Opowiadania mogą zawierać treści nieodpowiednie dla osób nieletnich. Zostaje w nich zachowana oryginalna pisownia.

Control | Sherlock |26|


Czas pędził nieubłaganie szybko, a do świąt Bożego Narodzenia pozostało niecałe dwa tygodnie.  Atmosfera na Baker Street stała się o wiele luźniejsza, a dłuższe wieczory umilały nie za ciężkie sprawy, których Holmes o dziwo najchętniej się podejmował. 

Tak naprawdę można było powiedzieć, że coś uległo pewnym zmianom, a to wszystko miało swoje podłoże w samym Sherlocku.

Zmienił się i ani Mave ani John nie mogli nic na to zaradzić. Całe dnie spędzał na długich przemyśleniach, zamykając się w samym sobie. Na początku myśleli, że jest to chwilowe zachowanie jak to bywało w jego przypadku, lecz szybko okazało się, że się mylą.

Naprawdę dużo myślał, co skutkowało tym, że czasami nie jadł i nie pił przez dwa dni, a najmniejszy szelest wywoływał w nim napady irytacji.

Patterson oraz Watson martwili się o swojego przyjaciele dlatego szybko zaczęli szukać źródła problemu. Nie zajęło im to długo.  Połączyli fakty co okazało się, że owym problemem była nadal nierozwiązana sprawa Irene Adler. 

Ta kobieta już dość namieszała w ich życiu, ale wszyscy mogli jedynie domyślać się tego, że to nie koniec jej gierek i zapewne prędzej czy później znów przypomni o swoim istnieniu.

Dla Holmes'a ta kobieta była chodzącą zagadką, zaś dla Mave wrogiem, który zagrażał bezpieczeństwu jej przyjaciołom. Jak dotąd Patterson nie spotkała jeszcze Adler, ale była wręcz pewna, że gdy tylko ta kobieta napatoczy się jej pod nogi, ona nie będzie zwracać uwagi na jej złotą zasadę ,,kobiecej solidarności" i chętnie wyda ją w ręce służb specjalnych.  

Mimo to teraz miała związane ręce oraz problem na głowie, który nazywał się: Sherlock Holmes.

Wraz z Johnem musieli mieć go ciągle na oku, by pilnować, aby detektyw nie zrobił sobie przypadkiem krzywdy, a ostatnio z racji, że ciągle chodził zamyślony, był do tego zdolny. 

Po prostu z braku lepszego wyjaśnienia bawili się w niańkę.


°°°

— Joy czas na jedzonko — melodyjny głos kobiety wypełnił kuchnię, kiedy to Patterson wraz z panią Hudson opiekowały się siostrzeńcem Mave.

Mały chłopiec z intensywnie czarnymi loczkami na głowie bawił się swoją ulubioną zabawką, siedząc na kolanach u starszej kobiety, która z chęcią pomagała szatynce w opiece nad nim.

Mave przykucnęła obok nich i ostrożnie,  z szerokim uśmiechem na twarzy zaczęła karmić najmłodszego z Pattersonów. Dzieciak posłusznie i bez żadnego sprzeciwu zjadał to co przyrządziła mu jego ciocia, na co ona odetchnęła z ulgą, gdyż zazwyczaj lubił grymasić jak większość jego rówieśników. 

— Przekochane dziecko... — rozczuliła się Martha, na co Mave roześmiała się z rozbawieniem, gdyż prawda była całkowicie inna. 

— To chyba tylko przy pani jest taki spokojny — wyjaśniła z lekkim zmęczeniem. Husteczką wytarła jego brudną od jedzenia buźkę, dalej kontynuując rozmowę — Zazwyczaj nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu. Możliwe, że teraz jest skołowany będąc w nowym otoczeniu i dlatego tak nie szaleje... — po tych słowach Mave złapała chłopca za nosek i delikatnie pokręciła nim na boki, wywołując u Joy'ego wesoły śmiech. 

Widząc jego radość ona sama zapomniała o ostatnich zmartwieniach, które zaprzątały jej umysł i nie pozwalały spać w nocy.

— Ma taki sam uśmiech jak moja siostra... — wyszeptała powracając myślami do wspaniałych wspomnień, kiedy to jej jedynym problemem było to jaką zabawkę ma zabrać do przedszkola. 

Zawsze jako starsza siostra odczuwała w sobię tą odpowiedzialność o jej dobro.  Zawsze, a zawsze starała się bronić ją przed wszelakim złem tego świata. 
To pozostało jej do dziś, przez co dbała o swoich bliskich i nie pozwalała, aby coś mogło im zagrażać.

Raz popełniła pewien błąd, więc nie chciała, aby się powtórzył. 

— Byłabyś cudowną matką... — z wiru zamyśleń wyrwał ją głos pani Hudson, która przez ten cały czas obserwowała ją z uśmiechem na twarzy. 

Mave odchrząknęła cicho, czując nagłą suchość w gardle.  Przez chwilę nic nie odpowiedziała, lecz utkwiła wzrok w kończącym posiłek dziecku. Zastanawiała się nad jej słowami, choć tak naprawdę nie musiała, ponieważ zamknęła ten temat już dawno temu. 

— Nie myślę o dzieciach — odparła bez jakichkolwiek uczuć, którymi mogłaby wyrazić swoją opinię na ten temat — Doprawdy wystarcza mi ten jeden mały urwis — dodała, unikając dalszej wypowiedzi na ten temat, a następnie odłożyła miskę na bok i wzięła bruneta na ręce. Joy ziewnął przeciągle,  a jego powieki zaczęły opadać powoli w dół, co było dla Mave znakiem, że to pora snu — Widzę, że ktoś tu jest śpiący — wyszeptała do siebie — Dziękuję pani za pomoc nad nim — szatynka posłała kobiecie dziękczynne spojrzenie, po czym skierowała się na pierwsze piętro.

Wpadła do pustego salonu, wzrokiem starając się odszukać torbę z rzeczami malucha, którą pozostawiła jej Harper. Poszukiwania okazały się być trudniejsze niż mogła przypuszczać, kiedy to po całym salonie walały się zabawki Joy'ego, a na rękach trzymała malca. Potrzebowała co najmniej dodatkowej pary rąk. 

Wtem nagle do pomieszczenia wszedł Sherlock, którego od rana nie było na Baker Street i dopiero teraz zawitał w mieszkaniu. Zmarszczył wyraźnie brwi, z niezrozumieniem patrząc na to co działo się w pokoju. Na pewno nie tego się spodziewał po powrocie do domu. 

Miał zamiar  bezpiecznie się wycofać, lecz jego obecność szybko została zauważona przez zapracowaną Patterson. 

— Sherlocku z nieba mi spadłeś — odetchnęła z ulgą na jego widok, po czym od razu podeszła do bruneta i zanim detektyw mógł w jakikolwiek sposób zareagować, Mave przełożyła chłopca do jego rąk — Potrzymaj go na chwilę... — poprosiła, a następnie w amoku zaczęła przeszukiwać salon w poszukiwaniu torby z rzeczami. 

Holmes nie miał zielonego pojęcia co się właśnie działo,  więc nawet nie zdążył temu zaprzeczyć.  Stał nieruchomo w miejscu, bojąc się nawet oddychać.  Trzymał zaspanego chłopca jak najdalej od siebie,  ledwo go nie upuszczając.

Nie często,  a nawet można było rzec, że prawie nigdy nie miewał kontaktu z małymi dziećmi, a przede wszystkim nigdy ich nie trzymał. Nie wiedział jak działała opieka nad tymi według niego "głośnymi wybrykami", a nawet nigdy nie czuł potrzeby, aby się tego dowiedzieć.  Według niego była to kolejna nieprzydatna informacja, która niepotrzebnie zajmowała miejsce w jego pałacu pamięci i której skutecznie się pozbył. 

— Co-to-jest? — wydukał nadal nie ruszając się ani o centymetr. Bacznie obserwował chłopca jakby był on groźnym przestępcą, który swoim dziecięcym urokiem manipuluje ludźmi i miesza im w głowach.

— Dziecko Sherlocku, to jest dziecko — wymamrotała z wyraźnym spokojem w głosie, nadal zagłębiając się w poszukiwaniach.

— Wiem, ale co on tutaj robi? — dopytał podirytowany sytuacją, w której nieszczęśliwie się znalazł.

— To syn mojej młodszej siostry i zarazem mój chrześniak — naprostowała, co naświetliło pewien obraz detektywowi, przez który mógł połączyć kolejne fakty związane z jej życiem osobistym — Dzisiaj się nim opiekuję...

— Dlaczego? — prychnął pełen zażenowania. Mave spojrzała na niego kątem oka, wymierząc w niego ostre spojrzenie.

— Sherlocku nie zadawaj głupich pytań — mruknęła jedynie, nie przywiązując zbytniej uwagi do jego dziwnych humorków. Nie miała siły na ostrą wymianę zdań, gdyż Joy zapewnił jej już wystarczającą ilość rozrywki tego dnia.

— Pytania raczej nie bywają głupie... — wymamrotał niewyraźnie pod nosem. Przekrzywił głową w bok, ze skupieniem wbijając w chłopca intensywne spojrzenie i wyłapując niezrozumiałe dla niego zachowanie dziecka.

W tym samym czasie Patterson w końcu zakończyła swoje poszukiwania,  założyła torbę na ramię, podeszła do Holmes'a i odebrała od niego usypiającego już Joy'ego.

— Dzięki za pomoc — rzekła szybko, a następnie popędziła na kolejne piętro do swojego pokoju, pozostawiając Sherlocka w niezrozumiałym amoku.

°°°


Wieczorem Harper odebrała swojego syna, dziękując Mave za to, że chciała się nim zająć, zaś szatynka powtarzała, że dla niej opieka nad ukochanym siostrzeńcem to czysta przyjemność. 

Jednakże, dopiero gdy na Baker Street znów zapadła cisza, ona mogła odczuć skutki tego dnia. Ze zmęczeniem opadła na fotel Johna, gdyż mężczyzna tą noc spędzał u swojej nowej dziewczyny.

Siedzący naprzeciwko niej Sherlock uniósł lekko w górę lewą brew, mierząc ją intensywnym spojrzeniem pełnym poliowania. 

Kobieta westchnęła głośno kiedy przechwyciła jego spojrzenie.  Od razu wiedziała co miał na myśli. 

— Nie patrz tak na mnie — odparła starając się brzmieć poważnie, lecz nie mogła, gdy widziała ten jego specyficzny wyraz twarzy.

— Tak, czyli jak? — dopytał z zaczepnym uśmiechem, który wpłynął na jego usta.

— Tak jakbyś chciał mi udowodnić, że to kolejny przykład udowadniający, że sentymenty nas niszczą — wytłumaczyła, używając jego definicji, którą lubił jej powtarzać.

Holmes odwrócił głowę w bok, przewracając ostentacyjnie oczami, by ukazać swoje skonsternowanie jej upartością. Nie lubił tego, gdy używała jego wyrażeń do podważania jego własnych poglądów, choć w głębi zaskakiwał go ten sposób jaki wykorzystywała w kofrontacjach z nim, gdyż czasami to skutecznie zamykało mu buzię. 

— Niedługo święta... — zmieniła temat, gdy atmosfera pomiędzy nimi powoli zaczęła stawać się dusząca.

— Nie przepadam za nimi — wyjawił podirytowany całym tym nadchodzącym wydarzeniem, kiedy to każdy tego dnia starał się udawać bycie miłym, ludzie wymieniali się beznadziejnymi prezentami i składali równie beznadziejne życzenia świąteczne. To było zaledwie parę powodów przez, które Święta Bożego Narodzenia nie były jego ulubionymi.

— Mówiłeś już o tym, jednakże pani Hudson wspominała coś o świątecznym drzewku — zamyśliła się na chwilę,  rozglądając  uważnie po salonie — Dodała również, że zmusi was do ubierania choinki... — Mave parsknęła śmiechem, gdy dostrzegła oburzenie detektywa oraz ten mord w jego jasnych oczach.

— Prędzej Anglia upadnie niż ja przystroję jakieś drzewo bzdurnymi ozdobami — prychnął z wyraźnym zażenowaniem.

— A ja myślę, że wystarczy jedna groźba pani Hudson, a ty jak potulny piesek wykonasz to o co cię poprosi — rzekła z pewnym siebie uśmiechem. 

Sherlock zmierzył szatynkę pełnym mroku spojrzeniem, które wywołało ciarki na jej ciele. 

— Bzdura — wymamrotał niewyraźnie pod nosem.

Mave pokiwała lekko głową na boki, a na jej twarz wpłynął delikatny, pogodny uśmiech, który oznaczał, że coś poszło zgodnie z jej planem.

Ten gest nie umknął Holmes'owi oraz ewidentnie mu się nie spodobał, więc nie potrafił powstrzymać się od dowiedzenia się o co jej chodzi.

— Czemu jesteś taka zadowolona? — wymamrotał z niezadowoleniem.

Szatynka westchnęła cicho, zastanawiając się czy wyjawiać mu powód, który tak bardzo ją martwił. Ostatecznie jednak uznała, że to może być dobry moment na poważną rozmowę. 

— W końcu zacząłeś ze mną rozmawiać... — wyjaśniła, a uśmiech, który do tej pory u niej gościł zaczął powoli znikać.

Sherlock zwrócił na nią całą swoją uwagę, pozwalając, aby kontynuowała.

— Ostatnio miałam dziwne wrażenie, że nie chciałeś mojej pomocy... — ciągnęła dalej  — Odsunąłeś mnie od sprawy Adler, unikałeś wyjawiania informacji w mojej obecności, przestałeś nawet ze mną rozmawiać ograniczając się do samych odpowiedzi na zadawane pytania... — tłumaczyła zdając się na spokój, zaś twarz bruneta była tak obojętna, że kobieta nie mogła wyczytać z niej żadnych emocji.

O nic go nie winiła, ale spodziewała się czegoś innego skoro znali się już trochę czasu i mieszkali pod jednym dachem

— Może nie jestem Johnem, ale ty jesteś dla mnie przyjacielem, a przyjaciele... — zatrzymała się na chwilę, zastanawiając się czy warto mówić mu coś, co i tak nic by nie wniosło do jego socjopatycznego życia.  W końcu jednak się na to zdecydowała, by odczuć ten wewnętrzny, święty spokój  — ...martwią się o siebie. 

Holmes zmarszczył delikatnie brwi, nie spuszczając jej z oczu i przeszywając na wskroś wzrokiem. Nadal biła od niego ta zimna obojętność, która wcale nie zdziwiła Patterson, gdyż tylko tego mogła się po nim spodziewać.

— Ja się o ciebie martwię Sherlocku tak samo jak martwi się John — oznajmiła, co było zgodne z prawdą.

Między nimi zapadła chwilowa cisza, w trakcie której oboje bili się ze swoimi myślami.

Utkwili spojrzenia w miejscach całkowicie dalekich od ich twarzy, żeby tylko nie patrzeć sobie w oczy, aby nie zdradzać swoich uczuć i emocji.

— Gdybyś jednak potrzebował przyjaciół, tak po prostu... to pamiętaj, że masz ich w nas... Bo pomimo, że jesteś jaki jesteś, to jednak nikt nie powinien być nigdy sam — odparła, po czym od razu po tych słowach podniosła się z fotela i skierowała się do wyjścia z salonu, pozostawiając Holmes'a ze swoimi myślami.

Już miała wychodzić,  lecz nie dane jej było opuścić tego pomieszczenia.

— Mave... — zatrzymała się w miejscu, gdy usłyszała jego głos wypowiadający jej imię, a następnie odwróciła się lekko w stronę bruneta — Może masz ochotę na... frytki? — spytał niepewnie, sam nie wiedząc dlaczego akurat to zrobi. Po prostu poczuł wewnętrzną potrzebę zjedzenia wspomnianego posiłku z kimś, kogo choć w małym stopniu tolerował i szanował. 

Mave odetchnęła głęboko i posłała mu lekki, pełen otuchy uśmiech. 

— Oczywiście...
°°°
°°°
Zaznacz poprawną odpowiedź, aby przejść do następnego pytania.
Reklama
Quiz, który przeglądasz jest częścią serii. Została zachowana oryginalna pisownia autora.

Komentarze sameQuizy: 22
Najnowsze

MorCa

MorCa

Ej a mi kupisz frytki? Prosze.

Opowiadanie cudowne

Odpowiedz
1
Lively_Spirit

Lively_Spirit

•  AUTOR

@Zosia-4 😅😅

Dziękuję 🥰❤

Odpowiedz
voleur.

voleur.

Wow! Czy ty robisz dwie spacje zamiast jednej?❤☺

Odpowiedz
2
voleur.

voleur.

@Lively_Spirit hah! Co za prank dla moich oczu. Teraz się zorientowałam.

Odpowiedz
2
Lively_Spirit

Lively_Spirit

•  AUTOR

@voleur. 🤣🤣

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (1)
Wiktorilla

Wiktorilla

OMG to jest WOW
czekam na next

Odpowiedz
1
Lively_Spirit

Lively_Spirit

•  AUTOR

@Wiktorilla ❤❤💕💕

Odpowiedz
1
Real.

Real.

OMG
NIE NO KOCHAM ❤️❤️
śmiechłam na tych frytkach, i na tym jak Sherlock musiał zająć się na chwilę Joy'ego 😂
Czekam na nexta

Odpowiedz
1
Lively_Spirit

Lively_Spirit

•  AUTOR

@Real. 😅😅❤❤🥰

Odpowiedz
1
shamballa.

shamballa.

Zaprosił. Ją. Na. Frytki. Szok. Kocham ten rozdział, warto było czekać 😍. Będę chodzić z bananem na ustach cały tydzień. Duuuuuużo weny życzę.

Odpowiedz
2
Lively_Spirit

Lively_Spirit

•  AUTOR

@shamballa. Dziękuję bardzo ❤ Cieszę się, że jednak te frytki nie popsuły tego rozdziału, bo miałam pewne obawy 🤣

Odpowiedz
1
verix23

verix23

Jak on ją zaprosił na frytki, to rykłam niekontrolowanym śmiechem XDDDD
Poważna rozmowa, bum cyk cyk, a tu nasz nie psychopata, lecz wysoko funkcyjny socjopata zaprasza ją na frytki XDDD

Odpowiedz
2
verix23

verix23

@Lively_Spirit Nie zepsuły, a dodały ;3

Odpowiedz
1
Lively_Spirit

Lively_Spirit

•  AUTOR

@verix23 Ulżyło mi 😅🥰❤

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (1)
TaminQa

TaminQa

O
M
G
To się nie dzieje
CO TU SIE ODWALIŁO!?
JAKIM CUDEM on ją zaprosił na frytki?
Ale że…
Niee
Niby niemożliwe,
a jednak.
W.O.W
Mam obawy czy dożyje kolejnego piątku biorąc pod uwagę napięcie jakie będzie mi towarzyszyć cały tydzien.
TA CZĘŚĆ WYSZŁA CUDOWNIE!
pisałaś, że nie masz pomysłu – jednak warto było czekać ten jeden dzień.
GENIALNE!
Życzę DUUUUUŻO weny, bo z pewnością ci się przyda kochana 😍
Więc to już część jedenasta (moja ulubiona liczba, ha!) czekania na "first kiss"

Odpowiedz
3
TaminQa

TaminQa

@Lively_Spirit uważam, że wyszło wręcz idealnie! Właśnie takie coś było tu potrzebne 😍

Odpowiedz
1
Lively_Spirit

Lively_Spirit

•  AUTOR

@TaminQa 😍🥰❤

Odpowiedz
1
pokaż więcej odpowiedzi (1)
insynuacja

insynuacja

omgg zaprosił ją na frytki. kocham ten rozdział ♡♡

Odpowiedz
2
Lively_Spirit

Lively_Spirit

•  AUTOR

@hipokryzja ❤💕❤

Odpowiedz
1

Nowe

Popularne

Kategorie

Powiadomienia

Więcej