Siedziałam przywiązana do krzesła w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Zaczęłam się wiercić, starając oswobodzić się z więzów, jednak każdy mój ruch powodował, że zaciskały się coraz mocniej w okół mojej klatki piersiowej. W końcu zaczęło brakować mi tchu. Znieruchomiałam i starałam się zaczerpnąć jak najwięcej powietrza. Nagle usłyszałam czyjeś kroki, a po chwili pojawiła się przede mną jakaś postać, w czarnym płaszczu z kapturem na głowie.
-Na twoim miejscu bym się nie wiercił-powiedział mężczyzna w płaszczu chłodnym, opanowanym głosem, nie zdradzającym żadnych uczuć.
-Czego ode mnie chcesz?-zapytałam drżącym głosem. Ten mężczyzna budził we mnie nieuzasadniony lęk. Nie wiem dlaczego.
Facet uśmiechnął się, a ciemność przeszył błysk jego białych zębów.
-Czemu?-zapytał ironicznie.-Myślałem, że to oczywiste.
-Nie dla mnie!-coraz gorzej szło mi panowanie nad drżeniem głosu.
-Chcę, żebyś poznała prawdę-kontynuował nieznajomy.-ZANIM będzie za późno.
-Jaką prawdę?! Za późno na co?!
-Pamiętasz tamten dzień? Tamten wypadek sprzed dziesięciu lat? Ten, w którym zginęła twoja najbliższa rodzina?
Osłupiała pokiwałam lekko głową. Skąd ten typ wiedział o tamtym pożarze? Dlaczego, z wszystkich osób, które w nim zginęły, interesowała go akurat moja rodzina?
-Myślisz, że to był tylko wypadek?
To pytanie jeszcze bardziej zbiło mnie z tropu. Rzeczywiście, do tej pory sądziłam, że to był jedynie wypadek, ale słowa tego mężczyzny sprawiły, że zaczęłam w to wątpić. Mimo wszystko odpowiedziałam, siląc się na opanowania "tak".
-A więc się mylisz-mężczyzna zaczął przechadzać się w ciemności, okrążając krzesło, na którym siedziałam.-Wszystko było zaplanowane. Wiedzieli, kiedy masz urodziny, wiedzieli do której restauracji pójdziecie, wiedzieli...-tutaj zatrzymał się i spojrzał na mnie(przynajmniej tak mi się wydawało, bo jego twarz wciąż zasłaniał kaptur), jakby upewniał się, czy go słucham-...przy którym stoliku usiądziesz...-dokończył dziwnie cicho.
-Kto? Kto wiedział? Dlaczego wiedział?-zaczęłam pytać podniesionym głosem, podświadomie zdając sobie sprawę, że nie uzyskam żadnej odpowiedzi.
Mężczyzna spojrzał tylko na mnie i powiedział:
-Chcą zniszczyć...-nie dosłyszałam co powiedział, jednak zanim zdążyłam poprosić go o powtórzenie, facet stanął przede mną i dodał.-Już czas na ciebie...
Po tych słowach pstryknął palcami, a ja poczułam się strasznie senna. Moje powieki zaczęły zamykać się wbrew mojej woli i po chwili zasnęłam...

Obudziłam się i nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Na początku spodziewałam się, że dalej będę siedzieć przywiązana do krzesła w ciemnym pokoju, ale miejsce w którym się znajdowałam było zdecydowanie zbyt jasne i zbyt przytulne. Potem doszłam do wniosku, że to wszystko było tylko dziwnym, creepy snem, i że jestem w domu cioci, no ale nie byłam w domu cioci. Łóżko, na którym leżałam było zdecydowanie zbyt miękkie jak na standardy Wioski Mgły. Kiedy wreszcie się rozbudziłam, przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia i jasne już było dla mnie gdzie jestem.
Wyskoczyłam z łóżka przebrałam się i wyszłam z pokoju. Stanęłam w korytarzu i rozejrzałam się. Było cicho, nawet bardzo cicho.
Pewnie Kakashi jeszcze śpi... chociaż jest 10:00...
Zeszłam po schodach i zajrzałam do kuchni. Wtedy stwierdziłam, ze jestem głodna. Chwilę biłam się z myślami, ale doszłam do wniosku, ze Kakashi prawie na pewno nie będzie zły, jeśli zrobię sobie śniadanie. Otworzyłam lodówkę i zajrzałam do środka. Nie było tam specjalnie dużo jedzenia, tylko kilka ogórków, pomidorów, mleko ser i jajka. Zdecydowałam, że zrobię jajecznicę. Wyjęłam dwa jajka i zamknęłam lodówkę, jednak po chwili ponownie ją otworzyłam i wyjęłam jeszcze kilka, postanawiając zrobić śniadanie również Kakashi'emu. Znalezienie patelni i talerzy zajęło mi trochę czasu, ale w końcu przyprawione jajka wylądowały na rozgrzanym oleju. Pozostało mi tylko czekanie, aż posiłek będzie gotowy. Oparłam się o stół i omiotłam wzrokiem kuchnię. Była dosyć mała, mieściła jedynie kuchenkę, piekarnik, kilka szafek, zlew, okap i stół z krzesłami. Podłoga była ceramiczna, a ściany pomalowane na beżowo. Zamknęłam oczy. Zaczęłam myśleć o tym, co mi się przyśniło. To zdecydowanie nie był normalny, nic nieznaczący sen. Nie tym razem. Starałam się odgadnąć kim był ten dziwny mężczyzna w czerni, ale nikt nie przychodził mi do głowy.

Po dziesięciu minutach jajecznica była gotowa. Zdjęłam patelnię z kuchenki i położyłam na drewnianej desce do krojenia. Obok postawiłam swa talerze. Wtedy usłyszałam zaspany głos:
-Cześć.
Odwróciłam się W drzwiach stał Kakashi. Był już ubrani i jak zwykle miał na sobie opaskę i maskę. Wyglądał na niewyspanego, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek czesał włosy.
-O, dobrze, że jesteś!-powiedziałam, nakładając jajecznicę na talerze.-Sama tego nie zjem.
Już po chwili siedzieliśmy razem przy stoliku, prowadząc przyjemną rozmowę. Chciałam mu opowiedzieć mój sen, jednak Kakashi zapytał nagle przestraszony:
-Zaraz, która godzina?!
-Nie wiem... koło 12:00?
-Jestem spóźniony... Oni mnie zabiją!
Na początku nie wiedziałam o co chodzi. Znowu. Kakashi, sprzątając w niesamowitym tempie kuchnię, zaczął mi tłumaczyć, że na dziewiątą był umówiony ze swoją drużyną na trening. Po kilku minutach był już gotowy do wyjścia. Kiedy wychodził z domu zatrzymał się w drzwiach i zapytał:
-Nie chcesz iść ze mną?
W sumie to wolałam cały dzień przyglądać się treningowi młodych shinobi, niż siedzieć sama w domu, więc zgodziłam się z uśmiechem. Po piętnastu minutach dotarliśmy na miejsce. Była to rozległa polana, otoczona z wszystkich stron lasem. Niedaleko stał też jakiś dziwny, rzeźbiony kamień. Na środku polany stała trójka dzieciaków. Naruto i Sakura wykrzyknęli równocześnie z nieukrywaną złością: "SPÓŹNIŁ SIĘ PAN!!!". Sasuke stał tylko z pogardą w oczach.
-Czy pan ZAWSZE musi się spóźniać?-krzyczał Naruto.-Nie ma pan zegara w domu?! Nawet ja się nie spóźniam!
-Naruto ma racje!-wtórowała Sakura.-Powinien pan być bardziej odpowiedzialny!

Dzieciaki na zmianę wykrzykiwały różne niepochlebne rzeczy na temat Kakashiego. A ja stałam z boku i pękałam ze śmiechu. Dopiero, kiedy mój śmiech stał się naprawdę głośny zwrócili na mnie uwagę.
-O... hej Sayaka!-przywitała się trochę zmieszana Sakura.-Co tu robisz?
-Sayaka będzie dzisiaj uczestniczyć w naszym treningu!-odpowiedział Kakashi, zanim zdążyłam otworzyć usta.
-Niby jak?-zapytał Sasuke.
-Jeszcze nie wiem, ale jest dużo rzeczy, w których może pomóc.
-Czyli?
Wow, albo Sasuke jest zawsze niesamowicie ponury, albo naprawdę bardzo mnie nie lubi...
-Chyba widzieliście jak walczy, skoro ja nie mogę znaleźć metody, abyście się czegoś nauczyli, to może Sayaka da radę.
-Ale przecież pan nas.. AU!-Sakura dźgnęła łokciem Naruto, zanim ten skończył mówić. Przyglądałam się nim z podniesioną brwią.
-Nie wiem, czy da się z nimi cokolwiek zrobić...-powiedziałam z przekąsem.-Ale zawsze można spróbować... Od czego zaczniemy?
Na początek krótka rozgrzewka, a potem... Kakashi wymyśliła najgorsze ćwiczenie na świecie:
Wbieganie na drzewo.

Przez następną godzinę ze śmiechem przypatrywałam się jak chłopcy i Sakura niezgrabnie próbowali znaleźć się jak najwyżej. Wyraźnie było widać, że Naruto i Sasuke ze sobą konkurują. Zaczęło mi się nudzić patrzenie na ich nieudolne starania, więc wstałam z cienia rozłożystego drzewa, pod którym siedziałam obok Kakashiego i podeszłam do dzieciaków, które leżały już wyczerpane na ziemi.
-Musicie w pełni manipulować czakrą-powiedziałam kucając obok nich.-Skupcie się, zamknijcie oczy, pomedytujcie chwilę i przenieście ją w stopy. Pamiętajcie, że nawet jeśli uda wam się wyodrębnić odpowiednią ilość czakry, a nie będziecie nią odpowiednio manipulować, żadne jutsu nie będzie skuteczne.
Po tych słowach wstałam i bez rozbiegu weszłam spokojnie na drzewo. Usiadłam na jednej z gałęzi, pomachałam do Naruto, któremu szczęka opadła prawie do samej ziemi i zeskoczyłam z drzewa.
-Wasza kolej!-powiedziałam wesoło siadając ponownie obok Kakashiego , który drzemał oparty plecami o pień.
"To moja szansa"
Zaczęłam powoli, cicho sięgać w stronę torby przy jego biodrze, gdzie powinna znajdować się ta jego dziwna książka. Byłam już bliska włożenia dłoni do środka, kiedy poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jak zwykle spokojną twarz Kakashiego. Poczułam się trochę głupio.
-Nie śpisz?-zapytałam.
-Shinobi nigdy nie śpi-odpowiedział puszczając mój nadgarstek.
-Przepraszam...-powiedziałam spuszczając wzrok.-Ale na prawdę chciałam się dowiedzieć co to za książka.
-W porządku, ale więcej tego nie rób...-mężczyzna ponownie oparł się o drzewo i zamknął oczy.

Zaczęło mi się nudzić. Kakashi milczał, udając że śpi, dzieciaki wciąż męczyły się z drzewem... postanowiłam przejść się po okolicy. Za cel obrałam sobie ten dziwny, rzeźbiony kamień.
Dotarłam do niego po niecałych pięciu minutach i uważnie mu się przyjrzałam. Były na nim wypisane imiona... bardzo dużo imion.
"Akihisa Torisei, Miiko Abukara,Saeko Chino, Tokaji Hiroyuki, Ogai Fukuoka, Ryoko Lseki..."
Na kamieniu było naprawdę mnóstwo imion. Było ich tak wiele, że w końcu poddałam się i przestałam czytać.
-Musieli być ważnymi ludźmi...-powiedziałam cicho.
-Tak... to byli wspaniali ludzie i wielcy bohaterowie...
Dreszcz przebiegł mi po plecach. Za mną stał Kakashi. Jak on to robi? Zawsze pojawia się tak cicho i niespodziewanie.
-Są tu imiona moich najbliższych przyjaciół-kontynuował mężczyzna.-Byli najlepszymi ludźmi jakich kiedykolwiek poznałem...
-Byli?-zapytałam nieśmiało.
-Oni wszyscy... ZWB.
ZWB. Zginęli w boju. Nie wiedziałam co powiedzieć udało mi się tylko wydusić:
-Na pewno zasłużyli sobie na taka pamięć.
Kakashi nie odpowiedział. Stał ze spuszczoną głową i zamkniętymi oczami. Położyłam mu dłoń na ramieniu. Staliśmy tak dobrą chwilę, gdy z zadumy wyrwał nas głośny wrzask. Odwróciliśmy się jak na gwizdek i zobaczyliśmy Sakurę siedzącą na jednej z najwyżej położonych gałęzi na drzewie. Wykrzykiwała coś, ale nie mam pojęcia co, bo staliśmy za daleko.
-Z kim ja muszę pracować...-spojrzałam na Kakashiego. Jego wyraz twarzy był po prostu bezcenny.
-A kim MY musimy pracować-poprawiłam go.-Teraz tak łatwo się mnie nie pozbędziesz! A teraz chodźmy do tej fiksatki zanim cała wioska ogłuchnie.
Chwilę potem staliśmy już pod drzewem, na którym wciąż siedziała szczęśliwa Sakura. Pod drzewem stali natomiast Naruto i Sasuke i o ile ten pierwszy patrzył na dziewczynę z podziwem i cieszył się razem z nią to ten drugi stał wściekły i mamrotał coś pod nosem. Podeszłam do niego i zapytałam:
-Coś się stało? O co chodzi?
-Nie wierzę, że ktoś taki jak ONA mógł tak łatwo tam wejść!
-Sądzisz, że jesteś od nich lepszy?-zapytałam poważnym, stanowczym głosem.-Że są do niczego? W takim razie jak wytłumaczysz to!-tutaj wskazałam za Sakurę, która własnie zeskakiwała z drzewa.-Arogant! Dobrze ci radzę przestań tak traktować ludzi, póki nie jest za późno.-po tych słowach odwróciłam się i poszłam pogratulować Sakurze.
Po skończonym treningu Naruto zaproponował, abyśmy wszyscy razem poszli na ramen. Wszyscy stwierdziliśmy, że to świetny pomysł. Wszyscy z wyjątkiem Sasuke. Chłopak stwierdził, że nie ma czasu i poszedł w swoją stronę.

Komentarze sameQuizy: 0 Najnowsze