
Otworzył go dopiero trzeciej nocy. Z latarką, szkicownikiem i świecą – choć sam nie wiedział po co.
– Chciałem cię pocałować, odkąd weszłaś do tej kawiarni – powiedział, cicho, jakby bał się, że coś się złamie.
– Nigdy nie przestałem. Przestałem tylko mieć do ciebie dostęp.
I wtedy, z mgły, wynurzył się dźwięk silnika. Cichy, znajomy. Mała łódź podpłynęła wolno, zbyt pewnie, żeby był to przypadek.
June tylko spojrzała na nią i powiedziała: — Chcesz herbaty? Czy kawy na złamane serce?
— Może nie widzę w tobie potwora — odpowiedziała cicho. — Może widzę kogoś, kto też się boi.





















chanelore