Oceniam wszystkie swoje anglistki, poniewasz tag.

•Monika, czy tam marta — pierwsza klasa podstawówki, uczyła wremcz świetnie, była też organistką w naszym kościele, ale się wyprowadziła. 8/10 bo nas zostawiła na pastwę losu.

•Magdałena — druga klasa podstawówki, była ok, ale bez szału, chui wie skąd się wzięła i chui wie dokąd ją zaniosło, uczyła rok i już jej nie było. 5/10 bo nic w zasadzie się nie działo.

•Gabryśka — trzecia klasa podstawówki, była zaraz po studiach i bała się nas bardziej niż my jej, może i chęci miała dobre, ale coś nie pykło, nie lubiłam jej wsm. 4/10? Nie wiem, zawsze mogla być gorsza, no ale.

•Jagna — od czwartej, aż po sam kres mojej edukacji w podstawówce, czyli do ósmej klasy. Pisda nad pisdami, uczyła w zasadzie tylko tą grupkę co była aktywna, resztę miała totalnie w tyle, nawet punktualnie nie raczyła przyjść na własne lekcje. O/10, chociaż na 0 też nie zasluguje.

•Kari(y)na — pierwsza liceum, wychowawczyni biolchemu z mojego rocznika, lubi się rządzić i drzeć mordę, ale łatwo było u niej o dobrą ocenę. Wsm uczy nadal uczy część mojej klasy. 6/10 była mendą, ale jakby nie patrzeć to starała się nas czegoś nauczyć. Nie jej wina że zdalne były.

•Pani Magister/jak sama kazała na siebie mówić/ — od początku tego roku szkolnego jakoś do połowy listopada, bo zmarła potem. Wredne to było stworzenie i miało kinda dziwne zasady + nie lubiła większości z nas no bo jednak angielski z podstawy, to angielski z podstawy (mnie akurat miała w dvpie) i w zasadzie niczego nie uczyła, ale zadawała w chui łatwe, przynajmniej według mnie prace pisemne. 3/10, bo tak.

•Anka — ta co uczy mnie aktualnie. Boi się nas. Do tego słabo tłumaczy, za to daje dokvrwione sprawdziany i karkówki. Poza tym próbuje zgrywać miłą i nie wiem co chce tym kobita osiągnąć. 3/10, czuję że będzie słaba.

Ha tfu na nie wszystkie (ewentualnie z wyjątkiem tej pierwszej)
Dobranoc czy coś.

Mam dość zimy. I kurtki. I czapki. I rękawiczek. No i śniegu i zimna ogólnie. (Wprawdzie jeszcze bardziej nienawidzę lata, ale no)
Od niedzieli piź.dzi i od niedzieli się to utrzymuje. Nie lubię nosić na sobie tylu warstw ubrań. Kurtka to ok, ale w czapce wyglądam jak rasowy żul, a jak ją zdejmę, to jakbym wsadziła widelec do kontaktu i podziałało jak powinno. A w rękawiczkach nic nie mogę zrobić. Ha twu.

Okej, a więc po sześciu tygodniach wnikliwych analiz, udało mi się zmierzyć cierpliwiwość Romusia. I wynosi ona 6 tygodni.

Dostałam opi3rdol i piz.dę z wuefu. Ale wsm nie żałuję. To w zasadzie przusługa była, bo i tak nic nie robiłam i stałam jak sierota psując dobrą grę.