Zaraz trzecia w nocy, a ja zostałam sprankowana przez dwa koty. Otóż leżę sobie spokojnie przy otwartym oknie i od dłuższego czasu słyszę takie miałczenie, jakby jakiś kotek zrobił sobie kuku i potrzebował, żeby jakaś miła osóbka wzięła go na opka i zabrała do środka, ewentualnie zawiozła rano do weterynarza. Mój kot jest w domu, więc nic nie mogło mu się stać. Wyszłam na podwórko, wołałam kici kici – cisza, więc odpuściłam. Po paru minutach wracam, bo nadal coś miałka. Ubrałam laczki i kurtkę mamy i wyszłam w krótkich spodenkach na dwór, ale już tak daleko na drogę, co było narażeniem życia, bo mogłam zostać porwana, zgwalcona, zabita albo wszystko po kolei i patrze, że jakieś oczka się świecą no to idę, jednak dwa koty. Jeden rudy, którego nie lubię z wzajemnością, a drugiego nie kojarzyłam. Pierwszy uciekł jak mnie zobaczył, a drugi siedział, więc pomyślałam, że może cos mu się stało, ale jak chciałam dotknąć to spiep/rzyl. Prawda była taka, że to była po prostu randka dwóch seme i nie mogli się dogadać, który ma więcej testosteronu (obstawiam tego drugiego, bo został dłużej).

Także kto jest błazen i wyszedł w za krótkich spodenkach od piżamy, laczkach i bez opatrunku na bardzo złamanym paznokciu z nadzieją, że uratuje jakiegoś kiciosza? this one