Byłem dzisiaj z mamą na wystawie o Janie Matejko. Regularnie podejmuje próby namówienia mnie na tego typu wyjścia i tym razem wyjątkowo się zgodziłem. W każdym razie w muzeum był taki drogi ponóć przewodnik. W pewnym momencie chciałem go trochę posluchać tak "na Janusza" o interesującym mnie obrazie. Więc gdy wykładał przed wycieczką o "Przyjęciu Żydów do Polski", ja stanąłem obok udawając że przyglądam się "Hołdowi carów Szujskich" i słuchalem. Nie rozwodził się nad tym akurat obrazem długo i nie powiedział nic co mnie zainteresowało. Powiedział jednak coś o jakimś "królu Wladysławie Hermanie". Nie, że coś, ale Władysław Herman nie był królem, tylko księciem. Pewnie zwyczajnie się przejęzyczył, ale i tak rozbawiło mnie to że w pierwszym zdaniu, jakie od niego słyszę już gada głupotę.
Taka więc dykteryjka pozbawiona w zasadzie sensu.