Dobra, Opowiem wam o moim dniu (trochę nie chce mi się tego pisać bo jest tego sporo, ale cóż…)

Ok to przyjechała babcia z dziadkiem na grilla i wszystko było okej. Potem jechałam z babcią na rower, ale mądra ja zamknęła drzwi do domu i bramę do garażu a klucze zaniosłam tacie, a roweru nie wyjęłam. Weszłam przez taras, ale nie było kluczy i nie otworzyłam bramy, cofnelam się po klucze do taty i wyjechałam rowerem. (Klucze mu odniosłam)

Kawałek zajechałem, ale zapomniałam okolarow przeciwsłonecznych a słońce tak świeciło że cofałam się po nie do domu.

Na polance za lasem były 2 konie jeden duży a drugi trochę młodszy. Ten mały zaplątał się (znowu) wokół drzewa. (Już raz mu kiedyś pomagałam) chciałam mu pomóc, ale właściciel przechodził obok i on to zrobił. (Babcia panikowała jak się dowiedziała że ja już zaczęłam działać)
Odwiązał go i dowiedziałam się że ten starszy koń (mama młodszego) będzie mieć źrebaka.

Potem jechałysmy do domu (jechałyśmy dalej, ale wtedy nic się nie działo.)

Babcia cała drogę marudziła/narzekała, że już nie ma siły i że nie dojedzie, jeszcze komary gryzły i było gorąco. W pewnym momencie głowa mi zaczęła pękać. I szybko odjechałam kawałek dalej.

Babcia i dziadek pojechali do domu i przyjechała kuzynka.

Wymyśliliśmy zabawę kto dalej rzucia buta z chustawki (nie wnikać w tą zabawę xd😂)
I chciałam się rozciągnąć. Zrobiłam wykop nogi w górę, i…… Się wywaliłam xd😂😂😂 przy najprostszym ćwiczeniu. Bolalay mnie trochę nadgarstki, (bo spadłam z konia pewnie wiecie)
Ale wyobraziłam sobie jak to musiało śmiesznie wyglądać jak się wywaliłam i z kuzynka pękałyśmy ze śmiechu.
Ale to był dzień….

PS.
Jutro idę do stajni na trening. Ale się cieszę. Mam nadzieję że nie będzie to taki dzień jak dzisiaj…

PSS.
Wybaczcie że taki długi wpis.

PSSS.
Pewnie i tak nikt tego nie przeczytał, bo jest za długie.