W poniedziałek rano, budzik jak zawsze zaczął dzwonić o 7:00 a ja jak zawsze nie mogłam wyjść z łóżka. Kiedy w końcu mi się to udało o kazało się, że jest już 7:40.
Szybko nałożyłam na siebie bluzę (jakby pani od historii kazała włączyć kamerki) i odpaliłam laptop. Jednak po chwili całkowicie się zaciął a mi udało się dołączyć, jednak z 20 minutowym spóźnieniem.
Na następnej lekcji była religia offline więc uznałam, że coś zjem. Nie chciało mi się jeszcze ubierać więc poszłam do kuchni po jedzenie i picie.
Potem był w-f na którym nie miałam zamiaru ćwiczyć ponieważ nie dokończyłam śniadania, więc moja kamerka była cały czas wyłączona. W czasie lekcji przyjechała moja siostra z swoim psem, który wbiegł do mojego pokoju i zaczął porywać mi skarpetki. Zaśmiałam się kiedy za nią biegłam, że w-f mam zaliczony. Po skończonej lekcji przyszedł czas na matematykę. Ta minęła bez większych przeżyć i zwyczajnie przepisywałam zadania. Zostały mi dwie lekcje. Czy dwa języki polskie. A kiedy siostra kazała włączyć kamerkę szybko przeczesałam włosy (co i tak nic nie dało) i ją włączyłam. A zaraz po sprawdzeniu obecności szybko ja wyłączyłam. Uczyliśmy się jakieś gramatyki, ale ja i tak nie słuchałam. Ponieważ pies mojej siostry (Cookie) znowu wkroczył do boju i porwał mi kolejną skarpetkę. Na długiej przerwie wreszcie się przebrałam. A kiedy nastąpił czas na następną lekcję odetchnęłam z ulgą bo odbywała się ona offline.
Uważam, że ten dzień był dość zabawny. Ale tak chętnie wróciłabym do szkoły. Żeby wreszcie porozmawiać na żywo z nauczycielami i koleżankami.

Moje zadanie xd