Dobra guys, to już jest szczyt mojej paranoi.
Pisałam se dziś kartkówkę z chemii, a konkretniej z gęstości, masy i objętości. Te takie podstawy. Wszystko pięknie, aż okazało się, że muszę podzielić 16,54 na 3,37. Kurde no, trochę lol. Jak ja mam to niby podzielić. Mówię babce, że no przecież ja tego nie podzielę, no bo, no ehh. Wkurzyło mnie to, a jak ja się wkurzam to..no..poryczałam się. Tak, poryczałam się, bo nie potrafiłam zrobić działania. Babka mnie próbuje uspokoić, coś tam gada że to nie matma i że nie wynik jest najważniejszy, ale to chyba nawet nie o to chodziło. Japierdziele, później mnie chwilę w klasie zatrzymała i (wgl to postanowiłam, że po prostu to oszacuję) napisałam, że wynik to 5 g/cm³ i pomyliłam się tylko o 0,1, bo wynik był 4,9. Ja…no nie mam słów do siebie. To przez te moje ambicje no. Masakra. No i jestem tym typem osoby, co totalnie nie potrafi pocieszać, ani sama pocieszają być nie lubi, a najlepiej, jak nikt do mnie nie gada. No i przychodzi moja bestie i mnie pocieszać zaczyna, mi się robi mega głupio, bo za chwilę podchodzi jeszcze jedna, której obawiałam się najbardziej. Wiecie, jej mama jest przedszkolanką, ona sama dużo w tym przedszkolu siedzi, więc myślę, że możecie się domyślać. Mimo wszystko doceniam no, bo to nie z nimi jest coś nie tak, tylko ze mną. Dzięki Bogu, że mnie pani z historii nie zobaczyła.