Na 100 obs rzucam w mojego "nauczyciela" fizyki tablicą
Prosz, on mnie tak w***wia. Każe nam zakuwać różne niepotrzebne metody np. na zamienianie km/h na m/s, jak można zrobić to o wiele łatwiej, ale on za to punktów nie będzie dawał. Aha, no i odejmuje punkty za poprawne odpowiedzi. Przykład? Proszę bardzo:
Na ostatniej kartkówce z ruchu jednostajnego prostoliniowego było zadanie w którym był wykres przedstawiający zależność przebytej drogi od czasu w jakimś tam ruchu jakiegoś tam ciała. I stało pytanie: "jakim ruchem poruszało się ciało?". Z wykresu można było wywnioskować, że poruszało się na pewno ruchem jednostajnym. Czyli odpowiedź "jednostajnym" była poprawną? No, według mojego "nauczyciela" nie. Czemu? Bo poprawna jest niby odpowiedź "jednostajnym prostoliniowym". Czemu prostoliniowym? Z wykresu nie da się wywnioskować, czy ciało poruszało się po prostej. Nie znamy toru po którym odbywał się ruch. Gdy zwróciłem mu na to uwagę, odpowiedział: "ale kartkówka jest z ruchu jednostajnego prostoliniowego, a ruchu krzywoliniowego nie omawialiśmy jeszcze". Czyli podsumowując: nie możemy udzielić prawidłowej odpowiedzi, bo odejmie na pół punkta, tylko musimy domyślić się o co panu chodzi i udzielić błędnej, za którą z kolei dostaniemy cały punkt.
Noż kur, ale, że nauczyciel odejmujący punkty za poprawne odpowiedzi bez żadnego sensownego wytłumaczenia? Serio?
Naprawdę, cała klasa jest zniechęcona przez niego do fizyki (inna sprawa, że większość i tak była niechętna już na start), a z wszystkimi poprzednimi klasami które uczył podejrzewam, że było podobnie. I jeszcze bezczelnie twierdzi, że nie każe nam wkuwać, bo niby jakiś typ z klasy a napisał definicję własnymi słowami i mu zaliczył. A mnie brakowało jednego słowa i już pół punkta leci, bo niby definicja niepełna. Ja tu nie widzę innej drogi niż wkuwanie słowo po słowie definicji z podręcznika, bo nie wiem jakie on tam se słowa uzna za kluczowe. Bo np. to słowo którefo mi brakowało to było "każdej". Ono tylko podkreślało sens zdania, bez niego każdy by zrozumiał o co chodzi. A później narzeka, że jesteśmy, leniwą i tępą klasą, najgorszą z siódmych i nikt z nas nie wykonał eksperymentu na dodatkową ocenę.
Mam pytanie: kto mu pozwolił narzekać na to że klasa nie robi zadań dodatkowych, jak on nie potrafi się nawet prawidłowo uporać z zadaniem z siódmej klasy, zgaduję, że według podstawy programowej na poziomie oceny dostatecznej, w dodatku będącym na kartkówce którą sam ułożył?
Okej, mógłbym pisać jeszcze dłużej, ale zanudziłbym was bardziej niż ten "nauczyciel" mnie na lekcji.
Trzymajcie się, mam nadzieję, że macie lepszą kadrę nauczycielską