Dżem dobry. I'm back.

Wróciłam se z obozu jeździeckiego i mam słodko-gorzkie opowieści.

🌾 Było całkiem całkiem. Konie są fajne i okazało się, że alergii nie mam tak dużej. Jedyne co to wychodziła mi wysypka, ale do przeżycia, poza tym jazda to fajny sport. Polubiłam konie, fajne zwierzęta, wymagają trochę wyczucia, ale też wiele wybaczają i nie są strasznie skomplikowane. Kłusa ani anglezowania dalej nie umiem, ale dawałam radę sobie jeździć sama stępem. So… Git majonez.

🌾 Ludzie byli znośni, choć przekonałam się, że nienawidzę dzieci. Nie znoszę ich. W każdym wydaniu, a średnia wieku na tym obozie to było 10-12 lat, bo to Wiek, w którym ludzie odkrywają koniarstwo. Te małe potwory za mną chodziły, potem zaczęły chodzić za koleżanką, brały nasze rzeczy, a potem cały czas oblegały koleżankę, biorąc ją sobie na własność ;-; No ale te 2 jedyne starsze dziewczyny były ok.

🌾 Nienawidzę kogutów. Punkt 4:30 jeden z wybiegu koło mojego domku niszczył mi sen.

🌾 W sumie to tyle. Mogłabym jeszcze ponarzekać na brak moich umiejętności społecznych, ale zakończę to wywodem "Czemu internet musi ożywać, gdy ja akurat wyjeżdżam tam gdzie nie ma telefonu?!"

🌾 No a z innych pozytywnych rzeczy to widziałam furczaka gołąbka z bliska. Bardzo bliska. Mogę płakać z radości 😭💙🧡

A tu widzimy moją postać, Michelle, w naturalnym środowisku jakim jest ogarnięty apokalipsą Nowy York, uderzającą napastnika krzesłem.

Tak zrobiłam ten wpis tylko by pochwalić się rysunkiem XD A co u was?