
auroraborealis
auroraborealis
imię: venus
miasto: seattle, lata 90.
o mnie: przeczytaj
11
O mnie
now i'm bored and old]
nie mam pojęcia, co jeszcze wyprawiam na tej stronie.
nie tworzę quizów, nie piszę opowiadań, ale lubię vibe losowych wpisów, lubię czytać co mają do powiedzenia inni, a ja sama uwielbiam rozpisywać się na temat... Czytaj dalej
Ostatni wpis
Ulubione
auroraborealis nie ma ulubionych quizów
Zaloguj się, aby dodać nowy wpis.
nie znoszę postanowień noworocznych i całej tej otoczki wykreowanej wokół nich, ale tak się składa, że mam zamiar ograniczyć elektronikę i internet do niezbędnego minimum, i zdarzy się to prawdopodobnie od stycznia, jeśli w ogóle.
nie wynika to z samego faktu bycia postanowieniem noworocznym, a bardziej po prostu dopiero wtedy mam możliwość zrezygnować z niektórych czynności wymagających używania tego cholerstwa przez większość czasu.
szczerze mówiąc media społecznościowe, wliczając w to wszelkie youtuby, pinteresta, czy inne niewinne aplikacje, tworzą ogromną bańkę informacyjną i zaczynam mieć wrażenie, że bardzo duża część mojego życia to już nie realne życie i przeżywanie naprawdę, a komentarze czy posty widziane w internecie. brzmi to jak gdybym poświęcała masę czasu na siedzenie na telefonie, ale to nie jest prawda. po prostu jesteśmy tym z każdej strony otoczeni i uniknięcie tego jest okropnie trudne, tym bardziej, że nawet emerytów w komunikacji miejskiej zmusza się do używania aplikacji czy bankowości elektronicznej, żeby mogli kupić bilet i przejechać te 2 przystanki bez mandatu.
do tego wszystkiego dochodzi ai, która może byłaby ok, gdyby to był sam chat gpt jako model językowy, który nieudolnie rozwiąże jakieś zadanie z matematyki, informatyki, czy pomoże napisać wypracowanie, a nie te wszystkie programy do generowania dźwięku, obrazu, filmów czy innych rzeczy, które dawniej wytwarzali ludzie. żyjemy w świecie, który staje się iluzją i kontakt z prawdziwymi osobami jest coraz trudniejszy, gdyż nawet znajomi w realu podczas niezręcznej ciszy na spotkaniach wyciągają telefony i scrollują filmiki, które nic nie wnoszą do ich życia.
miałam kiedyś ambitny plan, aby przesiąść się na starą nokię, ale upadł on ze względu na brak aplikacji banku i tych wszystkich możliwości, które przeniesiono do aplikacji i wyrzucono z wersji przeglądarkowych na laptopie. do tego z większością ludzi kontakt mam przez messengera i nie sądzę żeby ktokolwiek chciał pisać przez smsy, chociaż ja dokonałabym takiego poświęcenia dla kogoś. no i te pytania ludzi i tłumaczenie powodów swojej decyzji (wiem, że nie musiałabym im tłumaczyć, ale sam fakt pytań) po prostu by mnie dobijały.
życie samo w sobie nie jest idealne i są momenty, w których po prostu wydaje się kompletnie pozbawione sensu (właściwie wydaje się takie non stop, let's be honest), ale w gruncie rzeczy skoro już tu jestem, to chciałabym je przeżywać, nie marnować na coś, co jest bańką i iluzją. dawniej ludzie nie mieli dostępu do elektroniki, albo był to dostęp mniejszościowy. chciałabym żyć w świecie, gdzie nie ma ani mediów społecznościowych, ani sztucznej inteligencji, ani smartfonow. pisałabym listy do znajomych albo spotykalibyśmy się przy kawie/herbacie co weekend, wiedzę czerpałabym z książek i gazet, okazjonalnie oglądała mtv albo jakiś inny program telewizyjny bez natłoku tylu reklam, ile mamy obecnie, a muzykę, którą lubię posiadałabym na płytach czy kasetach. wszystko byłoby prawdziwsze, intensywniejsze. po prostu żyłabym życiem, a nie czymś, co ktoś napisał w internecie.
być może takie życie miałoby swoje minusy i być może to co mamy teraz jest morzem możliwości, ale nikt mi w tej kwestii nie jest w stanie przegadać i jestem tu skrajną ekstremistką. dlatego też mam zamiar zajmować się jak największą ilością rzeczy realnych i jak najmniej czasu spędzać w internecie. chcę chodzić sobie na spacery i nie dostawać powiadomień z fb czy innego messengera, chcę wstawać rano i nie zaglądać w telefon.
moja aktywność tutaj może spaść, aczkolwiek nie sądzę żeby był to jakiś drastyczny spadek względem teraz, bo pisanie wpisów, w których wylewam żale na rzeczywistość stało się moją terapią.
po prostu społeczeństwo staje się coraz bardziej sztuczne i zwirtualizowane, na co osobiście ciężko mi patrzeć, bo przecież nie potrzebujemy być sztuczni, żeby żyć.
just stay true 🫶🏻
@auroraborealis Ja to od ponad miesiąca jestem w takim stanie, że odpalę w tle spotify i tak godziny życia przeżywam, nie mając ochoty kompletnie na nic innego
W sensie zajrzę na yt czy facebooka, ale nie potrafię tam wysiedzieć choćby pięciu minut
Może to ten czas dla mnie by w końcu się zanurzyć w różne serie anime, filmowe itp, bo wiedza w tych rejonach u mnie nieco kuleje
I zobaczyć o co ten szum z Naruto, Pokemonami, Harry Potterem czy Titanikiem :D
@ZARD_fan_2002 wiesz, próbowałam ostatnio tak odpalić w tle spotify i sobie posiedzieć w spokoju, ale okazało się, że nawet na to nie mam czasu :((
ja zeby nie siedziec na fb, musze na niego nie wchodzic, to samo z yt, chociaz youtube akurat niestety bardzo sie przydaje do wszystkiego.
o, to ja z kolei mam bardzo dziwną relacje z filmami i serialami, tzn. czasem mnie złapie jakaś faza i coś oglądam, ale z reguły po prostu nie mogę jakoś wysiedzieć do końca, a jak już to zrobię, to dziwnie się czuję XD (ale still, HP oglądałam i czytałam, całkiem spoko seria, a jeśli chodzi o Titanica, bardzo przereklamowany, ale jak mam nastrój, to nawet końcówka mi się podoba :D)
niemniej jednak powodzenia!!
@auroraborealis okurde no to szczerze powodzenia!!!
Masz racje, szczegolnie denerwuje mnie ai, ktore moze podrabiac kogos
Co do Nokii, to moze zamiast tego zaproponuje ci tez kupno mp3, ja mam od czasu szpitala psychiatrycznego i fajnie jest czasem wyjsc na spacer i jedyne co robic to sluchac muzyki (choc sama robie to bardzo rzadko, a szkoda)
Ja tez bym byla w stanie dla kogos przenieść sie na smsy, przykre ze tyle osob tego nie rozumie
POWODZENIA!!!
@auroraborealis ojj chciałoby się!
Niestety racja. Fajnie ze sporo rzeczy da się załatwić przez internet, ale to nigdy nie powinna być jedyna opcja (np raz byłam w innym mieście, tam był inny system kupowania biletów i od mandatu uratował mnie i mamę jakiś, pan, który akurat pokazał bilet rodzinny czy inne cudo [pozdrawiamy tego pana!!])
O ai może nie będę nawet zaczynała, bo nie skończę xD ale to fakt, jak jestem w szkole to gdzie nie spojrzę, wszędzie telefony..
Oj z nokią byłoby ciężko :(( sama zaczynałam z samsungiem rocznik bodajże 2006, miał pełno gier (takich typu kulki czy fruit ninja), ale niestety wchodzenie tam w internet było karkołomne i nie dało się pobrać nawet whatsappa, więc musiałam kupić nowy :(
Pisanie na sms byłoby trochę karkołomne, ale w sumie to nie bardziej, niż priv tutaj xD sama bym się do tego nie rwała, ale jakby ktoś chciał…
Coś w tym jest, niestety. Teraz spotkania zawsze są "po coś" :(
XD patrząc na moją prędkość w odpisywaniu Ci, to chyba masz jakiś symulator listów
Plus jest taki, że mimo wszystko, możesz robić tamte rzeczy i jedynie chwilę spędzać w telefonie
Sq najlepszy terapeuta, fr
Powodzenia życzę! W miarę możliwości się dołączę, chociaż na pewno nie dam rady w takim stopniu, jak Ty planujesz
@80Ramone uwielbiam takie zachowania u ludzi, przywracaja mi czasem wiare w ludzkosc, fr
tbh przez smsy naprawdę da się pisać, wydaje mi się nawet, że smsy lepsze niż sq XD
ale cóż, to prawda, posiadanie starego telefonu to albo problemy z baterią albo internetem albo jeszcze jakieś inne problemy, więc zostanę chyba przy moim obecnym telefonie, ale zostawię chyba tylko readere, spotify, aplikacje banku i messengera, bo reszta mnie strasznie przebodzcowuje :(
mysle, ze poczta polska dostarcza listy dłużej niż mi odpisujesz XDDD
raz wysłałam do przyjaciółki kartkę i szła miesiąc… kilka ulic dalej…
dziekii <3 chociaz w gruncie rzeczy to są tylko plany, a przez pracę i różne inne rzeczy pewnie nawet połowa z tego nie wyjdzie, ale no cóż, spróbujemy zobaczymy XD
@mellien dzieki <3
o wlasnie, chcialam mp3 i moze sobie kupie na urodziny, polecasz jakis konkretny model?
tbh w ogóle strasznie ciezko jest się wyrwac z takiej pogoni za niczym, żeby wyjsc sobie na chwilę i czegoś posluchac :((
@auroraborealis zobacze w domu jaka ja mam ona dla mnie jest super, podesle wszystko w domu, oki?
@auroraborealis ogolnie juz jestem w domu i patrząc na opakowanie nie umiem znaleźć nazwy konkretnej, nie podali tam ;(( wiem ze tata kupil jakos tanio na allegro ale podesle ci zdj opakowania i mp3, ogolnie ona ma 64gb, laduje sie 2h a dziala maksymalnie do 8h zalezy jak sie uzywa (np. na sluchawkach czy na glosniku), ma radio, ma dyktafon itp
Wada to np. to ze kolor bialy szybko sie brudzi co widac na zdj, przez jakis dzien lub dwa ale dawno temu byly jakies lagi ale juz ich nie ma, wiec moze ja cos zepsulam, jak sie wyjdzie z piosenki to ona leci w tle ale nigdzie jej nie widac wiec nie mozna do niej wrocic tylko trzeba szukac no i w sumie nie wiem co jeszcze ale napisze jesli sobie cos przypomne
Z plusow to wytrzymala sporo upadkow, mozna miec duzo piosenek, mozna odtwarzac w petli, po kolei lub losowo, intuicyjna moim zdaniem, prosta w obsłudze, dlugo trzyma i mega szybko sie laduje (raczej krocej niz 2h, czasem sie naladuje w pol godziny)
No i nwm
W kazdym badz razia ja ją mam jakoś od kwietnia/maja i na razie dziala git




auroraborealis
AUTOR•pierwszy raz od dwóch lat siedzę i robię to, co uwielbiałam robić praktycznie zawsze, tylko że również zawsze wmawiano mi, że z tego nic nie będę mieć. aż w pewnym momencie uwierzyłam i całkowicie to rzuciłam.
otóż właśnie w tym momencie rysuję. znowu. wreszcie.
pierwszy raz od półtorej roku, od początku całego mojego załamania nerwowego, które wyprowadziło mnie na zupełnie inną drogę, niż pierwotnie zamierzona, wiem co chcę robić. mam na siebie jakiś plan i nie jest to plan pt. skończyć 20 kierunków studiów finansowych i pracować jako każdy możliwy doradca związany z finansami. to, czym mam zamiar zajmować się teraz na poważnie większość nazywa zajęciem "na czas wolny". dla mnie będzie to zajęciem na resztę życia, być może jedyną drogą życiową, która kiedykolwiek była mi przeznaczona.
zamierzam zajmować się sztuką. tworzyć. tworzyć tyle, że będę mieć dość, że wszystko będzie brudne od farb, ołówków, kredek i atramentu, wszędzie będą leżeć kawałki materiałów użytych do moich prac, a ja nie będę wyobrażać sobie dnia bez zrobienia czegokolwiek twórczego. zamierzam chwytać się wszystkiego, co jakkolwiek kojarzy się ze sztuką i tworzeniem i co będzie mi sprawiać przyjemność.
ktoś mógłby stwierdzić, że najprawdopodobniej mnie mocno odkleiło, że nikt normalny nie ma czasu na takie rzeczy, że sztuka to zajęcie dla bananowych dzieci i nie da się na tym zarobić.
nie jestem bananowym dzieckiem i naprawdę mam mniej czasu niż większość ludzi w moim wieku, do tego decydując się na tego typu poświęcenia, żeby tylko dłubać sobie przy obrazach, rysować czy grać na gitarze, być może ryzykuję wszystkim, co do tej pory udało mi się osiągnąć. ale wierzę, że jeśli z jakiegoś powodu jako dziecko trafiłam na realistyczne rysunki innych i zdecydowałam, że też chcę takie tworzyć, a później w każdym możliwym kryzysie do tego wracałam, nawet jeśli nie miałam najmniejszego zamiaru, to być może to jest to. a przynajmniej mam taką nadzieję, bo chyba zaczyna zależeć mi za bardzo i muszę się hamować, żeby nie zacząć pokładać w tym całej swojej wiary.
uważam, że osoby twierdzące, że na tym nie da się zarobić, to te same osoby, które porzuciły swoje pasje na rzecz kariery, która ich w żaden sposób nie cieszy. to te same osoby, którym rodzice kazali zająć się wreszcie czymś poważnym, pewnym. nie chcę być jedną z tych osób.
życie potrafi być przewrotne i 2 lata temu nie pomyślałabym, że dojdę do takich wniosków, nie pomyślałabym, że będę chciała ryzykować i iść w to wszystko na poważnie. wtedy naprawdę zależało mi na tym, żeby inni uważali, że podejmuję racjonalne decyzje i że jestem dojrzała. że nie zajmuję się głupotami, tylko poważnymi rzeczami. milion razy wspominałam gdzie to mnie zaprowadziło.
dzisiaj zdaję sobie sprawę z tego, że moje decyzje są impulsywne i nierozsądne, że w pewnych kwestiach najpierw robię, a później myślę jak to odkręcić. tak już mam i dostosowywanie się do innych tylko pogorszyłoby sprawę, co więcej, podejmowałabym takie decyzje, jakie podjęliby inni, nie takie, jakie podjęłabym ja.
don't get me wrong, mam zamiar nadal pracować i zajmować się wszystkimi nieprzyjemnymi zarobkowymi rzeczami, które robiłam do tej pory. po prostu odnalazłam priorytety.
Arenava
@auroraborealis O JEZU WIESZ CO XDDD nie zauważyłam że to ty bo miałam przedtem 2 nieodczytane wiadomości, później jakąs przeczytałam ale tak sie przyzwycziałam do tej 2 że nawet nie spojrzałam co tam mam XDDD wybacz
auroraborealis
• AUTOR@Arenava nie no luz, nie spieszylo mi sie az tak, po prostu chcialam uzyc wscieklej emotki i sobie przypomnialam ze to moze byc dobra okazja XDDDDDDD
auroraborealis
AUTOR•męczę właśnie spotify, żeby w moim wrapped nie pojawiły się jakieś inaccurate kwiatki, i dochodzę do wniosku, że właściwie to prócz niektórych zmian, wśród moich ulubionych wykonawców cały czas krążą te same osoby i zespoły.
nie wiem kiedy dokładnie to się stało, ale od dłuższego już czasu nie jestem w stanie znieść prawie niczego, co pochodzi z obecnych czasów, co więcej, ta muzyka wydaje mi się strasznie sztuczna w porównaniu do tego, co tworzono dawniej. jestem w tej kwestii straszną ekstremistką, ale nie znoszę tych wszystkich ulepszaczy dźwięku czy autotune'a, którego kiedyś nie potrzebował nikt, a dzisiaj nagle potrzebuje każdy XD
muzyka nie ma być idealna, bez żadnych szmerów w tle czy niedociągnięć autorów, naturalnych dźwięków, czy śmiechów. muzyka ma odzwierciedlać wizję twórców, ich osobowość i to, kim są naprawdę, jak się zachowują, co potrafią, ich cechy charakterystyczne. jak więc to zrobić, kiedy 90% piosenki to autotune i kompletny retusz wszelkich niedoskonałości? nie wiem
mówią często, że dobra muzyka skończyła się w 1994, ale ja osobiście uważam, że w 1997 (nie licząc twórców, którzy wydawali coś wcześniej i wydają do teraz), wraz z wynalezieniem autotune'a. dziękuję i nie pozdrawiam autorów tego szatańskiego dzieła.
80Ramone
@auroraborealis zbierz je wszystkie xDD
No, niestety coś w tym jest :/ w sumie tak się trochę przejechałam na Wunderhorse (support GD w Wiedniu). Na spotify całkiem spoko, co prawda wszystko na jedno kopyto, ale bujało. Na żywo nie było źle i to chyba jedyne, co mogę o nich dobrego napisać. W Berlinie byli cudowni Donotsi, ale oni to już po scenie skaczą od 1994, więc nie łapią się w widełki xD
O takich też warto pamiętać…
Oj racja
To jest ten konflikt tragiczny?? (Tłuczemy to w szkole już trzeci tydzień chyba xd)
RunWildRunFree
Rozumiem cię, też mam problem do AT. Ale trochę ze mnie hipokrytka, bo choć stara muzyka zawsze on top, nową też lubię
auroraborealis
AUTOR•podobno sprawiam wrażenie jakby mi nie zależało. wiele osób to mówi i próbuje uświadomić mi na siłę, że coś ze mną nie tak, bo nie zależy mi tak jak powinno albo przejmuję się za mało.
jest w tym trochę prawdy, bo ostatnimi czasy mam wywalone na większość rzeczy, które dzieją się dookoła i nie mam siły starać się tak jak kiedyś. są takie czynności, na które żal mi czasu, są takie okresy, kiedy po prostu nie widzę sensu we wczesnym wstawaniu czy robieniu właściwie czegokolwiek. nie mam już w sobie tej motywacji co kiedyś i co więcej, jest mi z tym dobrze i nie uważam, żebym musiała coś zmieniać, choć może jest to toksyczny sposób myślenia.
jednak to, że mi nie zależy wcale nie jest do końca prawdą. nie mam ochoty pokazywać zaangażowania komukolwiek, nieważne czy chodzi o relacje, czy o cokolwiek innego, bo wtedy zaczyna mi zależeć za bardzo. a kiedy zależy mi za bardzo i coś się nie udaje, mówimy o porażce skali światowej. najgorzej jest spaść z wysokiego konia i wpaść w największy z możliwych dołków.
nie chcę znowu się przebodźcować i zastanawiać n-ty raz nad sensem życia, którego i tak nie widzę i nie zobaczę, choćbym nie wiem jak się starała. może to kontrowersyjna opinia, ale uważam, że sens nie musi istnieć. chyba już kiedyś o tym wspominałam, ale dla mnie to kolejna bajka, którą wmawiamy sobie, żeby jakoś uzasadnić powód naszego istnienia tutaj. a taki nie istnieje. ale skoro już tu jesteśmy, może warto skorzystać z możliwości, jakie mamy i robić w życiu to, co jest przyjemne. coś co kochamy.
ciągle wspominam o powrocie do zainteresowań. wreszcie mi się udało, chociaż częściowo. dawniej takie rzeczy jak całodniowe malowanie czy rysowanie uznawałam za stratę czasu, dzisiaj uważam, że wszystko co nie jest zainteresowaniami jest stratą czasu. musiałam popracować i nie mieć czasu na nic, żeby zobaczyć, co tak naprawdę jest dla mnie ważne i okazało się, że są to te wszystkie rzeczy, które niewiele znaczyły, choćby w kontekście przyszłości, zarabiania i tego typu rzeczy.
tak więc szydełkuję, maluję, gram na gitarze i planuję wielki powrót do pisania rzeczy (może kiedyś coś się tu jeszcze pojawi, ale nie obiecuję), nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie. nie wiem, czy istnieje przeznaczenie, czy też nie, ale jeśli tak, to moim jest tworzenie.
teraz trzeba tylko pomyśleć jak to wszystko spieniężyć, żeby móc tworzyć więcej.
auroraborealis
• AUTOR@80Ramone ups, przypomnialas mi ze mialam się uczyć jezykow i coś mi nie idzie XD
najwyżej bedziemy stac razem :DD
80Ramone
@auroraborealis też mi nie idzie, ale jakkolwiek próbuję to ogarnąć xD
Jestem za
auroraborealis
AUTOR•wspominałam już chyba o tym, jak nieskończona jest moja miłość do listopada, grudnia i tych megadługich wieczorów zaczynających się o 16:00.
no to wspominam jeszcze raz, bo lubię się powtarzać. w tym roku obiecałam sobie, że żaden z jesiennozimowych dni nie ucieknie mi bez powodu i że będę wychodzić najczęściej jak się da, żeby dobrze zapamiętać te dwa miesiące, tak jak zapamiętałam te w zeszłym roku.
zeszłoroczny grudzień był chyba najdziwniejszym, ale i jednym z lepszych w moim życiu. praca, pomieszana ze skupowaniem repetytoriów maturalnych żeby wreszcie zmotywować się do nauki (nie pomogło), godzinami słuchania in utero na zmianę z insecticide, natrętnymi myślami, bieganiem po mieście żeby zdążyć kupić wszystkie prezenty, grą na gitarze co sobotę przez pół dnia, żeby uniknąć nauki, maturami próbnymi i najlepszymi świętami jak dotychczas. w grudniu zeszłego roku zaczęło być lepiej, mimo że wcześniej było fatalnie i byłam przekonana, że wszystko skończy się jeszcze gorzej.
zdałam sobie po raz pierwszy sprawę z tego, jak ogromną presję wywierali na mnie wszyscy wokół, włącznie ze mną, jak strasznie niepotrzebne to było i jak bardzo brakowało mi zwykłego bycia sobą. kiedyś presja powodowała, że nie miałam odwagi robić wszystkiego na co miałam ochotę, udawałam wręcz inną osobę, żeby ktoś nie uznał że jestem dziwna czy za mało ambitna. w zeszłym roku przestało mnie to obchodzić (nie całkiem, ale na tyle, żeby przetrwać) i myślę, że to trochę uratowało mój stan i być może moją przyszłość (czyli de facto teraźniejszość). nie wiem, co by się wydarzyło, gdybym dalej uparcie twierdziła, że życie polega na byciu jak najbardziej produktywnym, najszczęśliwszym, najbardziej lubianym i wykształconym człowiekiem. być może dzisiaj byłabym nieszczęśliwą studentką ekonomii i zawalałabym kolejne kolokwia i sesje, bo zdałabym sobie za późno sprawę z tego, że to nie dla mnie. być może uważałabym siebie za największą życiową porażkę albo rzuciłabym wszystkie swoje zainteresowania na rzecz "rozbudowywania możliwości finansowych". wiem, że dużo wspominam o tym wszystkim we wpisach, ale pseudo samorozwój miał na mnie zbyt duży (i zbyt destrukcyjny) wpływ, żebym mogła w ogóle pominąć ten temat.
w ogóle świat, w którym przyszło nam żyć jest okropnie sztuczny, przepełniony normami, wzorcami, oczekiwaniami ludzi, którzy nie mają pojęcia o czyimś życiu, pustymi ideami, konsumpcjonizmem i Bóg wie czym jeszcze. wszyscy biegną całe życie za niewiadomo czym, zapominając przy tym o byciu sobą i respektowaniu swojego własnego zdania, nie czyjegoś. wręcz mam wrażenie, że ludzie boją się czasem dokonywać nietypowych wyborów, czy podejmować decyzji, które mogłyby się komuś nie spodobać, bo trzeba przecież zadowolić wszystkich, tylko nie siebie. każdy próbuje doradzać, wiedzieć najlepiej, mimo że nie wie nawet ułamka o tym, co siedzi w czyjejś głowie, jakie ma plany i zainteresowania, nie wspominając o tym, że ludzie, którzy doradzają najwięcej to ci, którym nigdy nic się nie udało.
ludzie potrafią oceniać innych tak po prostu, zbyt pochopnie, żeby w ogóle zastanowić się, czy ta ocena była trafna (i ja też mam takie tendencje, z czym staram się póki co bezskutecznie walczyć)
szczerze mówiąc sama nadal pewnie jestem pod tego typu presją i zdarza mi się za bardzo przeżywać to, że ktoś skrytykował moją wizję życia czy moje plany, niemniej jednak chyba mam coraz więcej odwagi, żeby podejmować ryzykowne, nieodpowiedzialne i niepopularne decyzje życiowe, które zburzą porządek życia każdej cioci i wujka "dobrej rady", których spotkałam na swojej drodze (wliczając w to wszystkie realne babcie, ciocie i "przyjaciół" rodziny). samo to, że postanowiłam nie iść na studia i coraz więcej wspominam o rzuceniu tego pomysłu całkowicie, prawdopodobnie triggeruje tych wszystkich ludzi bardziej niż cokolwiek, ale z jakiegoś powodu czuję się z tym dobrze.
czekam, aż będę miała okazję pochwalić się którejś z tych osób, że mam zamiar włożyć cały swój czas i energię w tworzenie, matematykę i sztukę, zamiast w poszukiwania poważnej pracy i kierunku studiów.
może od razu powinnam wybrać się do apteki po leki na zawał :D
auroraborealis
• AUTOR@RunWildRunFree fr, in utero prześwietny album!!
dzięki <3
prawda, irytowanie ludzi niemających o niczym pojęcia, a oceniających powierzchownie to chyba moje nowe hobby
nie robię sobie żartów, zwyczajnie wydaje mi się, że te wszystkie osoby naprawdę mogłyby się załamać…
80Ramone
@auroraborealis o, to też prawda. Im dłuższe wolny, tym większy mental breakdown
Ouu, najgorzej :((
No właśnie, najlepiej robić swoje
Ee, dalsi to pewnie i tak zapomną, jak już się za coś weźmiesz
Przymusu nie ma, coś się wymyśli
auroraborealis
AUTOR•jeżeli istnieje jakiś powód, dla którego zaczynam oglądać jakiś film lub serial (praktycznie nie oglądam, ale zdarza się), i w połowie decyduję, że nie mam zamiaru tego kończyć, to są to związki i to, jak są przedstawiane w większości z nich, zwłaszcza w sitcomach.
ogólnie temat związków jest bardzo obszerny i pewnie ten wpis będzie cholernie długi, ale muszę gdzieś wylać zbieraną przez lata frustrację na społeczeństwo i postrzeganie miłości, czy jakkolwiek można to nazwać.
po pierwsze, nie wiem czemu, utarło się, że ta druga osoba w związku ma uzupełniać tą pierwszą. spoko, niby nie brzmi tak źle, bo w gruncie rzeczy jeżeli znajdzie się jakaś osoba o podobnych zainteresowaniach, guście czy charakterze, to może być z tego naprawdę potężne duo. ale mam wrażenie, że większość ludzi postrzega to w taki sposób, że sami są bezwartościowi i dopiero po znalezieniu tej jednej konkretnej osoby mają stać się lepszymi ludźmi, jakąś wersją pro, którą nie da się stać w pojedynkę. i nie jest to prawda, bo później mamy wysyp toksycznych związków, gdzie jedna osoba ma drastycznie niskie poczucie własnej wartości, druga cały czas stara się to jakoś naprawić, aż koniec końców zaczyna ją to męczyć. związek się kończy, a osoba z niską samooceną jest przekonana, że teraz już na pewno jest bezwartościowa, skoro ktoś postanowił ją zostawić. i samoocena spada dalej.
wydaje mi się, że żeby w ogóle pchać się w jakikolwiek poważny związek, powinno się najpierw przepracować swoje najważniejsze problemy i przede wszystkim choć trochę polubić siebie, żeby w razie zerwania mieć świadomość, że to nie była jedyna osoba na świecie i że samemu też da się żyć.
drugi, mój ulubiony theme, miłość od pierwszego wejrzenia!! jeden z najbardziej szkodliwych motywów, a ludzie nadal w to wierzą, bo to przecież musi być przeznaczenie. otóż nie. jesteśmy ludźmi i niesamowicie działają na nas czynniki wizualne. jeżeli coś jest ładne, mimo że jest badziewiem, jesteśmy w stanie to kupić bez zastanawiania. i to samo mamy jeśli chodzi o związki na podstawie wyglądu, właśnie od tzw. pierwszego wejrzenia. ludzie wiążą się z osobami, które im się podobają z zewnątrz (co też jest dość istotne w związku, ale nie najważniejsze), myląc zauroczenie wyglądem z miłością. miłość to uczucie stałe, a nie tylko sporadyczne wystrzały endorfin i dopaminy przy gapieniu się na kogoś atrakcyjnego. i jak tylko słyszę ludzi, którzy opowiadają jak zakochali się w kimś od pierwszego wejrzenia, bierze mnie nerwica i mam ochotę wytłumaczyć im chemię ich mózgów i psychologię od samego początku.
jednocześnie te same osoby po dłuższym czasie nudzą się sobą, bo okazuje się, że mają zupełnie różne charaktery i brak im wspólnych zainteresowań czy tematów do rozmów. to samo tyczy się rzucania "kocham cię" po kilku tygodniach/miesiącu znajomości, kiedy wszystko jest zbyt świeże. naprawdę trzeba kogoś poznać, żeby można było stwierdzić, czy się kogoś kocha i 5 minut wgapiania się w kogoś fizycznie atrakcyjnego nie jest w stanie zastąpić godzin rozmów i poznawania drugiej osoby.
do tego pojawia się jeszcze brak szczerości wobec drugiej osoby, zabawa czyimiś emocjami i psychiką, bo przecież w sumie to nic strasznego, zdradzać kogoś, czy nie być do końca szczerym. przecież to tylko związek, jak nie ta osoba to inna, najlepiej w ogóle angażować się w 12 relacji miłosnych naraz :D
(pick me kolezanki entered the chat)
a tak całkiem serio, błagam skończmy z normalizowaniem toksycznych zachowań tego typu, jeżeli jakaś osoba nie potrafi zebrać się na odrobinę szczerości, to nie zasługuje nawet na odrobinę uwagi, koniec kropka. to samo tyczy się wchodzenia w ten sam związek kilka razy. nie słyszałam ani jednej sytuacji, gdzie za drugim razem wypaliło. jeśli nie wyszło za pierwszym, to za drugim razem najprawdopodobniej też nie wyjdzie i pakowanie się w to samo jest stratą czasu i nerwów.
w ogóle romantyzowanie toksycznych ludzi w książkach czy popkulturze na zasadzie "był złym chamem, co tydzień inna laska, ale dla mnie się zmienił!!" jest naprawdę szkodliwe, bo tego typu rzeczy czytają osoby wkraczające w wiek nastoletni, które nie mają pojęcia skąd czerpać wzorce i mogą paść ofiarą wykorzystywania przez właśnie takich ludzi. jeżeli ktoś jest złym chamem wobec każdego, szanse że się zmieni są drastycznie niskie, wręcz zerowe, nie zmieni tego niczyja miłość. niemniej jednak mimo to autorki książek dla nastolatek kochają ironicznych drani i myślą, że piszą piękne historie, podczas kiedy właśnie wręcz przeciwnie, mogą zniszczyć światopogląd młodym osobom, które zaufają nieodpowiednim ludziom. do tego dochodzi jeszcze kwestia przywiązania i szybko okazuje się, że od toksycznej osoby ciężko odejść (niezależnie od tego, czy toksykiem jest kobieta czy mężczyzna), i ludzie potrafią trwać w takich związkach latami, z sentymentu.
wydaje mi się, że żeby wejść w jakikolwiek związek, trzeba chociaż trochę zdawać sobie sprawę z tego, że niebędąc w związku też da się żyć i czasem tak jest lepiej dla obu stron, jeżeli jakaś osoba cech**e się nadmiarem destrukcyjnych/toksycznych zachowań lub po prostu nie jest tą osobą. szanujmy siebie, swój czas i swoje zdrowie psychiczne 🛐
auroraborealis
• AUTOR@80Ramone no właśnie, zapomniałam we wpisie głównym napisać jeszcze o słynnym "przeciwieństwa się przyciągają" XD
nie da się żyć z osobą, która jest zupełnie inna i ma zupełnie inny charakter czy zainteresowania. wydaje mi się, że w związku lepiej jeśli będzie więcej i więcej podobieństw niż różnic
przypomina mi to moje zachowanie z podstawowki, kiedy moim obiektem westchnień był pewien dwa lata starszy typ, i idealizowałam go niemiłosiernie, aż okazało się jaki to skończony arogancki idiota XD
zderzenie z rzeczywistością bolało, ale przynajmniej się wyleczyłam na dobre z crushowania kogo popadnie.
z jednej strony prawda, jest jakiś strach przed takimi sytuacjami w związkach, z drugiej strony kiedyś trzeba będzie spróbować (chociaż po napisaniu tego myślę jednak, że może mieszkanie z kotami to lepszy pomysł)
była taka książka bodajże colleen hoover, without merit się nazywała, ogólnie wydaje mi sie, ze autorka calkiem sensownie przedstawila kwestie problemow rodzinnych i depresji, no i całkiem ladnie domknela kwestie miłości (gdzie najpierw trzeba pokochać siebie, żeby wejść w związek). nie jest to może mój typ książek ani moja ulubiona autorka, ale kiedyś zabrałam się za szukanie książek dla znajomej, która czyta wyłącznie romanse, przeczytałam kilka i niektóre rzeczywiście były warte polecenia XD
a tak ogólnie ciężko znaleźć jakąś sensowną książkę na ten temat, wszystkie strasznie uprzedmiatawiają miłość albo obrazują jakieś toksyczne zachowania :((
80Ramone
@auroraborealis this
Oczywiście można się czymś różnić, ale bez przesady
Tez takiego miałam! Tylko akurat nie ze szkoły, gościu był ministrantem XD raz na roratach rozwalił mi się lampion, on mi pomógł naprawić i już ramen lvl 8 miała crusha xd ale potem był niemiły dla jakiejś dziewczynki i mi przeszło, ach ta miłość
Ja sama jeszcze nie wiem. Z jednej strony, fajnie byłoby kogoś mieć, ale z drugiej, bez tego też przeżyjemy. Niech się dzieje wola nieba :D
Kotki tak czy siak będą :3
No właśnie :( nie kojarzę tej książki tbh. Kiedyś się bardzo nastawiłam na Call me by your name, na szczęście tylko z biblioteki, a nie kupiłam. Nie pamiętam już, czy przetrwałam 30 stron czy 70, ale zmęczyłam się, jakbym przeczytała z 500 :// nwm, może tu faktycznie film jest lepszy