Mam od niedawna nowy tekst shitpostowy:

a ja myślałem że lecisz helikopterem. Jakbyś nie doprecyzował że lecisz samolotem, to bym nie wiedział że lecisz samolotem, tylko bym myślał że lecisz helikopterem.

No bo jak ktoś mówi że leci, to przecież nie wiadomo czym. A ja już w głowie miałem ten obrazek — ty w hełmie pilota, śmigła wirują, ziemia maleje, a ty z kokpitu machasz jak generał. A tu się okazuje, że nie, żadnych śmigieł, żadnych „wrrr-wrrr”, tylko zwykły samolot, taki z plastikowym oknem i sokiem pomidorowym w cenie biletu. No powiedz sam — rozczarowanie.

I teraz co, mam nagle zmieniać całą narrację w mojej głowie? Wyrzucać ten helikopter z wyobraźni, zastępować go jakimś Boeingiem? To już wolę myśleć, że to był helikoplan kosmiczny, bo przynajmniej brzmi jak coś, czym warto lecieć. Ale nie — ty lecisz samolotem. No świetnie. Normalnie cała magia prysła.