Siema, historyjka na dobranoc albo nie zależy kiedy czytacie-
Byłam se nad jeziorem no i było fajnie, to był wieczór i był czerwony księżyc, ciepła woda, zero komarów także luks. No ale se już wracałam do auta ale jeszcze miałam zrobić zdjęcie tego księżyca no bo, halo CZERWONY. No ale se tak podchodzę, boso, ba środku jezdni bo po co zakładać buty na mokre stopy. Ale se tak mam robić to zdjęcie i tam gdzie mieliśmy zaparkowane auto to tam też inny parkowali i tam se stało auto i się taka rodzina zbierała do auta, no i se cykam fotki a nagle COŚ słychać. I to z auta. Opiszę to co było słychać bo nie widziałam nic, ciemność nastała, tylko lekko auto widziałam i tych ludzi. No i najpierw słyszę płacz. Jakaś baba ryczy i to tak po całości że tak hiper wentylacja i wogóle. Jakiś facet, i on tak stęka i miał ręce w bagażniku więc moja analiza sytuacji mi mówi że coś próbował wsadzić do tego auta i mu się nie udawało. No a potem jak on dalej stęka a ona ryczy to jeszcze jakieś inne 2 baby zaczynają skandować: ,,WAL! WAL! WAL! WAL!” No i tak kilka razy a potem ta babka co płakała wrzasneła ,,ODDAJCIE MI MOJE DZIEEEECKKOOOOO! HUH HUH AAAAAA NiEeEeEeEeEeEE-” i dalej ryczy a oni ją ignorują. A ja tam na środku jezdni, na boso, k**** nie wiem czy uciekać czy po bagiety dzwonić tylko takie 👁️👄👁️. No a potem odjechałam i nie wiem czy spalili to dziecko, czy tą babę- NIE WIEM, NIE WIEM. Wy może se dośpiewajcie zakończenie, jak uważacie.