jakaż ja zapominalska straszliwie! Powinnam panienki obie sama zaprowadzić do szklarni jeszcze przed rozpoczęciem przyjęcia! — Pani le Corsso zmartwiła się istnie, kapelusz fikuśny poprawiając. — Już prowadzę, już prowadzę... Niechże panienki wybaczą mi moje zapominalstwo!
Ot, i przeprosiwszy kulturalnie panią de Conteville oraz inną jakąś damę z którymi dyskutowała raźnie, przeszła tuż obok par wirujących wprost na posadzce balowej; wyszedłszy przez monumentalne przejście, którego boki chowały się w szykownych, niezwykle długich, bordowych kotarach wszystkie trzy damy przeszły na bogaty i iście piękny hol reprezentacyjny, gdzie to niewiasta życzliwa poczęła opowiadać o okazach roślin różnistych. Kroku zwolniwszy, szły, zainteresowane bardzo opisami pani le Corsso; wtem do żony gospodarza balu podbiegła lekko i cicho służąca jakaś w czepcu, mówiąc prędko, iż jaśnie pani przez małżonka wzywana jest do sali tanecznej — toteż kobieta zmuszona była opuścić panienki obie, posługaczce tym samym nakazując, by ta do oranżerii je odprowadziła.
Émilie wraz z krewną i służką, przeszedłszy przez korytarz pewien, bogaty, strojny niezwykle, zjawiły się tuż u samych, zdobionych ciekawie drzwi będących do szklarni przypałacowych wejściem najważniejszym — pani le Corsso wśród towarzystwa słynęła bowiem z zamiłowania ogromnego dla kwiatów wszelakich, drzewek, klombów oraz roślin innych; oranżeria iście piękna stanowiła dla niej chlubę prawdziwą, więc i mawiała o niej z dumą i radością. Głową ciemną skinąwszy, panna służąca oddaliła się krokiem szybkim, wśród dźwięku stukania podkuwanych bucików polerowanych o posadzkę w stronę sali jadalnianej, gdzie to zapewne, póki goście w sąsiednim pomieszczeniu przebywali, zajęto się zbieraniem ubrudzonych talerzyków i półmisków deserowych; złotowłosa zaś, dłonią już, już za klamkę zdobioną sowicie łapiąc, obejrzeć szklarnię ponoć urodziwą i śliczną zamiar czysty miała; lecz dziewczynka druga wstrzymała ją gestami dziwacznymi, jak na panienkę, któraż dopiero z balu na moment wyszła.
Éléonore Dorothée otóż, przyłożywszy palce delikatne do skroni, przymknęła oczęta, jakby zmęczona straszliwie; oparła się o parapety kamienne z trudem wielkim przez strój sztywny i niewygodny, główkę ciemną w kapeluszu fantazyjnym opuszczając w dół. Blada wręcz niezdrowo i wymizerowanie, znów wzrok ciemny w górę uniosła, do siostry zwróciwszy się zmartwiona.
— Émilie najdroższa, ja nie tyleż pragnę oranżerię ujrzeć, ileż wyciszyć się i odpocząć nieco od tańców zbyt śmiałych — Ozwała się brązowowłosa tonem zmęczonym i rozżalonym, skronie obolałe od nieprzyjemnego nakrycia głowy masując. — nie wytrzymam na tym przyjęciu, choć pani le Corsso kobieta poczciwa, dobra i złota doprawdy, towarzystwo niby to miłe, jednak mówi sposobem takim, jakbym już narzeczoną drogiego Lénorde była... Czemuż na mnie padł tak ciężki i straszliwy temat jak przymusowe zamążpójście, czemuż mnie z siłą i zawzięciem chcą za mąż wydać za człowieka, którego znam ledwie?
Wtem w oczętach Éléonore poczęły błyskać krystaliczne łzy, zamilknąwszy na chwil kilka; złotowłosa zaś, odchodząc kroków w bok kilka, powodując wyraźne stukanie pantofelków podkuwanych o podłogi idealnie czyste jakby zamyśliła się uważnie, słowa siostry rozważając. Rozświetlony jasno i ciepło przez wspaniały żyrandol kryształowy, na korytarzu wielkim przebywały jedynie obie dziewczynki w strojach iście drogich i wytwornych; Émilie główkę złotą zwróciła ku oknie wielkim, obramowanym krzyżowym stylem okiennym — za szybami masywnymi widoczna była jedynie czerń tajemnicza, nocna, a prócz niej żadnej żywej istoty. Wreszcie, po sekundach kilkudziesięciu, panienka odpowiedziała roztropnie i nie głupio; odpowiedzi jej na sprawy różniste przemyślane w większości były bardzo, gdyż bzdur bezładnych wygadywać właściwe nie potrafiła.
— Nikt nie będzie bez zgody twej ani mej żenić nas z kimkolwiek, chociażby ceną złota i wszystkiego, co najdroższe — Złotowłosa ręce w gants granatowych, szykownych skrzyżowała, zaś ton, któryż przybrała, był zdecydowany całkowicie. — za mąż idzie się nie z przymusu, a z woli własnej, nie z obojętności, a uczucia żywego i prawdziwego; choćby z przywiązania i przyjaźni nieskończonej! By majątek przepisać po równo, zmuszone zostałyśmy do poślubienia kawalera jakiegoś; lecz my przecie nie lalki porcelanowe, niemające zdania własnego, a istoty ludzkie, czujące, które to wybór swój własny mieć powinny... Pannami zostać możemy, a jeżeli nie — radzę ci dobrze — wyjdźże za Emmanuel'a, do którego jesteś, moja droga, sprzymierzona od dziecka i powiązana z nim niczym siostra prawdziwa! Człowiek on dobry, więź masz z nim nie małą, fortuna cała, obiecuję, iż spisana będzie jednakowo na nas, jako potomków ojca naszego; prawo zmieni się, prędzej, niż się zdać może!
I stanąwszy na chwilę, by w płuca oddech wziąć głęboki, zapadła cisza przerywana jedynie dźwiękami, stukaniem obcasików i echami melodii dochodzącymi ze wspaniałej sali balowej; Éléonore Dorothée główkę ciemną i oczęta załzawione w górę uniosła zadziwiona, ale i uradowana niezmiernie; ożenek z przyjacielem odwiecznym był radą dobrą niesłychanie, szczególnie w sytuacji, w jakiej to znajdowały się dziewczynki obie. Słodkie usta uśmiechać radośnie się poczęły z sekundy na sekundę, na duszy młodej damy ulżyło straszliwie wiele, zmartwienie ogromne uszło niczym podmuchem większym zdmuchnięte; wtem, oderwawszy się od parapetu, siostrze w objęcia się rzuciła, wręcz wokół niej zawirowawszy.
— Jakaż ja ci wdzięczna okropnie za rozwiązanie strapienia tego! Jakaż ja ci wdzięczna! — Poczęła mówić uszczęśliwienie brązowowłosa, podskoczywszy w objęciach raz jeszcze. — Jakaż ja ci wdzięczna! Najdroższy Boże, jakaż ja ci wdzięczna, za to, żeś ty krewna tak wspaniała i dobra!
Nagle, puściwszy Émilie uśmiechniętą, ruszyła ileż sił przez korytarz caluśki wprost w przejście, wokół którego spływały aksamitne, drogie niezwykle, bordowe kotary; po posadzkach piaskowych odgłos biegnących pantofli obił się twardo, zaś sama dziewczynka, nie oglądając się na nic, wpadła do pomieszczenia uroczystego, w którym to reszta zaproszonych tańcowała; osoby uwiecznione na obrazach, dzieci w sukniach strojnych, damy w kapeluszach z perłami, piórami oraz mężczyźni w marynarkach zdobionych bogato wrażenie sprawiali, iż oczyma za biegnącą panienką wodzą z uśmiechem. Wpadłszy na parkiety, podeszła z gracją i radością ku Lénorde, któryż już jej wyczekiwał niespokojnie; wtem zaczęto grać melodię wesołą i raźną bardzo, do tańca prędkiego ruszono — lecz i złotowłosa biegła za dziewczynką drugą, u wejścia pomieszczenia monumentalnego stając. Falbany, tiule i koronki panien pląsających zawirowały ponownie, obuwie męskie, polerowane i połyskujące czystością błyskało w światłach ciepłych; Émilie, wprost po środku przejścia stając, wpatrywała się z radością w pary tańczące; głowę uniósłszy nieco w górę, dostrzegła Marcente'a czekającego cierpliwie — i bokiem, tuż z boku samego przeszła krokiem szybkim, znów po chwili w parę się dobrawszy. Rozległy się dźwięki skrzypiec, fletów oraz fortepianu; zaś smutki wszelakie i zmartwienia przepadł wśród obrotów, stepowania oraz podrygów — takiż cudowny jest urok balów!
Ileż bale radości mają w sobie; nawet te najzwyklejsze!

Kobieta
w perłowej sukni
Zaznacz poprawną odpowiedź, aby przejść do następnego pytania.
Reklama
Quiz, który przeglądasz jest częścią serii. Została zachowana oryginalna pisownia autora.
WeraHatake
Jak zwykle ślicznie i ciekawie napisane – ta stylizacja tak pasuje, jest tak delikatna i szykowna ♥ Poza tym bardzo podziwiam, jak opisujesz stroje i pomieszczenia, bo pięknie je sobie można wyobrazić! ^_^
Kociakkociak9
• AUTOR@WeraHatake
Rany, nie wiem, jak mam dziękować za taki cudny komentarz <3
Dziękuję <33333
WeraHatake
@Kociakkociak9 Nawet nie powinnaś dziękować, bo to tylko moje odczucia, nic więcej, więc sama je sobie zawdzięczasz, jeśli dotarły do mnie podczas czytania :D ♥
Nie ma za co ^_^
carmennugat
Zaiste wciągające nie mogę doczekać się finału