Opowiadania mogą zawierać treści nieodpowiednie dla osób nieletnich. Zostaje w nich zachowana oryginalna pisownia.

There are no wolves in California #3


- Mówię prawdę, Derek- powiedziałam z frustracją.- Tam coś było. Widziałam nienaturalnie żółte oczy i nie wymyśliłam sobie tego.

- Wierzę ci- odpowiedział chłopak, jakby mówił do dziecka, które zapewnia, że w ogrodzie są wróżki.

Założyłam ręce na piersi i przystanęłam na środku korytarza liceum, patrząc groźnie na przyjaciela. Od kilkunastu minut próbowałam przekonać Hale, że w rezerwacie coś było. Coś nieludzkiego i nienormalnego, ale mi nie wierzył. Jedynie z początku, gdy to usłyszał zbladł, ale później zachowywał się, jakbym była niepoczytalna.

- Mam ochotę cię walnąć- oznajmiłam zaciskając szczękę.

Chłopak spojrzał na mnie łagodnie.

- Naprawdę ci wierzę, Lay- odparł.- Widziałaś jakieś zwierzę, rozumiem.

- To nie było zwierzę!- wrzasnęłam, na co kilka osób stojących obok spojrzało w naszą stronę z zaskoczonym wyrazem twarzy.- Jakie zwierzę ma jaskrawo żółte oczy?

Derek stanął na przeciw mnie i spojrzawszy w oczy położył mi ręce na ramionach. W jego brązowych oczach dostrzegałam prześwity zieleni i szarości.

- Lay, było ciemno, zimno, a ty byłaś przerażona- kontynuował.- Nie myślałaś racjonalnie. Twój mózg sprawił, że to co w świetle dziennym byłoby zwierzęciem, wtedy wydawało się potworem.

Prychnęłam i strzepnęłam ręce przyjaciela ze złością.

- Cieszę się, że mi wierzysz, bo wiara jest podstawą przyjaźni- wysyczałam, przez zaciśnięte zęby.

Chłopak spojrzał na mnie pobłażliwie.

- Uspokój się, Lay- powiedział ze stoickim spokojem.- Wiem, że starasz się postawić na swoim, ale to co mówisz nie ma sensu. To musiało być zwierze.

Wzięłam głęboki oddech, licząc do trzech, by się uspokoić.

- Dobrze, może mój mózg wymyślił jakieś rzeczy, ale to nie zmienia faktu, że nie wiem co to było.

- Nie roztrząsaj już tematu- odparł Hale, zarzucając plecak na ramię.- Teraz lepiej, chodźmy na lekcję.

Z rozbawieniem patrzyłam jak mój przyjaciel idzie do sali matematycznej. Założyłam paski plecaka na ramiona i pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Derek, teraz angielski, nie matma- zawołałam za chłopakiem i skierowałam się w zupełnie innym kierunku.

- Tam właśnie miałem iść- zaśmiał się i wyrównał ze mną krok.

- Oczywiście- odpowiedziałam, a wszystko wróciło do normy, jakby ostatniej sprzeczki w ogóle nie było.

Parę minut później siedzieliśmy już w sali językowej. Pani Gomez siedziała za  wielkim, dębowym biurkiem i czyściła swoje rogowe okulary, łypiąc na uczniów spode łba co jakiś czas. Wzrok jej lodowatych, niebieskich oczu budził w nowych uczniach zgrozę co roku.

Wszyscy usiedli na swoich miejscach, a nauczycielka napisała coś na czarnej tablicy idealnie białą kredą.

- "Ten, kto mówi kłamstwo, nie uświadamia sobie,
jak wielkiego zadania się podejmuje,
bo będzie musiał wymyślić
jeszcze dwadzieścia innych kłamstw,
żeby podtrzymać to jedno"- przeczytała na głos Gomez.- Tymi słowami Alexandra Pope zaczynamy dzisiejszą lekcję.

Po klasie przebiegł szmer. Zachwytu u części dziewczyn, że możemy mówić o poezji i zrezygnowania u chłopaków, których ten temat wyraźnie nudził. Niemal czułam jak Derek siedzący obok mnie napina mięśnie.

- Ktoś chciałby powiedzieć co rozumie przez te słowa?- spytała kobieta.

Moja ręka samoistnie podniosła się w górę, choć wzrok utkwiony był w Halu, który wbijał ołówek w zeszyt tak mocno, że zrobił w nim dziurę.

- Tak, Lalya?- zdumiała się pani Gomez, pokiwałam głową.- Zatem mów.

- Moim zdaniem Alexandrowi Pope'owi, chodziło o to, że każde kłamstwo rodzi kolejne- wyjaśniłam.- Może zacząć się od niewinnego kłamstwa, ale w momencie, gdy będziemy chcieli, by nie wyszło na jaw, dodamy kolejne. Będziemy podtrzymywać to jedno kłamstwo kolejnymi, aż w końcu zbudowana z nich wieża rozpadnie się, a wszystko wyjdzie na jaw.

- Bardzo dobrze- nauczycielka pokiwała z uznaniem głową.- Nie ponosimy odpowiedzialności za nasze kłamstwa do czasu, aż się nie wydadzą, albo jak będziemy zdolni wciąż je trzymać na swych barkach. Oczywiście każdy z nas może mieć na ten temat inne zdanie, prawda, panie Hale?

Spojrzałam na przyjaciela, który rysował grube, dziurawiące kartkę krechy. Myślał nad czymś intensywnie, ale nie był skupiony na lekcji. Harry Jones, który siedział za nim, szturchnął go ręką, a Derek podniósł wzrok na nauczycielkę zaskoczony.

- Słucham.

- Właśnie widzę, że nie słuchasz- odparła nauczycielka z oburzeniem, że nie jest zainteresowany jej lekcją.

Nauczyciele dzielą się na tych, którzy uważają, że ich przedmiot jest najważniejszy i trzeba na nim najbardziej uważać i tych fajnych, którzy rozumieją, że każdy ma prawo, by za czymś nie przepadać.

Pani Gomez należy do tych pierwszych.

- Powiedz mi więc, Derek, jakie jest twoje zdanie na temat kłamstwa- kontynuowała kobieta zaplatając ręce na piersi.

"Na pewno masz dużo do powiedzenia w tym temacie", pomyślałam, patrząc na niego kątem oka. Przełknął ślinę poddenerwowany.

- Myślę, że czasem kłamiemy, by kogoś chronić- stwierdził Derek.

- Ale prawda, choćby najboleśniejsza, jest lepsza niż kłamstwo- zaprzeczyłam.

                                    ***

     Weszłam do swojego jeepa trzaskając drzwiami. Zapaliłam silnik, patrząc przez chwilę bezmyślnie na szkołę. Wielki budynek o białych ścianach niczym nie różnił się od reszty szkół w kraju, ale dla mnie był wyjątkowy. Moja szkoła, mój świat, gdzie miałam przyjaciół. Ruszyłam wyboistą drogą, gdy włączył się podsłuch, który założyłam w samochodzie taty, by wiedzieć jakie nowe sprawy do niego wpływają.

- Znaleziono kolejne ciało, szeryfie Walker- poinformował tatę jakiś policjant.- Na ulicy Mointroise.

- Och, już jadę- westchnął tata.

Połączenie przerwało się, a ja wcisnęłam mocniej gaz, by jechać szybciej. Drzewa na poboczu mijały mnie z zawrotną szybkością, a małe muszki roztrzaskiwały się o szybę. Po kilku minutach niebezpiecznej jazdy stanęłam przy ulicy Mointroise. Na poboczu drogi stało kilka samochodów policyjnych, rozpoznałam auto taty.

Wyszłam z jeepa i cicho ruszyłam przed siebie, do miejsce gdzie zebrali się strażnicy prawa, nie widziałam żadnego przechodnia. Skrzywiłam się, gdy mój but natrafił na kawałek blachy, która zaskrzypiała głośno. Skoczyłam w bok, ukrywając się za kontenerem na śmieci, mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważył, bo Mike byłby zły. Przełknęłam ślinę i wysunęłam delikatnie głowę, by widzieć co się dzieje.

- Sądzimy, że to było to samo zwierzę co ostatnio- mówił jakiś mężczyzna w czarnej kurtce.- Sposób zabicia identyczny, liczne głębokie rany, rozcięta tętnica.

Tata potarł wewnętrzną stroną dłoni o czoło.

- Wiecie co to za zwierzę?

- Wygląda na to, że to był wilk, ale nie widziano ich w Beacon Hills od wielu lat- odpowiedział mężczyzna.

Miałam wrażenie, że żołądek zaciska mi się w ciasny supeł.

- To niemożliwe- wyrwało mi się, na co tata spojrzał w stronę, gdzie się ukrywałam.

Przylgnęłam plecami do ściany kontenera, jakbym chciała w niego wniknąć. Usłyszałam kroki, wiedziałam, że taty.

- Layla!- warknął chłodnym tonem patrząc na mnie z góry.

Skrzywiłam usta, gdy zdałam sobie sprawę, że nie wiem co powiedzieć. Po raz kolejny złamałam zakaz Mika, miał prawo być wściekły. Szarpnął mnie za bluzkę i ciągnąc za rękę odprowadził w stronę samochodu policyjnego. Wzrok szeryfa po chwili się zmienił. Przestał być zły, stał się rozczarowany. Nie cierpiałam tego przytłaczającego poczucia winy, które świetnie potrafił wywołać.

- Tato, powiedz coś- poprosiłam patrząc na niego bezradnie.- Nakrzycz na mnie, daj karę, zrób cokolwiek, ale nie milcz!

Tata spojrzał na mnie przez sekundę, po czym odwrócił wzrok, przełknęłam ślinę.

- Nie, Layla- odparł wzdychając głęboko.- Zasługujesz na milczenie.

Jednym ruchem ręki sprawił, że jakiś kilka lat starszy ode mnie policjant podbiegł do nas. Miał ciemnokasztanowe włosy, morskie oczy i był bardzo przystojny, więc zdziwiłam się nawet, że Mike wezwał akurat jego.

- Odwieź ją do domu i postaraj się, by nie uciekła- polecił tata chłopakowi.

- Oczywiście, szeryfie Walker- odpowiedział uśmiechając się pięknym uśmiechem.

- Tato, a mój samochód?- wtrąciłam przypominając sobie o moim ukochanym jeepie.

Mike wzruszył ramionami.

- Mogę jeszcze dzisiaj odwieźć go pod twój dom- zaoferował się kasztanowłosy.

Skrzywiłam lekko usta i spojrzałam wyczekująco na tatę.

- Dziękuję, Joshua, ale Layla sama jutro go odbierze- wyjaśnił Mike.- Przyjdziesz tu jutro na piechotę, skoro tak bardzo chciałaś się tu znaleźć i wtedy zabierzesz samochód.

Wzięłam gwałtowny wdech. Potrząsnęłam głową, moje brązowe, prawie czarne, włosy rozsypał się po twarzy.

Spojrzałam na ojca robiąc słodką minkę, ale był nieugięty, więc po chwili zaprzestałam robienia z siebie kretynki.

- Jesteś okrutny- warknęłam i wsiadłam do wozu policyjnego przez drzwi, które wcześniej otworzył mi Joshua.

...
...

- Zawsze jesteś taki miły i potulny czy tylko, gdy mój ojciec jest w pobliżu?- spytałam chłopaka, gdy jechaliśmy wyboistą drogą.

Morgenstern uśmiechnął się delikatnie, unosząc jeden kącik ust wyżej niż drugi. Spojrzał na mnie kątem oka.

- Wolę zachować posadę- odpowiedział spokojnym głosem.

- To oczywiste, ale mogłeś mi choć trochę pomóc.

Gdy uświadomiłam sobie głupotę  tych słów, zarumieniłam się i spojrzałam w szybę, by nie widział rumieńca. Jednak Joshua zdawał się niczego nie dostrzegać, a przynajmniej dobrze to ukrywał.

Ponownie się uśmiechnął, a ja straciłam pewność siebie, która zawsze mi towarzyszyła.

- Mogłem- przyznał.- Ale twój tata ma rację.

- Jak zawsze- prychnęłam.- Wszyscy tak mówią, Josh. Zawsze to ja jestem złą córką, a on idealnym ojcem.

- Nikt nie jest idealny, Layla, ale musisz zrozumieć, że szeryf martwi się o ciebie. Chce twojego dobra i bezpieczeństwa.

- Nie, on chce mieć mnie pod pełną kontrolą- wypaliłam nagle, choć nawet nie wiedziałam, że jestem zdolna, by tak myśleć.

Morgenstern był wyraźnie zaskoczony.

 -Mylisz się- oznajmił.- On po prostu nie chce byś dorastała. Obawia się, że sobie nie poradzisz w prawdziwym świecie. Sądzi, że wciąż jesteś jego małą córeczką, którą musi całować na dobranoc, której przykleja plastry na kolana, gdy się wywróci. Nie chce przyjąć do wiadomości, że dorosłaś i nie potrzebujesz jego stałej opieki, że możesz samodzielnie podejmować decyzję. Nie chce cię stracić, a jako policjant wie na jakie niebezpieczeństwa jesteś narażona.

- Jesteś nadzwyczaj mądry- stwierdziłam.- Skąd wiesz co myśli tata?

- Bo sam jestem ojcem.

Zapowietrzyłam się. Przez chwilę walczyłam z atakiem kaszlu, który powstał na skutek głębokiego zdziwienia.

- Co?!- wykrztusiłam po chwili.

Josh zaczął się głośno śmiać, a ja nie miałam pojęcia o co chodzi. Jego oczy koloru morza wyrażały rozbawienie, a kasztanowe włosy opadał na czoło.

- Co cię tak bawi?- spytałam unosząc brwi do góry.

- Żartowałem, Lay- wyjaśnił.- Nie mam dzieci i nie zamierzam mieć jeszcze długo.

Parsknęłam śmiechem na myśl o własnej głupocie. Dlaczego nie zauważyłam, że żartuje? Na ogół nie miałam z tym problemu, a teraz tak.

- Ile ty właściwie masz lat?- zapytałam nagle.

- Dwadzieścia dwa- odpowiedział z rozbawieniem.

- Jesteś młody jak na policjanta, któremu ufa tata, Josh.

Morgenstern spojrzał na mnie kątem oka, uśmiechnęłam się lekko.

- Mam to uznać za komplement?- uniósł jedną brew do góry.

- Uznaj to za co chcesz- wzruszyłam ramionami.

Z dozwoloną prędkością jechaliśmy po asfaltowej drodze, mijając drzewa, budynki i przechodniów spieszących do swoich domów. Spojrzałam na deskę rozdzielczą.

- Jedziesz strasznie wolno- jęknęłam zakładając ręce na piersi.

- Sześćdziesiąt na godzinę- odparł.- Szybciej nie mogę, jest ograniczenie prędkości.

- Jesteś policjantem, nie dostaniesz mandatu jak pojedziesz szybciej.

- Właśnie, jestem policjantem, mam pilnować, by inni nie łamali prawa, więc raczej nie przystoi bym ja je łamał.

- Dlaczego od razu "łamał"?- spytałam teatralnie.- Wolę określenie "naginał".

- A ja nie, bo jakkolwiek to nazwiesz to wykroczenie.

- Też mi coś, ja ciągle wykraczam ponad dozwoloną prędkość, a żadnego wypadku jeszcze nie miałam- zaśmiałam się lekceważąco.

Josh uśmiechnął się i pokręcił głową z rozbawieniem.

- Pamiętaj, że wciąż jestem na służbie, więc mogę dać ci mandat, dlatego nie radzę cię chwalić się, że łamiesz prawo- zauważył.

- Och, zupełnie zapomniałam, Panie Władzo. Przepraszam najmocniej, poprawię się.

Zaśmialiśmy się. Rozmawiało nam się tak swobodnie, jakbyśmy znali się od dawna. Jedyną osobą, z którą czułam się jeszcze lepiej był Derek, ale ostatnio kłócimy się coraz częściej.

- Przyśpiesz- poprosiłam, gdy wskazówka pokazywała niecałe pięćdziesiąt kilometrów na godzinę.

- Rany, przestaniesz kiedyś marudzić?

- Tak, jak przyśpieszysz- odparłam złośliwie.

- Nie przyśpieszę, bo przed sobą mam samochody- stwierdził Morgenstern.- Jeśli tak bardzo lubisz szybkość kup sobie motocykl, Layla.

- Chciałam- przyznałam, przypominając sobie sytuację sprzed roku, gdy próbowałam nakłonić tatę, by kupił mi motocykl. Nie zgodził się.- Ale tata jest przewrażliwiony i nie chciał mi go kupić, a nawet wyrazić zgodę, bym sama sobie kupiła.

- To jedna z zalet bycia dorosłym- nikt nie mówi ci co możesz, a czego nie- uśmiechnął się chłopak.- Ja mam motocykl.

- Szczęściarz- westchnęłam.

Wjechaliśmy na parking przed moim domem. Był to niczym nie wyróżniający się budynek w Beacon Hills. Kremowe ściany, kwadratowe okna w brązowych framugach i krótkie schodki prowadzące do środka. Joshua wysiadł z samochodu pierwszy i otworzył przede mną drzwi,  szybkim krokiem obchodząc samochód. Wyszłam na chłodne powietrze, na dworze było już szaro.

- Mogę cię kiedyś zabrać na przejażdżkę motocyklem- oznajmił, gdy staliśmy przy drzwiach, a ja mocowałam się z kluczem.

Zaprzestałam swojej czynności i spojrzałam ze zdziwieniem na chłopaka.

- Z chęcią- odrzekłam z uśmiechem.- Może wtedy zobaczę czym jest prawdziwa szybkość.

- Mam nadzieję, ale teraz już idź i nie waż się wykradać z domu, bo będę zmuszony stać przed twoim domem tak długo, aż w końcu ktoś stwierdzi, że chcę cię napaść.

- Jasne, będę grzeczna- odparłam.- Do zobaczenia.

Poradziłam sobie z zamkiem i pchnięciem biodra otworzyłam drzwi. Uśmiechnęłam się jeszcze do młodego policjanta i zamknęłam je za sob.

...
...
Zaznacz poprawną odpowiedź, aby przejść do następnego pytania.
Reklama
Quiz, który przeglądasz jest częścią serii. Została zachowana oryginalna pisownia autora.

Komentarze sameQuizy: 0
Najnowsze


Nowe

Popularne

Kategorie

Powiadomienia

Więcej