Otworzyłaś oczy. Twoje powieki były jednak tak ciężkie, że niemal od razu je zamknęłaś.
-[T.I], przepraszam.-usłyszałaś głos Luke'a nad sobą. Straciłaś przytomność. Po raz kolejny.

Gdy się obudziłaś, byłaś pełna życia. Chciałaś wstać i zacząć skakać po pokoju, w którym się znajdowałaś. "Właśnie, gdzie ja jestem?" spytałaś samą siebie. Spojrzałaś w bok obok Ciebie siedział twój chłopak. Był smutny.
-Luke, co się stało?-spytałaś spoglądając na chłopaka.
-Przepraszam, musiałem.-tylko te dwa słowa zdołał wypowiedzieć.
-Za co przepraszasz?
-Wiesz, co się stało?
-Rozmawiałam z Tobą i... ten ból...
-No właśnie.
-Co to było?
-Mówiłem, że nie jesteś bezpieczna. Mój wujek... próbowała Cię zabić. Na szczęście słabo strzela.
-Co? I co dalej?
-Przywiozłem Cię do szpitala. Kula była w okolicach serca. Mogłaś łatwo zginąć. Musiałem to zrobić...
-Luke, co musiałeś zrobić?
-Ja... ja... musiałem Cię ugryźć.

...
Obudziłaś się zlana zimnym potem. Tak, obudziłaś się. "To tylko sen" powiedziałaś sama do siebie.
Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego, że nie jesteś w swoim łóżku. Byłaś w szpitalu. Obok, na szafce nocnej stał wazon z pięknymi, białymi różami, a do niego dołączona karteczka z napisem:
"[T.I.], przepraszam.
"Przepraszam? O co chodzi?" pomyślałaś. Powoli zaczęłaś przypominać sobie ostatnie zdarzenia. Byłaś w parku z Lukiem, gdy nagle usłyszałaś wystrzał, poczułaś ból w brzuchu i straciłaś przytomność.
Dopiero teraz zauważyłaś opatrunek na twoim brzuchu. Sztywny bandaż, owinięty kilka razy, a w nim gaza. Poczułaś ten sam ból, którego doświadczyłaś w parku. Zgięłaś się w bok, a raczej spróbowałaś, gdyż opatrunek Ci to uniemożliwił.
Do pokoju weszła pielęgniarka. Szczupła, niebieskooka szatynka, która z pewnością nie liczyła sobie więcej jak trzydzieści lat.
-Witaj, [T.I]. Nazywam się Dana. Jak się czujesz?

-Pamiętasz cokolwiek?
-Ból... i Luke.
-Kto?
-Mój chłopak.
-Hmm... przywiózł Cię tu jakiś chłopak, ale gdy wróciłam po Niego do poczekalni, nie było Go tam.
-Jak wyglądał?
-Brunet, zielone oczy, gdzieś z 1,75 wzrostu, blady...
-To on... zostawił mnie?
-Nie wiem, słonko. Może miał coś do załatwienia?
-Może... jak długo tu jestem?
-Dwa dni.
-Już by wrócił.
-W poczekalni... zobaczyłam też te kwiaty - kobieta wskazała na bukiet. - Zaadresowane były do Ciebie.
-A... moi rodzice?
-Są w poczekalni. Zawołać ich?
-Jeśli można...
Po kilku minutach do sali weszli twoi rodzice. Tata pocałował Cię w czoło, a mama usiadła na brzegu łóżka.
-[T.I.], wszystko dobrze?-spytał tata.
-Tak, ale... mogę wiedzieć co się stało?
-Nie wiemy. Lekarz do nas zadzwonił.
-Co to za kwiaty?-spytała twoja mama.
-Nie wiem. Były tu, kiedy się przebudziłam.
-Może Luke je przyniósł? A właśnie, gdzie on jest?
-Ja... nie wiem.-odpowiedziałaś spuszczając wzrok.
-Jak to?
-To skomplikowane.
-Opowiedz nam, co się stało.
Opowiedziałaś rodzicom całą historię z parku. Później spuściłaś głowę i zacisnęłaś powieki, powstrzymując łzy. Twój tata przytulił Ciebie i twoją mamę.

Po wyjściu rodziców znów położyłaś się na łóżku i wyjęłaś z wazonu jedną różę. Zastanawiałaś się nad tym, co stało się z Lukiem. Nie mógł przecież Cię tak po prostu opuścić. A jeśli?
Dopiero teraz zaczęłaś zastanawiać się, co właściwie wydarzyło się w parku. Wystrzał... przecież jeśli rodzina Luke'a by to zrobiła, raczej nie użyliby broni palnej. Wampiry są nienaturalnie silne, więc mogłyby po prostu skręcić Ci kark! Co w takim razie mogło się stać? Może to po prostu jakiś psychol? (tak, bo to przecież normalne, że jakiś psychol atakuje zwykłą dziewczynę)
Powoli czułaś, że twoje oczy się zamykają. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego, jak śpiąca byłaś. Odłożyłaś różę na szafkę nocną i w końcu się położyłaś. O czym myślisz?

Komentarze sameQuizy: 0 Najnowsze