Wpadłam za brunetem do jego sypialni nadal trzymając się za ręce.
Gdy mnie puścił, podszedł do swojej szafy i wyciągnął z niej ubrania.
- Załóż. - powiedział podając mi jakieś swoje materiałowe spodenki.
- Nawet nie jestem... - nie dokończyłam bo pchnął mnie na łóżko, przez co wylądowałam plecami na miękkim materacu.
Bez zbędnych ceregieli zaczął nakładać na mnie spodnie.
- Co ty robisz? - śmiałam się gdy wciągał materiał na mój tyłek, przy okazji unosząc moje biodra w górę.
- Ubieram cię, bo zdecydowanie za dużo gadasz, a za mało robisz. - mruknął wsuwając je do końca.
- Zrobiłabym to sama. - odpowiedziałam patrząc na jego poczynania.
Nachylił się nad moją twarzą i spojrzał tymi czekoladowymi tęczówkami prosto w moje.
- Możliwe, ale zrobiłabyś to w tak wolnym tempie, że do wieczora byśmy stąd nie wyszli. - gdy usłyszałam jego słowa uderzyłam go w klatkę i prychnęłam.
Chłopak z uśmiechem odsunął się ode mnie i założył na siebie podobne spodenki, po czym zarzucił jedną z hawajskich koszul nie zapinając jej do końca.
Musiałam przyznać, że owe koszule bardzo mu pasowały. Wyglądał jak kopia swojego ojca, tylko że przystojniejsza.
Podniosłam się na równe nogi i związałam sznurki spodenek, które były za luźne.
- Podjedziemy najpierw do Pete'a? - zapytałam ukradkiem spoglądając na niego. - Musze się najpierw przebrać.
- Przecież dobrze wyglądasz. - wzruszył ramionami.
- Jasne, twoje za duże ciuchy idealnie pasują na plażę. - spojrzałam na niego z politowaniem, przez co wykręcił oczami.
- No to podjedziemy, chodź. - ponownie złapał mnie za rękę prowadząc do wyjścia.
Założyłam na stopy tenisówki i wyszłam, aby poczekać przed domem na bruneta gdyż jak zwykle musiał czegoś zapomnieć.
Zaczęłam przechadzać się po niewielkim ogrodzie usłanym kwiatami. Jedne z nich przykuły moją uwagę. Wyglądały na takie delikatne, były po prostu piękne. Miały odcień delikatnego fioletu. Nie miałam pojęcia co to za gatunek, jednak moją specjalnością były samoloty a nie kwiaty ogrodowe. Przykucnęłam i pochyliłam głowę nad nimi, już po chwili czułam ich cudowny zapach. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się piękną wonią oraz słońcem ogrzewającym moje ciało.
Poczułam obecność obok siebie, dlatego otworzyłam oczy i podniosłam się na równe nogi. Mężczyzna obserwował mnie, dlatego nieco speszona jego wzrokiem patrzyłam wszędzie, tylko nie na niego. Nagle schylił się w stronę kwiatów i zerwał jeden z nich.
Nic nie mówiąc wsunął go za moje ucho i posłał w moją stronę ciepły uśmiech, który natychmiastowo odwzajemniłam.
W tej chwili między nami było tak, jak kiedyś.
Tak jak chciałam żeby ciągle było.
Gdy się tak w siebie wpatrywaliśmy, po prostu tonęłam w jego oczach. W głowie miałam miliony myśli, ale gdy jedna z nich zaczęła mnie nurtować natychmiast zerwałam kontakt wzrokowy i wyminęłam go kierując się do samochodu.
Mężczyzna stał tam chwilę bez ruchu, aż w końcu podążył za mną. Usiadłam na miejscu pasażera cierpliwie czekając aż na miejscu kierowcy zasiądzie brunet.
- Zapnij pasy. - odezwał się a ja spojrzałam na niego z politowaniem.
Nigdy ich nie zapinałam, za bardzo mnie denerwowały. Wiem, że było to nieodpowiedzialne i kilka razy zgarnęłam za to mandat, ale cóż.
- Okej, to sobie poczekamy. - mruknął zapinając swój i rozsiadając się.
Westchnęłam zirytowana i powtórzyłam po nim czynność z której uśmiechnął się zadowolony.
- Pasuje? - warknęłam zakładając ręce na piersi.
- Teraz tak. - odpalił auto i wyjechał z posesji.
Jechaliśmy w ciszy. W tle leciała jedynie cicha muzyka z radia.
Oglądałam widoki za oknem gdy usłyszałam pierwsze nuty uwielbianej przeze mnie piosenki. Podgłosiłam lekko radio i zaczęłam cicho nucić.
I don't know what you've been told
But time is running out, no need to take it slow
I'm stepping to you toe-to-toe
I should be scared, honey, maybe so
Gdy zaczął się refren piosenki dołączył do mnie męski głos Bradley'a, przez co uśmiechnęłam się szeroko. Jeszcze bardziej podgłosił muzykę przez co oboje wręcz krzyczeliśmy szczerząc się do siebie.
But I ain't worried 'bout it right now (right now)
Keeping dreams alive (hey!), 1999, heroes
I ain't worried 'bout it right now (right now)
Swimmin' in the floods (hey!), dancing on the clouds below
I ain't worried 'bout it
I ain't worried 'bout it
Hey!
I don't know what you've been told
But time is running out, so spend it like it's gold
I'm living like I'm nine-zeros
Got no regrets, even when I'm broke, yeah
I'm at my best when I got something I'm wanting to steal
Way too busy for them problems and problems to feel (yeah-yeah)
No stressing, just obsessin' with sealin' the deal
I'll take it in and let it go
But I ain't worried 'bout it right now (right now)
Keeping dreams alive (hey!), 1999, heroes
I ain't worried 'bout it right now (right now)
Swimmin' in the floods (hey!), dancing on the clouds below
I ain't worried 'bout it
I ain't worried 'bout it
Hey!
I ain't worried
(Ooh-ooh, oh-oh, ooh-ooh)
Oh, no-no
I ain't worried 'bout it right now (right now)
Keeping dreams alive (hey!), 1999, heroes
I ain't worried 'bout it right now (right now)
Swimmin' in the floods (hey!), dancing on the clouds below
I ain't worried 'bout it (ooh-aah, aah-ooh)
Hey!
I ain't worried 'bout it (ooh-ahh, aah-ooh)
Hey!
I ain't worried 'bout it!
Gdy skończyliśmy odetchnęliśmy głęboko dalej się śmiejąc. Brakowało mi naszych wygłupów mimo tego, że mieliśmy na karku prawie trzydzieści lat. No, brunet już był po trzydziestce, na szczęście ja jeszcze nie.
Gardło bolało mnie od krzyku, natomiast policzki szczypały od uśmiechu.
Szczerze?
Zaczynałam w końcu być naprawdę szczęśliwa.
Podjeżdżając pod dom Rooster stwierdził, że zaczeka na mnie w aucie. Czym prędzej wpadłam do domu, w którym na szczęście był Pete.
- Cześć! - przywitałam się widząc go w kuchni i biegnąc do swojego pokoju.
- Ej, ej, ej! Wracaj tu! - zawołał, przez co stanęłam i wróciłam do pomieszczenia.
- Co? - zapytałam ze zmarszczonymi brwiami.
Wskazał na mnie dłonią.
- Gdzie byłaś? - udawał poważnego.
- Przecież dobrze wiesz, że byłam u Bradshaw'a. - wykręciłam oczami.
- Nie za wcześnie na nocowania u chłopaka? Ja waszych dzieci bawić nie będę. - powiedział udając zdenerwowanego ojczulka jak to miał w zwyczaju.
Otworzyłam buzie niedowierzając właśnie w to co usłyszałam, a po swojej lewej usłyszałam parsknięcie śmiechem. Bradley oberwał mocno w brzuch, natomiast na śmiejącego się Pete'a pokazałam palcem wskazującym.
- Przeginasz. - powiedziałam wychodząc i kierując się do swojego pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi i od razu podeszłam do szafy aby wybrać ciuchy. W ręce wpadł mi biały, dwuczęściowy strój kąpielowy oraz cienka kwiecista sukienka sięgająca do połowy uda.
Było naprawdę bardzo gorąco, więc stwierdziłam, że to będzie idealnym wyborem na plażę.
Szybko przebrałam się w wybrane ciuchy, a na nos dodatkowo założyłam okulary przeciwsłoneczne. Wychodząc z pomieszczenia poprawiłam jeszcze kwiatek widniejący za uchem oraz zabrałam klucze od samochodu i domu.
- Możemy jechać. - odezwałam się wchodząc do salonu w którym panowała cisza.
Mężczyźni mierzyli się wyraźnie zdenerwowanymi spojrzeniami. Atmosfera między nimi była tak gęsta, że można by było ją kroić nożem.
- Dobra... - mruknęłam spoglądając to na jednego, to na drugiego. - My się będziemy zbierać. - powiedziałam w stronę Maverick'a, który nadal przyglądał się brunetowi.
Nie mówiąc nic więcej złapałam za dłoń ciemnookiego i zaczęłam prowadzić go do wyjścia. Bradley ścisnął mocniej moją rękę wychodząc i prowadząc do pojazdu. Otworzył mi drzwi, a gdy weszłam, zamknął delikatnie.
Zapięłam pasy, aby bardziej go nie irytować i czekałam aż wsiądzie. Gdy odjechał spod domu, w końcu zadałam nurtujące mnie pytanie.
- O co poszło? - położyłam dłoń na jego i gładziłam ją, gdyż widziałam jak bardzo brązowooki był wściekły.
- Nie twoja sprawa. - syknął, dlatego zaprzestałam ruchy dłonią, aby już po chwili ją zabrać.
- Okej. - mruknęłam odkręcając się na siedzeniu.
Czy byłam teraz obrażona?
Może troszkę. Wiedziałam, że od zawsze mają ze sobą na pieńku. W głównej mierze to nie Pete, a Rooster miał do Maverick'a problem, ponieważ miał do niego żal o dużą ilość rzeczy, ale to nie powód aby wściekać się również na mnie.
Gdy zaparkował pod barem należącym do Penny, nie obdarzając go żadnym spojrzeniem w ciszy wysiadłam z samochodu i zaczęłam iść w stronę plaży.
- An! - krzyknął Rooster, ale dalej szłam przed siebie. - Annabeth! - zatrzymał się przede mną zasłaniając mi tym samym drogę. - Lily? - mruknął schylając się gdy nic nie odpowiedziałam.
- Co? - zapytałam wykręcając oczami.
- Przepraszam, nie powinienem się na tobie wyżywać. - podrapał się po karku.
- Okej. - wzruszyłam ramionami i go wyminęłam.
Westchnął zrezygnowany. Znowu zaszedł mi drogę.
- Wybaczysz mi? - podniósł brwi czekając na odpowiedź.
- Nie. - odpowiedziałam.
Mężczyzna przysunął się do mnie szybko i złożył czułego całusa na ustach.
- A teraz? - szepnął odsuwając się odrobinę ode mnie.
- Hmm. - udałam, że się zastanawiam. - Nie. - po raz kolejny chciałam go ominąć jednak ten złapał mnie za policzki i powoli pocałował. - Nie myśl, że mnie tym przekupisz.- odpowiedziałam między pocałunkami, co wywołało u mnie, jak i u niego uśmiech.
Momentami miałam wrażenie, że zachowujemy się jak para, którą w żadnym stopniu nie byliśmy.
Gdy usłyszałam śmiechy osób z jednostki, po raz ostatni dotknęłam malinowe wargi swoimi i odeszłam w stronę głosów.
Wychylając się zza budynku zobaczyłam całą ekipę w komplecie siedzącą na zewnątrz z tyłu baru. Od strony plaży były postawione białe ławki i stoliki. Miało to swój urok, w szczególności wieczorami.
- An! - krzyknął Bob podchodząc do mnie jako pierwszy.
- Hej. - przytuliłam się z nim na powitanie.
- Dobrze cię widzieć. - powiedziała Phoenix z uśmiechem.
Przytuliłam wszystkich na powitanie, zostawiając na koniec jedną osobę.
Bradshaw także po chwili wyłonił się zza mnie i witał wszystkich.
- Ślicznie wyglądasz. - zaczął Jake ucałowując mój policzek.
- Dziękuję. - zarumieniłam się delikatnie. - Boli? - zapytałam przejeżdżając opuszkami palców po kości jarzmowej na której widoczny był bordowy ślad.
- Nie. - odparł z szerokim uśmiechem.
- Przepraszam, głupio to wszystko wczoraj wyszło. - zrobiłam minę zbitego psa.
Naprawdę było mi strasznie głupio.
- Daj spokój, to nie twoja wina. Nie masz za co przepraszać. - przyciągnął mnie do siebie i ponownie mocno uścisnął.
- Koniec miziania gołąbeczki, idziemy grać! - krzyknął wesoło Coyote, przez co wszyscy się zaśmiali łącznie z nami.
Jedynie Rooster miał grobową minę, jak zwykle gdy patrzył na Seresin'a.
Ruszyliśmy wszyscy wesoło na plażę. Uwielbiałam ich towarzystwo.
Chłopcy zaczęli się rozbierać zostając w samych kąpielówkach lub spodenkach, dlatego razem z Phoenix spojrzałyśmy na siebie i z gracją ściągnęłyśmy ubrania zostając w strojach kąpielowych. Coyote, Payback i Fanboy głośno zagwizdali, przez co obie spojrzałyśmy na nich z politowaniem. Jedyną osobą jaka została w ciuchach, był Bob.
- Rooster, Hangman wybierajcie drużyny! - krzyknęła brunetka.
- Ghost. - powiedział Bradley.
- Phoenix. Myślałem, że się ni lubicie. - szatyn zwrócił się do bruneta.
- Myślałem, że nie przepadasz za Natashą. - odpowiedział podrzucając piłkę do futbolu i tym samym zamykając buzię zielonookiemu.
Nie mogli sobie choć raz odpuścić.
W drużynie Jake'a był Coyote, Payback i Phoenix. Natomiast w drużynie Rooster'a byłam ja, Bob i Fanboy.
Wszyscy ustawiliśmy się na miejscach.
I tak właśnie zaczęła się zacięta walka między drużynami. Pierwszy punkt zdobyliśmy my dzięki Roosterowi.
- Bob! - krzyknęłam rzucając w jego stronę piłkę.
Gdy chłopakowi udało się zdobyć kolejny punkt Rooster zaczął tańczyć, przez co i ja się do niego dołączyłam.
Wszyscy śmialiśmy się w niebogłosy i cieszyliśmy jak małe dzieci. Czułam się z nimi tak cholernie szczęśliwa.
W pewnym momencie wleciałam na siebie z Seresin'em, przez co oboje wylądowaliśmy na piachu. Leżąc tak śmialiśmy się i wymienialiśmy uśmiechami.
- Nic ci nie jest? - zapytał podając mi rękę.
- Nie. - odpowiedziałam łapiąc się za brzuch bolący od ciągłego chichotu.
Pobiegłam w stronę swojej drużyny, a szatyn do swojej.
- Nie schrzań tego! - krzyknęłam pokazując na Bradley'a.
Wystarczył jeden punkt abyśmy wygrali. Mężczyzna rzucił piłkę w moją stronę, a ja biegłam ile sił w nogach do celu. Zanim się obejrzałam zdobyłam ostatni decydujący punkt.
- Jest! - krzyknęłam unosząc do góry piłkę.
Wszyscy podbiegli do mnie przybijając piątki, natomiast Bradshaw nagle usadowił mnie na swoich barkach.
Spojrzał na mnie z uśmiechem gdy starałam się go trzymać w obawie o bolesne zderzenie z piaskiem.
- Bradley. - jęknęłam gdy zaczął szybkim krokiem iść w stronę wody. - Postaw mnie! - krzyknęłam śmiejąc się.
Poczułam chłodną wodę na stopach, która ciągle dotykała mnie coraz wyżej.
- Bradley proszę cię. - mruknęłam trzymając się kurczowo bruneta.
- Za późno. - odpowiedział z uśmiechem.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, gdyż poczułam tylko jak wpadam do zimnej wody. Wynurzyłam się łapiąc oddech i natychmiast uderzając ciemnookiego.
- Ty dupku. - syknęłam, lecz mimowolnie na twarzy miałam banana.
- Czyli już umiesz pływać. - posłał w moją stronę chytry uśmiech.
Mimowolnie złapałam się go mocno, gdyż pod nogami ledwo wyczuwałam grunt.
- Bardzo śmieszne. - mruknęłam prawie że wtulając się w jego osobę.
Gdy po raz kolejny parsknął śmiechem, bez ostrzeżenia złapałam go za ramiona i wepchnęłam pod wodę. Teraz to ja miałam zwycięski uśmiech na twarzy.
- Top się gnojku. - prychnęłam pod nosem.
Minęła chwila, jednak chłopak się nie wynurzał.
- Bradshaw? - zaczęłam szukać go po omacku, ale nigdzie go nie czułam.
Bez wahania wtargnęłam pod wodę i starałam się go znaleźć. Przerażona złapałam głęboki oddech aby ponownie dać nura do wody.
Znowu nie mogłam go znaleźć.
- Bradley! - krzyknęłam czując jak łzy cisną mi się do oczu.
Naprawdę byłam przerażona. Gdy chciałam podjąć kolejną próbę szukania go, na mojej tali poczułam duże dłonie, a z wody wyłoniła się mokra czupryna mężczyzny. Od razu przytuliłam się do do jego ciała dalej trzęsąc ze zdenerwowania.
- Nie rób tak nigdy więcej. Wystraszyłeś mnie. - syknęłam odsuwając się i patrząc prosto w jego tęczówki.
Z oczu wypłynęły mi pojedyncze łzy.
- Csii, przepraszam. - przyciągnął mnie do siebie bliżej, przez co zaplotłam nogi na jego biodrach.
Wtuliłam twarz w jego szyję, a on trzymając mnie powoli zaczął wychodzić z wody.
Jane_Ren16
To jest zdecydowanie mój ulubiony rozdział tego dzieła 😍😍😍