Obudził cię ból kręgosłupa. Jęknęłaś z grymasem na twarzy po czym ziewając i rozcierając oczy usiadłaś na ziemi. Rozejrzałaś się i zobaczyłaś Harryego śpiącego spokojnie. Uśmiechnęłaś się lekko na ten widok. Jedyna istota na ziemi która jeszcze mnie nie opuściła i która na pewno będzie ze mną do końca.-pomyślałaś.
Zaburczało ci w brzuchu. Głód. Uczucie które tak dobrze znałaś a mimo to nie chciałaś jeść. Czy to ma sens? Nie zbyt ale... Nie przejmowałaś się tym.
Strumyk szumiał sobie cicho, na lewo od was. Drzewa kołysały się lekko na ciepłym wietrze. W okół czuć było zapach nadchodzącej jesieni a czerwieniejące liście gdzie nie gdzie opadały na zimną ziemię. Podniosłaś się z niej i podeszłaś do rzeczonego strumyka. Zanurzyłaś ręce w wodzie i poczułaś orzeźwiający chłód. Zaciskając zęby obmyłaś ręce i twarz, po czym wróciłaś do wypalonego ogniska, przy którym wciąż spał mały labrador. Przykucnęłaś przy nim i zaczęłaś go budzić. Malec przewrócił się na bok i otworzył leniwie oczka. Od razu pojawiły się w nich radosne iskierki. Kąciki ust mimowolnie ci się uniosły.
-Wracamy do domu, maluchu.-powiedziałaś po czym podniosłaś się. Wiedziałaś już że ta mała istotka jest ci potrzebna jak powietrze. Że będzie twoją podporą po tym wszystkim co się wydarzyło. Wzięłaś go na ręce i okrężnym ruchem wytworzyłaś kulę powietrzną, w której się unieśliście ponad korony drzew. Rozejrzałaś się dookoła. Pod wami roztaczał się gęsty, stary las. Spojrzałaś w stronę słońca wzbijającego się coraz wyżej na nieskazitelnie niebieskie niebo. Wiedząc gdzie jest 'wschód' od razu odnalazłaś drogę. Musiałaś iść więc na zachód. Harry wciąż oniemiały kiedy wróciliście na ziemię zatoczył się lekko, na co ty zaśmiałaś się pod nosem. Razem ruszyliście w wyznaczonym kierunku.
Nie musieliście się przedzierać przez krzaki, gdyż za pomocą magii ziemi łatwo się z tym uporałaś. Jednym słowem zagradzające wam drogę rośliny, rozstępowały się przed wami na boki tworząc ścieszkę. Harry podskakiwał radośnie wokół ciebie co znacznie poprawiało ci humor. Jak tak małe stworzenie może być wypełnione taką ilością energii i chęci do życia?-zastanawiałaś się kiedy labrador zaczynał gonić jakieś zbłąkane motyle. Wędrowaliście tak w przyjemnej atmosferze i świeżym powietrzu jeszcze przez dobre dwie godziny. Sama nie sądziłaś że zaszłaś tak daleko.
W między czasie zrobiliście sobie parę przerw.
Poczułaś jak burczy ci w brzuchu i coraz mniej masz ochotę na tę podróż. Słońce wzbiło się już wyżej na firmamencie, a las przerzedził się znacznie, mimo to nadal nie widziałaś końca. Wzięłaś więc Harryego ponownie na ręce i wzbiliście się w powietrze. Tym razem zobaczyłaś przed sobą kraniec lasu, pola przed nim i zgliszcza małego domku. Od razu odwróciłaś wzrok. Nie chciałaś o tym myśleć. Ostatecznie rodzice na pewno nigdy nie chcą by ich dzieci, po ich śmierci zadręczały się i prawie że wpadały w depresję. Ty nie miałaś takiego zamiaru. Musiałaś być silniejsza niż zwykle, trzeźwo myśleć żeby obronić to co ci jeszcze zostało. Musiałaś też opuścić to miejsce. Jak najszybciej. Wcześniej faktycznie czułaś przywiązanie do niego i konieczność powrotu ale teraz. Teraz wszystko się zmieniło. Ty się zmieniłaś. Miałaś zamiar przygotować pogrzeb i jak najszybciej wyjechać. Chciałaś też zabrać stąd Martyego. Żeby Aron nie mógł ci już nikogo odebrać. I nie odbierze. Podświadomie to wiedziałaś.
Nie chcąc już przechodzić przez las pokierowałaś kulą w której się unosiliście tak, aby wylądować tuż na polu, porośniętym trawą zaraz przed lasem.
Nie zbyt wiedziałaś gdzie aktualnie znajduje się twoja ciotka i Nathaniel więc postanowiłaś zapytać osobę która wie wszystko. Wyrocznię.
Byłaś pewna że ci się uda. Dlaczego? Dlatego że czułaś iż nigdy nie byłaś bardziej wyciszona i skoncentrowana. Jakby to musiało się wydarzyć a ty się z tym pogodziłaś.
Usiadłaś na trawie po turecku, ignorując zdziwione spojrzenie twojego psa. Zamknęłaś oczy i wzięłaś głęboki wdech. Skupiłaś się na powietrzu przepływającym przez twoje ciało. Wyobrażałaś sobie swoje płuca jako drzewa, których liście szeleszczą cicho na wietrze. A na tym wietrze unosiły się małe iskierki i srebrny pył, jak w bajkach.

Wtedy poczułaś się jakbyś oderwała się od ziemi i leciała w powietrzu w nieznanym ci kierunku. Po chwili wylądowałaś na dobrze ci już znanej polanie, pod wielkim dębem majestatycznie piętrzącym się poniżej jasno migocących gwiazd na tle drogi mlecznej i czarnego firmamentu. Wcale się nie zdziwiłaś że ci się udało.
-Jesteś inna dziecko.-usłyszałaś lekko ochrypnięty głos, co przypomniało ci po co tu jesteś i zwróciłaś uwagę na starszą kobietę siedzącą po turecku na trawie. Jej oczy jak zawsze były zamknięte ale na ustach widniał ciepły uśmiech. Białe włosy tradycyjnie opadały niedbale na ramiona.-To co cię spotkało bardzo cię zmieniło. Ale czuję że na lepsze. Zadziwiające że taka mała istotka tyle zmieniła w zaledwie jedną noc, nieprawdaż?
-Tak. Faktycznie czuję się inaczej.-odparłaś siadając przed nią.
-Ale pamiętaj, zemsta nikomu nie przywróci życia. Nie naprawi co było złe. Nie zagoi ran. Kiedy dojdzie do twojego starcia z siłami zła, musisz pamiętać, że twoją misją jest tylko i wyłącznie uwolnienie świata od nich. Od Arona. Nie możesz wiązać z nim żadnych uczuć. Nawet złości, pogardy. Nic. Albowiem uczucia to coś co najtrudniej jest kontrolować, nawet istnieniom nie pochodzącym z Ziemi.-przez chwilę zastanawiałaś się nad tymi słowami. Wyrocznia wyczuła nawet najgłębiej skrywane pragnienia twojej duszy. No tak, w końcu jest wyrocznią. Chciałaś zemsty, ale wiedziałaś że ona ma rację.-Nie zadręczaj się. To całkowicie naturalne że chcesz zemsty, ale nie jesteś zwykłym człowiekiem. Jesteś wybraną, jesteś ponad to i musisz to wszystko kontrolować. Jeśli tego się nie nauczysz, na nic zda ci się ta nauka i ofiara Amandy i Klausa. Rozumiesz?-to nadal bolało. Kiedy wypowiedziała ich imiona.
-I Megan i Angeli.-dodałaś cicho spuszczając głowę.-Tak rozumiem.-wkładając w to największy wysiłek zdusiłaś ból i poczułaś się 'normalnie'.
-Dobrze, bardzo dobrze.
-Powiedz wyrocznio. Czy pomożesz mi w walce?
-Oczywiście, jeśli tylko mnie do siebie dopuścisz. Będziesz miała otwarty i trzeźwy umysł.-kiwnęłaś głową uśmiechając się słabo.-Ale przyszłaś tu w konkretnym celu.-zmieniła temat.
-Tak.-zaśmiałaś się cicho.-Chciałam się dowiedzieć gdzie się zatrzymali..
-Kate i Nathaniel.-przerwała ci.
-Dokładnie.
-Otóż twoja ciotka i twój chłopak zatrzymali się w hotelu przy Jackson street 5. W apartamencie.-ten hotel był największym, najwyższym i jednocześnie najdroższym miejscem w całym mieście. Nigdy tam nie byłaś ale wiedziałaś że mają ogromne apartamenty.
-Dziękuję.-uśmiechnęłaś się. Ponownie zamknęłaś oczy i poczułaś jakbyś jadąc na super szybkiej taśmie cofała się w tył. Zaraz po tym poczułaś pod sobą trawę i ciepły jesienny wiatr na twarzy.

Otworzyłaś oczy i zobaczyłaś Harryego, leżał na trawie i patrzył na ciebie czujnie. Uśmiechnęłaś się do niego po czym wstałaś i zawołałaś psa żeby poszedł za tobą. Szczęście najwidoczniej ci dopisało bo jak tylko zeszłaś z pola które dzieliło cię od drogi podjechał autobus. W sumie mogłabyś wziąć samochód rodziców, ale nie chciałaś się więcej zbliżać do tego miejsca. Na pewno pachniało w nim perfumami mamy i wodą kolońską taty... Tak więc wsiadłaś do autobusu, trzymając Harryego na kolanach. Kierowca zaprotestował. Przewidywałaś że tak się stanie, ale wiedziałaś jak to 'obejść'. Podeszłaś do niego i spojrzałaś mu głęboko w oczy po czym pomyślałaś 'Wyrocznio, możesz pomóc?'. Wtedy zaczęłaś słyszeć delikatne nucenie, znanego ci lekko ochrypniętego głosu. Nie rozumiałaś słów które wypowiadała. Były chyba po łacinie. Najważniejsze było to, że po niespełna 4 sekundach, mężczyzna uśmiechnął się tępo po czym powiedział:
-Zapraszam panią.-uśmiechnęłaś się sama do siebie i zajęłaś miejsce. Patrzyłaś na tak dobrze ci znane budynki, drzewa, kawiarenki i księgarnie. Dawniej czułaś zachwyt i ciekawość, teraz, to wszystko jakby wywietrzało. Zniknęło. Nie czułaś nic. Jakbyś widziała to wszystko po raz pierwszy.
Po niecałych piętnastu minutach autobus zatrzymał się i razem z małym labradorem wysiedliście. Postawiłaś Harryego na chodniku i ruszyłaś przed siebie. Musiałaś przejść tylko jedną ulicę żeby znaleźć się w hotelu na Jackson street.
Mijałaś ludzi którzy przypatrywali ci się z ciekawością. Byłaś nadal ubrudzona błotem. Nie zbyt się tym przejmowałaś. Tak się złożyło że przechodziłaś obok swojej starej szkoły. Przystanęłaś na chwilę patrząc na roześmianych uczniów na dziedzińcu. Była w śród nich Amber. Do głowy zaczęły napływać ci wspomnienia z tego miejsca. Eryk, Amber, śmiech, drwiny, zdrada. Mimo to nie zrobiły one na tobie żadnego wrażenia i z łatwością je przerwałaś. Czułaś że to jest już tylko przeszłość, nic nie znacząca ani dla ciebie ani dla świata. Wzruszyłaś więc ramionami i poszłaś dalej.
Pięć minut później wchodziłaś już do hotelu, uprzednio pytając o numer apartamentu w recepcji. Znajdował się na 4 piętrze (było ich 7). Nie chcąc męczyć się na schodach, wsiadłaś-razem z Harrym oczywiście-do windy.
Szybko znalazłaś numer na biało-złotych drzwiach i bez wahania przekręciłaś klamkę, i weszłaś do holu, przepuszczając wcześniej psa. Weszłaś dalej a Harry podążał za tobą. Na wprost od holu był wielki otwarty salon z białymi kanapami na podłodze z ciemnego drewna. Na ścianie wisiał telewizor a obok były podwójne drzwi, które prowadziły zapewne na taras.
Nathaniel siedział w fotelu machając nie spokojnie nogą, a na kanapie Aiden, patrząc tępo w ścianę. Kiedy Harry podbiegł do Aidena i wskoczył mu na kolana od razu spojrzeli na ciebie. Twarz Nathaniela przybrała wyraz ulgi a Aiden jakby pozostał nie wzruszony. Nath od razu do ciebie podszedł i nie zważając na błoto, przytulił cię mocno do siebie. Miałaś wrażenie jakby od twojej ostatniej bliskości z nim minęły lata. Dlatego też poczułaś się dziwnie i nie odwzajemniłaś uścisku. Odsunęłaś się lekko po czym powiedziałaś normalnym głosem.
-Wybacz Nathaniel ale chyba wezmę kąpiel. Jestem cała brudna.-zaśmiałaś się lekko chcąc poprawić mu humor.
-Okey. No dobra ale.... wszystko w porządku?-zapytał wciąż zmartwiony. Trochę cię to rozbawiło bo Nath zawsze był typowym, wyluzowanym bad-boyem. Tym razem zaśmiałaś się szczerze, czując jak poprawia ci się nastrój.-No co?-zapytał zdezorientowany, widząc twoje rozbawienie.
-Nie nic.-wykrztusiłaś. Spojrzałaś na Aidena, uśmiechnął się również rozbawiony twoim zachowaniem. Odwróciłaś się na pięcie i ruszyłaś w poszukiwaniu łazienki. Okazało się że były to pierwsze drzwi na lewo. Zanim za nimi zniknęłaś krzyknęłaś do chłopaków:
-Zajmijcie się Harrym!-po czym zamknęłaś drewniane drzwi. Łazienka była bardzo ładna. Z białego marmuru, ze szklaną kabiną prysznicową, dwoma umywalkami, toaletą oczywiście i ogromną wanną. Wszędzie były wstawki ciemnego drewna. Zdjęłaś ubłocone buty po czym spojrzałaś w lustro. Twoje włosy sterczały pod każdym możliwym kątem. W sumie co się dziwić, po nocy spędzonej w lesie pełnym wilgoci...
Wyszłaś jeszcze na chwilę po swoją torbę, w którą wpakowałaś na szybko, przed wyjazdem parę ciuchów i kosmetyków. Nie patrzyłaś zbytnio co wsadzałaś do tej torby więc nie wiedziałaś też co tam znajdziesz.
Na szczęście była tam szczotka.Czułaś że zapowiada się na dłuższą walkę, więc odkręciłaś wodę w wannie i wlałaś do niej jakiś płyn zapachowy, który na niej stał. Nie ma to jak hotelowe kosmetyki. Były tam też kulki do kąpieli, więc wrzuciłaś tam jedną o zapachu 'Świeżej jagody'.
Zanim wygrałaś bój z włosami, wanna była już pełna gorącej, pachnącej jagodami wody i piany. Znalazłaś też jakieś świece w jednej z szafek. Poustawiałaś je wokół i zapaliłaś magią.
Zrzuciłaś z siebie brudne ubrania i wskoczyłaś do gorącej wody.
Momentalnie przeszedł cię przyjemny dreszczyk. Mimowolnie się uśmiechnęłaś i zanurzyłaś głowę.
Całkowicie się rozluźniając wdychałaś zapach waniliowych i cynamonowych świec, z zamkniętymi oczami.
Trwałaś w tej błogości do póki palce ci się nie pomarszczyły. Wtedy umyłaś włosy hotelowym szamponem i wyszłaś z wanny.
Jednym ruchem ręki pogasiłaś świece i owinęłaś się ręcznikiem.
Wysuszyłaś włosy i po ponownym rozczesaniu zostawiłaś je rozpuszczone.
Zajrzałaś do swojej torby i ubrałaś:
(cieszcie się bo dawno tego nie było ;))






Do tego nasunęłaś na nogi białe conversy, które swoją drogą nie miałaś pojęcia jak znalazły się w twojej torbie. Gotowa i w znacznie lepszym humorze wyszłaś z łazienki.
Usiadłaś na kanapie obok chłopaków wtulając się w ramię tego który był bliżej. Akurat padło na Aidena. Poczułaś z nim silną więź, jak z bratem. Tak jakby rozumiał twoje myśli, twoją duszę. Zamknęłaś oczy wiedząc że to tylko kwestia czasu zanim któryś się odezwie.
-Mam byś zazdrosny?-zapytał Nathaniel. Uchyliłaś lekko powieki uśmiechając się zadziornie.
-Nie. Nie sądzę. Ale gdybyś siedział bliżej to ty byłbyś na miejscu Aidena.-posłałaś mu wredne spojrzenie.
-Czy coś się wydarzyło? Coś o czym powinienem wiedzieć?-spojrzałaś na niego krzywo-Wiedziałem! Wiedziałem że trzeba było cię szukać!-zerwał się z fotela. Zdziwiona oderwałaś się od milczącego blondyna.
-Co?
-Nathaniel zaraz po tym jak zniknęłaś chciał się za tobą rzucić w las.-zaśmiał się Aiden.
-Ale ten kretyn mi nie pozwolił!-zagrzmiał groźnie.
-Dlaczego?-zapytałaś ze zwykłej ciekawości, nie miałaś o to żalu. Byłaś wdzięczna bo w tamtej chwili nie chciałaś nikogo widzieć.....ale dlaczego??
-Bo wiedziałem że potrzebujesz samotności.-wzruszył ramionami.-A poza tym jeśli nie chciałaś być znaleziona...to nie sądzę żeby ktoś cię znalazł.-zaśmiał się, a ty mu zawtórowałaś.
-To jest takie śmieszne?! Znikasz nie całą godzinę po wielkim szoku, po śmierci twoich rodziców! Gdzieś w lesie! A potem wracasz jak gdyby nigdy nic i zachowujesz się całkiem normalnie?!-krzyczał. Patrzyłaś na niego. W sumie to wiedziałaś że w końcu dojdzie do tej rozmowy.
-Przemyślałam wszystko.-powiedziałaś przezwyciężając gulę w gardle.-Znalazłam Harrego. Odbyłam żałobę. Wyciszyłam się i zapomniałam. Teraz chcę jak najszybciej zorganizować pogrzeb i wyjechać z tego miasta. Raz na zawsze. Zabierzemy ze sobą Martyego, Aidena i Harrego i nigdy tu nie wrócimy! Pokonam Arona i będę żyć w spokoju!-nawet nie zauważyłaś kiedy zaczęłaś krzyczeć. Wzięłaś głęboki wdech i się opanowałaś. Wstałaś z kanapy i podeszłaś do podłużnego stołu w drugim końcu pokoju. Patrzyłaś przez okno, powoli opanowując myśli.
-Przepraszam.-usłyszałaś cichy głos Nathaniela.-Ja tylko....
-Strasznie się martwiłeś.-odwróciłaś się do niego.
-Tak. I czy nie powinnaś być w żałobie? Jak to możliwe że.... no....przecież....-nie mógł ubrać myśli w słowa ale wiedziałaś o co mu chodzi.
-Wiesz.. Nathaniel. Ja jestem stąd. Wychowałam się obok tego lasu i może to dziwne ale zawsze czułam z nim swego rodzaju więź. On mnie wycisza. Kontakt z naturą, samotność. Przeżyłam ból i żałobę. A teraz muszę trzeźwo myśleć żeby dobrze rozegrać tę wojnę. Możesz to zrozumieć?-zapytałaś z poważnym wyrazem twarzy zbliżając się do niego.
-Nie. Nadal tego nie rozumiem ale mogę to zaakceptować.-powiedział wzdychając.
-Dobrze.-uśmiechnęłaś się i ucałowałaś go w policzek.-Idź weź kąpiel. Nawet nie wiesz jakie to odstresowujące.-chłopak odwzajemnił twój uśmiech i przytaknął.-A ja tymczasem zamówię coś w room serwisie. Konam z głodu.
Tak więc dziesięć minut później na stole stały: pizza, ciasto cytrynowe, 5 pucharków lodów, gumy kulki, emenemsy, lizaki, czekoladowe cukierki, czekoladowe kulki z orzechami w środku, soki z owoców i stos kanapek. Nathaniel siedział w łazience więc razem z Aidenem narzuciliście ciepłe swetry i z jedzeniem wyszliście na taras. Tam zasiedliście na sofie ogrodowej i patrząc przez barierki zajadaliście się.
-Ty też uważasz że zwariowałam?-zapytałaś przerywając ciszę. Blondyn spojrzał na ciebie swoimi szarymi tęczówkami.
-Nie. Dlaczego miałabyś zwariować?
-No bo... Znikam na całą noc w lesie po śmierci moich rodziców a wracam całkiem odmieniona.-wyrzuciłaś z siebie.
-Nie. Jesteś wybraną. To oczywiste że masz głęboką więź z naturą. Ta Sophie która siedzi tu koło mnie jest o wiele, wiele silniejsza niż ta którą poznałem rok temu.-uśmiechnął się.-Las cię wycisza i pomaga oddychać. Myśleć trzeźwo. A samotność pozwala wszystko przeanalizować i dokonać wyboru. A Harry. Myślę że on dał ci siłę żeby to zwalczyć. To całkiem normalne, jeśli się to rozumie.-powiedział. Tobie aż opadła szczęka. Ten chłopak rozumiał cie jak sama wyrocznia.
-Ale.. Jak ty.... Dlaczego...
-Bo też jestem stąd i jestem magiem powietrza. A w magii powietrza najważniejsza jest harmonia ducha.-zaśmiał się dając ci pstryczka w nos.-A poza tym....To jestem cholernie mądry.-poruszył śmiesznie brwiami, na co ty wybuchłaś śmiechem.
-I taki skromny.
-No oczywiście.-wyszczerzył się.
-Wiesz..-zaczęłaś kiedy się już uspokoiłaś.-Jak wyszłam z lasu, widziałam się z wyrocznią...
-Sama się tam przeniosłaś?-zapytał zdumiony.
-Tak.. Chciałam ją zapytać gdzie jesteście.-teraz wydawało ci się to takie głupie. Zaśmiałaś się głośno razem z chłopakiem po czym opowiedziałaś mu dokładną treść rozmowy ze starszą kobietą. Aiden wysłuchał uważnie po czym stwierdził:
-Dobrze że poszłaś do tego lasu. Nie wiem dokładnie co tam czułaś i co się wydarzyło ale to pomoże ci, jak to ona mówiła? Kontrolować emocje.

Kiedy byliście już najedzeni wróciliście do środka. Zasiadłaś na kanapie, czując straszne zmęczenie. Nawet nie zauważyłaś kiedy opadłaś na nią i zasnęłaś.
Twój spokojny sen przerwały rozmowy dobiegające gdzieś z bliska. Nie otwierając oczu, wsłuchiwałaś się w głosy. Rozpoznałaś Kate, Nathaniela i Aidena, ale był z nimi ktoś jeszcze...
Nie minęła sekunda kiedy zorientowałaś się do kogo należy i otworzyłaś oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Marty!-krzyknęłaś uradowana i natychmiast rzuciłaś mu się na szyję. Mężczyzna zaśmiał się ciepło i przytulił cię do siebie.
Po parudziesięciu sekundach puściłaś go, a on spojrzał na ciebie zmartwionym wzrokiem. Zerknęłaś na Kate. Miała taki sam wyraz twarzy. Nie chciałaś znowu mówić o poprzedniej nocy.
-Ciociu jaaa....
-Wiemy wszystko.-powiedziała ciepło się uśmiechając.-Aiden nam powiedział.-znów poczułaś ulgę i wdzięczność do blondyna. Przeniosłaś swój wzrok na niego. Uśmiechał się do ciebie radośnie, na co odpowiedziałaś mu tym samym.
-Słuchajcie. Eeemmm...-chciałaś powiedzieć Kate, Marty'emu i Aidenowi że chcesz ich zabrać ze sobą do Nashville ale Marty przecież nie wiedział o twoich mocach.-Eee... Ciociu....czy... mogłabyś..eee...powiedzieć Marty'emu ooo... naszych....eee...zdolnościach?-ciotka zaśmiała się wyraźnie rozbawiona.
-On wie.-wydusiła w końcu, a ty lekko zdezorientowana popatrzyłaś na kuzyna. Przytkaną równie rozbawiony.
-Ja też jestem strażnikiem.-powiedział.
-Och..Super. Dlaczego wcześniej mi nikt nie powiedział?-udawałaś obrażoną.
-Oj nie obrażaj się...-wydukał Marty przez śmiech.-Wielka wybrana...-ukłonił się teatralnie.
-Uważaj, bo przysmażę ci siedzenie.-prychnęłaś, na co wszyscy wybuchli jeszcze głośniejszym śmiechem. Czekałaś więc aż się uspokoją. Minęło około pięć minut zanim zaległa cisza. Zmierzyłaś ich krytycznym spojrzeniem, po czym westchnęłaś i wróciłaś do tematu.
-W takim razie, skoro już się ogarnęliście to chcę przedstawić wam plan działania.-po tych słowach całkowicie spoważnieli.-No więc.... Jak najszybciej zorganizujemy pogrzeb. Potem chcę żebyśmy wszyscy stąd wyjechali.-popatrzyłaś na ciotkę która tylko kiwnęła potwierdzająco głową.-Chcę zabrać z nami Aidena, Marty'ego i oczywiście Harry'ego.-wyjaśniłaś.-Nie wrócę już do szkoły. Będziemy się przygotowywać. Nie zostało już wiele czasu. Wyrocznia twierdzi że Aron zaatakuje przed zimą.-wszyscy wpatrywali się w ciebie uważnie, nie chcąc stracić ani jednego słowa padającego z twoich ust.-W twoim domu ciociu, jest dużo pokoi gościnnych.
-W naszym domu, Sophie.-posłała ci uśmiech.-I nie będzie z nimi problemu.-dodała.
-Świetnie. Wygramy tę wojnę i nikt więcej już nie zginie.-skfintowałaś.
Następny tydzień spędziliście na przygotowywaniu pogrzebu. Kościół był już załatwiony i opłacony. Większość rzeczy zrobiłaś ty. Wybrałaś i udekorowałaś kwiatami świątynię. Białe lilie pięknie kontrastowały z lawendowymi woalami. Ołtarz jednak zdobiły krwisto-czerwone róże. Nie miałaś żadnej dalszej rodziny więc też nikogo nie zapraszałaś. Mimo to wiedziałaś że przyjdą na pewno jacyś sąsiedzi i znajomi z miasta.
Szóstego dnia po przyjeździe do Willows, zostało ci już tylko wybrać stroje dla zmarłych...
Było to dla ciebie trudne, ale wiedziałaś że musisz to zrobić. Byłaś wdzięczna Nathanielowi że zgodził się ci towarzyszyć.
Właśnie stałaś nad czterema bladymi ciałami, tak dobrze znanych ci osób, ściskając mocno Nathaniela za rękę. Wszyscy wyglądali jakby tylko zasnęli. Spalone skrawki ciała były ukryte pod podkładami i sztuczną skórą. Z całych sił starałaś się opanować emocje i czuć się neutralnie. Położyłaś ostrożnie dłoń na czole Angeli. Było zimne jak lód. Natychmiast ją cofnęłaś, czując że jeszcze chwila i się rozpłaczesz. Chcąc zakończyć to jak najszybciej wybrałaś dla Amandy czerwoną, elegancką, obcisłą sukienkę do kolan z czarnym paskiem i kwadratowym dekoltem. Na nią chciałaś by narzucili jej, jeden z jej brązowych, grubych, wełnianych swetrów, który Aiden znalazł w samochodzie. Tacie wybrałaś czarną koszulę podwiniętą w łokciach i brązowe spodnie. Przechodząc obok jego bezwładnego ciała zapragnęłaś przytulić go, rozpłakać się jak małe dziecko i wołać żeby wrócił. Już czułaś że masz mokre oczy. Stałaś przez chwilę bez ruchu wpatrując się w jego twarz, otuloną krótką, brązową brodą. Nathaniel odciągnął cię dalej. Cofnęłaś łzy i dzielnie podeszłaś do Megan. Jej kruczoczarne włosy, wciąż podkręcone na końcach okalały jej białą twarz. Czułaś jak emocje zaczynają tobą szargać na wszystkie strony, wręcz rozrywać. Zadecydowałaś że w jej włosy zostaną wplecione jasno-różowe kwiatki, a założona zostanie jej biała, koronkowa sukienka z odkrytymi ramionami. Biorąc głęboki, łamiący się wdech znalazłaś się przy małej Angeli. Teraz już nie wytrzymałaś i z twoich oczu pociekły łzy. Schowałaś twarz w ramionach Nathaniela, próbując się uspokoić. Nikt na ciebie, na szczęście nie naciskał. W końcu udało ci się opanować drżenie ust i nie równy oddech. Otarłaś łzy.
Położyłaś dłoń na jej blond włosach. Jej niegdyś różowe usta, teraz mimo jakiegoś balsamu były blade jak jej twarz. Zacisnęłaś usta próbując zdusić ból. Cofnęłaś rękę.
Stwierdziłaś że zostanie jej założony wianek. A sukienkę wybrałaś jej długą, różową z rękawami do łokcia.
Wyszłaś z stamtąd zagryzając usta i ściskając mocno rękę Nathaniela. Poczułaś ulgę, kiedy mogłaś znów oddychać świeżym powietrzem.
Następnego dnia miał odbyć się pogrzeb...

Komentarze sameQuizy: 0 Najnowsze