Ja już po jeździe 💖 Ogólnie przyjechałam 25 minut wcześniej, żeby poznać stajnię, ludzi, dopasować kask i ewentualnie pomóc przy siodłaniu. Już na pierwszej lekcji u nich poznaje się kłus i galop w terenie. Żeby nie było, wszystko odbywa się na lonży z instruktorami. Więc wyjechaliśmy w teren, najpierw stępowaliśmy przez łąkę, a później wjechaliśmy do lasu. Anglezować już się uczyłam, więc kłus „nie zrobił na mnie wrażenia”. Później pan się zatrzymał i powiedział że będzie galop. Wyjaśnił co musiał, a resztę to albo sama odkryłam, albo już wiedziałam. Gdyby nie to, że Brenda miała dziś humorki i z galopu czasen schodziła do kłusa, to powiem wam, że galop jest całkiem wygodny. Co prawda kilka razy oberwałam krzaczkiem, ale i tak jazda wszystko rekompensowała. No i poznałam fajną dziewczynę, z którą też jadę za tydzień. Czy to dobrze że już na pierwszej jeździe poznajemy galop to nie wiem. Jedna strona mnie jest realistką, która wolałaby na tą pierwszą jazdę pouczyć się na lonżowniku, ale ta druga jest marzycielką oraz optymistką, to jej się częściej słucham i nie miałam nic przeciwko galopowi w terenie. Właściwie nie czułam żadnych innych emocji prócz szczęścia, rozbawienia i spokoju. Co do klaczy była jak najbardziej w porządku. Uważam, że jest nudno jeździć na idealnych, ułożonych i wygodnych koniach. To koniec mojej opowieści z pierwszej jazdy 😂 Jak wyglądała wasza? A jeśli nie jeździcie, to co dziś robiliście?