Deszcz pada coraz mocniej. Przede mną stoi nie kto inny jak Makoto-kun.
Szybko ocieram łzy. Kiedy chłopak się odwraca jego mina wygląda jakby zobaczył ducha.

Makoto-kun uścisnął mnie. Przytulał mnie coraz mocniej i mocniej. Pochylony nade mną, chyba przekonywał sam siebie, że stoję przed nim. Tym razem nie odpychałam go.
- Czy to naprawdę ty Satomi-kun? - znowu nazwał mnie po imieniu.
- Tak, Makoto-kun... to naprawdę ja. - odpowiedziałam. - Czy mógłbyś... mnie puścić? Zaczyna brakować mi powietrza. - dodałam.
Chłopak puścił mnie.

Nagle po policzku Makoto-kuna poleciała samotna łza. Pierwszy raz widzę jak płacze.
Chłopak szybko ją zakrywa.
Chwilę zastanawiam się co mam zrobić. Odruchowo przybliżyłam swoją dłoń do jego twarzy i odkryłam jego wytarte już oczy i rumieńce na twarzy.
Deszcz zaczął padać coraz mocniej.

Po tym Makoto-kun chwycił mnie za rękę.
- Gdzie mnie ciągniesz? - pytam, wlokąc się za nim.
- Idziemy do mnie, schowamy się przed ulewą.
- Nie możesz mnie po prostu odprowadzić pod dom?
- Myślisz, że teraz tak łatwo cię puszczę? - mówi, zerkając na mnie, ściskając nieco mocniej jego dłoń na mojej.

Staliśmy już pod drzwiami domu Makoto-kuna. Chłopak musiał mnie puścić, by otworzyć drzwi. Spojrzałam w stronę mojego domu.
- Wchodzisz? - zapytał, otwierając mieszkanie.
Zawahałam się, ale weszłam do środka.
- Rozgość się, przygotuję coś ciepłego do picia. - Powiedział idąc w stronę małej kuchni.
Rozglądałam się po mieszkaniu. Weszłam do salonu,usiadłam na łóżku i oglądałam ulewę za oknem.
- Gorąca herbata dla ciebie. - mówi uśmiechnięty Makoto-kun.
- Dziękuję. - Biorę od niego kubek z herbatą i próbuję się uśmiechnąć.

- Pewnie jesteś zmęczona, połóż się, odpocznij.
- Co...? - pytam zaskoczona. Przecież to jest jego dom, dziwnie jest spać w czyimś łóżku.
- Spokojnie, nic się nie stanie, sam się za chwilę położę, gdzieś tu miałem schowany materac... - mówi zaglądając do głębokiej szafy.
- Nie musisz, po prostu pójdę do domu... - odmawiam.
Makoto-kun patrzy się na mnie błagalnie. Nie rozumiem go.
- Eh... skoro tak bardzo chcesz iść... - mówi zawiedziony.
Kiwam głową i wstaję. Coś się dzieje, nie mogę ustać na nogach. Upadam.

- Satomi-kun! - krzyczy Makoto. Podbiega, łapie mnie, podnosi i kładzie na łóżko.
- Masz gorączkę! - mówi, przykładając dłoń do mojego czoła.
- Nic mi nie jest... - odpowiadam zmęczona, trochę skołowana.
- Masz tu leżeć, za chwilę zadzwonię do lekarza.
- Nie. Makoto-kun... - mówię, wyciągając do niego dłoń. Chłopaka już nie ma w pokoju.
Niedługo po moim upadku zjawił się lekarz.

- Cóż... panienka ma wysoką gorączkę, nie powinna wstawać. Niech nie wychodzi z łóżka i odpoczywa. - mówi lekarz.
- Dziękuję. - mówi Makoto-kun odprowadzając doktora do drzwi.
Kiedy chłopak wrócił spojrzał na mnie blado.
- Cóż... widocznie musisz tutaj zostać, dopóki nie poczujesz się lepiej. - mówi, lekko przeciągając samogłoski, jakby chciał brzmieć śmiesznie. - W dodatku nie mogę znaleźć drugiego materaca, wiesz co to znaczy? - pyta z uśmieszkiem.
- Że zaśniesz na twardej podłodze? - droczę się z nim zmęczonym głosem.
- Nie! No już, już! Posuń się trochę. - mówi machając rękami.
Niechętnie posuwam się w stronę ściany. Chłopak kładzie się koło mnie.
- Wesz... lekarz powiedział, że musisz to z siebie wypocić. - mówił dalej Makoto-kun obejmując mnie.
- Kołdra nie wystarczy? - pytam.
- Mam wrażenie, że nie... - droczy się chłopak.
Lekko się czerwienie, czego nie widać na i tak czerwonej twarzy objętej zimnymi potami.
- Wiesz... nie będę cię zmuszał do zakochania się we mnie... - mówi, nieco posmutniały.
Spoglądam na niego pytająco.
- Hirata-kun opowiedział mi o tobie...
Na dźwięk tych słów szeroko otworzyłam oczy.
- Co takiego gadał?! - Niby krzyczę, zestresowana.

- Cóż... Wytłumaczył mi, dlaczego zachowujesz się tak w stosunku do mnie. - odpowiada szybko.
- Czyli jak...?
- Nie zakochujesz się we mnie.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Więc po prostu chciałem, żebyś wiedziała, że jeżeli nie chcesz się we mnie zakochać... to nie będę ciebie do tego zmuszać...
W tym momencie coś mnie ukuło w sercu...
- Pójdę jeszcze poszukać tego materaca... - mówi smutny.
- Czekaj! - łapię go za bluzkę, ale szybko puszczam, zawstydzona tym co zrobiłam.
Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale nastała głucha cisza.
Spojrzeliśmy na siebie. Makoto-kun przybliżył się i tym razem powoli i delikatnie złączył nasze usta. Zamknęłam oczy.

Po pocałunku otworzyłam oczy. Ujrzałam Makoto-kuna uśmiechającego się podejrzanie.
- Nareszcie. - Powiedział, nadal z tym dziwnym i chytrym uśmiechem na ustach.
- Nie wiem o co ci chodzi... - mówię czerwona. Chłopak tylko parska śmiechem i znowu kładzie się koło mnie. Zabieram mu całą kołdrę i owijam się nią. Nie zauważyłam nawet, że Makoto zasnął. Serce zabiło mi mocniej... Co się ze mną dzieje? Co to za dziwne uczucie?

Kiedy się obudziłam był już ranek. Światło oświetlało mnie i łóżko, prowadząc do stoliczka i kanapy, przy którym siedział Makoto-kun. Spojrzałam na niego.
Czytał jakąś książkę. Nie wiem jaką, bo tytuł zasłaniał dłonią.
Nasze spojrzenia się spotkały. Odwróciłam wzrok, siedząc już na łóżku. Patrzyłam się na widok za oknem. Mokre ulice i kałuże od wczorajszej ulewy mieniły się w promieniach słońca. Makoto-kun usiadł koło mnie.
- Dzień dobry. - Powiedział wesoło.
- D-dzień dobry. - Odpowiedziałam, nadal unikając jego spojrzenia.
- Proszę, ubierz się. - Powiedział, kładąc koło mnie moje, wyschnięte już ubranie. Spojrzałam się w końcu na niego.
- Gdzie jest łazienka? - Zapytałam.
- Tamte drzwi. - Makoto-kun wskazał na brązowe drzwi w przedpokoju.
Wstałam i udałam się do łazienki. Słyszałam jak Makoto-kun gwiżdże, dosyć głośno. Nuci jakąś melodię, której nie znam albo nie kojarzę.
Kiedy wychodzę z łazienki na stole przed kanapą leży śniadanie.
- Proszę, zjedz. - Mówi chłopak, pokazując na jajecznice z bekonem.
- Wiesz, że mieszkam naprzeciwko ciebie? - pytam zdziwiona.
- W nocy miałaś gorączkę, powinnaś coś zjeść od razu po wstaniu z łóżka! - Krzyczy Makoto.
- No już dobrze, dobrze. Dziękuję, smacznego! - kłaniam się chłopakowi. Próbuję jajecznicy. Jest pyszna.
Kiedy zjadłam wstałam z kanapy, odniosłam talerz do kuchni i poszłam w stronę drzwi głównych. Nagle Makoto-kun złapał mnie i pocałował w policzek. Znowu to ukłucie w sercu... Nie ruszałam się, stałam w miejscu i patrzyłam się w ścianę. Po tym bez słowa ubrałam buty i wyszłam.

- Wyjdziemy dzisiaj na miasto? - Pyta Makoto-kun po tym, jak nieco oddaliłam się od jego domu. Udaję że go nie słyszę. Idę dalej.

Komentarze sameQuizy: 0 Najnowsze