Przy pomocy wpisów możesz zadać autorowi pytanie, pochwalić go, poprosić o pomoc, a
przede wszystkim utrzymywać z nimi bliższy kontakt. Pamiętaj o zachowaniu kultury,
jesteś gościem :) *Jeśli chcesz odpisać konkretnej osobie, użyj funkcji
" Odpowiedz" - osoba ta dostanie powiadomienie*
×
auroraborealis
AUTOR•szczerze mówiąc z jakiegoś powodu ostatnio wracam do tworzenia i do takich "swoich" rzeczy, ktorych nikt mi nigdy nie narzucił, a które zdecydowałam się robić z własnej woli, sama.
brakowało mi tego.
tzn. najbardziej brakuje mi czasu na rozwijanie tych wszystkich zainteresowań i rzeczy, na które 2 lata temu miałam nielimitowany czas, ale sam fakt, że muszę robić coś innego z jakiegoś powodu mnie irytuje.
ostatnio natknęłam się gdzieś na jakiś stary obraz, chyba jeden z pierwszych jaki w ogóle namalowałam akrylami, i doszłam do wniosku, że w sumie jest jednym z ładniejszych, a i ja pamiętam jak świetnie się bawiłam tworząc go. ogólnie potrzebuję tworzyć. nie odtwarzać schematy, czy powielać to, co robi ktoś inny, najlepiej dla pieniędzy, tylko po prostu tworzyć coś swojego, dla siebie, w dużych ilościach.
innym razem, porządkując, akurat przestawiałam gitarę i spadła mi XDD
ale niesamowite jest to, jak bardzo brakowało mi dźwięku rozstrojonej gitary (a może to było strojenie drop-d, kij tam wie co ja ostatnin razem z tą gitarą robiłam XD), i jak dużo czasu spędziłam w zeszłym roku zawalając naukę do matur i grając sobie jakieś losowe akordy. nie mogę powiedzieć, że umiem grać, bo tak ogólnie ogarniam może podstawy, ale tutaj znowu tworzę, nawet jeśli nie jestem wirtuozem. gram jakieś losowe dźwięki, aż natrafię na coś ciekawego, co w innej rzeczywistości mogłoby być piosenką, albo po prostu gram to co znam :D
w ogóle tworzenie (i zainteresowania w każdej postaci) mają w sobie coś terapeutycznego i tata zawsze śmieje się ze mnie, że jak się zabiorę za jakieś szydełkowanie czy malowanie, to robię to całymi dniami. ale de facto to bardzo pochłaniające zajęcia i nie mogę tak sobie przysiąść w ciągu dnia i robić to przez pół godziny, a później nagle przestać. chciałabym móc całymi dniami siedzieć i robić jakieś mało znaczące rzeczy, które nie zmienią niczyjego życia, chyba że moje. nie mam potrzeby bycia przydatną społecznie, nie mam też potrzeby bycia człowiekiem sukcesu. już nie. to chyba kluczowe w tym wszystkim.
swoją drogą, niesamowite jest to, jak bardzo nie utożsamiam się ze swoim wiekiem, już na tym etapie. za kilka miesięcy będę obywatelką tego świata przez dwie dekady, co oznacza, że nie będę już nastolatką i oficjalnie zakończy się moja golden era. don't get me wrong, nie uważam, że później czlowiek się jakoś drastycznie starzeje – po prostu lata nastoletnie z założenia w mojej głowie miały się nigdy nie kończyć, tak samo jak matura miała być takim big long kiedys. a tymczasem jestem juz po, czuje sie troche jak weteran tego swiata i nie wiem jaki jest mój problem z odbiorem rzeczywistości, ale jakiś ewidentnie jest, bo jednocześnie mam wrażenie, że nadal mam lat 16 i szukam czegoś, czym mogłabym się zająć poza liceum. czas okrutnie szybko leci i chyba dopiero teraz zaczynam rozumieć, jakim drobnym ułamkiem jest życie człowieka w obliczu całego świata i całej historii ludzkości i jak nieznaczące a jednocześnie znaczące jest to wszystko, co dzieje się wokół. bo dla jednej osoby coś może być super ważne, ale jak popatrzy się na to w kontekście całego świata, nagle przestaje być ważne w ogóle (nie mam pojecia czy to co tu wypisuje ma sens, ale nadal zastanawiam się nad sensem zycia, tak w skrócie)
nie mam pojęcia, co jeszcze mogę dodać. może kiedyś zacznę wreszcie pisać jakieś wpisy, które kleją się merytorycznie i nie są zlepkiem losowych myśli, które postanowiłam opublikować akurat w nocy. nie wiem też jak będzie z moją aktywnością tutaj, bo listopad zapowiada się dość ciężko pod względem ilości czasu, no i jeszcze przydałoby się przypomnieć sobie wszystkie zasady ruchu drogowego, żeby następnym razem zdać ten egzamin, a nie potknąć się na jakiejś nieznaczącej rzeczy.
auroraborealis
• AUTOR@RunWildRunFree dosłownie tak jest i z moim okrutnie wolnym tempem przetwarzania sytuacji życiowych, nie nadążam.
właśnie ostatnio zaczęłam myśleć poważnie nad stworzeniem czegoś, co by mnie przeżyło (nie wiem czy mogłaby być to książka, ale ogólnie jakaś twórczość, może właśnie malarstwo, może bardzo amatorska muzyka), tak jak albumy przeżywają zmarłych dawno wykonawców i ci wykonawcy nawet nie żyjąc są w stanie zdobywać nowych słuchaczy, nie wspominając o tym, jak piękne jest to, że możemy oglądać nagrania z tymi nieżyjącymi dzisiaj ludźmi w czasach ich świetności. więc cokolwiek nie postanowisz, jakakolwiek twórczość zawsze tu zostanie, nawet jeśli będzie niszowa, tym samym może warto.
naprawdę dziękuję za te miłe słowa, format zostanie jaki jest, bo nie mam innego pomysłu na prowadzenie tego konta hahah <3
80Ramone
@auroraborealis podziwiam za czytanie, ja już tak przysypiam, że tylko rysować
Oo, i bardzo dobrze :D ważne, że jakkolwiek działa
Jeszcze będzie🔥🔥
auroraborealis
AUTOR•ostatnimi czasy mam wrażenie, że stałam się monotematyczna, albo nawet gorzej, bo pewne wpisy, dodawane tu niedawno, w moich oczach nawet nie posiadały jakiejś konkretnej tematyki, nie poruszały żadnego konkretnego problemu, po prostu były.
ale szczerze mówiąc, już dłuższy czas temu doszłam do wniosku, że posiadanie konta na tej stronie to trochę moja osobista terapia, nawet jeśli mam komu się wygadać irl i nawet jeśli shitpostuję. no bo wpisy na tej stronie mają swój osobisty vibe i z jakiegoś powodu pisanie ich jest przyjemne, nawet jeśli nikt ich nie przeczyta, albo zrobią to 2-3 osoby. po prostu sentyment trzyma tą moją potrzebę napisania czegoś tutaj od czasu do czasu, a ja nie protestuję.
otóż muszę się podzielić tym, że ostatnio u mnie zaskakująco dobrze, a porównując z zeszłym rokiem, nawet bardzo dobrze. nie mogę powiedzieć, żeby moja motywacja do wszystkiego wróciła do takiego poziomu jak kiedyś, bo tak nie jest i wydaje mi się, że już nigdy nie będzie. pewne sytuacje zmieniły mnie do tego stopnia, że już raczej nigdy nie będę huraoptymisyką, moje różowe okulary wyblakły i zostało mi bycie realistką. staram się nie przebodźcować, więc nie ekscytuję się za bardzo jeśli nie ma czym, do tego bardzo oszczędzam optymizm i wolę zobaczyć, co będzie dalej i ocenić sytuację po fakcie, bo przejechałam się za dużo razy wyciągając zbyt pochopnr wnioski. wydaje mi się, że to już nie kwestia jakichś moich wewnętrznych problemów, a po prostu dorosłam.
mimo, że wiele rzeczy mi przeszkadza, wydaje mi się, że warto żyć dla tych drobnych czy większych zmian, cięższych momentów w życiu, własnych zainteresowań, czy czegokolwiek, co przynosi radość. wszyscy "specjaliści" mówią, że trzeba znaleźć jakiś cel w tym wszystkim, coś co nas napędza. nie wydaje mi się, żeby to była do końca prawda. tzn. na pewno z celem jest łatwiej, ale prawdziwa sztuka to nauczyć się żyć bez niego. żyć po prostu i nie mieć wyrzutów sumienia, że się żyje.
system edukacji i presja społeczna indoktrynują nas od małego, wciskając, że trzeba znaleźć ten przeklęty cel i "być kimś". celem nie mogą być spacery, czy czytanie książek, albo słuchanie muzyki, bo to byłoby zbyt płytkie, w ten sposób nie robi się przecież kariery, nie jest się pożytecznym dla ogółu i nie zarabia. ale co jeśli to jest właśnie ten prawdziwy cel? żeby być zwyczajnie szczęśliwym człowiekiem? albo względnie szczęśliwym?
nie wiem, ale wydaje mi się, że może tak być.
kiedy byłam młodsza i zaczęłam operować własnymi pieniędzmi, myślałam, że można się uszczęśliwiać kupowaniem rzeczy. i owszem, można. ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że już wszystko mam i nie ma takiej rzeczy, którą mogłabym zapełnić lukę. a luką było po prostu polubienie przebywania we własnym towarzystwie. brak jakiegoś wiszącego celu i perspektyw, albo moich niewykorzystanych "talentów", które przecież trzeba wykorzystać, bo jest ileśtam osób na moje stanowisko domniemanej pracy.
mam to gdzieś. pod koniec sierpnia pisałam, że dobija mnie to, że nie wiem nic. dzisiaj wydaje mi się, że to dobrze, bo dzięki temu szukam. czy gdybym poszła bezmyślnie na jakiś kierunek studiów, który nie do końca współgra z moimi zainteresowaniami, szukałabym dalej? pewnie nie.
obudziłabym się za kilka lat, mając tytuł magistra i zero pojęcia o tym, co lubię robić, a także zero czasu na pasje.
nie mogę powiedzieć, żebym była mistrzynią w rozwijaniu swoich zainteresowań, bo ostatnio czasu mam mniej niż chęci (o dziwo) i muszę priorytetować pewne rzeczy kosztem innych. ale staram się i wiem na pewno, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się pójść standardową ścieżką studia —> kariera, zrobię wszystko, żeby móc rozwijać to, na co mam ochotę. żeby móc nadal być sobą i nie zaniedbać zainteresowań.
jeżeli więc okaże się, że nie wybiorę w przyszłym roku żadnego kierunku, albo wybór będzie taki sam jak kilka miesięcy temu, pójdę swoją drogą. jakąkolwiek, byle była moja własna.
nie sądzę, żebym kilka miesięcy temu myślała to samo, bo byłam w zupełnie innym miejscu, ale cieszę się, że doszłam do takich wniosków.
nie czuję tych wystrzałów endorfin myśląc o tym, czym mogłabym się zajmować w przyszłości bez studiów, albo wykorzystując jakieś swoje artystyczne umiejętności, ale nie czuję też jakiegoś wstrętu. tylko spokój.
ostatnimi czasy poza pracą zajmuję się porządkowaniem całego życia, żeby wszystko się jako tako trzymało. idzie mi to nienajgorzej i w takich momentach cieszę się, że mam gdzieśtam na to czas.
poza tym wracam do regularności w pewnych rzeczach, znowu gotuję sama (jak najdalej od kupnego gowna), jeszcze tylko jakaś aktywność fizyczna i będzie bingo. i chociaż nie jestem mistrzynią produktywności, tracę czas na gapienie się w ścianę albo myślenie o kwestiach, które nie przybliżą mnie nigdy do wielkiej kariery czy bogactwa, jest mi całkiem dobrze i czuję się dość stabilnie. i co najlepsze, gdyby teraz wszystko okazało się niewypałem, nie skończyłoby się to załamaniem nerwowym ani półtorarocznym spadkiem wszelkiej motywacji. stwierdziłabym, że w sumie spoko i poszła dalej.
dziękuję za przybycie na mojego tedtalka.
RunWildRunFree
Chciałabym zaznaczyć że z wpisu z którym jak zwykle mogę się utożsamić (jak ty to robisz kobieto) trafia do mnie ten akapit:
„system edukacji i presja społeczna indoktrynują nas od małego, wciskając, że trzeba znaleźć ten przeklęty cel i "być kimś". celem nie mogą być spacery, czy czytanie książek, albo słuchanie muzyki, bo to byłoby zbyt płytkie, w ten sposób nie robi się przecież kariery, nie jest się pożytecznym dla ogółu i nie zarabia. ale co jeśli to jest właśnie ten prawdziwy cel? żeby być zwyczajnie szczęśliwym człowiekiem? albo względnie szczęśliwym?
nie wiem, ale wydaje mi się, że może tak być.”
kiedy ktoś ubiera twoje myśli w słowa i nadchodzi to takie dziwne uczucie… dziękuję że napisałaś coś czego ja nie potrafiłam
auroraborealis
• AUTOR@RunWildRunFree ja po prostu piszę co myślę, niemniej jednak bardzo się cieszę, że to do Ciebie trafia i że możesz się z tym utożsamić <3