Któremu z Huncwotów skradniesz serce?


Zaznacz poprawną odpowiedź, aby przejść do następnego pytania.
Zauważyłeś literówkę lub błąd? Napisz do nas.

Komentarze sameQuizy: 198

.destiny

.destiny

James

Odpowiedz
1
Iva14

Iva14

WOW!!! Jestem pod MEGA wrażeniem!

Odpowiedz
1
shipuje_drarry_slytherin

shipuje_drarry_slytherin

Remus
Kolejny Quiz I znowu Remus ja go uwielbiam

On jest bardziej przystojny niż Syriusz (bez urazy Syriusz )

Odpowiedz
1
Uru9

Uru9

Remus
Zawsze o tym marzyłam

Odpowiedz
1
gaciemalfoya

gaciemalfoya

James XD piękne i zarazem cudowne

Odpowiedz
1
-Lottie-

-Lottie-

Wspaniały quiz!

Odpowiedz
1
TheGoldenTrio

TheGoldenTrio

Przepiękne opisy, naprawdę! Cudowny quiz!!

Odpowiedz
1
Suzanne3200815

Suzanne3200815

Sprawdziłam wszystkie odpowiedzi, szczerze mówiąc.
Świetnie piszesz i w ogóle super quiz.
Miłego dnia!!!

Odpowiedz
1
hanuss13

hanuss13

[T.I.]… Kocham cię…
– Możemy porozmawiać? – po zajęciach złapał mnie Remus. Nie ukrywam, nie spodziewałam się, że akurat TEN chłopak będzie chciał ze mną porozmawiać. – Jasne – dukam speszona. Odeszliśmy kawałek od głównego korytarza, żeby zyskać trochę prywatności. – Jest coś, o czym chcę ci od jakiegoś czasu powiedzieć… – zaczyna niepewnie. Zarówno dla niego, jak i dla mnie, jest to krępująca rozmowa. – Lubię cię, [T.I.]. Nawet bardzo lubię. I… Od jakiegoś czasu to dla mnie więcej niż przyjaźń… – rumieni się na tę aluzję. Nie wiem, co mu odpowiedzieć. Nie mogę uwierzyć, że chłopak, który od dłuższego czasu zajmuje moje myśli, właśnie prosi, bym została jego dziewczyną. – Kocham cię, [T.I.]. Czy ty mnie kochasz? – zdaje mi się, że prawie ważące tonę pytanie, zawisa nas nami ciężko, dusząc nas oboje. – Trwa wojna… Codziennie możemy zginąć, to nie jest czas na miłość – trudno mi wypowiedzieć te słowa, ale to właśnie myślę. To niebezpieczne, zbyt ryzykowne. Żadne z nas nie powstrzyma się od bezpośredniej walki. Co, jeśli któremuś z nas coś się stanie, właśnie przez tę drugą osobę? – Skoro codziennie możemy zginąć, to dlaczego mamy czekać z miłością? – zaskoczył mnie tym kłopotliwym pytaniem. Jedynie otworzyłam usta, by coś odpowiedzieć, lecz on momentalnie zajął je swoimi wargami. Nie spodziewałam się po nim takiej wylewności. Jest namiętny, nieco agresywny, ale nie sprawia mi bólu. Czuję jego pasję, jaką w to wkłada, wszelkie uczucia od niecierpliwości, wrażliwość, niepewność… Miłość. Nagle przestaje. – Przepraszam, nie powinienem… – znowu nie mogę odpowiedzieć. Odwraca się zmieszany i odchodzi w przeciwnym kierunku. Próbuję złapać go za rękę, ale nie jestem wystarczająco szybka. Staram się go dogonić. Wołam go kilkakrotnie, lecz on mnie ignoruje. Zawiedziona wracam do dormitorium. Nie mówię przyjaciółkom o całym zajściu. One widzą, że coś się wydarzyło, ale są na tyle inteligentne, że nie zadręczają mnie pytaniami. Niespokojnie zasypiam, popłakując cicho w poduszkę.
***
Nastał kolejny dzień. Niedokończone, niepełne wyznanie z wczoraj nie daje mi spokoju. Przyznaję, czuję coś do Remusa, ale boję się go stracić. To niebezpieczne czasy. Co jeśli będzie cierpiał przeze mnie? Z drugiej strony, Lunatyk ma rację – "Skoro codziennie możemy zginąć, to dlaczego mamy czekać z miłością?”. Nie mogę się z nim nie zgodzić. – [T.I.] idziesz na śniadanie? – przyjaciółka wyrywa mnie nieśmiało z zamyślenia. – Tak, zaraz do was dołączę – odpowiadam rozbita. Ta tylko kiwa głową z lekkim uśmiechem, chcąc zapewne dodać mi tym otuchy. Ostatni raz spoglądam w lustro, by sprawdzić jak wyglądam. Może i mam nieco opuchnięte od płaczu oczy, ale to dodało mi pewności siebie, które teraz bardzo mi się przyda. Opuszczam bezpieczne dormitorium i zmierzam do Wielkiej Sali. Od wejścia szukam wzrokiem Remusa, by móc z nim porozmawiać. Zauważam go w końcu w towarzystwie Blacka, Pottera i nieodłącznego Pettigrew. Pierwszy z nich zauważa mnie i szybko szturcha Lupina. Ten na początku nie rozumie ostrzeżenia przyjaciela. Widzę, jak nerwowo oblizuje usta, gdy już mnie zauważa. Zaciska niepewnie wargi, nie wie, jak zareaguję. Biorę głęboki oddech i ruszam przed siebie. – [T.I.], przepraszam za wczoraj… – wysoki chłopak podchodzi do mnie zmieszany i zaczyna plątać się we własnych wyjaśnieniach. Nie pozwalam mu dłużej bredzić, tylko przysuwam się jak najbliżej, staję na palcach i całuję go namiętnie. W pierwszej chwili Remus nie wie, co ze sobą zrobić. Niepewnie obejmuje mnie w talii, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę. Potem nie może się już powstrzymać – jego dłonie błądzą po plecach, kreślą wzory przyprawiające mnie o dreszcze. Bez wysiłku podnosi mnie, by za chwilę posadzić sobie na kolanach. – Fuj! Znajdźcie sobie pokój! – Syriusz, udając obrzydzonego, rzuca w nas płatkami śniadaniowymi. – Zamknij się, Black! – Dorcas oddaje mu tym samym. "Ci nigdy nie przestaną się kłócić” wzdycham w myślach. – Dlaczego? – szatyn pyta się zaciekawiony, oplatając sobie wokół palca kosmyk moich włosów. – "Skoro codziennie możemy zginąć, to dlaczego mamy czekać z miłością?” – cytuję jego wczorajszy, przekonywujący argument. – Masz rację – uśmiecha się szeroko. – Ty miałeś rację – czuję, że zaraz eksploduję z radości. – Kocham cię, [T.I.] – przytula mnie mocno do piersi, bym mogła wyraźnie usłyszeć bicie jego serca. – Ono bije dla ciebie. – Kocham cię, Remus – gładzę go delikatnie po policzku, po czym daję wyraz mojej miłości, rozpoczynając długi, pełen pasji pocałunek.

Odpowiedz
3
Optimisst

Optimisst

Wszystko dla ciebie, [T.I.]
Siedzę niecierpliwie na trybunach, czekając na rozpoczęcie meczu. Zawodnicy Gryffindoru wchodzą na boisko, a ja nieświadomie wypatruję Jamesa. Zauważył mnie. Chcąc to podkreślić zasalutował do mnie, szczerząc się szeroko. Czuję, jak się rumienię. – Kafel w górę… Ruszyli! – ścigający zdają się plątać między sobą, pałkarze nieustannie młócą powietrze, usiłując przeszkodzić zawodnikom. Potter zwinnie wymija resztę zawodników, zabójcze tłuczki, by znaleźć Złoty Znicz. Nigdzie jej nie ma. Sama rozglądam się nerwowo – Gryffindor musi zwyciężyć z niewielką przewagą, by zdobyć Puchar Quidditcha. – Gryfoni prowadzą 20 do zera! – komentator krzyczy po drugim golu ścigających. Większość trybun wznosi radosne okrzyki. James ciągle nie może namierzyć Znicza. Przez chwilę zdaje mi się, że drugi szukający coś zauważył, bo nagle zanurkował ostro. Serce przestaje mi już bić. – Wygląda na to, że Warren mógł mieć bliskie spotkanie z tłuczkiem! Ocalił go tylko refleks! – komentator relacjonuje bieżące wydarzenia. Kamień spadł mi z serca. – Dalej, James – dopinguję chłopaka w nadziei, że to jakoś pomoże. Mała, brzęcząc piłeczka przelatuje w mgnieniu oka obok mnie. – James! James, tam! Znicz! – wskazuję palcem w kierunki najmniejszej z piłek. – Potter przyspiesza! Komentator krzyczy, a za nim większość kibiców. Drugi szukający momentalnie idzie w jego ślady. Przez chwilę lecą łeb w łeb. Nagle miotła Jamesa zahacza o ziemię, a on koziołkuje kilka razy, po czym ląduje nieruchomo na ziemi. Słyszę gwizdek, który przerywa grę. – James Potter złapał Znicz! Gryffindor wygrał! – tłumy skandują imię chłopaka, a ja lecę przez całe boisko, by sprawdzić w jakim jest stanie. Z trudem udaje mi się przepchać pośród tłumu fanek. Dziewczyny patrzą na mnie pretensjonalnie, a kiedy rozpoznają we mnie przyjaciółkę ich obiektu westchnień, mają ochotę mnie zabić na miejscu. – James! Jak się czujesz? – siadam obok niego na ziemi. Powoli otwiera oczy i mruga kilkakrotnie. – [T.N.]? – Nie poznajesz mnie. – Ciebie zawsze rozpoznam – robi mi się przyjemnie ciepło na te słowa. – Ale i tak mocno oberwałem w głowę – stara się podnieść na przedramionach, jednak nie ma siły. – To znaczy, że będzie jeszcze bardziej nie do zniesienia – Syriusz wtrąca się ze swoim humorem. – I kto to mówi? – odparowuję za James’a. – Dziękuję, [T.I.]… – "Momencik, czy on właśnie zwrócił się do mnie po imieniu?” nigdy wcześniej tak nie mówił. Na pewno nie do mnie. – Co, [T.I.]? – chłopak zauważył moje zdziwienie. – Nigdy wcześniej nie mówiłeś do mnie po imieniu… – oczekuję jakiejś odpowiedzi. Ewidentnie się tego nie spodziewał. Jestem pewna, że Black zaklął cicho pod nosem. – Tak jakoś… – To pewnie przez to uderzenie w głowę – Remus stara się wytłumaczyć przyjaciela. – Nie, żeby dużo mogło mu się tam popsuć, ale cokolwiek tam było teraz jest mocno nadwyrężone – Syriusz zreflektował się ponownie śmiejąc się z szukającego. Coś nie chce mi się w to wierzyć. – Powinniśmy chyba go zabrać do Skrzydła Szpitalnego – Lupin przerywa krótką ciszę. – Tak, będziecie musieli mnie zanieść. Jakby nie patrzeć, poświęciłem się dla was. – Nie mów, że ci się to nie podobało – droczę się z nim. – Nie zaprzeczę. To wszystko dla ciebie – uśmiecha się szeroko, lecz nie głupkowato, jak to ma w zwyczaju. To zbija mnie z tropu. "Czy to możliwe… ?” daję sobie szansę. – Boli cię gdzieś? – pytam z troską, na co chłopak wskazuje tył głowy. Powoli nachylam się nad nim, po czym całuję wskazane miejsce. James zdaje się zaraz eksplodować z radości, Syriusz ledwo co powstrzymuje się od śmiechu, a Remus ma minę, jakby chciał powiedzieć "Teraz to się zacznie”. – I tu – chłopak, wskazując zaczerwieniony policzek, sprawdza, jak daleko może się posunąć. Powtarzam czynność. – Gdzieś jeszcze? – pytam się zalotnie. – Tu… – wskazuje na rozciętą wargę. Przez chwilę nie reaguję, co wprowadza niepokój na twarz "przyjaciela”. Po chwili nasze usta się stykają, zapadają się w siebie nawzajem, rozkoszujemy się ich bliskością, wilgocią, pulsowaniem, smakiem.

Cudo!

Odpowiedz
4

Nowe

Popularne

Kategorie

Powiadomienia

Więcej