Dzisiaj na W-F'ie mieliśmy robić fikołki. Zrobiłam dwa razy w przód, dwa w tył, dwa w przód. I kiedy robiłam w tył, nagle poczułam jakby że wszystkich stron uderzyła mnie płonąca cegła; to koleżanka na mnie wpadła, bo "nie uważała". Pewnie waży z jakieś 70 kilo, ale mówi, że waży 20 kg mniej. Nazwijmy ją "M". Wracając do sytuacji, tak mnie bolało, że nawet nie mogłam się odezwać. Pani mi dała tylko zimne "orbiz" czy jak to się nazywa. M usiadła w kącie. Ja siedziałam, zaciskając zęby cała zawstydzona, bo akurat mój crush się wtedy na mnie patrzył. Ciężko było mi cokolwiek zrobić z nogą, a wręcz było to dla mnie niemożliwe. Całe plecy mnie bolały, aż nie mogłam ich zgiąć. Bolała mnie też głowa, a tak właściwie to w środku, jakby mózg oderwał się od jakieś linki, co go przytrzymywała. Do tego nie mogłam krzyczeć, a jak już, to czułam ból "mózgu". Ciężko mi było wstać, tymbardziej usiąść w siadzie skrzyżnym. Czasami czułam, że ciężko mi się oddycha. Pani kazała mi ćwiczyć i grać w zbijaka, matka walnął mnie z całej pety w szyję, a druga koleżanka nogą w kolano, które mnie bardzo bolało.
Od trzech-czterech godzin nadal mnie bolą skontuzjowane części ciała, czuję się, jakby paliłyby mi się plecy.
Mam dość, choćbym nie wiem co robiła, na każdym kroku spotykam tylko pech 💔