Przeżywam właśnie swój "it girl, glow up i inne dziwne frazy z angielskiego" moment. Dlaczego pytacie? Bo ewoluowałam w pół roku od "Boże, nie pójdę wgl na studniówkę, nikt ze mną nie pójdzie, a ja i tak nie umiem nic tańczyć i jestem brzydka" do stanu, gdzie (mimo dwóch lewych nóg) tańczę 4 rozpoczynające tańce (tak, moja szkoła pod względem tańca zaszalała w tym roku), z czterema różnymi ziomalami (chłop zezwolił, żadnych dram haha). Poza tym dostałam tytuł Abschlussbalfùhrera, czyli będę oprowadzać studenciaki z wymiany po studniówce, żeby germaniści se chwilę odpoczęli. No i przekonałam się do obcasów, bo kupiłam sobie super wygodne i to wcale nie takie niskie.

Kończąc te przechwałki trzymajcie kciuki bym się nie wypi*rdoliła na parkiecie

To będzie jedna z nielicznych kontrowersyjnych moich opinii na tej stronie, ale muszę to z siebie wyrzucić, bo nie wytrzymam… NIENAWIDZĘ zespołu/wykonawcy pastel ghost. Do jasnego grzyba, nie znoszę! Ich beaty są zbyt powtarzalne, a nuty syntezatora za płytkie, tymczasem w każdej, j€banej playliście o tematyce SF/cyberpunk/dystopia, musi się pojawić co najmniej jedną ich piosenka i doprowadza mnie to do szewskiej pasji, gdy wpadam w mood, czuje dobre wibracje, a tu nagle pojawiaja się te charakterystyczne okropne nuty!

Uff, no to żem wylała hate… A wy macie jakiś wykonawców, ogólnie lubianych, ale których zdzierżyć nie możecie?